Park dziateczek

Odgłosy gwałconych kobiet, rozdzierające krzyki mordowanych pijaków, płacz wykrwawiających się kochasiów. Krew przelewała się tam mocno, tak łatwo.

Dzieci spacerowały szarą aleją, trzymając w dłoniach pomarańczowe lizaki. Mijały rówieśników wracających ze spaceru. Wszystko kręciło się jak na najlepszej przejażdżce na karuzeli. Wszystko trwało jak najdłużej jakby bez końca. Gdzieś w zaroślach ciche szepty wymyślonych przyjaciół skandowały za cukierkową alternatywą życia. Przecież czas już nie groził, nie karał nieudaczników, pozwalał na więcej niż kiedykolwiek. To było dawno, działo się w parku. Gdy wiosna na odchodne dobijała dopiero co wyklute pisklaki. Zostawiała krwawy ślad i znacząc nim swą drogę, odchodziła w niebyt. Wtedy dzieci samotnie spacerowały po zielonym parku, bez rodziców. Rozmawiały ze sobą, sprzeczały się o niedojedzone lizaki leżące grzecznie na ławkach. Chowały się w cieniu przed palącym słońcem — jedynym dozorcą. Kleiste musy owocowe rozbełtane na betonowych kostkach alejek, które w mroku wierzbowych cieni staczały się bez ratunku. Tak jakby cudowne życie. Bez tych wszystkich utrapień. Już nie było kłótni. Nie było mordowania się nawzajem na młodych pochłaniających te obrazy oczach. Krzyki, popychanie, znieważanie. Filary tamtych czasów, niegdyś nieodzowny element spajający świat, teraz zwykłe badziewia. Dawno pochłonęły je ich własne piece.

''Stoliczku, co dzisiaj zjemy?'' - rozniósł się głos. Mały stolik stał pod trzema wiekowymi wierzbami. Był pusty, nienakryty.

Jedynie dwie małe dłonie gładził jego powierzchnię, oczekując na cud. Głód zaczął wdzierać się do myśli. Śrubował wszystkie marzenia, niszczył je, zamieniając w jedno, określone pragnienie — kromkę chleba. Blada twarzyczka uniosła wzrok ku niebu. Błękitne sklepienie poprzypomina jej, że kiedyś miała wszystko, co trzeba. Nie miała tylko tego, co chciała mieć w danej chwili. Ale nie rozumiała tego w ten sposób. Dla niej było ważne, że codziennie rano, na jej ulubionym talerzu czekało jedzenie. Nie byle jakie. Żadna czerstwa kromka chleba albo kawałek zerwanej w pośpiechu zieleniny. A przecież zdarzało się, że szary świat, mętna woda, w której tonęły marzenia o pięknej przyszłości, ślepnął na kilka dni. I właśnie te był najlepszymi w jej życiu.

Siedziała spokojnie pod jedną z wierzb. Wczoraj był je dzień. Park znowu wrzał, znowu słychać było śmiech i radość przelewała się w złotych pucharach. Kolejne wyroki, kolejna śmierć. Nie jedna, dwie. Krwi, nie przelano. Kiedy się obudziła, już ich nie było. Wybiegła z domu. Wiedziała jak trafić do parku. Oni już wisieli. Na dwóch wierzbach. Para dyndających kukiełek w pidżamach. Ta siła, mówiono o niej ''fajne szczęście'', bo wiedzieli, że było dobre i fajne. Kolejna zbłąkana duszyczka trafiła na zawsze do parku reszty dziateczek. Razem żyć, śmiać się, sprzeczać. Pomarańczowe lizaki w prezencie za to, że jest. Nie za dobry uczynek ani żadną pomoc. Po prostu. Pojawiały się pod ławkami w foliowych opakowaniach codziennie.

Teraz mogła tylko siedzieć pod tymi wierzbami. Ten pusty stolik nigdy miał się nie zapełnić. Ona wiedziała o tym i ta mała stojącą przy stoliku też. Trzynaście lat przygotowywała się na jeden dzień osądu. Zyskała wolność. Karuzela dalej się kręciła. Melodia następnego dnia wybrzmiewała zewsząd. A jej rodzice wysieli. Wysieli, bo zasłużyli, bo nie raz widziała krew na ścianie, nie raz płakała. Oni wisieli za karę, ona ich oglądała w nagrodę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Znowu zjebałem, ciekawe ten tydzień. Chociaż trolle nie grasują, uczciwe 0.0
  • Angela 05.12.2018
    Nie zjebałeś, tylko zwyczajnie dreszczy można dostać, czytając : )
  • Ritha 06.12.2018
    „Wszystko kręciło się jak na najlepszej przejażdżce na karuzeli. Wszystko trwało jak najdłużej jakby bez końca” – 2 x „wszystko” (zapewne zamierzone powtórzenie, ale mi się jednak lekko gryzie)

    „Gdzieś w zaroślach ciche szepty wymyślonych przyjaciół skandowały za cukierkową alternatywą życia” – o ja pierdolę…. to jest mega (!)

    „To było dawno, działo się w parku. Gdy wiosna na odchodne dobijała dopiero co wyklute pisklaki” – to też mi się podoba

    „Chowały się w cieniu przed palącym słońcem — jedynym dozorcą” – tutaj bym zamieniała miejscem na:
    „Chowały się w cieniu przed jedynym dozorcą — palącym słońcem”

    ‘''Stoliczku, co dzisiaj zjemy?'' - rozniósł się głos. Mały stolik stał pod trzema wiekowymi wierzbami. Był pusty, nienakryty” – to też mi siadło

    „Jedynie dwie małe dłonie gładził jego powierzchnię, oczekując na cud” – gładziły*

    „Głód zaczął wdzierać się do myśli” – to też git

    „Błękitne sklepienie poprzypomina jej, że kiedyś miała wszystko, co trzeba. Nie miała tylko tego, co chciała mieć w danej chwili.” – miała/miała/mieć (za dużo tego czasownika)

    „I właśnie te był najlepszymi w jej życiu” – były*
    „Wczoraj był je dzień” (jej?)
    „Krwi, nie przelano” – tu raczej niepotrzebny przecinek
    „Ta siła, mówiono o niej ''fajne szczęście'', bo wiedzieli, że było dobre i fajne” – nie rozumiem tego zdania
    „Teraz mogła tylko siedzieć pod tymi wierzbami. Ten pusty stolik nigdy miał się nie zapełnić. Ona wiedziała o tym i ta mała stojącą przy stoliku też” – tymi, ten, tym, ta, zaimkoza

    „Oni wisieli za karę, ona ich oglądała w nagrodę” – to mocne, kontrowersyjne wręcz

    Ok, parę duperelków, wynikających z tego, że (tak mi się przynajmniej wydaje) nie czytasz go za spokojnie potem. Tzn. na pewno czytasz, ale czy z odpowiednim skupieniem? Bo mi się wydaje, że oczęta tak ino latają po literkach wte i wewte, a babole jak były tak będą. W historii się troszkę zgubiłam, bo myślałam, ze to jakieś dzieciaki martwe, a to rodzice zawiśli. Ogólnie forma komentatorska u mnie średniawa, więc wybacz i trochem rozkojarzona, ale, do czego zmierzam – tekst zrobiła na mnie dobre wrażenie i cały czas widzę progres. Trafiają Ci się już zdania perełki, jak to: „Gdzieś w zaroślach ciche szepty wymyślonych przyjaciół skandowały za cukierkową alternatywą życia”. Fajnie, działaj dalej.
  • Ritha 06.12.2018
    Wszystko trwało jak najdłużej jakby bez końca - to zdanie ogólnie jest dziwne. Po pierwsze brakuje przecinka. Po drugie jak/jakby, po trzecie jest tu jakiś nadmiar.
  • marok 06.12.2018
    Ritha Dzięki za ten ''średni'' komentarz :)
    Zacznę w końcu czytać dokładniej, mówię to sobie zawsze a potem i tak no..wiesz :) No po prostu będzie lepiej :)
  • Różowa pantera 09.01.2019
    Gnój na polu lepiej wygląda niż ten tekst

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania