Policjantki cz.II
Wczesnym wieczorem deszcz nadal padał, raz mocniej raz słabiej.
- Hej Maryla, zaczekaj – zawołała starsza aspirant Karolina Rusałko widząc jak Maryla wsiada do samochodu po zakończonym dyżurze – co za pogoda, może byśmy pojechali na jakieś małe piwko?
- Chętnie, ale nie dziś – odpowiada Maryla – jestem jakoś nie w humorze.
Piwko poprawi ci humor.
- Nie, nie. Innym razem.
- No jak chcesz – powiedziała smutno Karolina.
Po przyjeździe do domu, Maryla wzięła prysznic. Na stole postawiła butelkę wina i usiadła w fotelu.
Po półgodzinie usłyszała dzwonek do drzwi, mimo że była tylko w szlafroku otworzyła. W drzwiach stanęła wysoka, smukła jasnowłosa.
- Wejdź chudzielcu – powiedziała Maryla.
„Chudzielec” rozpłaszczyła się usiadła na fotelu. Maryla poczęstowała kawałkiem tortu, który pozostał po 26-tych urodzinach. I tak rozmawiały przez godzinę o problemach w pracy i w życiu, popijając winko. Sylwia pracowała w piekarni. Blada, chuda. Maryla śmiała się, że swym wyglądem pasuje do piekarni. Nagle Sylwia wstała, podeszła do Maryli przysiadła przy niej i.. wsnuła delikatnie rękę pod podomkę. Maryla nie protestowała. Doznała przyjemnego uniesienia.
- Zostaw! - powiedziała jednak, a po chwili – może byś się wykąpała?
- Może razem?
Innym razem – odpowiedziała Maryla – ja już się wykąpałam.
Gdy Sylwia się kąpała, rozległ się dzwonek do drzwi. Przez judasza Maryla zobaczyła Tomka. Przez chwilę nie wiedziała czy go wpuścić. Wpuściła.
Rozmawiali chwilę w przedpokoju.
- Ktoś jest u Ciebie? - zapytał zorientowawszy się, że nie jest sama.
- Tak.
- A więc kogoś masz – ni to powiedział ni zapytał.
- Nie twoja sprawa.
W tym momencie wyszła z łazienki roznegliżowana Sylwia. Tomek był więcej niż zaskoczony. Nie wiedział co powiedzieć. Po chwili wybiegł z mieszkania, Po schodach. Z klatki bloku, tak szybko, że omal nie wpadł pod samochód.
Tymczasem Sylwia objęła Marylę. Przytuliła ją i powiedziała
- Chodź napijemy się.
Zaczęły rozmawiać. Maryla opowiadała o swoim nie łatwym dzieciństwie.
- Ojciec pił, bił. Klasyka – mówiła ze smutkiem – Matka... a... napijmy się.
- U mnie, to tak normalnie; pielęgniarka, przedszkolanka, rehabilitantka potem się zmieniało. -Chciałam nawet przeprowadzić się do większego miasta by prowadzić tramwaje.
- Tramwaje! - zaśmiała się Maryla.
- Prowadzić wycieczki też byłoby fajnie...
- U ciebie bardziej normalna rodzina.
- Normalna? Może normalna, tylko ja...
- Przestań! Idźmy spać.
- Ostatecznie wylądowałam w 100-letniej, rodzinnej piekarni.
- Idźmy spać – namawiała Maryla – Idźmy spać, ja jutro mam wolne, ale idźmy spać...
- Ja mam popołudniu w tej 100-letniej, rodzinnej piekarni. No to spać.
*
Następnego dnia, sierżant sztabowy Waldemar Poznański i starsza posterunkowa Julia Lipiec patrolowali od rana ulice miasta
00 do 04.
- 04 – zgłaszam się.
- Jedźcie na Polną 99, Gospodyni domku jednorodzinnego Twierdzi, że pomoc domowa czyli gosposia ją okradła. A jeszcze, ta gosposia, to Ukrainka czy z Białorusi. Właścicielka to Klementyna Leszczyńska von der Laernke i zatrzymała tą gosposie.
- Jedziemy. Polna 99 ? - chciała się upewnić Julia.
- Tak.
- Powtórz, jak się nazywa właścicielka?
- Klementyna Idalia Leszczyńska von der Laernke.
- To jest jedna kobieta czy dwie? - zapytał Poznański.
- Jedna. No jak dwie? Powiedziałem „I Dalia”. Idalia To jest imię takie jak Ildefons.
- Jaki Alfons? - zapytała Dominika
- I.. to po „von” mnie interesuje.
- Nie wygłupiajcie się. Jedźcie tam. Klementyna Leszczyńska, ulica Polna 99.
- Trzeba było tak od razu. Już – powiedziała Julia.
Po chwili byli już w domu pani Klementyny Leszczyńskiej.
- O to ona, ona mnie Olga Paraczenko pracuje u mnie od trzech miesięcy, a teraz mnie okradła – przywitała patrol właścicielka domu jednorodzinnego.
- Dzień dobry może na początek. Starszy aspirant Waldemar Poznański i starsza posterunkowa Julia Lipiec. To gdzie ona jest? - zapytał Poznański.
- Kto?
- No ta Ukrainka?
- Zamknęłam ją w piwnicy. Obywatelskie zatrzymanie.
- Idźmy tam – powiedziała Dominika.
Zeszli do piwnicy. Pani Klementyna otworzyła drewniane drzwi do niewielkiej komórki, gdzie pośród starych półek na których stały stare puste słoiki, kubki i inne rupiecie. Stare książki leżały na podłodze. Na starym kiwającym się krześle siedziała umorusana w samej bieliźnie dziewczyna o okrągłej twarzy i miłej aparycji. Teraz jednak na jej twarzy rysowało się zdenerwowanie i niepewność. Kobieta natychmiast wstała, przewracając krzesło.
- Pani Olga Taraczenko?
- Da.... Tak, ale ja nic... ja niczewo nie zrobiła, ja nie okradla. Nie znaju gdie je ten cholerny naszyjnik.
- Pani wyjdzie – powiedział Poznański.
- Śmiało. Nie bój się.
Powiedziała Dominika. Przy okazji chciała dodać jej otuchy.
- Jak tu się znalazłaś? - zapytał Poznański
- Gdzie twoje ubranie? - zapytała Dominika
- Tam leży na starej komodzie – powiedziała pani Klementyna.
- Ubierz się. Jak ty się tu znalazłaś?
- Ja przyjechała z Nowego Jaryczowa z pod Lwowa. Tam mieszka moja rodina. Tam ja skończyła szkolu. Ja chciała studiować w Lwowie. Nie miała pieniążków i musiała wyjechać za pracu...
- A w tej piwnicy? - zapytał Poznanski, gdy Olga się ubierała.
- Pani Klementyna zamknula mene i skazala roziebrać dohola.
- To nie prawda, ja tylko chciałam znaleźć ten naszyjnik, jest bardzo cenny, pamiątkowy, rodzinny, a... a sama chciała... rozebrała się. Bezwstydna!
- To nepravda! pani skazala meni stojać holoyu.
- Ja? kłamiesz!
Wyjaśnimy to sobie na komendzie.
- Ja też mam jechać? - zapytała pani Klementyna.
- Tak – powiedziała Dominika.
Po wyjściu z piwnicy, pani Klementyna chciała się przebrać, a Olga spakować, bowiem wiedziała, że tu nie wróci. Pomagała jej w tym Dominika, licząc, że może przypadkiem znajdzie ten cholerny naszyjnik.
Tymczasem starszy aspirant Waldemar Poznański rozglądał się po pokoju, w którym było dużo starych i antycznych mebli.
- No i zguba się znalazła! - trzymał w ręku naszyjnik – bo to ten naszyjnik, prawdopodobnie?
- Tak, tak. To ten.
Przyznała zadowoleniem gospodyni, po czym w padła w konsternacje. Zdała sobie sprawę, jak bardzo skrzywdziła Olgę, swoimi oskarżeniami. Natomiast z Olgi uciekło napięcie. Na chwilę zapomniała o upokorzeniach.
- No dobrze, ale co będzie z Olgą? - dociekał Poznański.
- Może tu zostać. Przecież. No ja nic do niej nie mam, to porządna dziewczyna – próbowała ratować swoją sytuacje gospodyni.
- Ni, ni, ja tu nie zostaniu! Ani minutki. Mowy ni ma! - stanowczo stwierdziła Olga.
- No, to może odejść. Przecież...
Dominika widziała i słyszała już trochę w tym zawodzie, ale zachowanie i charakter pani Leszczyńskiej wprowadziło ją nie małe osłupienie.
- A. co będzie zapłatą, wynagrodzeniem? - dociekał Poznański.
- Ni, ni, ja niczewo nie chcieć już.
- Pani Klementyna Leszczyńska von der Laernke zapłaci pani Oldze Paraczenko. Prawda?
- Tak, Tak. Oczywiście. Już płacę, drogie dziecko.
Po kilkunastu minutach wszyscy po za panią Klementyną opuścili dom. Olga udała się na dworzec, tak jak kaz gdzie zjadła obiad w bufecie, a następnie udała się do poczekalni, by zaczekać na Julię. Nie wiedziała co ją czeka, lecz nie bardzo miała wyboru. Około godziny 18-tej do poczekalni weszła Julia. Olga, gdy ją zobaczyła, natychmiast udała się za nią do Ŝkody Oktavi, a następnie odjechały do nieznanego dla Olgi celuPo kwadransie samochód zatrzymał się pod willą, w której to Ukrainka miała się opiekować starszym panem na wózku.
Ponieważ było już późno, Julia i Olga zrobiły kolacje, przy okazji zapoznała Olgę, gdzie i co jest w kuchni i ze wszystkimi obowiązkami w domu i wobec gospodarza. Przy kolacji, którą spożyli razem, Olga poczuła się niemal jak w rodzinie, lecz nadal nie wiedziała czego spodziewać się po Juli.
CDN
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania