Poprzednie częściPolicjantki cz.I

Policjantki cz.III

Następnego dnia. Sierżant Kamil Wolff i starsza posterunkowa Dominika Kozak, jak zwykle patrolowali ulice miasta.

- Możemy zajechać na pętlę?

- Autobusową, ale po co? Nic ciekawego tam się nie dzieje.

- Zajedźmy, proszę. No wiesz, mam potrzebę.

- A, rozumiem.

Po zajechaniu na pętlę autobusową, Dominika podeszła do autobusu numer 33 i poprosiła o kluczyki do ustępu.

- A jak pani komisarz...

- Pani starsza posterunkowa Dominika Kozak – przerwała zdanie kierowcy z kozią bródką - nie zdąży, a pan odjedzie? Zostawię kluczyk przy budce. Niech pan już da, bo jeszcze nie zdążę do budki i wtedy będzie gorzej.

- No raczej, to przestępcy powinni mieć pełne...

- Portki – dokończyła za niego, przestępując z nogi na nogę – No pan już da.

Dając jej klucze powiedział.

- Niech pani zostawi w tym pubie „Czas na las” dla kierowcy Damiana. Fajna z pani kobitka, może się umówimy?

Zapytał, gdy już z kluczykami biegła w kierunku budki „Toi Toi”, więc odpowiedzi nie otrzymał. Tymczasem sierżant Wolff pozostał przy samochodzie.

- 00 do 03 gdzie jesteście?

Na pętli autobusowej przy lasku „Na Topolisku”.

- To dobrze. Bo tam kawałek dalej jest obelisk jakiegoś świętego czy kogoś tam i właśnie tam czeka na was, Honorata Świebodzińska, która zgłosiła pobicie czy coś tam jeszcze. Jedźcie tam i zobaczcie co i jak.

- Ok.

Wsiadł do radiowozu i podjechał do drogi prowadzącej w las. Po chwili pojawiła się Dominika.  

- Wsiadaj. Podjedziemy pod jakiś obelisk. Gdzież tu jest, ale gdzie ?

- Pięćset metrów stąd. Znam ten rejon, te lasy. Co się dzieje?    

Nie zdążył jej wyjaśnić, gdy podjechali pod obelisk św. Huberta, zobaczyli siedzącego na ławce mężczyznę z obandażowaną głową.

  -  Sierżant Kamil Wolff i posterunkowa Dominika Kozak - przedstawił patrol -  Co się panu stało ? Kto pana pobił ? - zapytał.  

Mężczyzna nie odpowiedział. Milczał jakby wstydził się. Wówczas nieoczekiwanie odezwała się smukła kobieta, ubrana na sportowo, która uprawiała jogging.

- To ja go... tego pana pobiłam.

- Słucham? Nie rozumiem. Jak to pani?

- No, tak to ja. Potem... no gdy go uderzyłam, on upadł. Upadł tak nieszczęśliwie, że... że uderzył o konar... następnie jeszcze o kamień... pechowiec, bidulek. No, a potem biedaczka opatrzyłam i zadzwoniłam po was – relacjonowała kobieta.

- Czy pan to potwierdza? - zapytał sierżant Wolff.

- Tak, ale ja niczego nie zgłaszam – odpowiedział poszkodowany, głosem człowieka zrezygnowanego.

- Ale ja owszem – ponownie, nieoczekiwanie odezwała się kobieta.

- Pani? - zapytała Dominika i dodała - No właśnie, bo ja czegoś tu nie rozumiem.

- Bo, to ja jestem poszkodowana. Bo ten pan na mnie napadł...

- Na panią? - zdziwiła się Kamila.

- Tak. Na mnie.

- A pani się broniła?

- Tak właśnie, pani Honorata się broniła – potwierdziła z ironią.

- Czy pan to potwierdza?

Mężczyzna milczał.

- Pana nazwisko?

- Kataloński. Wojciech Ryszard Kataloński.

- A pani nazwisko?

- Świebodzińska. Honorata Anna Maria Bernadetta przez dwa "te" Świebodzińska.  

Dominika i Kamil popatrzyli na siebie.

- Gdzie się pani tak, tego... nauczyła się ?  - zapytała Dominika.

- W szkole walki i samoobrony < Kimura > na Balonowej.

Kobieta odpowiadała szybko i głosem pewnym.

  -   Zapisać panią ?

- Nie, dziękuję - odpowiedziała Dominika.

- Szkoda. Widać, że jest pani posterunkowa wysportowana...

- Starsza posterunkowa – przerwała Dominika Kozak.

- Niech już pani będzie. Starsza posterunkowa. To co poćwiczy pani? A, zapomniałam, pani starsza ma je... te ćwiczenia, pewnie na policji. W  ramach...  

- A pani nie uprawia zawodowo tych walk ? - pytaniem przerwał sierżant Wolff.

- Nie, jestem rehabilitantką. Pracuję w MORO.

- W miejskim ośrodku rehabilitacyjno-ortopedycznym na Bułgarskiej? - chciał się upewnić.

- Tak. Właśnie tam – potwierdziła Honorata.

- To dziękujemy pani.

- A jeszcze jedno. Ta torba to pani?

Zapytała Dominika, podchodząc to torby, a kiedy nie fortunnie podniosła, wysypała jej zawartość.

- A to co? Narkotyki?

- To pani?

- Nie!

- Tak to jej. W to mnie nie w kręci!

Ocknął się mężczyzna, który do tej pory siedział cicho i spokojnie.

- Dobra. Moje, ale... tak nie do końca... bo...

- Bo? A to już sobie wyjaśnimy na komisariacie. Pani pojedzie z nami, pan też.

Gdy narkotykowi przesłuchiwali Honoratę Świebodzińską i Ryszarda Katalońskiego, starszy aspirant Waldemar Poznański i posterunkowa Julia Lipiec patrolowali ulice miasta. Podczas patrolowania niewiele się działo. Postanowili wejść na stary niewielki cmentarz. Cmentarz ten znajdował się nie daleko technikum ekonomicznego i gastronomicznego. Część osób odwiedzających cmentarz a także mieszkańcy z okolicznych budynków skarżyli się na młodzież, która się tam zbierała. Na razie jednak cmentarz wydawał się prawie pusty.  

- Ty, Julia. A ty dlaczego wstąpiłaś do policji?

- Tak jakoś wyszło. Najpierw chciałam być psychologiem. Chociaż czy ja wiem czy tak chciałam... Po śmierci rodziców...

- To twoi rodzice nie żyją? Współczuję - przerwał Waldek

- Miałam 18 lat gdy zginęli w wypadku samochodowym, tuż przed urodzinami. Dzięki wujkowi... mogłam ukończyć liceum. Po maturze poszłam na psychologię, ale przerwałam i ukończyłam szkołę policyjną.

- Przerwałaś psychologię czemu?

- No, nie tak. Mam licencjat z psychologii, może kiedyś... może w przyszłym roku dokończę i będę panią mgr. Poczułam jednak ciągoty do munduru, do dyscypliny, ja bym tak wszystkich na baczność postawiła i przeczołgała...    

- Żartujesz? Taka miła, subtelna dziewczyna jak ty.      

- Nie znasz mnie - popatrzyła na jego zdziwioną twarz - No może troszeczkę żartuję. Od ponad roku pomagam takiej wieloletniej rodzinie. Wdowa z czwórką dzieci, w tym dziewczyna na wózku.    

- No widzisz... Pięknie.

- Na początku chciałam dla niej oddać krew. Nie udało się, ale i tak oddaję.

- No widzisz...

- Najbardziej lubię jak wbijają mi igłę.

- Żartujesz?

- No może trochę. A co ty taki delikatny. Opowiedz o sobie.

Miał już zacząć gdy Julia, która domyślała się, że młodzież z szkół lubi zebrać się z drugiej strony muru okalającego cmentarz. Znała to miejsce na tyle dobrze, że przez wyrwę w murze wraz z Poznańskim przedostali się na drugą stronę. I...  

- Bingo! - krzyknęła.

- O! dzień dobry paniom – powiedział Poznański i zapytał – a co panienki palą?

- Papierosy – odpowiedziała jedna z nich.

- Na pewno? - zapytała Julia - a i to nieładnie, prawda panie starszy aspirancie.

Poznański nie zdążył odpowiedzieć, gdy usłyszeli;    

- A co chcesz zapalić?  

Pytaniem, odpowiedziała nie wysoka dziewczyna o śniadej twarzy i włosach smolistych, takiej latynoskiej urodzie. Widząc minę aspiranta podała Julii papierosa. Policjantka pociągnęła, a następnie zaciągnęła się na dobre. Tymczasem starszy aspirant Waldemar Poznański, zapytał;

- Jak się nazywacie?

- Trąbka i Bombka – odpowiadała wysoka jasnowłosa blondynka o pełnej okrągłej twarzy podała legitymacje szkolną.

- Żarty wam się trzymają. Może odechcą się wam jak pojedziemy na komendę.

Podała legitymacje. Na legitymacjach było napisane Julitta Trąbka i Magdalena Bąmpka, trochę nieortograficznie, ale zawsze. Poznańskiemu zrobiło się nie swojsko. Nastąpiła krótka cisza, którą przerwała pytaniem Julitta.

- No i co? To papieros?

- Papieros – przytaknęła starsza posterunkowa Lipiec.  

- No to już pani posterunkowa starsza wypali sobie do końca.  

Julia zwróciła się do trzeciej dziewczyny jak by dopiero teraz o niej się przypomniało, jakby teraz wstydziła się że wypaliła jej pół papierosa.

- No ja tu przyszłam na chwileczkę, mam przerwę w lekcji wuefu i muszę wracać – mówiła jakby usprawiedliwiała się i to że stoi w samym stroju gimnastycznym w chłodny październikowy dzień – to mogę już iść? - zapytała.

- Idź – powiedział Poznański.

- Dziękuję – odpowiedziała - A tak przy okazji to po zdaniu matury chyba zapiszę się do was. W tych mundurach wyglądacie bardzo ekstra tak o...- powiedziała na odchodne, biegnąc już w kierunku szkoły dodała -  nazywam się Kamińska, Lidka Kamińska z drugiej klasy technikum ekonomicznego.

- I wy też, idźcie sobie - powiedział Poznański z rezygnacją w głosie.

Po chwili wszyscy rozeszli się.  Starszy aspirant Waldemar Poznański i posterunkowa Julią Lipiec, szli w kierunku radiowozu, gdy wróciła do tematu swojego wolontariatu, otrzymała telefon.

- O wilku mowa, jak to mówią.

- A co nazywa się Wilk?

- Nie no co ty. Pani Perliszek

W samochodzie starsza posterunkowa wyjaśniała, że kobieta, o której opowiadała, chce by Julia z młodym poszła jutro do urologa, bo ona nie może.  

- A co mu jest ? - zapytał Poznański, gdy ruszył radiowozem.

- Nie wiem. Profilaktycznie czy jak? Do urologa? Mam wolne to pójdę, to się dowiem.

- No to pięknie tak.

- Zawsze tak „przytakasz”?

- Mówi się przytakujesz – zakończył rozmowę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania