Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Pomalowany dom 3
Przyjaciele wracali samochodem w kompletnej ciszy. Dopiero dźwięki wydobywające się spod maski furgonetki sprawiły, że Armand wycedził przez zęby kilka przekleństw, a to zaś sprawiło, że Bruno parsknął śmiechem.
- Nie śmiej się, bo jak zatrzymamy się na środku drogi to ty będziesz go pchał – rzucił blondyn.
- Niby czemu? Nie moja wina, że twój stary ma starego grata, którego nie daje do przeglądu – odpowiedział brunet zgryźliwie, uznając że może obie na to pozwolić.
- Jak wrócimy z Norwegii to kupię sobie nowiutkiego Mercedesa. Wtedy znalezienie dziewczyny będzie kwestią zatankowania baku do pełna – rzekł blondyn z satysfakcją w głosie.
- A co z Elizą? - zapytał przyjaciel.
- Nic z Elizą. Puściła się, więc kazałem jej wypierdalać. Powiem ci jedno, młody: kobiety są z pozory urocze i niewinne, ale to diabły wcielone.
- Więc na co ci imponowanie im Mercedesem? - rzucił sucho Bruno.
- Niestety te diabły mają coś, czego my pragniemy, dlatego chcąc nie chcąc i tak będziemy się za nimi uganiać.
- Masz na myśli to coś, między ich nogami? - dopytał Bruno, mimo że dobrze znał odpowiedź.
- Chodziło mi o to, co mają pod lewą piersią, zaraz pod żebrami – rzucił Armand niewinne, po czym wybuchnął śmiechem – Jasne, że chodziło mi o cipkę. Choć ich serce zawsze idzie w pakiecie, pamiętaj.
- Tak, wiem że każdy człowiek posiada serce i inne organy. Nie musisz przypominać – rzucił Bruno, wyciągając papierosa z kieszeni kurtki.
- Grunt, by nie dać wejść sobie nikomu na głowę. My musimy rządzić, my faceci. Zawsze! – rzekł stanowczo blondyn. Bruno uniósł wzrok i ku jego zaskoczeniu, znaleźli się na placu, tuż przed jego domem. Pożegnał się z przyjacielem i stojąc już na równych nogach zapalił drugiego papierosa w ciągu dnia.
- Jak było na rybach? - zapytał Konrad, kiedy tylko wpadł na syna.
- Dobrze. Co prawda nic nie złowiliśmy, ale było blisko – rzekł brunet, unikając wzroku rodziciela.
- A co tak śmierdzi? Paliłeś? - To pytanie zostało zadane tylko po to, by rozpocząć dyskusję, która nie była na siły Bruna.
- Nie, nie paliłem. Armand palił. Mamy jeszcze piwo? - Bruno szybko zmienił temat, co było jego specjalnością od dłuższego czasu.
- Tak mamy. Czeka na ciebie w lodówce.
- Dzięki – wycedził przez zęby, szybko znikając w rogu kuchni. Chciał w spokoju położyć się na kanapie i obejrzeć coś odmóżdżającego, ale musiał przed tym pokonać małą przeszkodę: swoją młodszą siostrę Annę. Dziewczynka padła na czworakach i zanim brunet zdołał jakkolwiek zareagować, chwyciła go za łydkę, by już po chwili przylec do niej kurczowo całym ciałem. Bruno nie był zaskoczony, ponieważ zawsze kiedy nie miał ochoty na towarzystwo, ona wyłapywała to swoim chytrym, młodym umysłem, by tylko zrobić mu na złość.
- Anno, możesz pozwolić mi coś zjeść? - rzucił starszy brat, podnosząc ją przy wykonywaniu kroku.
- Słyszałam, że idziesz po piwo – rzuciła siostra, szczerząc się do niego, swoim szczerbatym uśmiechem.
- Piwo to też jedzenie. Ma kalorie – rzucił, wykonując kolejny krok, ku ucieszę Anny.
- A co to kalorie? - dopytała dziewczynka. Zawsze zadawała mnóstwo pytań.
- W sumie lepiej żebyś tego nie wiedziała – rzekł brunet, wreszcie otwierając lodówkę. Oczy rozbłysnęły mu na widok napoju w kolorze ciemnego bursztynu. Wyjął butelkę i pocałował ją z radości.
- Też chcę! - krzyknęła Anna, wstając na równe nogi.
- To nie napój dla dziewczynek, tylko prawdziwych mężczyzn – powiedział Bruno, sięgając po otwieracz, który zazwyczaj schowany w drugiej szufladzie pod blatem kuchennym. Tym razem niestety go tam nie było.
- Tato, masz tam otwieracz?! - zawołał głośno brunet, ukazując tym swój niski, męski głos. Pamiętał doskonale jak ciężko przechodził mutacje, po której każdy był zaskoczony jak bardzo jego głos się zmienił. Koleżanki z klasy zaczęły z tego powodu patrzeć na niego ze zdecydowanie większym zainteresowaniem, a kiedy zaczął trenować, wprost nie mógł się opędzić od licznych spojrzeń płci pięknej.
- Tak mam. Choć, obejrzymy razem film – Bruno, co prawda zamierzał obejrzeć coś w pojedynkę, ale towarzystwo ojca po spożyciu dwunastoprocentowego napoju nie robiło mu większej różnicy.
- Co włączyłeś? - rzucił syn do Konrada, z którym miał zdecydowanie gorszą relację niż chciał mieć.
- Film wojenny – rzekł, podając mu otwieracz. Bruno nie przepadał za tego typu kinem. Sam nie wiedział dlaczego. Może był na to zbyt miękki?
- Może obejrzymy jakąś komedię; tak na poprawę humoru? - rzekł Bruno, pogodnym tonem, który zakrył rozczarowanie obecnie włączonym filmem.
- Wiesz, że nie przepadam za komediami – rzucił Konrad, który bardzo rzadko podnosił kąciki ust.
- Pewnie temu jesteś taki ponury – powiedział Bruno, biorąc spory łyk piwa.
- W moim wieku też taki będziesz – wycedził Konrad z rezerwą w głosie.
- Już nie mogę się doczekać – zaśmiał się brunet, ponieważ nie wierzył, iż jego wiek wpłynie na jego postawę.
- Wiesz, czas zmienia ludzi. Im więcej złego się wydarzy, tym człowiek bardziej obojętnieje. Pewna iskra w oczach znika. Na zawsze – powiedział Konrad spokojnym tonem, który sprawił, że po plecach Bruna rozeszły się ciarki. Wizja opisana przez ojca wydała mu się, aż nazbyt przerażająca.
- No, ale przecież nie każda osoba w twoim wieku taka jest. Na przykład nasz dalszy sąsiad Edgar i jego żona mimo siedemdziesiątki na karku dalej mają w sobie radość i ikrę. Myślę, że… - rzucił Bruno, zastanawiając się przez dłuższą chwilę, ponownie biorąc spory łyk piwa: - Myślę, że stałeś się taki z powodu mamy – Bruno powiedział coś, czego mówić nie powinien. Zapanowała nagła martwa cisza. Było tak cicho, że dźwięk przelatującej muchy zrobił się nagle groteskowo głośny.
- Włącz sobie tę komedię. Ja idę na górę – powiedział ojciec, podnosząc się na zbolałych nogach – Ja idę spać.
- Dobrze, jak chcesz – rzekł Bruno, ledwo odczuwając wyrzuty sumienia, które ze zdwojoną siłą dopadły go następnego ranka.
Kolejny skwarny dzień zawitał na przedmieściach Katowic. Pierwszą osobą, która wstawała była mała Anna, która zmuszała resztę domowników by dotrzymali jej kroku. Konrad pomimo ruszania się z łóżka zaraz po wstaniu córki, nie spieszył się specjalnie z wykonywaniem jakichkolwiek obowiązków, ponieważ była sobota. Dzień wolny w odstępstwie od nudnych dni w szkole w której Konrad nauczał języka angielskiego. Opuścił łóżko, kierując się w stronę schodów, by zrobić córce śniadanie, ale zaraz przed tym uchylił drzwi do pokoju syna. Chłopak leżał odwrócony twarzą do ściany. Zawsze opuszczał łóżko jako ostatni, co bardzo drażniło Konrada.
- Wstawaj Bruno! Miałeś szukać pracy, pamiętasz?! - rzucił jego ojciec, który na każdym kroku rzucał mu jakieś rozkazy. Odwrócił się na równe plecy, odpowiadając niechętnie: - Pamiętam doskonale. Dziś to załatwię – oznajmił, powoli opuszczając łóżko. Kiedy był już w pozycji siedzącej, przeczesał palcami gęste włosy, by nareszcie stwierdzić, że warto umówić się do fryzjera.
Brunet skierował się do łazienki, spoglądając na swoje odbicie. Jego mina prezentowała zmęczenie; nie fizyczne, ale psychiczne. Uczucie niepokoju, a zarazem pustki nie opuszczała go na krok. Chciał, by nareszcie się to zmieniło, by mógł w końcu obudzić się, czując że wszystko jest tak jak powinno być. Sięgnął po piankę do golenia, nanosząc ją na swój dwutygodniowy zarost, po czym pozbył się go co cna za pomocą jednorazowej maszynki, używanej po raz dziesiąty.
Anna zajadała się kanapkami z nutellą, a Konrad piciem czarnej kawy. Rzadko jadał śniadania w weekendy, bo uważał to za stratę czasu. Poza tym jego apetyt praktycznie nie istniał od dobrych dwóch lat.
- Hej szczerbata – rzucił Bruno do młodszej siostry, którą poczochrał po jasnej blond czuprynie. Za każdym razem, kiedy zdradzali swoje więzy krwi, ludzie wokół nie ukrywali zdziwienia, bo w przeciwieństwie do Bruna, Anna była blada jak śmierć.
- Nie mów tak do niej – pouczył go ojciec, nie odrywając wzroku od gazety politycznej.
- Przynajmniej nie wyglądam jak czubaka – powiedziała nagle Anna, śmiejąc się do rozpuku. Bruno poczerwieniał na twarzy, przyznając tym, iż riposta siostry była udana.
- Kurde, co z ciebie wyrośnie za parę lat, jak już teraz umiesz tak mi się odszczeknąć – powiedział brat, unosząc kąciki ust. Bardzo przepadał za Anna, pomimo nie okazywania tego w oczywisty sposób.
- Na pewno wyrośnie na równie porządną kobietę, co Alicja – rzucił Konrad, przywołując imię najstarszej córki. Bruno przewrócił oczami; nie trawił wywyższania postaci starszej siostry, tylko dlatego, że skończyła studia prawnicze.
- Na pewno. Albo będzie pracować na kasie w sklepie. Co za różnica? - rzucił Bruno pod nosem, mając pewną obawę, by zrobić to głośniej.
- Żadna, ale chciałbym żebyście mieli lepiej ode mnie, rozumiesz? - rzucił Konrad, nie kryjąc zniecierpliwienia. Anna widząc to szybko dojadła kanapkę i ruszyła do salonu oglądać bajki.
- Ale nie jest nam lepiej, kiedy wywierasz na nas ciągłą presję! - rzucił Bruno, tym razem głośniej i pewniej. Stał z wyprostowanymi plecami, zauważając wtedy, że udało mu się dorównać wzrostem ojcu.
- Idź na tę budowę i zejdź mi z oczu – rzucił Konrad, opuszczając kuchnię. Bruno został w niej dłuższą chwilę, zastanawiając się dlaczego pomimo zachowania się asertywnie, poczuł się tak bardzo beznadziejnie.
Pomimo, iż dzień rozpoczął się od bezchmurnego nieba, powoli zaczęły pojawiać się na nim pojedyncze obłoki, a po niespełna godzinie ciężko było dostrzec jakiekolwiek fragmenty błękitnego nieba. Bruno rzecz jasna nie zwrócił na to większej uwagi; zabrał swój stary rower, spoglądając w skupieniu na drogę przed sobą, by przypadkiem nie stracić równowagi, tak jak to miało miejsce kilka tygodni temu. Chłopak często się zamyślał, co było jego odwiecznym problemem, ale dopiero od niedawna zaczął zdawać sobie sprawę jak bardzo negatywnie wpływało to na jego życie. Wziął głęboki oddech i zaczął pedałować z całych sił, by szybko dotrzeć na budowę i zapytać o pracę. Bruno chciał bez wyrzutów sumienia wykorzystać swój ostatni dzień wolności.
- Dzień dobry – rzucił do budowlańców, których spotkał przy bramie wejściowej.
- Dzień dobry – odpowiedzieli od razu, ukazując ukraiński akcent.
Chłopak zapukał do drzwi biura, cierpliwie czekając na odpowiedź z drugiej strony.
- Proszę – usłyszał zza drzwi miły, kobiecy głos, po czym wszedł do środka bez zastanowienia. Kobieta po czterdziestce, przyjrzała mu się zza okularów w grubej, czarnej oprawie, poprawiając przy tym rudą fryzurę, ściętą do ramion. Od razu dało się zauważyć, że niedawno odwiedziła najlepszego fryzjera w okolicy.
- Co się tu sprowadza, synu Konrada? - rzuciła entuzjastycznie, przypominając chłopakowi że w jej oczach jest tylko synem faceta, który dorabiał u niej na czarno przez dobre kilka lat.
- Chciałem zapytać się o pracę – rzekł jednym tchem, poprawiając przy tym opadającą grzywkę na czoło.
- Niestety mam już pełny skład – rzuciła jakby nigdy nic. Niestety dla Bruna nie było to nic; poczuł się jakby ktoś z zaskoczenia przywalił mu pięścią z brzuch, sprawiając że jego wnętrzności zaczęły palić ogniem.
- No nic, dziękuje w takim razie – powiedział, siląc się na uśmiech. Nie chciał okazać słabości, choć wiedział, że nie sposób nie było dostrzec rozczarowania w jego oczach. Wrócił powolnym krokiem do roweru, zastanawiając się czy chce w ogóle wracać do domu, by przyznać się do swojej sromotnej porażki.
Bruno na odchodne rzucił zawistne spojrzenie Ukraińcom. Dzięki tej sytuacji uświadomił sobie dlaczego Armand zachęcał go do wyjazdu z Polski, w której otrzymanie jakiejkolwiek pracy zaczynało wiązać się z cudem. Konkurowanie z imigrantami, dostającymi mniejszą pensję dyskwalifikowało go na początku, zwłaszcza kiedy był gnojem bez doświadczenia, ani żadnych perspektyw na przyszłość.
Kiedy chłopak wsiadł na rower, nagle zaczęło padać. Nie mógł uwierzyć, że nawet pogoda musiała być przeciwko niemu, a jednocześnie była spójna z tym co akurat czuł. Smutek i deszcz towarzyszyły mu przez całą drogę, a kiedy był już na miejscu, dosięgnął go palący wstyd.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania