Poprzednie częściPoprawczak I

Poprawczak część II 4

Parada

 

A kiedy wszyscy przywitali się ze wszystkimi, zaczynał się oficjalny bal i przystępowano do frontalnego ataku. Na pierwszy ogień wysuwano harcowników, ochotników szkolonych w zagajaniu akademickich dyskusji, w czuwaniu nad jej sprawnym przebiegiem, całokształtem i tempem.

 

Rozbrzmiewał gong, rozlegały się fanfary zapowiadające otwarcie festiwalu, a zewsząd lały się strumienie uprzejmości.

Poprzeplatane rewerencjami, nabierały blasku; rozpoczynał się wyścigowy przegląd, krytyka i aukcja plotek, puszczanie w ruch niesprawdzonych wieści, wieści podawanych z ust do ust, roztrzęsionym głosem i zaaferowanym szeptem.

 

Dla Martusi najgorsze było to, że wiedziała za mało, by stawać z wujami w szranki. Miała świadomość, iż choćby żyła sto lat, i tak nie dowie się, co ich ekscytuje. Jej obecność wśród nich ograniczała się do milczącego potakiwania i roztrząsania myśli, których logiki na próżno starała się dociec.

 

Czuła się przy nich tak, jakby była w szponach ignorancji. Nagromadziło się w niej tyle dyletanctwa, tyle amatorszczyzny, widziała w sobie tak duży arsenał luk i niedostatków, że, patrząc w ich twarze, widząc, jak dyskutują, jak swobodnie przekraczają progi niedostępnych dla niej kwestii, nie umiała zorientować się w tym, skąd biorą się ich natychmiastowe riposty, ich bystre uwagi, ich zaskakujące przeskoki wśród mrowia zagadnień.

 

Oto znajdowała się w otoczeniu bywalców bon motów, oto głupiała z niepokoju, traciła dawniejszą swadę, stroiła do nich kretyńskie, uniżone miny, trzęsąc się z obawy, że przy tych inteligentach z prawdziwego zdarzenia, wypadnie jak żołnierz pokonany przed bitwą.

O tym pisała w listach, o tym starała się poinformować mnie, gdy zostaliśmy rozdzieleni, gdy drogi przestawały prowadzić nas w tym samym kierunku, gdy nasza odległa bliskość urwała się raptownie.

 

praca

 

Na szczęście odżyła w domu opieki, zakładzie przeznaczonym dla sędziwych małolatów, w apartamentowcu o nazwie Poprawczak.

 

Przyjechała tu, ponieważ zagwarantowano jej kontakt z nestorami. Otrzymana, pierwsza praca po studiach, polegać miała na chodzeniu po mieszkaniach, na skontrolowaniu, czy ich prośby o przyjęcie zgodne są z tym, co sama ujrzy. Sprowadzać się miała do wygaszania zatargów pomiędzy ewentualnymi mieszkańcami.

 

Początkowo praca była dla niej koniecznością, zarobkowym warunkiem przetrwania. Wkrótce jednak konieczność zastąpiła pasją, a jej obowiązek przekształcił się w obserwacyjny głód. Co prawda nadal była mordęgą, ale mordęgą uwzniośloną przez żar.

 

Nafaszerowana ideami, które nie wydawały się jej mrzonką, przepojona humanitarnymi pomysłami do wdrożenia od zaraz, zaczęła swoją działalność od rekonesansowych, nieoficjalnych i ostrożnych wędrówek po terenie, od wypraw do jego zakamarków, do stref dostępnych wyłącznie dla personelu.

 

Obiecała sobie, że jak już na własne oczy zaznajomi się z budynkiem, weźmie się za zrobienie spisu kwestii, z którymi musi się zmierzyć naprzód. Toteż zwiedziła kuchnię, pralnię, szklarnię pod uprawę nowalijek, zajrzała do kotłowni, spenetrowała hotel dla pielęgniarek i zahaczyła o kostnicę, była w magazynie z łachmanami i odwiedziła warsztat napraw rehabilitacyjnego sprzętu.

 

Dyżurka

 

Lecz przede wszystkim wyruszyła do dyżurki. Dyżurka należała do wielofunkcyjnych pomieszczeń. O szóstej rano oddziałowa dokonywała codziennego układania pigułek i mikstur.

 

Na tacki z nazwiskami chorych i numerami zajmowanych przez nich sal, wędrowały zaordynowane leki. Ci, którzy mogli zjawić się w niej o własnych siłach, otrzymywali bandaże, plastry i ligninę, opatrunki maskujące zniekształcenia. A ci, którzy znajdowali się w stadium oczekiwania na przeniesienie na neurologię, nie spodziewali się już niczego.

 

A pomiędzy siódmą, a śniadaniem o ósmej stawała się pokojem socjalnym. Przemieniona w zastępczy gabinet upodobniony do namiastkowego SPA, w buduar chroniący przed dźwiganiem i roztrzęsionym prowadzeniem do ubikacji, od wylewania nocnej zawartości kaczorów, od sprzątania, odkurzania i wyrzucania rzeczy zbędnych do pojemnika na gałgany. Zziajane pielęgniarki i salowe uwalniały się tu od wysłuchiwania ciągle tego samego repertuaru skarg, plotek i pomówień, oswobadzały od wdawania się w mediacyjne rozejmy pomiędzy zwaśnionymi mieszkańcami. Uciekały przed byciem ich arbitrażowymi spluwaczkami. Wyzwalały się od słuchania ich mamlających zwierzeń, apodyktycznego orzekania o czyjejś wydumanej winie i stawania się upierdliwą stroną konfliktu.

 

Metamorfoza

 

Równo z zakończeniem porannych toalet, od siódmej do rozbieganej godziny karmienia tych, co nie byli w stanie dojść do jadani, podnieść się z łóżka, ruszać ręką, chwycić za talerz bez rozlewania zupy, czy przełykać bez pośrednictwa wężyka, dyżurka przepoczwarzała się w kawiarnię, w lokal do mówienia o wszystkim, byle nie o tym, co działo się za zatrzaśniętymi drzwiami.

 

Za drzwiami, na głucho zamkniętymi przed natrętami, znajdował się poczciwy brudownik. Było to zapasowe królestwo oddziałowej, wnęka z pudłami zastrzyków, strzykawek i bielizny na zmianę, z ostemplowaną pościelą dla ostemplowanych ludzi, dla istot noszących na sobie przyszły numer kwatery: był to bezpieczny wybieg dla karaluchów, istna promenada, zwykłe miejsce przechowywania basenów, szczotek i odkurzaczy.

 

Zajrzała również do stołówki. Mimochodem, jak gdyby od niechcenia patrzyła w seledynową głąb pomieszczenia dochodziła do wniosku, że czas był tu racjonowany posiłkami. Razem z uderzeniem gongu, drżącym truchtem przydziałowych bamboszy, żarłocznym strumieniem napływała głodna dziatwa nieszczęśników. Pokornie odstawiała pod ściany swoje laski, szwedki i balkoniki.

 

Śniadanie, z obowiązkową zupą mleczną dymiącą w poszczerbionych wazach, z chlebem pociętym na opłatki, z kostkami masłopodobnego lepiszcza, miodem, dżemem czy twarogiem, z kubkami kakaowej cieczy w niedzielę, a słodzonej kawy z domieszką ciepła w powszedni dzień, śniadanie pozwalało otrząsnąć się, przezwyciężyć nocne zjawy zaczopowane pod meblami, uwolnić od desantu szatanów przerażająco i w beztroskim skupieniu defilujących, całymi pułkami, całymi ołowianymi szwadronami, szyderczo paradujących granią sekretarzyka; śniadanie pozwalało przezwyciężyć huraganowe kontrofensywy dolegliwości, zapomnieć o zmorach produkowanych przez halucynacje, ciemność i odnieść zwycięstwo nad sobą, nad wszechogarniającym poczuciem własnej znikomości.

 

Śniadania, do których dożyli, zmywały z ich twarzy nie tylko osad, szlam i śluz wszelkich udręk, ale dawały im ostrożną nadzieję na dotrwanie do obiadu, a kto wie, czy nie powiedzie się im i doczłapią do kolacji.

 

Po wieczerzy jadalnia była świetlicą z telewizorem i przed nocną toaletą mieszkańcy udawali się do niej. Dyżurny nadzorca odpalał pudło z nowinami i otwierała się kolorowa przestrzeń, rozlegał buczący pomruk urozmaicony rozkasłanymi komentarzami z tylnych rzędów.

 

Na ekranie dobre i vice dobre wiadomości grały w ciuciubabkę. Do dwudziestej drugiej świetlica zanosiła się od westchnień i pohukiwań ludzi słyszących co trzecie słowo, a rozumiejących tylko te, których nie dosłyszeli.

 

A o dwudziestej drugiej sekund pięć, do świetlicy naelektryzowanej banialukami, wkraczał pielęgniarz i zamaszystym susem dopadał wyłącznika telewizora, który, rozregulowany, od lat nie trzymał koloru, ale był za to matowym oknem wypuczonym na świat.

 

Na nic protesty, żachnięcia i odwoławcze spazmy, że zaraz się kończy. Regulamin, rzecz święta, mówił, i nie było odwrotu: zakręcał kurek ze szklanym wodolejstwem. Ekran gasł i zaczynały się rwetesy, zmagania z odstawianiem krzeseł i pochmurnym ciurkiem wracanie do sal.

cdn

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (40)

  • Lakion 26.09.2019
    Nie czytałem poprzednich części, ale jak dla mnie jest to po prostu nudne. Za dużo wodotrysków, które siłą się na "intelektualizm". By nie było, odnoszę się po prostu do tekstu. Może i to fajnie wygląda, ale czyta się po prostu źle. Trudno skupić się na tekście, bo zamiast tego człowiek wetuje w swojej głowie znaczenia użytych przez autora słów, ewentualnie sięga po słownik. Nie wyobrażam sobie czytania książki dla przyjemności z słownikiem w ręku. Sorki.
  • refluks 26.09.2019
    Można na fb, tam nie brakuje prostych przekazów w memach, a w gifach wodotrysków intelektualizowujących się na siłę jak na lekarstwo. I nie trzeba słownika. Nie trzeba myśleć.
  • Lakion 26.09.2019
    refluks czytanie powinno być rozrywką, bo głównie na tym zarabia pisarz. Chcesz być drugim Gombrowiczem proszę bardzo, ale nie licz na to, że polecą na to miliony. A i na jakąś nagrodę literacką za bardzo bym nie liczył, bo uważam, żeby taką zdobyć to oprócz talentu trzeba mieć w huj szczęścia. Książka jak każdy produkt, by zarobić i rozsławić twoje imię musi się sprzedać. "Zawsze myślałem, że pisarze to ludzie, którzy piszą tylko w zrozumiałym dla siebie języku rzeczy, których nikt poza nimi nie rozumie". Paulo Coelho wstęp do "Alchemika". Można mu zarzucić wiele, ale na pewno nie braku czytelników. Pozdrawiam.
  • Lakion 26.09.2019
    Ps. Cała sztuka to pisanie o rzeczach trudnych, w oczywisty sposób, tak by nie zarzucono ci banalności, a to już jest sztuka.
  • betti 26.09.2019
    Lakion banalność, to właśnie proste, prymitywne pisanie. To, co masz wyżej, to sztuka.
  • Lakion 26.09.2019
    betti nie to przeintelektualizowanie. I nie piszę tu o banalności. "Jeżeli nie potrafisz wytłumaczyć czegoś w prostych słowach, to znaczy, że tego nie rozumiesz, bo tylko ludzie głupi za potokiem pięknych słów skrywają własną ignorancję." Albert Einstein. Można pisać w sposób prosty, o rzeczach trudnych w niebanalny sposób i to jest sztuka. Sztuką jest ukryć swój przekaz tak, by po odczytaniu tekstu każdy go zrozumiał i nie poczuł się jak idiota. W ten sposób okazujesz szacunek czytelnikowi, bo pisze się zawsze dla kogoś. Sztuka dla sztuki nie ma żadnego sensu, bo co z tego, że coś przepięknie brzmi, jak jest po prostu niezrozumiałe.
  • betti 26.09.2019
    Lakion ale co tu jest niezrozumiałego?
  • Lakion 26.09.2019
    betti znam przynajmniej kilka osób, do których ten tekst by nie dotarł, bo jest po prostu "ciężki". Nadrzędną funkcją języka jest nie ładne brzmienie, ale komunikacja i dowiesz się o tym na każdych studiach polonistycznych.
  • Lakion 26.09.2019
    Już nie pisząc, że (przynajmniej kiedyś, bo nie wiem jak jest dziś) uczono, że wartość tekstu określa się po przez jego czytelność. Czytelnik czytając twój tekst musi go po prostu zrozumieć. Tego akurat uczą na teorii języka.
  • betti 27.09.2019
    Lakion na portalu literackim większość nie jest ograniczona, żeby miała problem z przeczytaniem prostego tekstu, zapisanego pięknym językiem.
    Trzeba się uczyć, a nie wymagać, żeby ktoś się zniżał do jakiegoś dennego poziomu. Bez przesady.
  • Anonim 27.09.2019
    betti Może gdybyś zamiast chwalić się, że piszesz na innych portalach, poczytała je czasem, to byś zauważyła, że Owsianko vel Nerwinka vel M.J. swoją "Martusią" (pod różnymi tytułami), zaspamował je wszystkie i zarzuty co do nieczytelności i nudy powtarzają się bardzo często, co bynajmniej nie przysparza mu czytelników. W obliczu powtarzających się zarzutów każdy autor zastanowiłby się, dlaczego tak jest, ale Owsianko zwykle reaguje tak samo, "nie znacie się", a później obraża się jak małe dziecko i ucieka od dyskusji, ale tak to już jest z osobami chorującymi na "wieszlepizm".
    BTW Owsianko, przecinki to chyba żeś z samolotu zrzucał.
  • nerwinka 28.09.2019
    Laikon
    Jest to znamienny komentarz o „Matusi”: „recenzent” chwali się, że choć nie czytał wszystkich jej dotychczasowych części, to ma WYROBIONE ZDANIE. W ten sposób byle półanalfabeta może zdyskwalifikować każdy tekst.
  • Lakion 28.09.2019
    nerwinka sorki, ale sprawdziłem opinie na Portalu Pisarskim. Rzeczywiście nie tylko ja wniosłem zarzut, że twoje teksty to stylistyczne dziwadła. I naprawdę nie wystarczy tutaj wyzwanie od półanalfabety.
  • betti 28.09.2019
    Wy chyba sobie jaja robicie... jak można tego tekstu nie rozumieć? A jeżeli faktycznie nie rozumiecie, to z czym Wy przyszliście na portale?
  • Lakion 28.09.2019
    betti stylistyka, to chyba jest ci obca :P A tu masz doczynienia z taką, która przestała istnieć w roku 1920 po reformie Grabskiego. Cały tekst to czysty archaizm. To nie chodzi o to czy go ktoś rozumie czy nie, po prostu dziś ten "styl" pisarski uznawany jest za niepoprawny.

    "Równo z zakończeniem porannych toalet, od siódmej do rozbieganej godziny karmienia tych, co nie byli w stanie dojść do jadani, podnieść się z łóżka, ruszać ręką, chwycić za talerz bez rozlewania zupy, czy przełykać bez pośrednictwa wężyka, dyżurka przepoczwarzała się w kawiarnię, w lokal do mówienia o wszystkim, byle nie o tym, co działo się za zatrzaśniętymi drzwiami."

    To jest jedno zdanie! Ilość przecinków jakby ktoś z samolotu bomby porzucał. To nie kwestia zrozumienia tekstu, ale zwyczajnej poprawności stylistycznej.
  • betti 28.09.2019
    Lakion ale tutaj przecinki są na miejscu. Styl idealny, pięknie rozbudowane zdania, wzbogacone metaforą czyli przenośnią.
    Nie wiem, o co Ci chodzi?
  • Lakion 28.09.2019
    betti to zapraszam na lekcje języka polskiego. Wyznacz mi w tym zdaniu zdanie nadrzędne i podrzędne. Powodzenia. Masz tu nadrzędne zdanie nadrzędnego itd. to koszmarek stylistyczny.
  • betti 28.09.2019
    Lakion Ty jesteś strasznie ograniczony. Przykre.

    Takie pisanie, to jest wyższa szkoła jazdy. Zanieś to zdanie swojej nauczycielce od polskiego i powiedz co tutaj piszesz, niech się weźmie za naukę Ciebie, bo wstyd niesamowity.
    Tak rozbudować zdania, potrafią tylko najlepsi.
  • Lakion 28.09.2019
    betti rozmawianie z tobą to jak walenie głową o ścianę. Pa. Praca domowa żądaną.
  • Lakion 28.09.2019
    zadana*
  • betti 28.09.2019
    Lakion wstyd zabierać głos, kiedy jest się tak pustym. Naprawdę wstyd!
  • Lakion 28.09.2019
    I tak dla ciebie rozwiązanie. 1a, 1b, 1c, 1d, 1e, 1f, 2a, 2b, 2c, 2d. Jeszcze trochę, a aby podzielić to zdanie, to alfabetu na oznaczenia by mi zabrakło. :P
  • betti 28.09.2019
    Matoły chcą nas uczyć, kiedy sami nic nie wiedzą... i jeszcze bezczelnie drze taki ryja. Jak oni teraz w tych szkołach uczą, jak on nigdy tak rozbudowanego zdania nie widział? Niepojęte. Przecinki na miejscu, a dla niego za dużo...

    Ty czytasz literaturę?
  • Anonim 28.09.2019
    betti Twój żenujący poziom wypowiedzi, ataki personalne w obliczu braku argumentów, są powszechnie znane, więc nie musisz tego udowadniać co dwie minuty. Zobacz sobie co na weryfikatorium.pl, co piszą weryfikatorzy o tekstach Owsianki, a później im tam napisz, że są ograniczeni, że są matołami itd. tak jak to robisz tutaj. Chyba, że brakuje Ci odwagi?
  • betti 28.09.2019
    Marzyciel Wy zanieście swoje ''dzieła'' na Wery, jestem ciekawa, co Wam napiszą... Śmiało, niektórzy już poszli i dostali po piórkach...
  • Anonim 28.09.2019
    betti Publikowałem na wery, jak Ty na chleb mówiłaś "bep", więc ponawiam, że zamiast chwalić się, że piszesz na innych portalach, mogłabyś je czasem poczytać.
  • betti 28.09.2019
    Marzyciel aż weszłam i zerknęłam w kilka komentarzy. Nerwinka ma dobre opinie. Kogo chcesz oszukać?
  • betti 28.09.2019
    Oczywiście patrzę na opinie tych, którzy są profesjonalistami, bo tylko te się liczą.
  • Anonim 28.09.2019
    betti To i szybko, zważywszy, że na wery jest ze 30 tekstów Owsianki. Więc albo czytasz 10000 słów na minutę, albo kłamiesz. Co do opinii weryfikatorów, to każdy może sobie sprawdzić, ja w odróżnieniu od Ciebie, nie jestem gołosłowny. http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?f=101&t=10864
    Komentarze są głównie przy starszych tekstach, bo tych nowszych już dawno nikt tam nie komentuje, zapewne z powodu "wieszlepizmu" Owsianki.
  • Anonim 28.09.2019
    betti To pewnie też wiesz, dlaczego Twoich komentarzy nikt nie bierze poważnie. Taka "wielka poetka", a nie rozróżnia metafory od metonimii.
  • betti 28.09.2019
    Marzyciel z pierwszej strony jego tekstów przeczytałam komentarze. Nikt nie wyszczególnił płachty byków, jak to inni mają... tam przeważnie kiedy błędy, to poprawiają, kiedy dobrze nikt się nie czepia, bo czego? Za dobrze pisze, żeby go poprawiać. Proste.
  • Anonim 28.09.2019
    betti Zważywszy, że Owsianko nie odpowiada na komentarze, gdzie mu wskazują błędy, to pisanie do niego, nie ma większego sensu. Proste?
  • betti 28.09.2019
    Marzyciel jakie błędy i kto wskazywał, bo nie widzę?
  • Anonim 28.09.2019
    betti Mam podłe zdanie o Twojej umiejętności czytania ze zrozumieniem, więc tego też nie musisz udowadniać.
    Proszę:
    http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=21626
    I tyle z mojej strony.
    EOT
  • betti 28.09.2019
    Marzyciel ale tam nie ma wytkniętych błędów, bardziej sugestie czym można zamienić słowa, które w ocenie krytyka niezbyt pasują. To tylko jedna opinia. Każdy może mieć inną. Myślę, że Autor, gdyby chciał, bez problemu obroniłby się od tych ''zarzutów''
  • betti 28.09.2019
    I to nie od weryfikatora, tylko zwykłej od użytkowniczki.
  • nerwinka 29.09.2019
    Laikon
    a co powiesz o 100-stronicowym zdaniu w "Ulissesie" Jamesa Joyce,a? I nadodatek BEZ PRZECINKÓW? z
    „Gdyby ludzie mówili tylko o sprawach, na których się znają – na świecie byłoby bardzo cicho.”
    Giovaannni Guareschi
  • betti 26.09.2019
    Bardzo dobrze napisany tekst. Czyta się znakomicie. Za słowami idą obrazy... jakby ktoś wziął za rękę i prowadził.

    Pozdrawiam.
  • Marsjasz 26.09.2019
    "Bywalcy bon motów?? - na przenośnię mi to nie pasuje.
  • Bogumił 28.09.2019
    Lakion a do czego w tym tekście potrzebujesz słownika?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania