Przepraszam, ja nie umiem życia — Telefon (1)

Zadzwonię.

Wchodzę do pokoju, przekręcam klucz w drzwiach, gaszę światło i napawam się wieczornym nastrojem, jaki panuje dookoła — delikatne światło księżyca przeziera przez żaluzje, tworząc jasne wzory na podłodze i biurku stojącym pod ścianą. Tam właśnie podchodzę, odsuwam krzesło, na które później opadam i wpatruję się przez chwilę w zabałaganiony blat, na którym nie miałam czasu posprzątać. Odsuwam prędko sterty papierów, zdecydowanie niepoukładanych, na sam brzeg, potem dokładam dwie książki, butelkę wody, talerzyk z niedojedzoną kanapką i trzy długopisy. Jeden zatrzymuję dla siebie i mocno ściskam w dłoni. Przed sobą mam czysty blat, tego potrzebowałam.

Kartka. Długopis. Telefon.

Zadzwonię.

Przykładam słuchawkę do ucha.

Trzy, dwa, jeden… zaczynam.

— Mamo, wiem, dawno nie dzwoniłam — mówię, wyobrażam sobie jej minę, zaraz zacznie się śmiać, że znów zaczynam tak samo, ale zrozumie. Zawsze rozumiała. — Ale tyle się dzieje, tyle mam ostatnio na głowie i nie pamiętam, by dzwonić, przepraszam, mamo, postaram się już nie zapomnieć, ale wiesz, jak jest z moją pamięcią, nigdy nie należała do najlepszych, a tym bardziej do najmocniej skrupulatnych. Ale teraz dzwonię, bo muszę porozmawiać, naprawdę muszę…

Milknę na chwilę, dobrze, że mam kartkę — wolna ręka trzęsie się leciutko i rysuje szlaczki na białej przestrzeni niemocy. Kreski, dłuższe, krótsze, kółka, większe, mniejsze, linie, równe, krzywe…

— …porozmawiać z tobą, bo z kim innym, mamo? Więc dzwonię, bo ty zawsze słuchasz. I tak, uprzedzę pytanie, zjadłam śniadanie, i obiad też, teraz zaskoczę — nawet kolację, więc nie musisz się martwić, wszystko mam pod kontrolą, i poszłam dziś na zajęcia — tak, były ciekawe, ale ledwo przetrwałam, wiesz, że wstawanie na siódmą to największe piekło tego świata, ale już nie narzekam, jutro się wyśpię, mam na dziesiątą, i tak, ciepło się ubrałam, pogoda była stabilna, ale wiesz jak jest, nigdy nic nie wiadomo, więc wzięłam czapkę, szalik, rękawiczki, tak, kurtkę też, nie jestem głupia, mamo, przestań się śmiać, widzę twój uśmiech na ustach, nie oszukasz mnie, słyszę jak chichoczesz, ale zażyłaś dziś leki, prawda? Tata cię pilnuje? Zadzwonię potem do niego i spytam, czy czasem nie oszukujesz. Ah, oczywiście, że ci wierzę! Ale czasem nie mówisz mi wszystkiego, a ja naprawdę chcę wiedzieć, co się dzieje. Więc bierz je, tak, jak kazał lekarz, pamiętaj, codziennie. Zapytam, taty, naprawdę zapytam. Oh, mamo, przestań chichotać, wiesz, że nie żartuję, to poważna sprawa — twoje zdrowie, przecież wiesz, że się martwię, tak, jak i ty o mnie. Nie? Nie martwisz się? A te śniadania, ciągłe wypytywanie, czy jadłam, czy ciepło się ubrałam, czy nie jestem chora, czy wyszłam dziś na powietrze… no właśnie, chyba nie będziemy się kłócić. Nie o to, nie dziś. Jak tata? Ciągle w pracy? Za dużo pracuje, stanowczo za dużo, tak jak i ty, powinniście odpocząć, nie harować bez przerwy, słyszę jak wzdychasz, przestań na mnie wzdychać, słyszysz, przestań wzdychać, tak, teraz wywróć jeszcze oczami, yhm, dwukrotnie, co z tego, że nie widzę? Ja wiem, zawsze tak robisz, robiłaś i robić będziesz, choćby nie wiem co. Po prostu martwię się i tyle, chyba mogę się pomartwić. Nie? Nie mogę? Bo co, bo ja mam swoje życie i tym mam się zająć, zawsze tak mówisz i ja właśnie to robię, a widzisz przecież, jak mi to ogarnianie nie wychodzi, bo ciągle coś jest nie tak, niby wszystko stabilnie, a i tak często chuj z tego, bo wszystko się sypie, tak, przepraszam, mamo, wiem, że nie lubisz jak przeklinam, już nie będę, ale całe to życie jest tak wykurwiście pierdolone, że już nie mogę, nie zdzierżę, normalnie nie zdzierżę, tak, już nie będę przeklinać, przepraszam, mamo, przynajmniej się postaram, ale normalnie coś mnie w środku rozk… rozwala dogłębnie i tak, już jestem spokojna, słyszę jak się śmiejesz, widzę twój uśmiech, jest dobrze, teraz tylko zobaczyć go na żywo, tuż przed sobą, tuż obok i będzie lepiej, już niedługo, prawda? Już niedługo. Tak, mamo, masz rację, że długo nie dzwoniłam, przecież mówiłam na samym początku, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Czy słuchasz tego co mówię? Tak, przepraszam, wiem, że zawsze słuchasz, ty słuchasz najmocniej, przepraszam, tak, nie dzwoniłam, bo było źle, naprawdę było źle, ale już jest dobrze, coraz lepiej, przecież mówię, że jest lepiej, dlaczego mi nie wierzysz? Tak, nie wstawałam wtedy, dlatego nie dzwoniłam, tylko cztery dni, krócej niż ostatnio, ale nie było tak źle, lepiej niż wtedy, dlatego nie dzwoniłam, nie mogłam się podnieść, nie chciałam wstawać, ale teraz wstałam, więc jest dobrze, i na razie nie idę spać, nie kładę się, więc może zadzwonię częściej, może, chyba że znowu nie wstanę, czasem jest ciężko wstać, naprawdę ciężko i patrzę głupio w ten sufit i czekam aż mi się zachce wstać, on jest tak cholernie biały, tak okrutnie biały, przeszywająco dogłębnie pierdolenie biały sufit mam w tym pokoju i cztery dni gapiłam się w niego bez przerwy, bo nie chciałam chodzić. Ale teraz chodzę, w tym momencie siedzę, ale chodzę na zewnątrz, byłam na zajęciach, potem w sklepie, bo chciałam zjeść i nie poszłam na piwo, ale to też chodzenie, tyle że z nie, czyli przedrostkiem, ale też chodzenie! Niechodzenie. Następnym razem pójdę, naprawdę pójdę, obiecuję, nie wiem, kiedy będzie następny raz, ale pójdę, może mają ładniejszy sufit, mój jest taki biały, za bardzo biały nawet jak na sufit, dokładnie taki jak w domu, jak w twojej sypialni, wiesz, taki bielszy niż biały, co można dostać kurwicy, jak się na niego patrzy, ah, przepraszam, znowu, ale wiesz, cztery dni, naprawdę można nie zdzierżyć. Tak, słyszę, że dzwonią, znowu ktoś czegoś od ciebie chce, spokojnie, nie ma problemu, naprawdę rozumiem i już nie zawracam, i tak musiałaś się namęczyć, słuchając moich żali i żałosności, następnym razem powiem coś lepszego, naprawdę, postaram się, coby nie zrzędzić tyle, tak, wiem, jestem młoda, całe życie przede mną, wszystko mogę zrobić, ale muszę chcieć, co z tego, że często nie chcę, jeszcze częściej, pierdolę to wszystko, wybacz, już przestaję, ale idź, odbierz, ktoś czegoś od ciebie chce, może to Mateusz, pewnie też dawno nie dzwonił, też chce pogadać z matką, nie, nie rozmawiałam z nim ostatnio, w sumie bardzo dawno, chyba nie chce ze mną rozmawiać, w sumie się nie dziwię, sama bym nie chciała rozmawiać ze sobą, ale ty nie masz wyjścia, jesteś moją mamą, więc musisz, oh, widzę ten uśmiech, naprawdę się uśmiechasz, idź odbierz, zadzwonię niedługo, naprawdę zadzwonię, przecież mówię, postaram się szybciej niż teraz, ale wiesz jak jest, nigdy nic nie wiadomo — nie wiadomo, co się stanie, czy wrócisz, czy przeżyjesz, czy dożyjesz, czy przetrwasz, czy wygrasz, czy przegrasz tę walkę z życiem, wiesz, mamo, prawda?

Głucha cisza pobrzmiewa teraz w słuchawce, a chociaż ja tak usilnie oczekuję tej jednej odpowiedzi, choć jednego słowa, westchnienia, przytaknięcia, leciutkiego oddechu, pociągnięcia nosem, odkaszlnięcia, szmerania, szurnięcia w oddali, tam wszystko milczy, milczy okrutnie.

— … wiesz, mamo, prawda?

Nie odpowiada.

Już drugi rok.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Lotta 11.09.2016
    Spodziewałam się końcówki, co nie zmienua faktu że tekst jest bardzo wymowny... Powoduje mocne uczucia w odbiorcy. Zostawiam 5
  • Shiroi Ōkami 12.09.2016
    Rozpiszę się w domu. Teraz napisze jedynie, że tekst jest... Brakuje mi słów. Emocjonalny. Spodziewałam się zakończenia, a i tak mną wstrząsnęło. Świetne.
  • Shiroi Ōkami 12.09.2016
    No to zaczynamy :D
    Tekst jest bardzo emocjonalnym. Uwielbiam w Tobie to, że potrafisz wysunąć je na pierwszy plan, zagrać na strunach emocji czytelnika i sprawić, że czujesz się jak główny bohater. Zawsze wyczuwam z nimi pewien rodzaj więzi i tego Ci zazdroszczę *-* Wypełnia je głównie smutek, zmuszając do współczucia bohaterce. Sama ma zapewne ogromne wyrzuty sumienia, że nie kontaktowała się częściej z matką przed jej, jeśli dobrze rozumiem, śmiercią. Tragiczne jest to, że takie rzeczy dzieją się coraz częściej - dzieci zapominają o rodzicach, bo to studia, to praca, a to czasu nie ma, bo nauka, wyjście z kumplami. Rozumiem, że rozpoczynają nowe życie, ale rodzina też jest przecież ważna.
    Wzruszył mnie monolog bohaterki - pokazuje jej prawdziwe emocje, tęsknotę za matką i to, jak dobrze ją zdała, kiedy mówiła, żeby nie przewracała oczami lub się nie śmiała. Wyraźnie widać ich więź jak u podręcznikowej matki i dziecka. I bardzo mi się to podoba, wzmaga to współczucie do bohaterki.
    Zakończenia się spodziewałam, ale i tak mną wstrząsnęło - umiesz zagrać na emocjach, tego nie można Ci odmówić. Końcówka jest w sumie najlepsza - ot taka bomba atomowa, która spada na czytelnika. Sprawia, ze tym łatwiej wcielić nam się w bohatera.
    Czasem się martwię, że ukazujesz wszystko tak dobrze, bo sama przez coś takiego przechodziłaś ;-; I w sumie mam też wrażenie, że niepotrzebnie się martwię XD W każdym razie trzymam za Ciebie kciuki i życzę więcej czasu oraz duuużo weny! :*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania