Poprzednie częściPrzesłuchanie [1/3]

Przesłuchanie [3/3]

Przed posterunkiem napadniętym uprzedniej nocy przez "bandę", stała furmanka z zaprzęgniętym koniem.

- Załadujcie te kabeki na wóz - Rozkazał plutonowy dwóm milicjantom, którzy skwapliwie przystąpili do załadunku transportu.

- Obywatelu komendancie, wezmę że sobą szeregowego Kowalskiego i Wójcika jako obstawę - Zaproponował plutonowy, zwracając się do stojącego na schodach placówki sierżanta Kamieńczuka.

- Dobrze. Tylko sprężajcie się tam w Białymstoku. Potrzebuję wszystkich na posterunku - Odparł kiwając głową z przyzwoleniem - A ten chłopak to kto? - Zapytał, wskazując siedzącego za lejcami osiemnastolatka.

- Miejscowy, do jego ojca należy furmanka - Odrzekł krótko, wskakując na wóz na którym siedzieli już obaj szeregowi wraz z załadowaną bronią. Furman słysząc że rozmowa tyczy się jego, spojrzał na komendanta i podniósł beret w geście grzecznościowym. Sierżant jednak jedynie machnął ręką, dodając

- Jedźcie już - Po czym wrócił do budynku.

Droga ze wsi do stolicy województwa była dosyć prosta. Należało najpierw jechać prosto a przy potrójnym skrzyżowaniu skręcić w prawo. Dalej trakt sam już prowadził do Białegostoku. Szlak był słabo użytkowany. Wyjątkiem były kursujące co kilka dni ciężarówki pocztowe, mknące do Sokółki, omijając zjazd do Białej Wsi. Partyzanci ustawili się właśnie na tym skrzyżowaniu dróg. Wiedząc że mają jedynie przechwycić transport, w dodatku eskortowany przez ludzi z organizacji, nie przygotowywali się zanadto. Jedynie co uczynili to skryli się w gęstwinie leśnej, aby nie przykuwać uwagi potencjalnych nieproszonych gości. Lecz przez dwie godziny oczekiwania nie napotkali nikogo.

Dopiero około południa ktoś zauważył jadącą od strony wsi furmankę, obsadzoną przez czterech ludzi.

- Chłopcy! Zróbmy im niespodziankę! - Zażartował podchorąży.

Kiedy wóz skręcał na Białystok, wszyscy siedzieli cicho niczym mysz pod miotłą. W ciągu sekund z zarośli wyskoczył "Leon" z parabellum w ręku i gromkim "Hurra!". Reszta idąc jego przykładem również wyskoczyła z ukrycia wstępując na drogę, śląc w niebo wystrzaly z automatów i pistoletów.

- Rączki panowie komuniści - Nakazał podchorąży dobiegłszy do furmanki. Z jego twarzy nie schodził uśmiech, chociaż podróżni też byli dalecy od smutku.

- O ja sobie wypraszam panie podchorąży - Odezwał się woźnica, ściągając beret. Był to "Zaira", który zeskoczywszy z wozu uściskał partyzantów.

- A ty skąd tutaj? - Wyskoczył zaskoczony "Silny", stojący dotychczas z boku.

- Dostałem specjalne zadanie - Odparł z dumą, szczerząc się do kompana, z którym również przywitał się.

- No panowie, dosyć marnowania amunicji - Zarządził "Leon", wstrzymując kanonadę w powietrze - Który to "Zbyszek"?

- Ja - Wskazał siebie plutonowy, który razem z dwoma swoimi ludźmi też zszedł z wozu i stanął przed chorążym.

- Witamy w leśnym wojsku - Odrzekł dowódca plutonu, po czym obaj podoficerowie uścisnęli sobie serdecznie dłonie.

Po wymianie uprzejmości furmanka zawróciła w stronę wsi, ale tym razem podążała leśnymi ścieżkami aż wyjechała daleko w las, gdzie mieściła się kryjówka partyzantów. Na "Zairę" spłynęło jeszcze jedno zadanie - mianowicie musiał poinformować posterunek w Białej Wsi o rzekomym napadzie na transport i uprowadzeniu do lasu trzech milicjantów, z plutonowym na czele. Obawiał się czy nie zostanie aresztowany, ale sam porucznik "Walter" zapewnił go że w takim wypadku jeszcze tego samego dnia zostałby odbity. Na całe jego szczęście komendant Kamieńczuk przyjął zmyśloną wersję wydarzeń a co ważniejsze zameldował o tym centrali, która stwierdziła bez dociekania że funkcjonariusze zostali zabici przez "bandę". Komuniści, mistrzowie kłamstwa, zostali pokonani kłamstwem.

 

- Co się stało z bronią? - Dociekał oficer śledczy, ukrywający twarz w mroku pokoju.

- Dokładnie nie wiem, najpewniej została przekazana potrzebującym oddziałom - Usłyszał odpowiedź.

- Bandom - Poprawił "Zairę" protokolant.

Zza pleców partyzanta wyszedł w końcu blondwłosy ubek. Podjął z biurka sporządzoną notatkę z przesłuchania i zaczął ją analizować. Kiedy skończył ponownie stanął za plecami przesluchiwanego, a ten usłyszał brzęk wkładania a następnie przekręcania kluczyka w kajdankach. Momentalnie skrępowanie jego rąk puściło a on sam poczuł zarazem ulgę i ból, spowodowany wykręceniem.

- Podpisz - Rozkazał twardo kapitan zza biurka, podsuwając Rygasiewiczowi protokół z przesłuchania wraz z długopisem.

"Zaira" spojrzał na obu ubeków, masując obolałe nadgarstki. Pomyślał sobie że kiedyś on i jego koledzy zabijał takich jak oni. I teraz szczerze żałował że nie pozbyli się tych wszystkich skurwysynów. Rzucił okiem na kartkę papieru. Poniżej zeznań a powyżej miejsca na podpis widniała deklaracja

- "Przyznaje się do wszystkich stawianych mi zarzutów, w tym działania w zbrojnej bandzie dążącej do obalenia demokratycznego ustroju państwa polskiego".

Obalenia? Demokracji? Państwa polskiego? Wszystko to brzmiało jak dobry żart, ale to była rzeczywistość państwa komunistycznego, tegoż istnego raju proletariackiego, stworzonego Polakom przez "bratni naród radziecki". Zawahał się. Głos prawdomówności mówił mu "nie podpisuj", a głos rozsądku zupełnie odwrotnie. Jednak w końcu chwycił w dłoń długopis i niezgrabnie nabazgrolił podpis z datą 8 lipca 1952 r., powtarzając sobie w myślach

- "Dla Marysi i Anieli".

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania