Przygody Mikołaja, co mnie rozbraja – strzał drugi
– Ależ jesteś niekreatywna, trzeba było użyć łyżki do butów – zbeształ facet, który ubrany w kożuch i tysiąc innych, ciepłych szmat, cały się już spocił.
– Jak, skoro wszystkie połamałeś albo pogubiłeś – odparła sucho baba.
– Jak "zgubiłem”? Jedna leży w zmywarce.
– W zmywarce? – Mikołajowa nic nie zakumała, przecież zmywarka zepsuła się w sześćdziesiątym drugim.
– No tak, jadłem nią zupę – wyjaśnił dumnie dziadu.
– Zupę? Oż ty durniu, zupy się nie je taką łyżką. Na nią się nic nie nabiera, cała zupa ucieka – zarechotała baba, rozbawiona głupotą męża.
– Dobra, my tu gadu gadu, a rogate czekajo. Idę – oznajmił Mikołaj, chwycił zapakowane jeszcze fabrycznie worki (tysiąc sztuk w pakiecie, cena – 29, 99 tombakowych talarów – tak, dokładnie, Mikołaj dorabiał, fałszując monety); i wyszedł na zewnątrz.
Gwizdnął – nic. Gwizdnął drugi raz – lipa, dupa.
– Co, do cholery? – burknął pod nosem, odpalając papierosa. – RUDOLFINOOO! – rozdarł japę, popalając.
– Czeego siiię dzeszszsz? – wyjąkał Rogatus (z rodziny tych z badylami na łbie), który zataczając się, zaszedł szefa o tyłu (O bosz!).
– Znów piłeś? – zapytał cierpko grubas. – I kto pojedzie?
Rudolfino wzruszył ramionami, gapiąc się na typa rozlatanymi, wesołymi patrzałami.
– A gdzie reszta? – dopytywał Mikołaj.
– W knaaajpie, piiiją na rozgrzeeewkę i łopiiijają żałobęęę. – wymamlał rogacz.
– Qurfa, nic nie rozumiem.
Szpppppfff, fszszsz, szuuuuu – zniesmaczony grubas machając przeszczepami, posypał Rudolfina kolorowym pyłkiem i rogacz natychmiast otrzeźwiał. – Nul – stwierdził, wytrzepując pustą torebkę nad głową ziomka.
– No co jest? – wyjechał pretensjonalnie Rudolfino. – Ale mi wały robisz, wydałem na wódkę dzbanek talarów, a ty mi tu tak? Jesteś mi krewny – warczał wkurzony renifer.
– Jaką żałobę? – dociekał grubas.
– Napletek… tfu, Kometek… zamarzł – rzekł smutno Rudolfino.
– Zamarzł? – Mikołaj wywalił gały. – Jak to "zamarzł”?
– Nie wiem, sterczy przy płocie i jest sztywny jak kołek od molo. Twoja stara mu kazała.
Facet biegiem ruszył w stronę ogrodzenia i po chwili zdębiał, stając jak wryty. Szybko się jednak pozbierał i migiem doskoczył do "sopla”.
– No tak, ze mnie się wyśmiewa, a sama co zrobiła? Od zawsze wiedziałem, że torba ma nie lada przeciąg w czapce – syczał Mikołaj, ściągając sztywne pranie z rogów nieboszczyka. – Kretynka! – podsumował, zarzucił hibernatusa na plecy i potargał do chaty.
Z trudem otworzył wrota i postawił Napletka… tfu, Kometka (przepraszam, jestem chyba jakaś… "rozkojarzona”) pod ścianą niczym manekina na wystawie i od razu natarł na babsko.
– Qurfa, ty głupia jędzo, co żeś narobiła?! To mój drugi bieg! I co ja teraz zrobię?! – zagrzmiał, aż się ściany zatelepały i spadł śnieg (remont uważano za niepotrzebny, Camele drogo kosztują).
– Tyle razy prosiłam, żebyś dał mi na okulistę? Prosiłam? Błagałam? No to teraz masz za swoje, skąpy dziadu, i się ode mnie odpierwiastkuj – odparowała Gieńka, przecierając zaprószone bladzią szpachlową oczy.
– Nosz…! – fuknął Mikołaj, chwycił Nap… Kometka i wyszedł, mocno trzaskając trzymającymi się na słowo honoru drzwiami.
Komentarze (20)
I zaś z ... Rudolfino:))↔Pozdrawiam:)?????
Mnie też, bo mam co czytać ? Tu zaledwie kilku autorów, którzy z jajem piszą i polotem, dołączyłaś do zacnego grona moich ulubieńców.
Nie odróżniają satyry od poglądów, no zamułły, a przecież prawdziwa cnota od szpilki nie pęka ?
To zapodaj fraszkę, się pobawimy, niech zamułłom gęby ścierpną ?
nasz zamułła jak ten mułła
prostą drogą człapie,
prosto zawsze widzi,
NIE dla buby albo dzidzi,
wierzy tylko własnej łapie ?
Dziękuję ?
Hahahahaha, ekstra ?
Muszę mykać, jutro poszaleję z zamułłą, ciao ?
kiepskie życie ma zamuła,
zębów toto więc nie suszy,
tylko japę by wciąż pruła,
choć już wszyscy kładą uszy
po sobie ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania