Samotny wilk 3 - Przyjaciel
- Był pan umówiony? - zapytała wysoka brunetka z dużymi okularami i spiętymi z tyłu włosami.
- Ale ja jestem jego największym przyjacielem, Edzio, to znaczy Edward i ja, to jak dwa stare, łyse konie... Żeby pani wiedziała..., ale to może innym razem.
- Pan prezes jest dzisiaj bardzo zajęty i nie przyjmie pana nawet, gdyby...co pan robi?- krzyknęła do natręta.
- Pan prezes mnie wpuści, bo ja jestem jego przyjacielem od przedszkola - otworzył bezceremonialnie drzwi do gabinetu prezesa Polskiego Banku Przemysłu i Handlu. Za nim pobiegła z przerażeniem sekretarka, próbując zagrodzić mu drogę.
- No tak, tak, przepraszam, ja zaraz oddzwonię, bo zdaje się że mam jakąś pilną sytuację - Edward odłożył słuchawkę na aparat stojący na wielkim dębowym biurku i wstał z pewną nieśmiałością.
- Edward, Edzio, buzia, nie pamiętasz mnie? - Henryk podszedł do biurka odważnie i wyciągnął ramiona na powitanie.
- Henryk?
- No...Henryk, Henio, kopę lat. Ładnie się tu urządziłeś.
- Pani Moniko, spokojnie, przyjmę pana Henryka.
- No widzi pani, że nie kłamałem - powiedział tryumfalnie spoglądając z góry na menedżerkę biura prezesa.
- No dobrze, siadaj Henryk. Ciekawe jak tu wszedłeś, bo tak z ulicy to bardzo ciężko się tu dostać.
- No nie znasz mnie? Kupiłem ten brązowy ubiór i czapeczkę jaką noszą ci kurierzy z tej firmy, wiesz, amerykańskiej. Prosty trik z pismem tylko do rąk prezesa , ale na Monikę... Ale na taką Monikę to już nie dałem rady i musiałem iść na całość.
- Tak, dobrze. Przepraszam cię, za obcesowe pytanie, ale widzisz, ja tutaj mam taki nawał pracy, napijesz się? Brandy, wódka, szkocka?
- Tak, owszem ja tylko whisky jak za dawnych lat.
- A więc...?
- A no tak. Już nie będę ci zawracał gitary opowieściami z liceum, powiedzmy że mam interes.
- Dobrze, umówię cię z moim sekretarzem, to znaczy z moim doradcą, bo to chyba lepiej brzmi.
- Edward? Sekretarz, doradca, fotel prezesa... no udało ci się w życiu. A w szkole taki byłeś cichutki, spokojniutki...
Nie mógł znieść tych wspomnień biednej i smutnej przeszłości. Skurczył się w sobie cały i miał chęć z całej siły uderzyć dawnego ciemiężyciela w tę zuchwałą, wredną gębę. Opanował gniew i udając spokój podniósł słuchawkę i wycisnął numer, nie zważając już na to że to niekulturalne.
- Tak, tak Henryk, słucham cię cały czas, ale zaraz przyjdzie do mnie doradca i szybko umówimy nurtujące cię problemy, bo przypuszczam, że po to do mnie przyszedłeś.
- Jakie znowu problemy. To szansa dla nas obojga. To jest interes życia.
- Dobrze, ja niestety muszę cię opuścić, ale ty oczywiście zostań w gabinecie, bo wkrótce przyjdzie pan Jacek, to znaczy mów mu Jacek i nie krępuj się. Mów wszystko, tak jakbyś to mi mówił. Spisze się pewien plan i zobaczymy co da się załatwić. A ja niestety, muszę iść... chyba to już mówiłem. Cześć. - wyciągnął rękę do Henryka, który wyglądał na mocno zmieszanego. Po opuszczeniu gabinetu prezes zamienił jeszcze kilka słów z doradcą.
- Pan Henryk?
- Tak jest.
- Jacek Obryżewski. Tak więc niech pan przejdzie do mojego biura i porozmawiamy o tej sprawie.
Zostawił niedopitą szklaneczkę whisky i poszedł do sąsiedniego biura bez tej całej pewności, którą miał na początku.
Komentarze (5)
Pozdr
?????
Tym co kupił sobie okulary, a potem poszedł na dyskotekę?
Przez pierwsze dwie części zdawało mi się, że chcesz stworzyć bohatera o złożonej psychice, który dużo już przeszedł, ale teraz to nie wiem co myśleć....
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania