Selekcja rozdział 16
Słysząc cichy głosik Jane, Sebastien natychmiast podniósł głowę i odwrócił się w jej stronę. Jego nastrój od razu uległ zmianie. Smutek ewoluował w ogromną radość. Podszedł bliżej dziewczyny i bił się z myślami, czy wziąć ją w ramiona, czy nic nie powiedzieć i wyjść.
— Wreszcie wyszłaś, martwiłem się — zdecydował odezwać się. Już spokojnym głosem i z mniej strapioną miną. Nie próbował tłumić rozmowy srebrnym naszyjnikiem. Nie dbał o to, czy Alex usłyszy jego słowa. Już go stracił i nie wierzył, że kiedykolwiek odzyska. Jeśli jużmiałoby do tego dojść, to w bardzo dalekiej przyszłości. Najważniejsza teraz była Jennifer.
— A ty znowu odchodzisz. — Wytarła ciężką łzę, drażniącą jej policzek. — Twoje obietnice też spełzają na niczym. Ja cię potrzebuję, a ty robisz to, co Alex. Zostawiasz mnie samą. — Stała z trzema kartkami papieru, na których wypisane było to, czego najbardziej się obawiała.
Gniotła wyniki drżącymi rękoma. Chciała je podrzeć. Patrzyła to na trzymany przedmiot, to na Sebastiena. Chciała mu wszystko od razu powiedzieć. Chciała, ale stan emocjonalny jej na to nie pozwalał. Pragnęła wyzbyć się informacji, które otrzymała od Drexela. Nie potrafiła jednak wypowiedzieć ani jednego słowa. Sparaliżowana patrzyła na Sebastiena Clarka i modliła się, żeby tylko nie wyszedł. Nie mogła do niego nawet podejść.
— Może to i lepiej, że wychodzę. — Spuścił głowę i zacisnął szczękę, żeby tylko się nie rozpłakać. — Głupi byłem, myśląc, że mogę cię mieć. Ty zawsze byłaś, jesteś i będziesz jego. — Wskazał ręką na przyglądającego się sytuacji, Alexa. — Ja nie zasługuję nawet na twoją uwagę. — Jego głos cichł z sekundy na sekundę. Zaschnięte gardło uniemożliwiło mu dalszą wypowiedź. Nie umiał nic więcej wydusić.
— Nawet tak nie mów. — Wyszła z bezruchu i jeszcze bardziej zmniejszyła między nimi odległość. — Po prostu... nie rozumiem tego, co ostatnimi czasy ma tu miejsce. Ciągle czuję coś nowego. Jestem podenerwowana, a jednoczenie chcę skakać z radości. Chcę płakać do poduszki i w tym samym czasie śmiać się do rozpuku. Chcę spokoju, a potem pragnę bliskości przyjaciół. I jeszcze ta złość, która nigdy nie mija. Siedzi we mnie i podburza mnie do działania.
Zgięła kartki i włożyła je do kieszeni spodni. Położyła jedną rękę na jego ramieniu, a drugą zatrzymała na policzku. Nie kontrolowała swoich ruchów. Po prostu robiła to, co czuła, nie zwracając uwagi na nikogo. Miłość nie wybiera i nigdy nie wiadomo, kto sprawi, że życie stanie się piękniejsze. Jane do tej pory nie podejrzewała losu o taki wybój na jej drodze. Dotychczas uważała, że kocha wyłącznie Alexa Jordana i jemu poświęci się w stu procentach. Po kilku dłuższych chwilach z Sebastienem zrozumiała, że to, co łączyło ją i bruneta ani trochę nie przypominało miłości. Każdy jej dzień z Alexem wydawał się taki sam. Sebastien Clark natomiast w swojej ofercie miał nieskończone złoże adrenaliny. Jednak nie dlatego jej serce uciekało ku niemu. Nie wiedziała, co jest tego powodem. Czuła silną więź. Oboje ją czuli, ale Jane odkryła połączenie, dopiero wtedy, gdy Rebel wywołała na niej przemianę z czyjegoś zlecenia.
— Nie wierzę w to, co widzę — Alex nie wytrzymał. Znowu rzucił się na Sebastiena, odpychając przy tym Jane. Dziewczyna upadła na podłogę i zawyła. Otrzymała ogromną siłę, ale nie potrafiła jej użyć w celu obrony, dlatego też łatwo było ją zranić.
— Pacem. — W hallu znalazła się Vanderbiltówna. Szła w kierunku grupy, z pięścią zaciśniętą i zwróconą do Alexa. Stanęła przed nim. Jej oczy przybrały fioletowy kolor i świeciły jasną poświatą. Chłopak opadł bezwładnie na ziemię i usnął.
— Karen! Co ty zrobiłaś? — Jane krzyknęła zdezorientowana, nadal leżąc na ziemi.
— Nie bój nic, będzie żył — wilczyca odparła wyraźnie zadowolona. — Staruszka nauczyła mnie nowego zaklęcia niedawno. — Patrzyła na swoją pięść z uśmiechem. — Teraz się przydało. Nie wyobrażacie sobie jak bardzo wściekłą aurę miał — podniosła głos, nie mogąc wyjść z podziwu.
— Gdzie byłaś tyle czasu? Martwiłam się o ciebie. — Jennifer wstała i podeszła do Alexa, pokazując gestem Sebastienowi, żeby jej pomógł podnieść bruneta. Chłopak bez żadnego ale, podbiegł do Jane i zaproponował, że zawiezie go do domu. Dziewczyna pokiwała tylko głową i wróciła wzrokiem do przyjaciółki, czekając na odezwę. Na jej twarzy powstał wielki uśmiech, gdy zobaczyła ją w objęciach swojego brata.
— Rozmawiałam z babcią — odpowiedziała szeptem. Zawczasu uciszyła Jane gestem. Rozejrzała się po hali. Selekcjonerzy bacznie obserwowali każdą istotę, która czekała na swoją kolej. Szybko wcisnęła karteczkę w pięść przyjaciółki i kazała opuścić salę. — Tu masz potrzebne informacje, bądź czujna, bo ktoś może cię śledzić, powodzenia. Nic więcej nie mogę powiedzieć. — Karen popchnęła przyjaciółkę i wygoniła ją gestem z pomieszczenia. Ta wybiegła, zapominając, o Katherine, która tak bardzo czekała na jej wyjście z pokoju przesłuchań.
— Jak zwykle nie odbiera. — Jane nerwowo przycisnęła czerwoną słuchawkę na swoim smartfonie, kończąc niedoszłe połączenie z Sebastienem. Rozejrzała się po okolicy i odetchnęła z ulgą. Przez wiele godzin siedziała w zamkniętym pomieszczeniu, bez klimatyzacji czy okien. Teraz miała przed sobą piękny krajobraz i świeże powietrze. Z granatowego nieba biło światło księżyca, a gwiazdy rozświetlały miasto, jakby dzień jeszcze nie chciał dobiec końca.
— Może mama ci się przyda? — Koło Jane stanęła Katherine i objęła córkę, przyciągając ją do siebie. Uśmiechała się promiennie.
— Zawsze — odpowiedziała już rozluźniona. — Musimy udać się w jedno miejsce. — Otworzyła wymiętą karteczkę, na której widniał wyryty fioletową aurą napis: IRVING, TEXAS 1509 William Brewser Drive. — Potrzebujemy samochodu, żeby przejechać dziesięć mil.
— Tata jest w Waszyngtonie, a Felicia nie zostawiła mi kluczy do wynajętego garażu. — Katherine westchnęła ciężko. — Wzięłabym radiowóz, ale zanim dojedziemy na posterunek...
— Próbuję się dodzwonić do Sebastiena, ale jak zwykle nie odbiera. — Jane po raz kolejny spotkała się z nieodebranym połączeniem. Minęło już prawie półgodziny, a każda minuta była na wagę złota.
— Z tym Clarkiem? — Czterdziestolatka obdarowała córkę karcącym spojrzeniem. — Ten chłopak to same kłopoty. — Pokręciła głową niezadowolona.
— Ja tak nie uważam — brunetka odparła rozzłoszczona.
— No dobrze, ale co z Alexandrem? To takie złote dziecko... — Katherine uśmiechnęła się na wspomnienie o Jordanie. — Taki uprzejmy i skory do pomocy. Istne dobro — ciągnęła.
— Bardzo szanuję Alexa i pragnę, żeby nam się udało utrzymać dobre, koleżeńskie stosunki. Nie chcę tracić takiego cudownego przyjaciela, ale sama widziałaś, w jaki sposób potraktował Sebastiena. Zmienił się. Agresja przysłoniła mu myślenie. Przewrócił mnie. Chciał skrzywdzić swojego najlepszego kumpla —jej głos chrypł coraz bardziej z każdą minutą. Podniosła ton i gestykulowała.
— Już dobrze, kochanie. Nie chcę cię złościć, po prostu nie lubię tego chłopaka. — Kobieta zrobiła zniesmaczoną minę na samą myśl o Sebastienie.
— Bo go nie znasz, mamo. — Dziewczyna posłała rodzicielce złowrogie spojrzenie. — Nawet ja go dobrze nie znam, ale czuję, że jest inaczej. Nie umiem tego opisać. Nigdy nie poznałam takiego uczucia. — Uśmiechnęła się w duchu, lecz szybko odgoniła rozpraszające ją myśli.
— Nikt mnie nie lubi, droga pani. — Sebastien Clark stał oparty o swojego srebrnego mini vana i podrzucał kluczyki. — Dzwoniłaś? — Posłał Jane uśmiech i zaprosił gestem kobiety do samochodu.
Katherine spuściła głowę zażenowana, gdyż zdała sobie sprawę, że blondyn usłyszał jej niepochlebne słowa. Nie lubiła ranić ludzi, po prostu niektóre uwagi wychodziły jej z ust, nie zawsze specjalnie. Jane po raz kolejny skarciła matkę spojrzeniem i szybkim krokiem ruszyła do samochodu z przepraszającym wzrokiem, skierowanym do chłopaka.
— Gdzie jedziemy? — zapytał melodyjnie. Sprawiał wrażenie niewzruszonego dotychczasowymi zdarzeniami i bardzo zrelaksowanego.
Jane zapięła pasy i poczuła się trochę dziwnie, gdyż pierwszy raz siedziała z Sebastienem w samochodzie. Przeważnie chłopak dojeżdżał osobno lub z Alexem na spotkania z grupą. Ich relacje to dla obojga nowość. Nie wiedzieli jak funkcjonować z faktem, że oboje darzyli siebie niewyjaśnionym, dziwnym uczuciem.
— Brewser Drive w Irving. Tam będzie Cornelia. Muszę się upewnić, czy wszystko z nią w porządku. Może powie mi dlaczego uciekła. — Jane przeniosła wzrok na ciemne ulice granic Dallas i oddała się zadumie.
— Ta cała cholerna trójka ma coś do ukrycia. — Drexel pokręcił głową z niedowierzaniem, poprawiając słuchawkę telefonu, przez który rozmawiał.
— Ma? Czyli jeszcze żyją?
— Jasne, że żyją. Może i kręcą za moimi plecami, ale są silnymi jednostkami. Potrzebuję ich w moich szeregach, potem utemperujemy te małe kłamliwe bestie. — Roześmiał się złowrogo, a rozmówca wyraźnie odetchnął z ulgą, choć Drexel nie zwrócił na to specjalnej uwagi. — Właściwie to gdzie się podziewasz, Viktorze? — zapytał oficjalnym tonem. — Miałeś wsiąść w pierwszy samolot po Selekcji w Missouri. Dostałem cynk, że się skończyła.
— Drex, nie zapominaj, że zostało dużo papierkowej roboty — próbował się jakoś wyminąć od niechcianego obowiązku.
— Nie rozśmieszaj mnie. Zleć to jakiemuś młotkowi z biura i przyjeżdżaj! — Przełożył telefon na biurko i włączył głośnomówiący. — Pochwal się wynikami, bo w Dallas przeszedłem samego siebie — mówił dumny ze swoich poczynań.
— Przed walkami zostawiłem stu, a po nich pozostało dwudziestu. Niektóre pary nie wytrzymywały i umierały.
— Słabe istoty — Drexel prychnął. — Gratuluję. Postaram się ciebie przebić. Czyste i silne istoty wymagają poświęcenia podrzędnych ras... — Rozłączył połączenie i zaczął lustrować dokumenty.
Wyjął teczkę ze zdjęciem Sebastiena i zaczął czytać.
Imię i Nazwisko: Sebastien Clark.
Wiek: 18 lat
Gatunek: Wampir
Przemiana: 24. 04. 2010 r.
Selekcjoner chwycił długopis, leżący zaraz koło laptopa naprzeciwko i skierował dłoń na dokument. Najechał nim na linijkę „Gatunek" i przekreślił wyblakły już trochę napis: „Wampir". Wielkim i silnym łapskiem napisał, ledwo wyraźnie: „Błękitny".
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania