Shollie – rozdział drugi
– Dzień dobry. – Chłodny głos wybudził Shiro ze snu.
– Dzień dobry – powiedział chłopak, starając się oprzytomnieć. Po chwili wszystko mu się przypomniało: był w szpitalu, nieznajoma wpadła na niego i przewracając się, uderzyła głową o beton. – Co z nią?
– Kiedy się uderzyła, powstał krwotok. Musiała przejść operację, aby nie powstał krwiak. Na szczęście już wszystko w porządku. A, i wie pan… nie powinienem panu tego mówić, ale jest pan z rodu Tanaka, więc muszę, miałbym tylko małą prośbę… Proszę nikomu nie mówić tego, co pan tu usłyszał, obowiązuje mnie tajemnica lekarska.
– Oczywiście, nikomu nie powiem. Mógłbym się z nią zobaczyć?
– Tak, ale niech się nie przemęcza. – Lekarz otworzył drzwi sali, w której znajdowała się kobieta. – Zostawię państwa samych – powiedział, wychodząc z sali.
– Dzień dobry, jak się pani czuje? – Chłopak pokierował się do łóżka dziewczyny i usiadł na stołeczku.
– Jest dużo lepiej. Dziękuję… Gdyby nie pan, nie wiem, co by się ze mną stało.
– Chyba każdy zrobiłby na moim miejscu to samo – zaśmiał się. – Jestem Shiro.
– Yuki. – Uśmiechnęła się. Dla Japonki wiele znaczyło, że ktoś chce ją poznać, w końcu była samotna od tylu lat, od czasu, kiedy matka wyrzuciła ją z domu, za sprzeciw wobec rządów rodu Tanaka. To i tak była łagodna kara, jeśliby ktoś z tej rodziny się o tym dowiedział… Wymordowałby wszystkich krewnych kobiety.
Uśmiech natychmiast zszedł z twarzy Yuki.
– Wszystko dobrze? Wyglądasz na zmartwioną – powiedział Shiro.
– Nie nie, wszystko w porządku – odpowiedziała.
Shiro wyciągnął telefon, żeby sprawdzić godzinę,
– Już dziewiąta! Będę miał kłopoty… – zawołał. – Muszę iść, wpadnę jutro. – Pomachał ręką na pożegnanie i wyszedł z sali. Yuki uśmiechnęła się. Czuła, że poznała kogoś wyjątkowego.
***
– GDZIEŚ BYŁEŚ?! MASZ POJĘCIE, JAKĄ MOŻESZ SPROWADZAĆ HAŃBĘ NA NASZ RÓD?! PRZYSZŁY SHOGUN NIE MOŻE SIĘ TAK ZACHOWYWAĆ! – Od progu Shiro powitała wielka sympatia domowników w stosunku do niego.
– Ta rodzina jest już tak zhańbiona, że bardziej się nie da… – Wzruszył ramionami.
– JAK ŚMIESZ?! – Matka wymierzyła mu siarczysty policzek. – CO TY SOBIE W OGÓLE WYOBRAŻASZ?!
– To nie jego wina. – Nagle w drzwiach pojawiła się młodsza siostra chłopaka, szesnastoletnia Mei. Odgarnęła wychodzący z luźno związanego kucyka kosmyk włosów i rzuciła matce wojujące spojrzenie. – Przemoc nigdy nie rozwiąże problemu. Co najwyżej może go osłabić, ale nie na długo. Tylko stłumi ofiarę, sprawiając, że będzie bała się sprzeciwić. – Jej błękitne oczy załzawiły.– Dziękujemy za zgotowanie nam takiego losu! Przyszły Shogun i cesarzowa Japonii! Tylko tytuły się dla was liczą! A pomyśleliście kiedyś o nas jak o ludziach?!
– Dość – spokojnie powiedział ojciec. Chłopak nawet nie zauważył, że był z nimi w pomieszczeniu. – Mei, do pokoju, zajmę się tobą później. Shiro, idziesz ze mną.
Złapał chłopaka za barki i siłą pociągnął za sobą, nie dając mu szans na ucieczkę. „Weszli” na schody. Młody Tanaka poczuł gulę w gardle. Schody te prowadziły bowiem do sali tortur. Mieścił się on w lochach, sześć metrów pod ziemią. Był wygłuszony, aby krzyki ofiar nie było słychać ponad powierzchnię. Shiro nienawidził tam przebywać, wydawało mu się, że każda osoba, która zmarła w owym pomieszczeniu, pozostawiła po sobie pernamentny ślad, skrawek umęczonej duszy.
Chłopak nawet nie zauważył, kiedy został rzucony na kolana w zimnej, ohydnej sali. Ojciec zamknął ją na klucz, który schował do tylnej kieszeni swoich jeansów, toteż Shiro nie miał szans na ucieczkę. W duchu pogodził się już ze swoim losem. Zauważył, jak ojciec z sadystycznym uśmieszkiem wymalowanym na bladej twarzy, z której kolorem kontrastowały czarne oczy i równie smoliste włosy, wyciąga z małej gablotki sztylet. Nagle z zaskoczenia wbił sztylet w prawe udo Shiro, przejeżdżając nożem aż do kolana. Przytrzymał jeszcze chwilę sztylet w nodze chłopaka. Wyraźnie napawał się tą chwilą. Wyciągnął nóż i tym razem wbił go w ramię lewej ręki. Młody Tanaka krzyknął z bólu. Jego ubranie błyskawicznie pokryło się świeżą krwią. Ojciec głośno stwierdził, że to za mało. Z szafy wyciągnął małe, niepozorne narzędzie. Dwie płyty z żelaza, połączone śrubką.
– Zgniatacz kciuków… – Przeraził się nie na żarty Shiro. Ojciec siłą posadził go na drewnianym fotelu z oparciem i przypiął pasem, zapobiegając ucieczce. Złapał za ręce chłopaka, siłą wkładając kciuki w szpary na nie przeznaczone. Zaczął kręcić śrubką, powoli zgniatając palce.
– AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! – wył ile sił w płucach Shiro. Nigdy nie doświadczył tak przeraźliwego bólu…
***
Ciekawe, co tam u Shiro – pomyślała Yuki, poprawiając poduszkę na szpitalnym łóżku.
Komentarze (4)
"„Weszli” na schody." - weszli na schody?
"Mieścił się on w lochach," - mieściła i bez "on" albo "ona"
"Był wygłuszony, aby krzyki ofiar nie było słychać ponad powierzchnię." - jak wyżej + i druga część tego zdania do poprawy: "aby krzyków ofiar nie było słychać na górze/na powierzchni"?
"schował do tylnej kieszeni swoich jeansów" - zdziwiłem się troszkę. Biorąc pod uwagę całą otoczkę myślałem, że oni wszyscy łażą w kimonach, a szczególnie ojciec - głowa rodu, a tu... jeansy? Zachodni wynalazek?
*hmmm... wydaje mi się, że te tortury są ciut bez sensu. Znaczy i skala ich nieodwracalności i brutalność. Czy naprawdę opłaca się tak maltretować dziedzica rodu? Nie lepsze byłoby subtelniejsze rozwiązania, dajmy na to szantaż, wywieranie presji psychicznej itd? Bo kiedyś taki koleś ze zmasakrowanymi kciukami przejmie władzę i co? Będzie wzbudzać respekt? Będzie grzeczną, potulną marionetką?
Hmmm, utwierdzam się w przekonaniu, że nie będzie to specjalnie ambitna i dopracowana historia... No cóż, dosyć cienko wypadł ten rozdział, ale jeszcze nie skreślam - w następnych częściach może być lepiej.
Pozdrawiam
""schował do tylnej kieszeni swoich jeansów" - zdziwiłem się troszkę. Biorąc pod uwagę całą otoczkę myślałem, że oni wszyscy łażą w kimonach, a szczególnie ojciec - głowa rodu, a tu... jeansy? Zachodni wynalazek?" - kimono byłoby troszku niewygodne, w kimono będą ubrani tylko podczas uroczystości.
"*hmmm... wydaje mi się, że te tortury są ciut bez sensu. Znaczy i skala ich nieodwracalności i brutalność. Czy naprawdę opłaca się tak maltretować dziedzica rodu? Nie lepsze byłoby subtelniejsze rozwiązania, dajmy na to szantaż, wywieranie presji psychicznej itd? Bo kiedyś taki koleś ze zmasakrowanymi kciukami przejmie władzę i co? Będzie wzbudzać respekt? Będzie grzeczną, potulną marionetką?" - fakt, troszku tego nie przemyślałam...
"Hmmm, utwierdzam się w przekonaniu, że nie będzie to specjalnie ambitna i dopracowana historia... " - nie będzie, od razu mówię. Traktuję to jako opowiadanie na rozpisanie.
Bardzo dziękuję za komentarz i wypisanie błędów, również pozdrawiam :)
Cóż, mam nadzieję, że Shiro wyżyje, bo te tortury i rany... dość poważne...
Czekam na kolejny rozwój wypadków.
Ja też mam taką nadzieję ?
Bardzo dziękuję za odwiedzinki i komentarz
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania