Pokaż listęUkryj listę

Siedem Znaków Potęgi: Familia Wielkiej Mamy - Część Pierwsza: Wędrowiec Lias

Siedem Znaków Potęgi

Zeszyt Pierwszy: Familia Wielkiej Mamy

Część Pierwsza: Wędrowiec Lias

 

I

 

Tak kroczył dumnie, z głową skierowaną na wprost, przed siebie – kiedyś, gdy przebywał w tym miejscu, jako niewolnik, za takie spojrzenie, dostałby srogie lanie, niewolnicy bowiem, musieli patrzeć pod nogi, absolutnie nie patrząc ,,lepszym’’, czyli wolnym, ludziom w oczy – oglądając tak bardzo dobrze znane mu widoki, przywołujące wspomnienia.

Jedne były przyjemne, inne wręcz przeciwnie – koszmarne, okropne.

Lecz on, nie mógł spoglądać w przeszłość. Od kiedy opuścił to miejsce, przeżył wiele, był innym człowiekiem; nie do końca wiedział, jak miewał się jego charakter, po prostu robił to, co podpowiadał mu rozsądek. I tak było zawsze, dlatego też, teraz nie bardzo wiedział, co dokładnie zmieniło się u niego pod tym względem.

Pewien był tylko jednego…

Gdy opuszczał to miejsce, był słaby… cholernie…

A teraz, gdy tu wrócił, był silny… również cholernie.

A podczas całej tej rozłąki, od jego ojczyzny, nic się ona nie zmieniła; jak była najgorszą zbieraniną chamów myślących że są na równi z bogami, oraz śmietniskiem cech ludzkich, którymi pogardzał on najbardziej, taka pozostała. Kiedy szedł ulicą, niemal chciało mu się śmiać, widząc to wszystko.

Niewolnicy, z wiecznie zakutymi rękoma, pomiatani za najmniejsze – a także bez niego – przewinienie; arystokracja, ludzie którzy wychowali się, słysząc pochlebstwa, oraz to, iż podobno są najlepsi, oraz ludzie, którzy deptali niewolników i jeździli bryczkami, ludzie, od których wiecznie czuć było najlepsze perfumy, i którzy ubierali się zgodnie z aktualnymi standardami, swoistą ,,modą’’ lepszej części, tego zgniłego miasta.

Moda owa, o ile w przypadku niewolników pozostawała niezmienna, identyczna zarówno w przypadku kobiet, jak i mężczyzn – opierała się ona na kajdanach oraz piaskowych szatach, sięgających do, wiecznie bosych, stóp niewolników – to wolni ludzie, zmieniali ją w tak zastraszającym tempie, iż on nigdy nie umiał za nim nadążyć.

Można powiedzieć, że po prostu ubierali się tak, jak aktualnie najbardziej ceniony człowiek w mieście, a owi mieli bardzo różne, często dziwne gusta. Tak więc czasami widywało się ich ubranych w grzechoczące ,,mistyczne’’ ubrania przyozdobione wszelkimi błyskotkami, jak na przykład klejnoty, a czasami widziało się ich przebranych w różowe pióra flaminga.

Doprawdy, gdy jeszcze był on w niewoli, nie widział w tym nic zabawnego… często, wykonując rozkazy pomiatających nim krótkowzrocznym głupców, myślał, że są tak wyjątkowi właśnie dlatego, że mają czas na takie przebieranki. Teraz jednak, gdy spojrzał na to z innej perspektywy, kąciki ust jego, zadrżały lekko, a było to wielkie osiągnięcie, bowiem nie uśmiechał się prawie nigdy, natomiast najprawdziwszy, dobrowolny śmiech, opuścił jego usta jedynie dwa razy – licząc tę, o których pamiętał – podczas całej jego egzystencji.

,,On’’ nazywał się Lias, i wiedział jedynie, że imię to, nadała mu matka, oddając w niewolę. Z całą pewnością, kochała go, lecz nie miała żadnego wyboru; sama była niewolnicą, przeznaczoną do ,,produkowania’’ – tak określały to ważne osobowości – nowych niewolników. Każde dziecko, oddawać musiała do niewoli, gdy skończy karmić piersią, a jej jedynym przywilejem, było to, iż mogła nadać dziecku imię. Jego nazwała Liasem.

Lias był więcej niż pewien, iż na tym świecie, chodziło mnóstwo osób będących jego rodzeństwem. Siostry i bracia. Starsi i młodsi. Najpewniej większość była niewolnikami, tak jak on, przed sześcioma latami. Lias wiedział, iż powinien pękać z eufori, dumy i szczęścia… że udało mu się uciec z chciwych szponów sępa, zwanego niewolą.

Jednak zamiast tego, jego usta zalewała tylko i wyłącznie fala goryczy. Owszem opuścił to miejsce… stał się wolnym człowiekiem, zyskał prawa i przywileje, w tym niesprawiedliwym świecie, startując z poziomu niższego od zera… a poza tym, uzbroił się w potężny oręż, broń, zwaną siłą; dysponował także artefaktem, który tę siłę potwierdzał.

Ale co z tego, skoro jego ojczyzna, nie zmieniła się ani trochę, przez sześć lat? Nie, jednak się zmieniła, lecz nie w tę stronę, w którą powinna. Stała się jeszcze bardziej śmierdząca, okropna, toksyczna, niż kiedy Lias ją opuszczał.

Czy Babilon nigdy nie zazna odkupienia?

Gdy Lias tak kroczył spokojnie, ulica za ulicą, czuł na swojej osobie gard spojrzeń; pochodzących od niewolników – nieufnych, ukradkowych, ponurych – oraz od wolnych – zadziwione, zniesmaczone, wręcz obrażone, bowiem nie ubrał się zgodnie z panującą modą. Jednak Lias nie zwracał uwagi, na te spojrzenia. Szedł przed siebie z dumnie uniesioną głową, emanując aurą potęgi. Gdyby nie ta aura, z pewnością zostałby już przez kogoś zaczepiony, lecz ona chroniła go, niczym przeciwdeszczowy płaszcz.

Ubrany był zupełnie sprzecznie, od standardów panujących w Babilonie; nikt jeszcze, nie widział tak egzotycznych ubrań. Po pierwsze, pomarańczowe buty, wiązane czerwonymi sznurówkami, wyglądające niemal jak płomień. Do tego, niemal krwiste, pofalowane spodnie, zupełnie nie przylegające do ciała, kończące się w połowie łydek, grubym okręgiem, tym razem przylegającym ciasno do ciała.

Natomiast górną część jego ciała, okrywała zapinana bluza z kapturem, którą ozdabiały różnokolorowe kropki, znajdujące się na czarnym tle; w bluzie przeważał fioletowy, lecz można się było dopatrzeć także zielonego, pomarańczowego, niebieskiego i białego. Rękawy, jak i dolna część bluzy, lekko przylegały do ciała, i były ozdobione filetowymi paskami.

Ręce, skryte w kieszeniach, Lias miał zaciśnięte w pięści, a żeby dolne i górne, mocno do siebie przylgnęły, przyciśnięte. Lias miał bystre, zielone oczy, brakło mu wąsów czy brody, a włosy miał średniej długości, czarniejsze, niż wydawało się to możliwe.

W pewnym momencie przystaną – było to na skrzyżowaniu czterech ulic – po czym próbując przezwyciężyć strach napływający do jego płuc, naciągnął kaptur. Mimo iż wiedział, iż nic mu tam nie zagraża, mimo iż zdawał sobie sprawę ze swej siły, to wspomnienia dawały się we znaki.

To miejsce… tak dobrze je znał. Kojarzyło mu się z piekłem, z największą męczarnią. Gdy pomyślał, iż zaraz skręci w lewo, że niedługo zobaczy samego diabła… jego ciało nagle stało się bezwolne, gdy Lias uczuł, że powietrze wokół niego gwałtownie gęstnieje, zmienia konsystencje. Niemal, jakby tkwił zakopany głęboko pod ziemią, gdzie otaczała do twarda skała. Oddychać mógł z trudem, kręciło mu się w głowie, a wszelkie dźwięki, słyszał jakby przytłumione i z oddali… dochodzące z powierzchni, tak odległej.

Gdyby to on, sprzed sześciu laty, miałby spróbować sprzeciwić się temu wszechogarniającemu strachowi… tej tremie… temu cieniu przeszłości… wtedy byłby przegrał. Lecz podczas długiej wędrówki, poza znaną mu ziemią, nie zyskał jedynie siły fizycznej. Także jego umysł wskoczył na wyższy poziom.

I tak, poruszając się jak w amoku, zdołał postąpić jeden krok naprzód. Z boku, ktokolwiek na niego patrzył, nie zobaczył żadnej różnicy; nikt nie miał pojęcia, że tym jednym krokiem, Lias ryzykował życie, ryzykował dosłownie wszystko. Ryzykował własną duszę, to, że popadnie w obłęd.

Naprawdę, bliski był bardzo amokowi, który już kiedyś przeżył. Pamiętał, jak wtedy krzyczał, jak rozpaczał… pamiętał że każde słowo, które słyszał, wydawało się krzykiem, okropnym, nieskończenie brzmiącym w jego umyśle… pamiętał, jak cały świat wydawał się okrutnym, okropnym i nieśpiesznym żartem, w mrocznych barwach… pamiętał, jak czuł się, jakby był już w piekle.

Lecz tamtej męczarni doświadczył w miejscu dalekim od tego, już w czasie swej wędrówki… a rzecz, która ją wywołała, była o wiele gorsza, niż to, czego doświadczał teraz. Głównie dlatego, że wtedy był pewien śmierci, że opuściła go nadzieja, natomiast teraz, mimo tego ataku paniki, wiedział, iż to tylko projekcja jego mózgu, iż przed nim nie ma nic, co by mu zagrażało.

Ten koszmar, był tym co pamiętało jego ciało.

Całe to rozmyślanie, zajęło mu tylko jeden krok… a gdy jego stopa dotknęła ziemi, już wiedział, wiedział, iż musi iść dalej. Wiedział, że jeżeli ponownie nie postąpi naprzód, padnie na ziemię, miotając się i wrzeszcząc, jakby go torturowano.

Dlatego nieprzerwanie parł do przodu, wiedząc czym zaowocuje zwłoka. W końcu, dotarł do miejsca, gdzie należało skręcić, co zrobił bez wahania. I wtedy ujrzał obraz, który w mgnieniu oka przełamał jego strach… jakieś dwadzieścia metrów od Liasa, na wielkim placu, zebrało się mnóstwo niewolników ze swymi panami.

Z owych panów, najbardziej wyróżniał się jeden, krzyczący najgłośniej; odziany był według obowiązującej mody, ale zadziwiał masą. To prawda, iż ,,lepsza część’’ Babilonu lubiła wypić i zjeść, lecz żaden nie osiągał aż takich rozmiarów… bowiem najgłośniejszy ze wszystkich na tym placu człowiek, wyglądał, jak nadmuchany do granic możliwości balon. Jego ciało było pulchne jak u niemowlęcia, a kiedy mówił, bardzo się ślinił.

Siedział w powozie, do którego zaprzęgnięto konie, dokładnie na środku placu. Otaczały go niewolnice, patrzące smętnie pod nogi; od czasu do czasu, klepał którąś po tyłku lub macał cycki. W prawej dłoni, dzierżył lśniący, czarny bat, którym strzelał przed pojazd, krzycząc gniewne wyzwiska.

Strach Liasa pękł gwałtownie, niczym bańka mydlana; spokojnym krokiem szedł przed siebie, zmierzając wprost do plującego się szlachcica. Kaptur osłaniał jego głowę, ukazując jedynie usta, które wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu… jak to możliwe, że jeszcze przed chwilą panicznie bał się tego narcyza? No cóż, stare nawyki zrobiły swoje.

Lecz teraz, gdy zyskał na sile, Lias przestał widzieć w nim nadczłowieka, samego boga, od którego kaprysu, zależało jego życie… zamiast tego widział nadętego, zepsutego do cna głupca, który lubił znęcać się nad sługami, by poprawić samoocenę, do tego nażerającego się bez opamiętania wszystkim, co wpadło mu w ręce, i pijącego bez umiaru.

Organizm Liasa zupełnie już wyzbył się strachu.

Nikt go nie zauważał, wszyscy byli zajęci własnymi sprawami; Lias nie spiesząc się, podążał w stronę byłego pana, powstrzymując się od śmiechu. Lecz wtedy zobaczył coś, co natychmiast wypędziło z niego czarny humor.

Jego były pan, ten, którego lękał się przez lata, ponownie strzelił batem na ziemię, pod powóz, krzycząc głośno:

-Masz, mała szmato! Nic nie warta smarkulo! Urodziłaś się, żebym spuszczał ci lanie, słyszysz, suko!? Kim jesteś? KIM JESTEŚ? JESTEŚ NIKIM!

Mówiąc to, raz po raz okładał biczem małą, na oko dziewięcioletnią dziewczynkę, która obejmowała się rękoma, płacząc i wrzeszcząc. Widział jej łzy, widział kajdany obejmujące jej ręce, oraz rozpacz malującą się na twarzy… udręczone spojrzenie, oczu, które nigdy nie powinny zaznać takiego cierpienia, które nie pojmowały, dlaczego tak się dzieje.

Dziewczynka miała długie, zielone włosy, prosto spływające po jej szacie, aż do bioder, oraz słodką, niewinną twarzyczkę. Lepiła się od brudu. To był okropny widok… na ułamek sekundy, Lias zobaczył siebie samego na jej miejscu, przed laty.

Usta wypełniła mu gorycz, przemieszana z żółcią. Cierpienie tej dziewczynki, przypominało mu jego cierpienie… to było coś, czego nie mógł znieść. I właśnie dlatego, zareagował wtedy, nie czekając, by podejść bliżej.

-Przestań natychmiast, Archie!- wrzasnął, z opuszczoną głową, tak, by nie pokazywać twarzy. Jeszcze nie teraz.

Wściekły że mu przerwano – i to jak bezczelnie! – oraz czerwony jak burak Archie odwrócił twarz, by przekonać się, kto ośmielił się to uczynić. Gdy zobaczył jedynie jakiegoś knypka, bez żadnych niewolników, do tego nie ubranego tak, jak należało, dostał istnej białej gorączki.

-KIM JESTEŚ!?- wrzasnął, unosząc rękę z batem.

Lias zaśmiał się w głos i uniósł twarz.

-Nie poznajesz mnie?- spytał cicho, ściągając z głowy kaptur.

Na twarzy zakochanego w sobie idioty, odmalowała się cała gama emocji; zaskoczenie, oburzenie, gniew, jeszcze więcej gniewu… powoli uniósł głowę, i przemówił, tym razem nie podnosząc głosu.

-Ty… co t y tu robisz, zapchlony kundlu?- Lias widział, iż cały plac im się przyglądał; zrobił niezłe przedstawienie- Co się stało? Czyżby… czy to możliwe, że po sześciu latach od twojej ucieczki, z mego domu, zdałeś sobie wreszcie sprawę, iż okazywałem ci prawdziwe miłosierdzie? Czyżbyś zdał sobie sprawę, iż to, co ja ci oferuję, jest wielkim darem, dla takiej małej glisty jak ty? Czyżbyś zrozumiał, że cały świat nie jest tak łaskawy jak ja? Czyżbyś przyszedł błagać mnie o przebaczenie?

Zapadło milczenie. Lias, nie przerywając go, zaczął powolnym krokiem, maszerować w stronę Archiego. Krok po kroku, a im był bliżej, tym bardziej jego stary pan gotował się ze złości.

W końcu, krzyknął na Liasa:

-PYTAŁEM O COŚ IDIOTO! CZYŻBYŚ OGUCHŁ?!

I znowu Lias nie odpowiedział.

-Być może…- zaczął narcyz zwany Archim-… być może, gdybyś błagał mnie na kolanach, ulitowałbym się nad tobą. Jednak, tak mnie rozwścieczyłeś, swoim zachowaniem względem mnie, że…

W tym momencie Lias znalazł się w zasięgu biczu; ten wystrzelił w niebo.

-…BĘDZIESZ MIESIĄCAMI GINĄ W PIWNICACH MOJEGO DOMU! TWOJA ŚMIERĆ BĘDZIE POWOLNA, TAKA, NA JAKĄ ZASŁUGUJĄ GLISTY TWOJEGO POKROJU!

Bicz opadał szybko w kierunku Liasa… lecz gdy od celu, dzieliły go już tylko sekundy, chłopak sprawnie postąpił malutki kroczek w prawo. Zrobił to tak szybko, i to dokładnie w chwili, gdy bicz uderzył o ziemię, iż wszystkie obecne przy tym osoby, były pewne, że Archie spudłował; tak samo, jak on sam.

Bicz ponownie wystrzelił w niebo, ponownie kierując się na Liasa; lecz tym razem, nie zamierzał się on uchylać. Gdy bicz zbliżył się wystarczająco, prawe ramię chłopaka wystrzeliło w górę, sprawnie chwytając nadlatujący bicz. Wylądował mu głośno w dłoni, nie czyniąc żadnej krzywdy.

Obecni zachłysnęli się, widząc ten pokaz siły.

Ale Lias na tym nie poprzestał. Gwałtownie i silnie, pociągnął bicz w swoją stronę; a mimo iż nie włożył w to pełni potencjału swoich mięśni, to Archie z głośnym krzykiem zleciał z powozu, lądując brzuchem na ziemi – zaledwie kilka metrów od dziewczynki, którą wcześniej dręczył – wzniecając w powietrze chmarę kurzu.

Sapał głośno, starając się podnieść. Lias puścił swój koniec bata, i luźnym krokiem podszedł do tak żałośnie wyglądającego głupca. Być może wreszcie wylądował tam, gdzie jego miejsce. Tuż obok niego, Lias przykucnął i spytał głośno, tak by wszyscy usłyszeli:

-Czy wiesz, z kim zadarłeś?

Archie spojrzał na niego, półprzytomnie.

-Z… niewolnikiem…

Lias wstał.

-Nie! Wcale że nie!- krzyknął- Może i kiedyś byłem niewolnikiem, jednak… stałem się wolnym człowiekiem.

Następnie, wstał, i uniósł dumnie lewą rękę… następnie ściągnął lekko rękaw bluzy, ukazując zieloną opaskę, owiniętą na jego nadgarstku… opaskę, na której czarnym jak węgiel kolorem widniał napis: ,,XVI’’ oznaczający tyle, co liczba szesnaście. Obrócił się powoli wokół swojej osi, by każdy zobaczył świadectwo jego potęgi… oraz bilet niegdysiejszego niewolnika, na wolność.

-To nie możliwe- wystękał Archie, z autentycznym przerażeniem w głosie. Rozumiał już, iż popełnił błąd.

Lias, zupełnie ignorując zmianę swojego starego, pozbawionego litości pana; skoro on nigdy nie okazał mu litości, to dlaczego on miał? Sprawnie odbierze mu wszystko, co miał, co uważał za wieczne.

Zemsta ma słodki smak.

-Ja, wolny człowiek, Lias, oficjalnie, odbieram temu tu, Archiemu prawo do tego, co posiadał, jak i do wolności w każdej jej wymiarze- rozpoczął bezbarwnym słowem tyradę; nie dawał po sobie poznać, jak każde słowo raduje jego serce- natomiast swój wyrok, podpieram wygraną walką z tym oto człowiekiem. Oczywiście zaświadczam, iż zgodnie z prawem, to on ją zaaranżował, ja jedynie broniłem swego honoru, mienia, oraz ciała.

Spośród jego bogactw, żądam jedynie pieniędzy, wraz z zamieszkiwanym przezeń terenem. Jego niewolników uwalniam od brzemienia nad nimi ciążącego, i daje wolność, zostawiając jednak bez grosza- przerwał na chwilę, widząc zrozpaczony wyraz twarzy Archiego, wykrzywione w zgrozie usta… sprawiał mu ból, a wiedza ta, radowała go- oraz zrzekam się jakiejkolwiek odpowiedzialności za nich. Natomiast ich pan, będący teraz na mojej łasce, zwany Archiem, jak mówiłem, zostanie oddany w niewolę…

…posiądzie go pierwszy człowiek, który po moim odejściu z tego placu, dotknie jego ciała, nieważne czy samodzielnie, czy za pośrednictwem swych niewolników. Nie obchodzi mnie, co się z nim stanie. Może zostać męską dziwką albo po prostu zwykłym niewolnikiem. Nie mi do tego.

Zaczerpną powietrza, by wreszcie zakończyć przemówienie.

-Teraz udam się do mojego nowego domu. Niewolnikom, którzy tam zamieszkiwali, a teraz odzyskali wolność, daję dokładnie dobę, na zabranie swego mienia. Czego nie wezmą, będzie moje. Co ukradną, przywłaszczą, bez mej wiedzy pożyczą, to po dwa kroć oddadzą.

Skończył. Zaczerpną powietrza, zadowolony z siebie; udał się powolnym krokiem ku białej, trzy piętrowej willi. Wiedział, gdzie ma iść, bowiem kiedyś często tam bywał. Ale teraz to miejsce było jego.

Słyszał ciche szepty ludzi, zdumionych tym, co zobaczyli.

No tak, przecież dał niezłe przedstawienie; do tego specjalnie je podkręcił. Normalnie nigdy nie bawił się w takie formalne, eleganckie i ładne słownictwo – na gówno, mówił iż jest gównem – lecz akurat miał taki kaprys. Do tego jego wybór, co do rzeczy przejętych od pokonanego. Czy kiedykolwiek, w Babilonie, ktoś dobrowolnie zrezygnował z niewolników?

Odpowiedź brzmiała nie, a przynajmniej nie w tej erze.

Kiedy przechodził obok zielonowłosej dziewczynki, która wcześniej zmotywowała go do działania, usłyszał, jak ta odzywa się słodziutkim, miękkim głosikiem:

-W twojej duszy czai się mrok- ton wypowiedzi nijak miał się do treści.

Lias zatrzymał się gwałtownie, myśląc, że się przesłyszał.

Mylił się.

Dziewczynka stała przed nim, wciąż w kajdanach, wciąż ubrudzona, patrząc prosto w jego oczy… przeraził się, gdy ujrzał jej oczodoły; a raczej to, co kryło się głęboko, głęboko w nich. Ujrzał ziejącą w nich pustkę; barwa jej oczu, była szara, beznamiętna, podobnie jak wyraz twarzy. Te oczy… były dziurą bez dna.

A gdzieś jeszcze głębiej, na granicy widoczności, ujrzał on płonący ogień. Był tam, bez wątpienia, lecz póki co, był jedynie iskrą. Iskrą, mającą szansę przemienić się kiedyś w ognisko sięgające gwiazd…

Nagle dziewczynka otworzyła usta, a słowa zaczęły wypływać z jej ust, jedno za drugim. Lecz Lias odniósł wrażenie, że dziewczynka nie kontroluje tego, co robi; to nie były jej słowa, ona nie zdawała sobie z nich sprawy, bowiem spała głęboko, gdzieś w zakamarkach swej duszy.

-W twojej duszy czai się mrok- kontynuowało to coś, co przemawiało zamiast dziewczyny- Jeżeli to się nie zmieni, sam doprowadzisz do swojej zguby. Szukasz czegoś, a raczej kogoś. Nie znajdziesz, jednak w pogoni za tym, spotkasz kogoś innego. Od tego, jak się wtedy zachowasz, będzie zależała twoja przyszłość.

Lias stał i czekał cierpliwie. Zastanawiał się, z jaką to anomalią, ma do czynienia? Czyżby ta dziewczyna była córką wróżbitki? A może to był jakiś wyjątkowy talent? Wiedział jedynie, że prawdopodobnie ma rację. Bowiem naprawdę kogoś szukał.

Kolejne słowa dziewczyny, wzbudziły w nim dreszcze.

-Wcale nie jesteś silny- powiedziała i dodała- Nie wystarczająco.

Więc sześć lat poszło na marne? Czyżby? Lias nie wiedział, co o tym sądził, lecz zawsze szybko podejmował decyzję. Było tak i tym razem. Ostatecznie, szalę przeważyły dwa fakty.

Po pierwsze, intuicja. Lias zawsze jej ufał, natomiast tym razem podpowiadała mu, iż jeżeli wypuści tę dziewczynę z rąk, kiedyś gorzko tego pożałuję. Podpowiadała, iż jest ona czymś ważnym.

Po drugie, współczucie. Lias bowiem wiedział, co stanie się z tą dziewczyną, jeżeli ją zostawi; niby wolną, ale bez grosza, do tego młodą… Babilon dosłownie zje ją na śniadanie. Co bowiem jest trudnego, w pokonaniu dziewczynki? A później skłamaniu, iż cię obraziła?

I już masz niewolnicę; jeżeli nie do pracy, to do łóżka – w Babilonie, nie brakowało bowiem zboczeńców, którzy podniecają się na widok dziewięciolatki. Nawet pięciolatka nie miałaby lekko.

Tak więc owszem, współczucie.

Nawet Lias nie był bezduszny.

-Zmieniłem zdanie!- wykrzyknął- Ta mała idzie ze mną!

Teraz to już uznawali go nie tylko za szaleńca, lecz również za zboczeńca.

Zobaczył jak dziewczyna ocknęła się – jej szare oczy zmieniły odcień na zielony, a na twarzy odmalował się strach – lecz zignorował to. Będzie miał jeszcze wiele czasu na myślenie o tym.

-Idziemy!- warknął do niej

Odwrócił się i pomaszerował w kierunku willi; nie musiał się odwracać, by przekonać się, że za nim idzie. Słyszał jej szybkie kroki. Pobiegła za nim – musiała, jeżeli chciała nadążyć.

 

II

 

Liasa obudziły promienie słońca, ziejące na niego przez zasłonięte okiennice; miały lekko czerwoną barwę, za sprawą koloru zasłon. Chłopak leżał jeszcze kilka chwil w łóżku, po prostu wpatrując się w górę, w baldachim przesłaniający jego łoże od sufitu. Nigdy jeszcze nie spał w czymś takim, i było mu diabelsko wygodnie.

Cała willa tego pryka Archiego była nie do pomyślenia; dotąd znał tylko jej część. Połowę parteru, oraz połowę piwnicy. Była to część przeznaczona dla niewolników. Szara, śmierdząca, okropna… wciąż pamiętał krzyki, które wydobywały się z komnaty tortur. Kto tam trafiał, już nie wychodził.

Lecz tamta część, była odgrodzona od głównego domu… od posiadłości Archiego. W piwnicy tamtej części, wytwarzano alkohole najróżniejszej maści: od Brandy i jabłecznika do najzwyklejszej wódki, piwa i wina. Tworzono tam także produkty mięsne, co sprawiało, że owa piwnica cudnie pachniała. Parter i pierwsze piętro zamieszkiwały dziwki Archiego. Były to piętra schludne i wiecznie posprzątane, ozdobne z wieloma kosztownościami… lecz i tak prawdziwy raj zaczynał się wyżej.

Na drugim piętrze willi, mieściły się łaźnie; prysznice, wielkie wanny, baseny, jacuzzi, parne sauny… Lias postanowił że dobrze wykorzysta te, nieznane dotąd dobra. Wczorajszego dnia, po przyjściu do willi, kazał dziewczynie rozgościć się jak tylko chciała, byleby mu nie przeszkadzać. Była przestraszona ale zgodziła się.

On natomiast najpierw zwiedził cały budynek, a później zażył długiej, relaksującej kąpieli. Udało mu się zapomnieć o wszystkim, co prawdopodobnie czeka go niedługo. Gdy pod wieczór opuścił łaźnie, całą skórę miał pomarszczoną i chciało mu się spać.

Najwyższe piętro obfitowało w jedwabne poduszki, złote i srebrne ozdobniki, wełniane dywany, misterne wzory na ścianach oraz obrazy, głównie przedstawiające sceny erotyczne – czasami po prostu mężczyzna z kobietą, często jednak dzikie orgie, oraz niestworzone fantazje – co idealnie oddawało chorobę umysłową, na jaką cierpiał Archie… oraz większość Babilończyków.

Jeżeli o Liasa chodziło, to te obrazy irytowały go niezmiernie; dlatego też, wczorajszego wieczoru, wszystkie bez wyjątku zostały spalone. Dzięki temu czuł się w tym miejscu choć ciut lepiej. Niby miał te wszystkie luksusy, lecz, po pierwsze cały dom śmierdział Archim, a po drugie, takie życie nijak do Liasa nie pasowało.

Zwyczajnie nie mógł usiedzieć w miejscu; zwariowałby, gdyby miał mieszkać tu dłużej. Wczoraj zażył pierwszą w życiu kąpiel relaksacyjną – do tego w łaźni – ale dzisiaj doszedł do wniosku, że wystarczy mu raz na całe życie.

Z westchnieniem zerwał się z ogromnego łoża z baldachimem, i nago, poszedł odsłonić okno. Słońce poraziło go wprost w oczy, które szybko zamknął. Obrócił się i narzucił na siebie ubrania – te same, co wczoraj, z tym że wyprane – po czym przysiadł ponownie na łóżku, zastanawiając się, jak przeprowadzić to, co ma zamiar teraz zrobić.

Oczywiście najpierw przepyta dziewczynkę; postara się jej nie przestraszyć, być dla niej miły. Żeby się go nie bała. Podejdzie ją znienacka, zacznie od niewinnych pytań, by potem przejść do rzeczy. Później uda się w pewno miejsce miasta, by rozpocząć poszukiwania.

Poczuł, jak gwałtownie skurczył mu się żołądek, gdy zrozumiał, iż być może niedługo ją zobaczy… kobietę, której nie pamiętał, której z pozoru nie znał. Ale jednak chciał się dowiedzieć, chciał ją poznać, zrozumieć kim i jaka jest. Jak się nazywa, czemu…

Miał wiele pytań, ale tak mało odpowiedzi.

Co jednak zrobi, jeżeli, ona nie będzie żywa? Co zrobi? Odwiedzi jej grób, jeżeli będzie takowy posiadać – w co wątpił, mało kogo w Babilonie stać było na grób – jeżeli zginęła z powodów naturalnych? A może ktoś ją zamordował? Co wtedy zrobi?

Głupie pytanie. Przecież był silny; no właśnie, siła.

To zdobycie jej było jego główną motywacją. A nie nieznana mu matka. Przed sześcioma laty wyruszył w podróż, aby odnaleźć siłę… to, że chciał choć spotkać matkę, było jak najbardziej cechą ludzką. Każdy by tak postąpił.

W jego głowie, niczym złowieszcza przepowiednia, zabrzmiały t e słowa.

Wcale nie jesteś silny…

Ale o co dokładnie chodziło? O siłę fizyczną? A może psychiczną? O jedno i drugie? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Musiał się dowiedzieć, jeszcze dzisiaj.

Ponure rozważania przerwał odgłos pukania do jego drzwi.

-Wejść!- burknął rozkojarzony.

Drzwi otworzyły się powoli, lecz Lias nie spojrzał w ich stronę. Jego myśli zajęte były czymś innym; poza tym, był pewien, że to pewnie jedna z byłych dziwek Archiego przyszła po swoje rzeczy. Siedział więc, czekając aż sobie pójdzie… gdy jednak przez dłuższy czas nie słyszał kroków w pomieszczeniu, oraz zamykanych drzwi, odwrócił głowę.

Przy drzwiach, opierając się na ścianie i stojąc mocniej na lewej, niż na prawej nodze, stała kobieta; na oko dwudziesto dwu letnia. Na jej ustach – pomalowanych czarną szminką – malowało się rozbawienie. Brązowe oczy skakały po Liasie, jakby go oceniając; nagle poczuł się nagi.

Ubrana była niecodziennie; twarde, ciemno-brązowe obuwie, zakończone ostrym czubkiem. Do tego workowate, sięgające kostek brązowe spodnie przewiązane w talii paskiem oraz czarna skórzana kurtka z ćwiekami. Kurtka miała długie rękawy, kończące się postrzępionym materiałem; jak gdyby ktoś, pociął je trzęsącymi się dłońmi.

Miała brązowe włosy związane w warkocz i luźno opadające w dół, przerzucone przez lewe ramię, tak iż muskały lewą pierś. Na twarzy nie miała żadnej zmarszczki, była wręcz idealna.

Stała odprężona, z szerokim uśmiechem… do tego ten ubiór, który nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości, co do profesji kobiety. Była wojowniczką; jakże się pomylił, myśląc że to zwykła…

-Nawet nie próbuj- odezwała się znienacka, tak że lekko się wzdrygnął. Głos miała miękki, hipnotyzujący, nieugięty. Nieważne, co by mówiła, ten ton, te oczy, oraz wyraz twarzy, mówiły co innego… zdawały się obiecywać ochronę, przyrzekać że przy tej kobiecie nie stanie ci się nic złego.

Lias jednak nie mógł się czuć bezpiecznie. Z nikim.

-Czego?- zapytał rozkojarzony, nie bawiąc się w uprzejmości.

-Nazywać mnie dziwką.

-Nie śmiałbym; poza tym, jak taka dama, miałaby nią być.

Zaśmiała się; jej śmiech, tak jak i wszystko inne był zniewalający.

-Widzę że szybko kojarzysz… ale wiesz, skoro jesteś takim dżentelmenem, czemu jeszcze nie ucałowałeś mej ręki- mówiąc to, machnęła głową, tak iż warkocz spadł z jej ramienia – dzięki temu Lias poczuł ich zapach; pachniała mocną wonią świeżego pieczywa i alkoholu, która bez wątpienia pasowała do niej – i wyciągnęła rękę wierzchem do niego.

Zwrócił wtedy uwagę na jej paznokcie; fioletowe.

-Jaką mam pewność, że nie padnę przed tobą na kolana, a ma krew nie splami wtedy twych wspaniałych butów?- odpowiedział szczerzę, równocześnie ponownie zdobywając się na kunsztowny język; tak już miał, iż często odzywał się w taki sposób.

Zaśmiała się.

-Kieruję mną tylko ciekawość- odparła, zbliżając się, tak iż jej dłoń była tuż przy ustach Liasa.

Ten, nie czekając długo, pocałował ją; szybko, beznamiętnie, właściwie ledwie musnął wargami jej skórę; niecała sekunda i już było po wszystkim. A mimo to, pożądanie rozpaliło go do białości.

Chciał jak najszybciej pomyśleć o czym innym, odezwał się więc czym prędzej.

-Chciałbym wiedzieć…- powiedział-…jak silna jesteś?

Zaśmiała się. Znowu.

-Dosyć…- szepnęła, podnosząc prawa rękę zewnętrzem w jego stronę i podwinęła rękaw, ukazując pomarańczową opaskę symbolizującą Babilon.

,,VI’’ – a więc była silniejsza od niego, i to o dziesięć miejsc.

To różnica, jakiej nie można zignorować.

Wciąż pamiętał, jak potoczyła się jego walka z piętnastym na arenie w Flutinii… zaczął tam walczyć jak pięćdziesiąty drugi, bowiem tak właśnie, początkowo prezentowała się jego siła. Z czasem stawał się silniejszy, a i poziom wzrastał. Przy trzydziestce rozpoczęły się problem… jakoś jednak przebrnął do szesnastki.

Ale piętnastka… tamta walka była dosłownie rzezią… jednostronną masakrą. Pamiętał jak krwawił, jak krzyki tłumu, chaotyczne i tak głośne, po raz pierwszy przerodziły się w jego uszach w jednostajny szum, pozbawiony zupełnie sensu. On, Lias, był jedynie człowiekiem, natomiast jego przeciwnik… dla niego bogiem.

Ale od tamtego czasu wzmocnił się; ćwiczył przez dwa lata pod okiem byłego mistrza Flutinii… teraz był już innym człowiekiem, zdecydowanie potężniejszym, tamtą piętnastkę bez wątpienia rozgniótłby na miazgę – od razu po treningu udał się do Babilonu, bowiem mistrz stwierdził, iż Flutiniia jest marnowaniem czasu – jednak czy to wystarczy?

Czy będzie w stanie pokonać tę kobietę?

Czy jest wystarczająco silny? Czy kiedyś osiągnie wystarczającą potęgę?

Siedem potężnych miast, będących zarazem wielkimi miastami-państwami rozciągającymi się na terenie krainy zwanej Ismelin; a każde miasto-państwo skrywało wielki skarb, zwany pasem mistrza… kto zdobędzie wszystkie siedem pasów, stanie się najsilniejszym człowiekiem na ziemi.

Flutiniia była na samym końcu listy miast; prawie w ogóle się nie liczyła, najłatwiej było zdobyć pas właśnie tam. Zaraz nad nią znajdował się Babilon, a jeszcze wyżej sławne Metalowe Miasto – nad którym rozciągało się ponad wieczne drzewo olbrzymie, zwane Zardzewiałym Drzewem – w którym Lias nigdy nie był. Pozostałe miasta pozostawały tajemnicą; nikt nie znał nawet ich nazwy, a co dopiero miejsca położenia. Prawie że nie dało się tam dostać – jedynym znanym Liasowi sposobem, było zdobycie pasa w Metalowym Mieście… no i jeszcze można się tam było urodzić.

Rozważania Liasa, przerwała mu nagle ta niezwykła, dzika wręcz kobieta; pochyliła się nad nim, niebezpiecznie zbliżając swoją twarz do jego twarzy. Poczuł jej oddech, zobaczył tak blisko siebie… i omal nie zwariował. Chciał się cofnąć, lecz ona wykonała kolejny krok. Pocałowała go, niezwykle namiętnie; mimo iż wargi miał twardsze od niej, to niemal zatonął w jej ustach… całując rzuciła go na łóżko, wciąż w niego wpojona. Przyciskała się do niego, stykali się ze sobą w każdym calu swojego ciała. Przez chwilę Lias nie mógł się otrząsnąć, później chwycił ją za tył głowy i przyciągnął do siebie…

Poczuł, jak gwałtownie wbija paznokcie w jego szyję i policzki; zrobiła to na tyle mocno, iż zaczął krwawić. Następnie poczuł wielki ból… w kroczu… jak ona mogła posunąć się do takiego chwytu! Dosłownie ,,poniżej pasa’’… Z gardła wyrwał mu się dziki krzyk bólu; wił się i skręcał, podczas gdy ona spokojnie wstała otrzepała się i odwróciła; zatrzymała się przy drzwiach, wzdychając ciężko, poczym otworzyła je.

-Jak każdy mężczyzna…- zadrwiła-…chociaż całujesz dobrze.

Wyszła na korytarz, zostawiając go zgnębionego, bez honoru i zastanawiającego się nad swoją głupotą…

Lecz to nie był niespodzianek na dzisiaj.

Odwróciła się i wyszeptała:

-Skarbie… Lias, prawda?- uśmiechnęła się- Wiesz mam dla ciebie prezent… dosyć… wybuchowy- spojrzał na nią z bólem w oczach.

-TY DZIWKO!- zaryczał.

Uśmiech spełzł z jej twarzy.

-Ładnie to tak?- spytała cierpko- Do damy?

Po czym wyszeptała jedno, ostatnie słowo.

-Bum…

Poczuł, jakby coś rozrywało go na strzępy w policzkach i szyi… jego ciało gwałtownie wzleciało w powietrze, z zawrotną prędkością. W tych ostatnich sekundach, zdał sobie sprawy, co zrobiła… czemu ukuła go paznokciami… umieściła w jego ciele ładunek wybuchowy, który teraz odpaliła. Leciał w górę, a zarazem w tył… tak się jednak złożyło, iż tuż za nim, było okno; jego silne, umięśnione ciało, z łatwością przebiło szkło, raniąc swego właściciela. W ustach poczuł smak krwi, zrozumiał, iż zaraz zemdleje… ostatnim, co zobaczył, była ziemia daleko pod nim…

Ostatnim tchnieniem wydał z siebie dziki krzyk…

-Nieeeeeeeeee!

 

 

Koniec Części Pierwszej

Z dedykacją,

Dla Mamy; lekko spóźniony prezent urodzinowy,

Żeby nie depresja, tylko starość (tak młoda, jak zechcesz).

 

Młody Pisarz BocianoPodobny

Kacper Soja

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Angela 06.11.2016
    Mała sugestia, podziel tekst na krótsze fragmenty, bo niewielu znajdzie się amatorów do czytania.
    Przy profilu Masz funkcję edycji tekstu.
    Ale napiszę Ci, że zapowiada się ciekawie. Pozdrawiam : )
  • StuGraMP 07.11.2016
    1. Tak kroczył dumnie, (zbędny przecinek) z głową skierowaną na wprost, przed siebie – kiedyś, gdy przebywał w tym miejscu, (zbędny przecinek) jako niewolnik, za takie spojrzenie, (zbędny przecinek) dostałby srogie lanie, niewolnicy bowiem, (zbędny przecinek) musieli patrzeć pod nogi, absolutnie nie patrząc (patrzeć, nie patrząc – powtórzenie) ,,lepszym’’ (to nie są cudzysłowy tylko dwa przecinki i dwa średniki), czyli wolnym, ludziom w oczy – oglądając tak bardzo dobrze znane mu widoki, (zbędny przecinek) przywołujące wspomnienia.
    2. Lecz on, (zbędny przecinek) nie mógł spoglądać w przeszłość.
    3. I tak było zawsze, dlatego też, (zbędny przecinek) teraz nie bardzo wiedział, co dokładnie zmieniło się u niego pod tym względem.
    4. A (zbędny spójnik) podczas całej tej rozłąki, od jego ojczyzny, nic się ona nie zmieniła; jak była najgorszą zbieraniną chamów (przecinek) myślących (przecinek) że są na równi z bogami, oraz śmietniskiem cech ludzkich, którymi pogardzał on najbardziej, taka pozostała.
    5. Niewolnicy, (zbędny przecinek) z wiecznie zakutymi rękoma, pomiatani za najmniejsze – a także bez niego – przewinienie; arystokracja, ludzie którzy wychowali się, słysząc pochlebstwa, (zbędny przecinek) oraz to, iż podobno są najlepsi, oraz ludzie, którzy deptali niewolników i jeździli bryczkami, ludzie, od których wiecznie czuć było najlepsze perfumy, (zbędny przecinek) i którzy ubierali się zgodnie z aktualnymi standardami, swoistą ,,modą’’ (to nie są cudzysłowy) lepszej części, tego zgniłego miasta. (zdanie rozbudowane do absurdu i tracące w połowie sens)
    6. Moda owa, (raczej myślnik) o ile w przypadku niewolników pozostawała niezmienna, identyczna zarówno w przypadku kobiet, jak i mężczyzn – opierała się ona (zbędny zaimek) na kajdanach oraz piaskowych szatach, sięgających do, (zbędny przecinek) wiecznie bosych, (zbędny przecinek) stóp niewolników – (raczej kropka i nowe zdanie) to wolni ludzie, (zbędny przecinek) zmieniali ją w tak zastraszającym tempie, iż on nigdy nie umiał za nim nadążyć.
    Tekst dość długi, więc dalej sobie odpuszczę, chcę bowiem skomentować też inne teksty.
    Widać spore problemy z interpunkcją, a zwłaszcza z przecinkami. Warto nad tym popracować, bo źle postawiony przecinek zmienia sens zdania.
    No właśnie, to druga sprawa – staraj się pisać bardziej zwięźle. Gigantyczne zdania męczą i tak naprawdę utrudniają śledzenie myśli. Czytelnik nie jest bowiem w stanie skupić się na odbieraniu treści, tylko szuka sensu zdania. Jednym słowem – zbyt zawile.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania