SKOK W BOK - ATAWIZM CZY GRZECH

I. TOKSYCZNE MAŁŻEŃSTWO

Robert bohater naszej opowieści urodził się w powiatowym mieście w rodzinie inteligenckiej jako pierwsze dziecko, około półtora roku po ślubie rodziców. Narodziny pierwszego dziecka, jak to zwykle bywa zostały przyjęte z wielką radością, szczególnie przez tatusia, który nie posiadał się ze szczęścia, że noworodek okazał się być chłopcem. A ten rósł szybko, przybierał na wadze, z natury był spokojny, nie sprawiał żadnych kłopotów wychowawczych. Jak się okazało pozostał jedynym dzieckiem, albowiem rodzice zajęci rozwojem własnych karier zawodowych nie czynili starań o poszerzenie rodziny, a jakoś mimo współżycia Bozia nie dała im więcej dzieci. A więc chłopiec prawdopodobnie z tego powodu stał się zamknięty w sobie, potrafił sam we własnym zakresie zagospodarować wolny czas, szybko nauczył się czytać i pisać, wcześniej poszedł do szkoły. I tak ukończył szkole podstawową, potem liceum i  wreszcie studia na wydziale architektury Politechniki. Opowieść o kilku latach z życia naszego bohatera rozpoczniemy od momentu, kiedy właśnie ukończył studia i rozpoczął pracę w biurze konstrukcyjnym znanego architekta. W zakładzie pracy był cenionym pracownikiem, nigdy się nie spóźniał, wyszczególnione w zakresie czynności obowiązki wykonywał dokładnie i terminowo, często i chętnie imał się dodatkowych zadań, zleconych przez szefa, a niekiedy także na prośbę kolegów. Dzięki temu był ogólnie ceniony i lubiany. W życiu prywatnym był raczej samotnikiem, nie udzielał się w życiu zakładu, nie miał przyjaciół ani dziewczyny.

DZIEWCZYNA

Monika była trzecim dzieckiem w rodzinie właścicieli zakładu kuśnierskiego . Rodzice kultywując tradycje przodków uważali, że nauka nie jest dziewczynie w życiu potrzebna, a zdobycie średniego wykształcenia uważali za szczyt jej osiągnięć. W związku z tym zaraz po maturze wysłali ją do pracy w charakterze pracownicy biurowej. Dzięki znajomościom ojca, córka szybko awansowała i aktualnie została świeżo upieczonym kierownikiem działu. W tym samym mniej więcej czasie odbyły się wybory do Rady Zakładowej, w wyniku których została wybrana członkiem Rady, a ta na pierwszym posiedzeniu powierzyła jej stanowisko zastępcy przewodniczącego.

UROKI ŻYCIA

Któregoś dnia została wezwana do dyrektora, który poinformował ją, że właśnie otrzymał pismo z województwa z poleceniem wytypowania pracownika, najlepiej członka Rady Zakładowej, na tygodniowe szkolenie w zakresie nowych zarządzeń centrali, które będą obowiązywać od półrocza. Jako młoda obiecująca pracownica, a zarazem osoba niezamężna, nie obarczona dziećmi, zdaniem szefa była najlepszym kandydatem do odbycia szkolenia, w związku z czym powierzył jej tę odpowiedzialną funkcję. O szczegółach dowiedzieć się miała w kadrach, a po powrocie zorganizować szkolenie dla załogi, celem zapoznania wszystkich z nowymi ustaleniami. I tak się stało. W oznaczonym terminie dziewczyna zameldowała się w siedzibie Wojewódzkiej Rady, została zakwaterowana w hotelu robotniczym, dostała dokładny harmonogram szkoleń i zarządzenie centrali do zapoznania się. Następnego dnia po uroczystym przywitaniu delegatów zebranych z całego województwa rozpoczęło się szkolenie. Ostatni wykład wygłosił magister Jerzy P. pan w średnim wieku, nienagannej prezencji, elegancko ubrany, zgodnie z obowiązującymi kanonami mody, dobrze znający temat wygłaszanej prelekcji. Nie wiedzieć dlaczego wtedy właśnie w naszą bohaterkę wstąpił jakiś duch przekory, który skłonił ją do o zabrania głosu, nie zawsze zgodnego ze stanowiskiem prelegenta. Aby nie przedłużać i tak już zbyt długich obrad, pan magister poprosił ją o pozostanie, celem wyjaśnienia różnicy zdań, a następnie poruszony jej znajomością tematu zaprosił na kawę do niedalekiej przytulnej kawiarenki. I tak się zaczęło. Spotkanie upłynęło w miłej atmosferze, rozmówca naszej bohaterki wykazał się niebywałą elokwencją, wypowiedzi okraszał dowcipami, rozładowywał umiejętnie atmosferę napięcia wywołaną początkową różnicą zdań i w ogóle zrobił duże wrażenie na swojej rozmówczyni. Na zakończenie nie chcąc przedłużać ponad miarę pierwszego spotkania umówił się z nią na następny dzień, zaprosiwszy ją do położonej niedaleko restauracji. Odtąd spotykali się prawie codziennie. Dziewczynie imponował starszy pan, na stanowisku, jak stwierdziła przystojny, elokwentny, tryskający humorem, a jemu spodobała się młoda, ładna dziewczyna, zgrabna, dobrze ubrana i taka świeża, jak mu się zdawało jeszcze nie skażona nadciągającą z zachodu rewolucją seksualną. Pod koniec turnusu szkoleniowego pan Jerzy zaprosił dziewczynę do pokoju gościnnego, znakomicie wyposażonego w nowoczesne meble, barek, dobrze zaopatrzony w napoje i trunki, z łazienką, telewizorem i szafą grającą. W pomieszczeniu panował przyjemy półmrok, z radia sączyła się upojna muzyka jakiegoś argentyńskiego tanga. Na stole pięknie podana przekąska. Gospodarz spotkania zachęcał gościa do konsumpcji zgromadzonych wiktuałów, zabawiając ją non stop ciekawą rozmową, oscylującą na razie wokół pragnienia bliższego zapoznania się, po czym wziął gitarę i akompaniując sobie zaśpiewał kilka romantycznych piosenek o miłości. Dziewczyna poddała się nastrojowi chwili, rozmarzyła się i stało się to co się stać musiało. Czując co się święci poinformowała go, że jest to jej pierwszy raz i poprosiła o wyrozumiałość. W odpowiedzi facet na wiadomość, że ma do czynienia z dziewicą, co uskrzydliło jego zamiary postarał się być delikatny, dzięki czemu partnerka, na początku spięta przeżyła chwile nieznanej jej dotychczas rozkoszy, przenosząc się na jakiś czas w nirwanę, krainę największej szczęśliwości. Nie od dziś wiadomo, że pierwszy raz przeżyty w mniej, lub więcej komfortowych warunkach odciska niezapomniane piętno na całym życiu kobiety i pozostaje na zawsze w jej pamięci. Odtąd spotykali się stale, jeden lub dwa razy w miesiącu, zawsze według tego samego scenariusza. Po pewnym okresie tych spotkań, wypełnionych rozkoszą miłosnych uniesień, dziewczyna bez pamięci zakochała się w swoim pierwszym mężczyźnie, zatraciła poczucie rzeczywistości, gotowa zrobić dla niego wszystko, czego by od niej nie zażądał, ten jej wyidealizowany guru. Tymczasem czas nieubłaganie upływał. Zakochanej kobiecie stopniowo przestały wystarczać te dorywcze spotkania z doskoku. Zapragnęła stabilizacji zgodnej z panującym zwyczajem – randki, oświadczyny, ślub, założenie rodziny, dzieci. I wtedy dopiero okazało się, że jej ukochany zataił przed nią fakt, iż był żonaty i realizacja jej marzeń nie mogła się spełnić, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. Przyciśnięty do muru przez wstrząśniętą tą wiadomością kobietę oświadczył wprawdzie, że jego małżeństwo istnieje praktycznie tylko na papierze, ale nie określił dokładniejszej daty jego zakończenia, tłumacząc się jakimiś bliżej nie określonymi trudnościami. Jednakże obiecał jej, że jak tylko będzie to możliwe rozwiedzie się i wtedy ją poślubi. Zakochany człowiek jest gotów bez zastrzeżeń uwierzyć we wszystko, co usłyszy od swojego bel ami. Tak też było w opisywanym przypadku. Za każdym razem znajdowała się jakaś przyczyna, która nie pozwalała facetowi poinformować żony, że ma kochankę, z którą pragnie związać się na całe życie. Aż któregoś razu wyczuwając, że cierpliwość dziewczyny jest na wyczerpaniu zaproponował jej niespotykane, lub może nie często obecne w naszej obyczajowości rozwiązanie. Otóż poradził jej, aby wyszukała sobie jakiegoś spokojnego, nie rozbudzonego seksualnie chłopca i wyszła za niego za mąż. W ten sposób spełni się jako kobieta, będzie miała męża i dzieci, a ich miłość zyska nowe oblicze. Będą się nadal spotykać przeżywać rozkosze miłosnych uniesień, a częste wyjazdy uzasadni rozpoczęciem studiów licencjackich, które on gotów załatwić, mając od pewnego czasu odpowiednie znajomości. Słysząc tę propozycje dziewczyna przeżyła niemały wstrząs. Uświadomiła sobie oto, że jej przeżywana w marzeniach sielanka u boku ukochanego mężczyzny, to nadal melodia przyszłości, o ile w ogóle zaistnieje. Wiadomo, że zakochana dziewczyna jest gotowa zaakceptować wszystko, więc nadal ufając jego obietnicom i nie chcąc całkiem zrywać z ukochanym oświadczyła, że się zastanowi i następnym razem da mu odpowiedź. Teraz dopiero ujawniła się cała kruchość realiów jej obecnej rzeczywistości. O jej romansie nikt nie wiedział. Ani się komuś zwierzyć, ani kogoś poradzić. Rodzicom w żadnym wypadku, koleżankom, ani tyle. Wobec takiego dictum acerbum rozsądek nakazywał natychmiast zerwać tę chorą znajomość, ale z drugiej strony miłość jest w stanie nie takie rzeczy zaakceptować, jak w znanej piosence – „miłość tak pięknie tłumaczy zdradę i kłamstwo i grzech”. Przez jakiś czas żyła jak w letargu. Nie mogła pracować, więc wzięła kilka dni urlopu, nie jadła, mało spała. Wewnętrzną walkę staczały dwie możliwości – natychmiastowe zerwanie chorego statusu, lub przyzwolenie na zaproponowany układ. Zwyciężyła miłość, ślepa i głucha, jak to często w życiu bywa, nie mająca nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Podczas następnego spotkania poinformowała go, że acz niechętnie wyraża zgodę na proponowany układ pod warunkiem, że uzyska zapewnienie, iż w dającej się przewidzieć przyszłości się z nią ożeni. Przyrzeczenie takowe zostało natychmiast złożone. Teraz należało przystąpić do jego realizacji. Dziewczyna ku zdziwieniu koleżanek z pracy, niespodziewanie zaczęła brać udział w życiu towarzyskim. Bywała na każdym niemal przyjęciu z okazji imienin, urodzin, ślubów, chodziła na potańcówki, a nawet odwiedziła kiedyś dyskotekę, na której była ostatni raz przed kilku laty, jako nastolatka. I nic. Wszędzie młodzi chłopcy byli ze swoimi dziewczynami, a ci w jej wieku przeważnie już żonaci, zaręczeni, lub żyjący w nieformalnych związkach nie stanowili kandydatów na wielki podryw.

SPOTKANIE

I oto któregoś razu została zaproszona przez swoją koleżankę, która była sekretarką w Zespole Adwokackim na karnawałowy bal palestry. I stało się. Poznała architekta, który podobnie jak ona został zaproszony przez jednego z adwokatów, znajomego rodziny. Będąc samotna, bez towarzyszącego jej faceta zauważyła chłopca, siedzącego luzem przy stoliku przed kuflem piwa, nie biorącego udziału W tańcach. W lot wyczuła, że oto nadarza się okazja, aby spróbować zrealizować swój plan. Chłopak wydawał się być taki nieśmiały, oszołomiony sytuacją w jakiej się znalazł .Niewiele myśląc przysiadła się do niego, zapytawszy uprzednio o pozwolenie. Rozmowę zaczęła od pytania dlaczego nie tańczy, a zaraz potem wywiązał się przebogaty dialog, jak ja to nazywam o wszystkim i o niczym. Chłopiec okazał się znakomitym interlokutorem, wielkim erudytą, ale w obcowaniu z kobietą, jakby zakompleksiony, tracący rezon. Urocze były te jego rumieńce, gdy rozmowa zahaczała o delikatne tematy z gatunku stosunków damsko-męskich. Po tej krótkiej wymianie zdań dziewczyna porwała go do tańca. Nie był dobrym tancerzem, ale dzięki staraniom partnerki całość wypadła może nie okazale, ale całkiem przyzwoicie. I tak bawili się przez kilka godzin, aż nadszedł czas zakończenia balangi. Poprosiła, aby ją odprowadził do domu. W szatni pomógł jej się ubrać, po czym opuścili lokal. Kiedy znaleźli się na ulicy dziewczyna ujęła go pod pachę i delikatnie przytuliła się do niego. Chłopiec po raz pierwszy w życiu poczuł urok bezpośredniego obcowania z kobietą i to przyjemne ciepło dziewczęcego ciała. Czuł się w tym momencie jak turecki basza i rozglądał się dokoła, aby upewnić się czy wszyscy widzą co jest na rzeczy. Tymczasem partnerka upewniła się, że oto los uśmiechnął się wreszcie do niej i podarował jej mężczyznę, jakiego szukała od pewnego czasu, a jakiego mogła sobie tylko wymarzyć. Teraz myśli jej krążyły wokół sposobu jak go zdobyć. A możliwości były w zasadzie dwie. Albo pójść na całość i od razu zaciągnąć go do łóżka, albo rozłożyć osiągnięcie celu na kilka etapów i stopniowo rozpalić jego wyobraźnie, rozkochać go w sobie i uwieść. Aby go nie spłoszyć postanowiła przypuścić frontalny atak w czasie następnego spotkania, a jeszcze dziś dać mu do zrozumienia, że jest gotowa pójść na całość. W tym celu kiedy zatrzymali się przed jej domem poinformowała go, że chętnie by go zaprosiła do siebie, ale dzisiaj nie może, bo właśnie dopadła ją dolegliwość, która zdarza się im dziewczynkom mniej więcej raz w miesiącu. Nie wiadomo, czy zrozumiał jej intencję, czy nie, niemniej jednak przed rozstaniem umówili się na następne spotkanie w najbliższą niedzielę. Przez chwilę krzyżowały się różne propozycje, jaki przyjąć cel spotkania, zgłaszany rozmaicie przez obie strony, aż wreszcie stanęło na wyprawie w plener nad wodę, z uwagi na utrzymującą się piękną słoneczną pogodę. I tak się stało. Na zakończenie partnerka dziękując mu za wspaniałą zabawę, znienacka pocałowała go namiętnie w usta, po czym udała się do domu. Po tak niespodziewanym rozstaniu, facet cały w skowronkach, z trudem przyszedł do siebie, bez przerwy rozpamiętując pierwszy przeżyty z dziewczyną wieczór, szczególnie ten namiętny pocałunek. Dość długo błądził po mieście bez celu, aż wreszcie dotarł do domu. Matka od razu zauważyła zmianę w zachowaniu się syna, ale on powiedział, że o wszystkim opowie jej jutro i podśpiewując sobie poszedł od razu do swojego pokoju. Zaniepokojona rodzicielka, zakochana w swoim jedynaku nie mogła doczekać się następnego dnia, aby dowiedzieć się co zmieniło tak zachowanie jej syna po powrocie z balu. Szósty zmysł podpowiadał jej, że za tym stoi ani chybi jakaś kobieta, jak głosi słynny aforyzm Francuzów „cherchez la femme”, dlatego przy śniadaniu natychmiast zarzuciła go pytaniami. Odpowiedział, iż poznał wspaniałą dziewczynę z którą zmierza się spotykać i szybko zakończył rozmowę. Teraz czas dłużył się mu niemiłosiernie. Nie mógł doczekać się tej niedzieli. W dodatku nie wiedział, jak się przygotować, jak się ubrać, by zrobić wrażenie na swojej sympatii. Wreszcie nadszedł ów dzień. Spotkali się w umówionym miejscu i wyruszyli nad wodę, na spotkanie przygody. Przez chwilę szukali miejsca, które by było blisko rzeczki, a równocześnie zapewniało pewne minimum intymności. Chłopiec nadmuchał materace, umocował parasol, słowem przygotował wszystko, co miało zapewnić im w miarę wygodne biwakowanie. Teraz nadeszła pora na przygotowanie ciał na spotkanie ze słońcem. Ona zademonstrowała kolorowe bikini, odsłaniające zgrabną sylwetkę i niektóre imponujące walory jej ciała, on w miarę obcisłych slipkach odsłonił tors, słowem wyglądali na znakomicie dobraną parę. Chłopiec ujrzawszy niemal gołą dziewczynę wlepiał w nią nieustannie swój rozkochany wzrok, aż ta zawstydzona poprosiła go, aby posmarował jej plecy kremem do opalania. Tak to opalając się, to pluskając w przepływającej nieopodal rzeczce mile spędzali czas dużo rozmawiając o sobie, o życiu i o przyszłości. W pewnym momencie on zapytał ją znienacka czy ma swojego chłopaka. Trochę się zmieszała, ale natychmiast odpowiedziała, że nie ma, że życie jej wypełnia praca zawodowa, że od niedawna sprawuje odpowiedzialną funkcję kierownika działu, a także udziela się w związkach zawodowych. Ale on nie dał za wygraną i nadal drążył temat. Zapytał więc wprost czy kiedyś w przeszłości związała się z jakimś mężczyzną? Odpowiedziała, że nie, ale zaintrygowana odrzekła. Co to za przesłuchanie? Może teraz opowiesz coś o sobie, o swoich podbojach miłosnych. No dobrze. W tym miejscu nie mam nic do powiedzenia. Nie mam dziewczyny i nigdy nie miałem. Może dlatego, że jestem jedynakiem i nie miałem siostry, a u mnie w domu nigdy w mojej obecności nie poruszano tematów z gatunku damsko-męskich. Nic dziwnego, że nigdy nie przeżyłem z dziewczyną swojego pierwszego razu. A ty ? Zaskoczenie było całkowite. No bo co odpowiedzieć. Że jest dziewicą – ryzykowne. A nuż zorientuje się i kłamstwo wyjdzie na jaw. Powiedzieć, że ma ten pierwszy raz za sobą też niesie duże niebezpieczeństwo, bo jeśli poszukuje dziewicy, rozstanie jest więcej niż pewne. A muszę odpowiedzieć ? No jeżeli ja otwieram się szczerze przed tobą, oczekuje tego samego od ciebie. Więc powiedz. Dobrze. A więc było to w liceum. Prawie wszystkie dziewczęta były już po pierwszym razie, czym się zresztą przechwalały. Ja ze swoim postanowieniem, że jest na to czas po ślubie pozostawałam w tyle, jako relikt dawnego sposobu myślenia i byłam postrzegana jako życiowa oferma, nie potrafiąca sobie znaleźć partnera do grzechu, bo żadna z koleżanek w postanowienie, że „ siebie dam po ślubie ” nie wierzyła. I wreszcie nadszedł ten dzień – dzień kupały, najkrótsza noc w roku, noc świętojańska, święto miłości, dzień w którym pękały wszelkie normy obyczajowe. Nad rzeką zebrał się tłum ludzi. Dziewczęta puszczały wianki z zapalonymi świecami, rozpalono ogniska, były śpiewy i wspaniała zabawa, ale kiedy zapadł zmrok, zarówno chłopcy jak i dziewczęta, zwykle parami udawali się w mniej, lub więcej zaciszne miejsca, by oddawać się wolnej miłości, czyli uciechom cielesnym. Wyglądało to tak, jakby wszystkich opanował nagle jakiś miłosny amok. Zabierałam się do opuszczenia zabawy, kiedy porwał mnie w ramiona jakiś nieznany mi przedtem chłopak. Prosiłam go, aby zostawił mnie w spokoju, próbowałam się bronić, ale uścisk jego ramion był silniejszy od moich wysiłków, aż dałam za wygraną i poddałam się wymogom chwili. Bo i co miałam robić. Krzyczeć ratunku, wołać o pomoc. Myślę, że nikt by mnie prawdopodobnie nie usłyszał, a jeśli nawet, to by pomyślał, że w tym jedynym dniu w roku wołanie o pomoc to może być tylko żart. Jeżeli coś pamiętam z tego, co się wówczas wydarzyło, to tylko tę łąkę pokrytą wieczorną rosą i tą niewygodną, uwierającą mnie pozycję. Natomiast sam fakt fizycznego zbliżenia do dziś napawa mnie niesmakiem. Myślę, że właśnie zdarzenie to na dłuższy czas wstrzymało moje kontakty z mężczyznami. Nie mam chłopca, nie szukam przygód, bez reszty poświęciłam się pracy zawodowej. Po tej mojej wypowiedzi nastała chwila ciszy, po czym mój kompan niespodziewanie zaproponował powrót do domu. Przez cały czas szliśmy w milczeniu i przed moim domem pożegnaliśmy się stereotypowym do widzenia. W domu opadły mnie refleksje, dotyczące sposobu rozegrania przeze mnie tej, tak dobrze zapowiadającej się znajomości. Jeżeli przyczyną była moja wyglądająca na szczerą i wiarygodną opowieść o moim pierwszym razie, to trudno. Widocznie trafiłam na fanatyka, entuzjastę stylu życia, który dawno przeszedł do lamusa historii, nieszkodliwego maniaka. Nie pozostało mi nic innego jak szukać dalej swojej szansy w życiu. Nie mając żadnych konkretnych planów na resztę dnia rozebrałam się do majtek, koszulki założonej na gołe ciało, bez stanika i oddałam się bez reszty lekturze. Aliści po kilku godzinach rozległo się pukanie do drzwi. Kto zacz? Myśląc, że to ktoś z rodziny nie ubierając się poszłam otworzyć drzwi. Szok. W progu stał mój niedawny towarzysz, nieudanej jak mi się wydawało wycieczki. Zaniemówiłam. Mogę wejść zapytał. Oczywiście proszę. Przepraszam na chwilę. Ubiorę się. Nie musisz. Wyglądasz atrakcyjnie i naprawdę sexy i niech tak pozostanie. No to zapraszam do salonu. Napijesz się czegoś? A może coś zjesz? Mam świeże naleśniki. Dziękuje. Może później. Najpierw chciałbym porozmawiać. No to mów. Przede wszystkim pragnę cię przeprosić za moje zachowanie w drodze powrotnej do domu. Szliśmy w milczeniu, jak stare dobre małżeństwo, w okresie tak zwanych cichych dni. Nie wiem czy śmiać się czy płakać. Wiesz. Jak ci się zwierzyłem, nie miałem jeszcze kobiety. Wiesz o co mi chodzi. Postanowiłem, że swój pierwszy raz przeżyję z dziewczyną, dla której będzie to także jej pierwszy raz. Tymczasem ty opowiedziałaś mi, że masz to już poza sobą. Stąd moje zachowanie. Przez te kilka godzin przemyślałem w najdrobniejszych szczegółach naszą krótką znajomość. Doszedłem do wniosku, że nie ulegałaś tendencjom panującym w tym czasie wśród twoich koleżanek, a ten twój pierwszy raz został wymuszony na tobie, w gruncie rzeczy niemal bez twojej woli, pod wpływem chwili. Po głębokim namyśle i pod wpływem uczucia, jakie żywię do ciebie postanowiłem, jeżeli wyrazisz zgodę kontynuować naszą znajomość, a w przyszłości być może związać z twoją osobą jakąś część, a może nawet resztę mojego życia. Na razie proszę cię, abyś została moją dziewczyną. Nie wierzyłam, że dobrze słyszę. Toć to zabrzmiało jak oświadczyny. Po króciutkim, taktycznym zastanowieniu się odpowiedziałam, że on jako mężczyzna spodobał mi się od pierwszego wejrzenia, choćby dlatego, że był taki inny niż chłopcy, których spotykałam. Oczywiście zgadzam się zostać twoją dziewczyną bo cię polubiłam, bo jak mi się wydaje pasujemy do siebie, mamy podobne charaktery, podobne spojrzenie na życie, czyli nadajemy na tych samych falach. Nic dziwnego, że taką uroczą wymianę zdań zakończył namiętny pocałunek. Teraz gospodyni zakrzątnęła się wokół przygotowania poczęstunku cały czas usilnie zastanawiając się, jakby zaciągnąć chłopca do łóżka, ale w taki sposób, aby go nie spłoszyć. Spożywając naleśniki z serem odgrzane naprędce i popijając je sokiem pomarańczowym, cały czas rozmawiali o sobie, o miłości i tęsknocie, aż wreszcie usiadła mu na kolanach i delikatnie zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Wówczas gość ośmielony jej zachowaniem, przełamując nieśmiałość przeszedł do działania. Zręcznym chwytem umacniając ją na swoich kolanach zaczął ją rozbierać. Nie broniła się, a nawet dyskretnie z nim współdziałała. W końcu namiętność wzięła górę i wylądowali w łóżku. No i stało się to co się stać musiało. Dziewczyna obeznana z ars amandi nadawała ton. Rozbudziła w nim stopniowo narastającą rozkosz, aż do momentu kiedy energicznym ruchem spowodowała kulminacje tego wspaniałego uczucia. Chłopiec znieruchomiał. Ogarnął go całkowity bezwład, jakby pragnął, aby ten stan wiecznej szczęśliwości trwał wiecznie. Dopiero po dłuższej chwili wrócił do realu, otworzył oczy i przez jakiś czas patrzył na leżącą obok niego nagą uczestniczkę miłosnych harców. I wtedy zdał sobie sprawę, że oto przeżył coś, o czym nie śnił nawet w najskrytszych marzeniach. Pojął, że rozpoczął się nowy rozdział jego życia Bez namysłu zdecydował się opowiedzieć o tym swojej kochance, z nieukrywanym zamiarem powtarzania tego błogiego stanu w nieskończoność. I wtedy pod wpływem tej rozkosznej chwili, nieoczekiwanie zapytał. Jeżeli czujesz to co ja, czy chcesz utrwalić nasz związek na stałe, przekształcając go z czasem w stałe partnerstwo z finałem w postaci potwierdzonej docelowo wspólnoty małżeńskiej? Co ty na to? Jeżeli mam uważać to za coś w rodzaju oświadczyn, to z całym sercem jestem na tak, albowiem podobnie jak ty przeżyłam niezapomniane chwile, które będę pamiętać do końca życia. Po tej wymianie zdań leżąc przytuleni do siebie snuli wizję przyszłości, każdy na swój sposób, aby w przyszłości wypracować wspólne zasady wzajemnego współżycia. Wtedy zdała sobie sprawę że już jest jej, że już zdobyła nad nim całą władzę, że już nic, ani nikt jej go nie zabierze. Teraz nadszedł czas, aby przeciąć pępowinę łączącą jedynaka z zaborczą, jak sądziła mamusią. Zasugerowała mu, aby powiadomił swoją rodzicielkę o podjętej decyzji związania się z nią, dziewczyną jego życia. Kiedy przekazał matce tę wiadomość ta doznała autentycznego szoku. Jak to . Dopiero przed dwoma dniami powiadomiłeś mnie, że spotykasz się z jakąś dziewczyną i już postanowiłeś związać się z nią na stałe? Skąd ten pośpiech. Najpierw powinieneś zaprosić ją do nas, abyśmy z twoim ojcem ją poznali, wysłuchać naszej opinii i dopiero wtedy mając naszą akceptację czynić dalsze kroki, zgodne z panującym zwyczajem. Chłopiec najpierw uniósł się, twierdząc, iż jest dorosły i może postępować jak mu się podoba, ale na koniec zgodził się z rodzicami i postanowił przedstawić im swoją narzeczoną. Kiedy opowiedział dziewczynie rozmowę z rodzicami i postanowienie o zaproszeniu jej do swojego domu, ta wyraziła zgodę i umówili się, że w najbliższą sobotę wybiorą się z oficjalną wizytą. I tak się stało. Tego dnia ona, przedstawiona jako narzeczona ubrała się elegancko, acz skromnie, on założył odświętny garnitur i o ustalonej godzinie zameldowali się w domu rodzinnym swojego chłopaka. Zostali przyjęci serdecznie, z należytym szacunkiem. Na stole przykrytym pięknym obrusem znalazły się suche ciasteczka, kawa, lub herbata do wyboru i orzeszki ziemne . Pani domu z miejsca zasypała przybyłego gościa pytaniami, dotyczącymi, spraw rodzinnych, pracy i statusu materialnego. Dalej rozmawiali o życiu, o przyszłości i jak ja to nazywam o wszystkim i o niczym. Po jakimś czasie zgodnym z przyjętym zwyczajem określającym porę trwania pierwszej wizyty, pożegnali rodziców i wrócili do domu narzeczonej. Podczas spotkania dziewczyna zachowywała się zgodnie z zasadami savoir – vivre'u, ale bez najmniejszej chęci przypodobania się przyszłej, było nie było teściowej. Obściskując od czasu do czasu chłopca zauważyła z satysfakcją, że sprawia tym samym jego matce dużą przykrość. Ponieważ przyszły narzeczony zgodnie z panującym zwyczajem oficjalnie się jej nie oświadczył, pod wieczór odesłała go do domu rodziców, nie zwracając uwagi na jego protesty. Rodziciele natychmiast po jego przybyciu obrzucili go ogromem uwag, przeważnie niepochlebnych dla jego dziewczyny. A to, że pochodzi z prostej, ba nawet prymitywnej rodziny, że ma tylko średnie wykształcenie i że jej zachowanie w czasie oficjalnej wizyty było wręcz skandaliczne. W końcu oświadczyli, że nie wyrażają zgody na to małżeństwo i proponują mu poszukanie sobie innej partnerki, odpowiedniej do jego pochodzenia i pozycji społecznej. Jego wyznania, że on ją kocha nie zrobiły na nich żadnego wrażenia. Nazajutrz chłopiec oficjalnie oświadczył się, zakładając na jej serdeczny palec piękny pierścionek zaręczynowy, po czym zaprosił ją do restauracji na skromny poczęstunek. W czasie biesiadowania opowiedział jej wczorajszą rozmowę z rodzicami w najdrobniejszych szczegółach. W tym momencie włączyło się w jej głowie alarmowe światełko nakazujące natychmiastowe działanie, które doprowadzi jej, teraz już oficjalnego narzeczonego jak najszybciej do ołtarza, słowem postawi kropkę nad i. Odnosząc się do jego wypowiedzi oświadczyła, że jak sądzi jego rodzice nigdy nie zgodzą się na ich ślub, wobec czego jedynym wyjściem z tej sytuacji jest postawienie ich przed faktem dokonanym. Proponuje, aby ustalili wspólnie datę i miejsce ślubu, oraz miejsce uroczystości weselnej i wtedy on powiadomi rodzicieli, wręczając im zaproszenie na ślub i na wesele. Zgłaszając tę propozycję była przygotowana na protest ze strony jej narzeczonego, było nie było jedynaka związanego silnie z zaborczą mamusią, a tymczasem okazało się, że te uczuciowe więzy nie były aż tak mocne i bez chwili wahania padły pod wpływem miłości do dziewczyny. Słowem chłopiec bez zastrzeżeń zgodził się na zaproponowany przez nią sposób i termin załatwienia tej sprawy. Odetchnęła z ulgą. Oto finał jej starań jest już w zasięgu ręki. Resztę musi załatwić ze swoimi rodzicami, którzy nie tylko nie będą stawiać przeszkód, ale będą szczęśliwi wydając córkę za inżyniera. I tak się stało. Szybko ustalili w którym kościele i w jakim terminie odbędzie się ich ślub, zarezerwowali miejsce w domu weselnym poza miejscem ich zamieszkania, panna młoda zamówiła u znanej krawcowej suknie ślubną i wszelkie dodatki, i tak zaczęli przygotowania do tej jedynej w życiu uroczystości. Kiedy załatwione zostały ostatecznie wszystkie formalności związane ze ślubem, słowem kiedy klamka zapadła synuś odwiedził rodziców i bez ogródek poinformował ich, że się żeni, podał im miejsce i termin ślubu oraz uroczystości weselnych i nie zważając na ich szokową reakcję przekazał im zaproszenie, a następnie opuścił rodzinny dom. Kilka tygodni później odbyła się wspaniała uroczystość weselna, o co zadbali bogaci rodzice panny młodej, którzy nie żałowali grosza, aby impreza odbiła się głośnym echem w całej okolicy. Rodzice chłopca mimo szoku jakiego doznali na wiadomość przekazaną im w ordynarnej formie przez jedynaka, acz niechętnie wzięli udział w uroczystości zarówno w kościele jak i w domu weselnym. Zwyczajowe przejście na ty z jej rodzicami było dla nich jak przysłowiowa droga przez mękę. Ale czego się nie robi dla ukochanego jedynaka wie tylko serce matki. I tak zaczęło się dla naszego bohatera życie małżeńskie. Natomiast młoda mężatka, niemal natychmiast po zakończeniu tego całego ślubnego rozgardiaszu nawiązała kontakt ze swoim kochankiem, z którym kilka dni później spotkała się w umówionym miejscu. Dość długa rozłąka wpłynęła niezwykle korzystnie na ich, a szczególnie na jej uczucie, stąd łóżkowe spotkanie nabrało rumieńców i przeciągnęło się trochę w czasie. Zdała mu dokładne relacje z drogi jaką przebyła, od poznania swojego przyszłego męża, do finału jakim był ślub i wesele, on pogratulował jej znakomitej taktyki, jaka doprowadziła do tak szybkiej realizacji założonego celu. Rozstali się z zamiarem kontynuowania tych przemiłych spotkań. Na zakończenie kochanek poradził jej, aby mężowi uzasadniła te przyszłe częste wyjazdy rozpoczęciem studiów licencjackich. Po powrocie do domu mąż nie wypytywał zbyt drobiazgowo o szczegóły pobytu w wojewódzkiej centrali firmy, w jakiej pracowała, ona natomiast pochwaliła się podjęciem studiów licencjackich, no i wszystko zakończyło się jak można się było spodziewać w łóżku, ku zadowoleniu obu stron. Kilka następnych tygodni żyli miłością, małżeństwo stopniowo docierało się, przy czym oblubienica nie rezygnowała z uroczych spotkań ze swoim kochankiem. Tak się już przyzwyczaiła do prowadzenia podwójnego życia, że nie wyobrażała sobie jakiejkolwiek zmiany dotychczasowego statusu.

CIĄŻA

Aliści po kilku miesiącach zwierzyła się mężowi, że prawdopodobnie jest w ciąży, co po niedługim czasie potwierdziło się w całej rozciągłości. Ten autentycznie ucieszył się, że zostanie ojcem, wyściskał matkę swojego przyszłego dziecka i odtąd otaczał ją doskonałą opieką. Nie pozwalał jej nic robić, przejmując na siebie niemal wszystkie obowiązki domowe pilnował, aby jak najwięcej odpoczywała i spełniał wszystkie jej zachcianki, a tych w miarę rozwoju ciąży było coraz to więcej. To nagły nocny apetyt na śledzia, to na koktajl z truskawek, to na kiszone ogórki, lub inne pikantne dania. Natomiast swemu kochankowi dopóki brzuch nie powiększał się w sposób znaczący, nic nie wspominała o ciąży, obawiając się jego negatywnej reakcji. I nie przeliczyła się. Jak tylko zauważył zmianę figury swojej partnerki i dowiedział się, że jest w ciąży odwołał dalsze spotkania, mimo protestów dziewczyny. I nie wzruszyły go, ani prośby, ani łzy kochanki. Zdecydował o powstrzymaniu się od współżycia, aż do czasu urodzenia dziecka, o czym, jak ma nadzieję zostanie natychmiast powiadomiony. Rozstali się na dłuższy czas, w atmosferze dalekiej od dotychczasowych pożegnań. Pozostała jej tylko nadzieja, iż kiedyś powrócą jeszcze te piękne dni, wypełnione tym wspaniałym uczuciem prawdziwej miłości. Cóż. C'est la vie. A potem poród, na szczęście bez komplikacji i przyjście na świat dorodnego syna. Okres połogu i wczesnego macierzyństwa mamusia zniosła nadzwyczaj dobrze, nie mogąc się doczekać spotkania ze swoim kochankiem. Aliści, jak to czasem bywa, w czasie spotkania po dłuższej przerwie nie była to już ta sama, spontaniczna, pełna namiętności, gwałtowna burza uczuć. Pożar miłosnych uniesień jakby przygasł, rutyna wzięła górę. Można było domniemywać, iż ten gorący, emocjonalny dotychczas seks, po dłuższym okresie przymusowej wstrzemięźliwości zwiastował jakiś inny rodzaj miłosnych doznań i jak gdyby zmierzał do jeszcze stosunkowo odległego, ale nieuchronnego finału.

ROZSTANIE

I tak upłynęło dwa lata. Chłopiec rósł jak na drożdżach, przybywał na wadze, stawał się coraz bardziej samodzielny, stopniowo raczkował, siadał, chodził, nauczył się mówić, jeździć na rowerze, najpierw o trzech kółkach, a później normalnym, dwukołowym. Natomiast w życiu mamusi coś uległo dyskretnej zmianie. Spotkania z kochankiem stały się coraz rzadsze, ich przebieg dotychczas pełen nieskrywanej namiętności, pożądania i miłości ustąpił miejsca rutynie, aż wreszcie ukochany mężczyzna oświadczył, że uczucie jego całkowicie się wypaliło i czas zakończyć ten będący solą jej miłości romans. W jednej chwili zawalił się cały jej świat. Rozchorowała się. Na krótki czas wylądowała w szpitalu, gdzie mimo szerokiego spektrum badań nie stwierdzono żadnej organicznej choroby, pozostając przy rozpoznaniu rozstroju nerwowego z delikatnym elementem depresji.

SAMO ŻYCIE

Ledwo jej stan psychiczny uległ jakiej, takiej normalizacji, a tu rodzinę nawiedziło kolejne nieszczęście. Niespodziewanie zmarła matka jej męża. Od pewnego czasu stopniowo zapadała na zdrowiu. Najpierw były to bóle w klatce piersiowej, po bardziej forsownych wysiłkach, później nawet po niewielkich spacerach, aż wreszcie zaczęły występować w spoczynku, szczególnie w nocy. Pozostawała non stop w leczeniu najlepszych miejscowych specjalistów, nie wyrażając zgody na ewentualne leczenie operacyjne, aż do dnia, w którym wystąpiło gwałtowne pogorszenie. Rozpoznano świeży zawał serca i przyjęto ją do szpitala. Tu, po pacyfikacji bólu zastosowano standardowe leczenie - w owym czasie jeszcze nie znano w miejscowym szpitalu leczenia inwazyjnego - po którym poczuła się dobrze. Wieczorem pożegnała odwiedzającą ją rodzinę w dobrym humorze i samopoczuciu, a rano znaleziono ją martwą. Można było domniemywać, że doszło do zaniedbania ze strony personelu oddziału, bowiem pacjentka była monitorowana, a zgon stwierdzono dopiero wczesnym rankiem, ale rodzina nie wszczęła dochodzenia w tej sprawie. Po pogrzebie zrozpaczony ojciec naszego bohatera w ostrych słowach powiadomił go, że w pewnym stopniu jest winien jej śmierci, albowiem jego zachowanie od ślubu spowodowało, że życie jej, odtrąconej przez jedynaka, który był dla niej wszystkim straciło dla niej swój sens i często wspominała, że chciałaby już umrzeć. Jeszcze nie ucichła żałoba po niespodziewanej śmierci mamusi, a rodzinę naszego bohatera nawiedziło następne nieszczęście. Tym razem zapadł na zdrowiu syn oczko w głowie tatusia. Oto któregoś dnia odbierając go z przedszkola został poproszony przed oblicze wychowawczyni, która zwróciła mu uwagę, iż od pewnego czasu chłopiec jest jakiś inny. Szybko się męczył, stracił dobry dotychczas apetyt, stał się jakiś apatyczny, niechętnie brał udział w zajęciach. Dotychczas rumiany na buzi przybladł, oczy stały się jakieś podkrążone, jak gdyby zmęczone, powieki obrzękłe. Pomiary temperatury wykazały niewielkie stany podgorączkowe. Zaczęły się niekończące wizyty w gabinetach lekarskich, coraz to inne badania laboratoryjne, aż wreszcie, wobec braku ostatecznej diagnozy lekarskiej wylądował w szpitalu. Po kilku dniach obserwacji szpitalnej ordynator oddziału wezwał rodziców, aby ich poinformować, że podejrzewa poważną chorobę krwi, na co wskazuje między innymi podwyższona leukocytoza, anemia oraz powiększenie węzłów chłonnych i śledziony, zaś dokładną diagnozę będzie mógł postawić po wykonaniu niezbędnych badań laboratoryjnych. Na razie z uwagi na stwierdzoną niedokrwistość proponuje niewielką transfuzję krwi, w związku z czym ojciec musi oddać krew w punkcie krwiodawstwa. Tatuś oddał krew, ale z tego co się dowiedział, z powodu niezgodności grup krwi mały dostał krew od innego dawcy.

ZDRADA

Po kilku dniach został wezwany przed oblicze ordynatora oddziału. Ten poinformował go, że na obecnym etapie rozpoznanie choroby oscyluje między białaczką a mononukleozą zakaźną i zostanie ustalone po dalszych badaniach, jak punkcja szpiku kostnego, biopsja węzła chłonnego i inne badania krwi, jak na przykład odczyn Paul Bunnela. Kontynuując wyjaśnienia dalszych trudności diagnostycznych niespodziewanie zapytał, czy chłopiec jest dzieckiem adoptowanym, bo jeśli tak, to może być konieczne odszukanie ojca dziecka. celem ewentualnej transfuzji szpiku. Zaskoczony tym pytaniem rodzic natychmiast wyjaśnił, że o adopcji nie może być mowy, bo to on właśnie jest ojcem dziecka. Nastała chwila ciszy. Ordynator zastanawiał się przez dłuższą chwile, a następnie odpowiedział. To co powiem na pewno pana nie ucieszy, ale muszę to panu przekazać. Otóż badania grup krwi pana i dziecka pozwalają wykluczyć pańskie ojcostwo, innymi słowy pan nie może być ojcem tego chłopca. To niemożliwe. To jakaś kosmiczna pomyłka. Chcąc załagodzić szok, jaki dotknął rozmówce ordynatora, ten szybko zmienił temat, a następnie nadmienił, że w obecnej chwili rozpoznanie białaczki jest tylko diagnozą roboczą i być może transfuzja szpiku nie będzie potrzebna, ale niech pan porozmawia z żoną i wyjaśni tę nieścisłość. Na tym zakończyła się rozmowa z doktorem, ale ziarno wątpliwości, które padło w dyskusji spowodowało u naszego bohatera autentyczny szok. Czyli co? Pomyłka w oznaczeniu grup krwi, czy zamiana dzieci w czasie porodu, czy wreszcie zdrada, co wydało się wobec ich wielkiej miłości zupełnie nieprawdopodobne. Zdecydował, że na razie nie przekaże żonie tej niewiarygodnej wiadomości i sam postara się wyjaśnić istotę rzeczy. Na wstępie próbował doprowadzić do ponownego badania grup krwi, ale wytłumaczono mu, że o pomyłce nie może być mowy, bo te są zawsze powtarzane dwukrotnie. Potem starał się wyjaśnić, czy nie zaistniała przypadkiem okoliczność zamiany noworodków przy porodzie, co dało się wykluczyć na podstawie dokumentacji, do której udało mu się dotrzeć. Okazało się że tego dnia, oprócz jego syna urodziły się jeszcze tylko dwie dziewczynki. Tertium non datur. Pozostała jeszcze tylko jedna możliwość – zdrada. Nie mogąc uwierzyć w niewierność ukochanej osoby postanowił wykonać badania DNA, swoje i dziecka. Znajoma pielęgniarka pobrała materiał i przekazała do laboratorium. Teraz pozostało tylko czekać. Mimo, iż nie wierzył w niekorzystny dla niego wynik badania, czas oczekiwania dłużył mu się niemiłosiernie. Nie mógł skupić się na pracy, stał się nerwowy, kłótliwy, źle spał, stracił bardzo dobry dotąd apetyt. Aż wreszcie nadszedł ten dzień w którym dotarł do niego ten wyczekiwany z niecierpliwością wynik badania. Ten zaś nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Okazało się, że nie jest ojcem dziecka, które było jego największym skarbem, największą miłością jego życia. W jednej chwili zawalił mu się cały jego świat. Co dalej ? Teraz już nie ma wyjścia, trzeba będzie rozmówić się z żoną. Z ciężkim sercem powrócił do domu. Po obiedzie poprosił żonę o chwile rozmowy. Chciałem ci coś pokazać - mówiąc to rzucił na stół wynik badania DNA. Żona przeczytała pismo, zmieszała się i poszła w zaparte. Co to jest? To jakaś mistyfikacja. Skąd to masz? Czy możesz mi wyjaśnić w co grasz ? W odpowiedzi mąż, nie zważając na jej irytacje zapytał. Czyje jest to dziecko? Jak to czyje? Twoje. Ten papier to jakaś podpucha, no nie? Otóż nie. To autentyczny wynik badania na ojcostwo, jaki wykonano w Instytucie Ekspertyz Sądowych. Przez chwilę milczeli oboje po czym on zapytał. Naprawdę w tej sytuacji, wobec takich miażdżących dowodów niewierności, nie masz mi nic więcej do powiedzenia? Nie miała wyjścia. Bez sensu było nadal zaprzeczać oczywistym faktom. Na początek, jak to baba zaniosła się płaczem. Nie reagował, czekał, aż się uspokoi. Po dłuższej chwili płacz ustąpił i żona, widząc jego determinacje odzyskała mowę. Dotychczasowa pewność siebie ustąpiła miejsca szczerości. No dobrze. Powiem ci. Było to w czasie jednego z wyjazdów na studia licencjackie. Wtedy poznałam wykładowcę, który pod pozorem korepetycji z przedmiotu, który jakoś mi nie leżał uwiódł mnie i wykorzystał. Zapewniam cię, że był to tylko ten jeden, jedyny raz. Przez myśl mi nie przeszło, że skutkiem tego nieprzemyślanego kroku zaszłam w ciążę. Byłam przekonana, że dziecko jest twoje, a ty nigdy się nie dowiesz o tym największym błędzie mojego życia. Co ja bym dała aby cofnąć czas. A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że mi ten jeden, jedyny skok w bok wspaniałomyślnie wybaczysz. Nastała chwila ciszy, po której wyrzuciłem z siebie to, co od pewnego czasu przepełniało mnie ogromnym żalem, a zarazem irytacją, doprowadzając chwilami do białej gorączki. Boże! Jak ja cię kochałem. To ja z miłości do ciebie uwierzyłem w te wszystkie kłamstwa o twojej wstrzemięźliwości, o pierwszym razie, będącym rzekomo wynikiem nieomal gwałtu, jakiego byłaś ofiarą, o twojej miłości, a ty bez zmrużenia oka zdradziłaś mnie, idąc do łóżka z obcym mężczyzną. A to, że obdarzyłaś mnie nie moim dzieckiem, które pokochałem jak swoje własne, to już szczyt wszystkiego. No cóż. Takie jest życie. Wszystko, co piękne kiedyś się kończy. Wielka szkoda, że w taki, niezbyt elegancki sposób przestało istnieć nasze małżeństwo. Jak to? To ty chcesz nas teraz zostawić​? Teraz, kiedy nigdy więcej nie spotkałam się z tym człowiekiem, który w tak perfidny sposób mnie wykorzystał, i kiedy nasze dziecko jest takie chore. Co ja mu powiem, kiedy ty nas zostawisz? Na pewno zapyta dlaczego ? Najlepiej byłoby powiedzieć mu prawdę, ale on jest na to za mały i tego nie zrozumie. Natomiast przestrzegam cię, abyś nie próbowała przedstawić mu mojej osoby, jako przyczyny tej dramatycznej zmiany w jego życiu. Chcę pozostać w jego pamięci jako ten idol, jako wzór ukochanego przybranego niestety tatusia. Zresztą to nie mój problem. A wracając do rzeczywistości, to jak sobie wyobrażasz nasze dalsze wspólne życie ? Rozpościeramy kurtynę niepamięci, ja zapominam o zdradzie, cieszę się, że wychowuje nie swoje dziecko, a ty pozostajesz nadal tą miłą, beztroską dziewczyną, którą poznałem na balu palestry. Otóż nie. Dziecko obcego faceta, które chcąc nie chcąc bym musiał spotykać na co dzień było by dla mnie przypomnieniem mojej degrengolady, absolutnie przeze mnie nie zawinionej. Okazałaś się być po prostu zwyczajną dziwką, w związku z czym dla nas nie ma już powrotu do przeszłości. Dlatego najlepiej będzie, kiedy jak najszybciej zakończymy ten chory związek. Po tych słowach moja rozmówczyni dostała ataku szału. Twarz spieniona przybrała czerwono-siny kolor, krzyczała, wściekała się nie przebierając w słowach aż w końcu rzuciła pod moim adresem kilka niewybrednych słów. Nazywając mnie dziwką obrażasz mnie, poniżasz, naruszasz moją godność na co nie ma mojego przyzwolenia. To jak mam się do ciebie zwracać. Mam nadzieję że nie puszczałaś się za pieniądze bo bym cię musiał nazwać k.... Nastała chwila niebezpiecznej ciszy, po której moja była niespodziewanie opanowała się i po chwilowym namyśle odezwała się. Otóż wyobraź sobie, że ta dziwka potrafiła owinąć sobie wokół palca znanego inżyniera, ubezwłasnowolnić go i zrobić z niego parasol ochronny, pozwalający jej spokojnie przeżyć wielką miłość swojego życia. Tymczasem ty, w tym spektaklu, wyreżyserowanym starannie przeze mnie odegrałeś raczej niechlubną rolę, niezbyt rozgarniętego frajera, lub jak wolisz takiego nieszkodliwego przygłupa. To jej wyznanie, wyrażone z nieukrywaną satysfakcją zamurowało mnie. To wszystko co mi masz do powiedzenia. Nie sądzisz, że należy mi się przynajmniej kilka słów wyjaśnienia. Skoro takie jest twoje życzenie zrelacjonuje ci w jakich okolicznościach doszło do naszego ślubu, ale pragnę zaznaczyć, że opowieść moja nie będzie dla ciebie miła i doprowadzi do tego, że oprócz tego, że żywisz dla mnie pogardę i wstręt znienawidzisz mnie. I tak zaczęła się narracja, która uświadomiła mi, że oto padłem ofiarą spisku, pozbawionej ludzkich uczuć kobiety i jej zdegenerowanego kochanka.

WYZNANIA KURTYZANY

Zacznę od początku, czyli od historii mojej wielkiej miłości. Otóż po maturze podjęłam pracę biurową na stanowisku referenta. Po dwóch latach zostałam kierownikiem działu, a wkrótce potem wybrano mnie do Rady Zakładowej i powierzono mi funkcję wice przewodniczącej. Pewnego dnia zostałam skierowana przez mojego szefa na tygodniowe szkolenie z zakresu nowych zarządzeń centrali. Wtedy poznałam kierownika jednego z wydziałów wojewódzkiego zarządu naszej firmy, który był wykładowcą na naszym kursie. Nie wdając się w szczegóły tej znajomości powiem krótko – uwiódł mnie, a ja, dla której był to mój pierwszy raz zakochałam się w nim bez pamięci. Odtąd spotykaliśmy się mniej więcej jeden lub dwa razy w miesiącu w pokoju gościnnym Wojewódzkiej Rady Związków Zawodowych. Był trzeba to przyznać atrakcyjnym mężczyzną i znakomitym kochankiem, szczodrze wyposażonym przez naturę. Po pewnym czasie jak każda kobieta zapragnęłam osiągnąć pewną stabilizację, według przyjętego w naszej tradycji rytuału – konkury, oświadczyny, ślub, wesele, dzieci. I wtedy okazało się, że obiekt mojej szalonej miłości jest człowiekiem żonatym, posiadającym dzieci. Kilkakrotne obietnice, że się rozwiedzie i ożeni ze mną, jakoś nigdy nie zostały spełnione, a ponawiane stale przeze mnie spowodowały nieoczekiwany skutek. Oto mój kochanek zaproponował, abym znalazła sobie mało rozbudzonego seksualnie chłopca, wyszła za niego za mąż i wtedy ja będę spełniona jako kobieta, a nasza wielka miłość nabierze nieco innego, znacznie korzystniejszego wymiaru. Miłość jest ślepa i głucha, a nawet destrukcyjna, nic dziwnego, że przystałam na propozycję mojego ukochanego. I wtedy poznałam ciebie. Odpowiadałeś pod każdym względem moim oczekiwaniom, więc natychmiast przystąpiłam do realizacji naszego pomysłu. W zasadzie wszystko szło jak po maśle z wyjątkiem jednego wydarzenia, kiedy zapytałeś mnie w zawoalowany sposób czy jestem dziewicą. Myślałam wtedy, że to już koniec naszej znajomości. Nie mogłam odpowiedzieć, że jestem a wszystko wskazywało, że ty właśnie takiej dziewczyny poszukiwałeś. Boże ile razy musiałam wymyślać różnego rodzaju nieistniejące sytuacje, jak na przykład wtedy tę opowieść o sobótce, o nocy świętojańskiej, które ku mojemu zdziwieniu przyjmowałeś za prawdę, bez mrugnięcia powieką. W taki oto sposób doprowadziłam cię szybko do ołtarza, poróżniłam z rodzicami, głównie z matką, która jawiła mi się jako największa rywalka, mogąca mi ciebie odebrać. Gdy się okazało, że twoja więź jedynaka z rodzicielką jest raczej słaba i wystarczył jeden seans łóżkowy, aby pękła zrobiło mi się jej autentycznie żal. Ale cóż. Cel uświęca środki, jak mawiał Machiavelli. Szkoda tylko, że z miłości do mnie przyczyniłeś się w pewnym stopniu do jej śmierci, jak ci to słusznie wypomniał twój ojciec. Dziecko, które się urodziło miało być twoje, o czym byłam absolutnie przekonana. Kiedy mój kochanek powiadomił mnie, że wypalił się ogień jego namiętności i że zrywa ze mną i odtrąca mnie, jak się wyrzuca niepotrzebny rupieć rozchorowałam się. Myślałam, że się nigdy nie dowiesz o moim podwójnym życiu, o tym, że cię skrzywdziłam i gdyby nie to badanie grup krwi tak by się stało. Była bym dobrą żoną i matką, ale cóż, nieubłagany los chciał inaczej. To wszystko co mam do powiedzenia. Od ciebie nie oczekuje niczego jak tylko pogardy i nienawiści. Trudno. Sama zasłużyłam sobie na taki finał.

ROZSTANIE

Wstrząśnięty do żywego i porażony ogromem podłości i moralnego upadku mojej byłej zdałem sobie sprawę, że padłem ofiarą spisku, pozbawionej ludzkich uczuć kobiety i jej zdegenerowanego kochanka. Bezmiar tragedii jaka mnie spotkała, a była wynikiem mojej naiwności, że nie powiem głupoty odebrał mi mowę. Nie skomentowałem więc tego, co usłyszałem, poprzestając na oświadczeniu, że chcę pozostać sam i proszę o opuszczenie pomieszczenia. Zacząłem się pakować, albowiem nie mogłem ani chwili pozostać w tym domu, który był własnością jej rodziców. Z ciężkim sercem opuszczałem to mieszkanie, w którym spędziłem kilka wspaniałych lat mojego życia, z zamiarem chwilowego zamieszkania w hotelu. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę z krzywdy, jaką wyrządziłem swoim rodzicom, a szczególnie mojej, świętej już pamięci matce. Dała mi życie, kochała mnie, jak tylko matka może pokochać swoje jedyne dziecko, a ja...Naprawienie tej krzywdy uznałem za moje pierwsze i najważniejsze zadanie. Tylko cóż ja mogę dla niej zrobić? Postawić jej okazały grobowiec, przynosić codziennie świeże kwiaty i to wszystko. Tylko tyle i aż tyle. Poza tym muszę pogodzić się z  ojcem, przeprosić, ba przebłagać go i zapewnić mu w miarę beztroską przyszłość. To będzie pierwszy krok w nowej rzeczywistości, w jakiej się znalazłem. A tymczasem nadeszła wiadomość ze szpitala, że należy się zgłosić do ordynatora w sprawie stanu zdrowia małego pacjenta. Zgłosiła się mamusia, aby się dowiedzieć, że rozpoznano ostatecznie mononukleozę zakaźną o pomyślnym rokowaniu i za kilka dni chłopiec zostanie wypisany do domu. Co prawda, o wezwaniu zostałem powiadomiony, ale z prawdziwym żalem odmówiłem spotkania z tym, który przez blisko cztery lata był moim synem. Pokochałem, go jak się kocha pierwszego i jedynego potomka mimo, że ten okazał się nim nie być. Moja nieobecność w czasie spotkania matki z synem odbiła się nieprzyjemnym echem. Na wieść, że wyprowadziłem się, pozostawiając go z mamusią chłopiec zaniósł się płaczem, aż trudno było go utulić, a na koniec oświadczył, że on chce mieszkać ze mną i  będzie robił wszystko, aż zamieszka razem z ukochanym tatusiem. Tak przejmująca reakcja małego na wieść, że ma rozstać się z ukochanym ojcem, autentycznie wzruszyła personel oddziału, gdyż nie codziennie byli świadkami takiego zdarzenia. A tymczasem ja realizując moje postanowienia spotkałem się z ojcem. Staruszek posunął się w międzyczasie. Na twarzy przybyło sporo zmarszczek, osłabiony słuch wymagał głośnego mówienia, mowa stała się jakaś spowolniała. Wzruszony, niemal z płaczem przeprosiłem go za krzywdy, jakie mu wyrządziłem, na co on zaprosił mnie do wspólnego zamieszkania w moim rodzinnym domu z czego skwapliwie skorzystałem . Potem poszliśmy na cmentarz odwiedzić grób mojej matki, w czasie których wróciły wspomnienia wielu radosnych momentów naszego wspólnego życia, zakończone obopólnym płaczem, wywołanym świadomością nieodwracalności zaistniałych wydarzeń. Pozostał jeszcze do załatwienia problem rozwodu. Nie moim zamiarem było rozdrapywać, niezabliźnionych jeszcze ran, nie pragnąłem opluwać osoby, która uczyniła mi tyle złego, tak że rozprawa odbyła się w kulturalnej atmosferze, oczywiście winą za rozpad małżeństwa uznając moją, byłą już żonę. I tak historia zatoczyła koło. Wróciłem do punktu wyjścia bogatszy w lekcje życia, w doświadczenie, które mam nadzieję ochroni mnie na przyszłość przed recydywą. Pozostał problem co dalej? Jak żyć. Samotnie, czy jak historia ludzkości uczy z towarzyszką życia. Bo choć co prawda, jak wynika z tekstu piosenki „kobiety są występne i zdradzieckie”, ale życie bez kobiet to jak jazda na jałowym biegu. Kwadratura koła, ot co.

Sic transit gloria mundi. I niech ta stara rzymska maksyma będzie komentarzem do mojego upadku i mam taką nadzieję mojego przyszłego odrodzenia.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Cicho_sza 08.10.2021
    Powiem szczerze, że nie udźwignęłam tekstu do końca. Nie bardzo też potrafię odgadnąć sposobu narracji - raz wygląda to jak pamiętnik, raz narracja jest w 3 osobie, taki groch z kapustą. Całość brzmi trochę jak praca naukowa, a nie tekst literacki. Myślę, że dialogi mogłyby być zapisane w tradycyjny sposób, bo w tekście nie są wprowadzane za pomocą mowy zależnej tylko wplątane w ciąg tekstu, co zaburza odbiór i wprowadza zamęt, bo nie wiadomo czy to narracja czy słowa bohatera.

    Co do treści, temat jest ciekawy, intryga, zdrada, zapętlenie głównej bohaterki. Tylko podane w taki suchy sposób, że aż by się chciało popijać w trakcie czytania.

    Z drugiej strony, gratuluję tak obszernego tekstu. Na pewno kosztowało to sporo pracy. Jednak uważam, że trzeba by tu trochę jeszcze popracować i oszlifować go nieco żeby brzmiał bardziej literacko.

    Co do technicznych rzeczy typu przecinki inne technikalia się nie wypowiem, bo są tu mądrzejsi ode mnie w te sprawy.

    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania