Poprzednie częściSkrytobójca - Wstęp

Skrytobójca - 6

Pierwszą oznaką, że coś było nie tak, była cisza. Przeważnie późnym wieczorem na ulicach Terris było dosyć głośno. Mieszkańcy wracali do domów, załatwiali pośpiesznie sprawy, których nie zdążyli załatwić w dzień, bądź też próbowali wrócić do jakiegokolwiek domu zalani w trupa. A teraz? Teraz było podejrzanie cicho, nie licząc pary, która kochała się trzy domy dalej od posiadłości sołtysa. Przeważnie w wiosce robiło się cicho tylko wtedy, kiedy ludzie wiedzieli, że coś się szykuje. Jeff też wiedział.

 

Drugą oznaką był mężczyzna stojący obok drzwi do karczmy, który mierzył go od stóp do głów nachalnie. Nawet mimo ewidentnie odbiegającego od normy stroju, nigdy nie spotykał się z takim spojrzeniem. Wydało mu się to bardzo podejrzane.

 

Ostatecznym sygnałem, że za chwilę zrobi się gorąco było nagłe poruszenie ludzi w oknach na widok jego postaci. Okiennice zatrzaskiwały się, a kobieta, która wyszła, żeby zagnać swojego kota do domu szybko się wróciła, zostawiając pupila na dworzu.

Jeff złapał za rękojeść miecza, stwierdził, że tym razem, to on poczeka na atak przeciwnika. Musi ocenić ich siłę.

 

Świst. Nóż rzucany leciał prosto w środek jego czaszki. Tylko wrodzona ostrożność pozwoliła mu dostrzec już wcześniej, że coś jest nie tak. Uchylił się w ostatniej chwili, jednym, płynnym ruchem dobywając miecza. W ułamku sekundy już okrążało go czterech napastników.

 

"Dobrzy są" pomyślał

 

- Kim jesteście i czego ode mnie chcecie - spytał miłym tonem - przecież nie chcemy rozlewu krwi, ani ściętych głów - zapewne dodałby do tego swój standardowy, paskudny uśmiech nadający jego twarzy trochę dzikości, lecz noc już całkowicie opuściła na wieś ciemną kurtynę.

Tamci, zamiast odpowiedzieć ruszyli na niego. Lecz nie ruszyli całą gromadą, jak to bywało w przypadku amatorów. Podchodzili powoli, parami, co parę kroków rozdzielając się. Pierwszy zaatakował ten, którego Jeff miał przed swoją twarzą. Zawirował krótko klingą, markując cios pod żebra, jednak w ostatniej chwili, szybkim, umykającym człowiekowi ruchem zmienił zamiary, celując sztychem w klatkę piersiową. Nie było czasu na unik. Odskoczył do tyłu, gdzie atakował go już drugi z nich. Szybki obrót, wystawiony przy boku miecz dodał mu rotacji, więc kiedy ich ostrza się skrzyżowały, jego przeciwnik mimo siły zachwiał się. Skrytobójca wykorzystał ten moment, tnąc od dołu, z lewej, tam gdzie morderca odsłonił się. Może i oni byli dobrzy, ale on był lepszy.

Czekał na bryzgającą krew, lecz zamiast tego usłyszał trzask metalu. Kolejny z nich zablokował jego cios, a ostatni wycelował sztychem w jego żebra, podobnie do swojego kompana. Zrobił piruet, wyskoczył w powietrze, zwinnie jak kot odbił się od jednego z nich i wtkorzystując to, że ten, który atakował był wysunięty do przodu, wylądował za jego plecami, obrócił miecz ostrzem za siebie i szybkim płynnym ruchem wbił go w plecy oponenta. Teraz nie było mowy o żadnym bloku. Usłyszał głuche mlaśnięcie, wrzask, kiedy sztych miecza przebił serce przeciwnika, powodując prawie natychmiastową śmierć. Gdy tamten padł twarzą w glebę z nieprzyjemnym pacnięciem, rozlewając wokół siebie kałużę krwi, ten, którego widział koło gospody wrzasnął dziko

 

- Ty skurwysynu! Obedrzemy cię ze skóry.

 

Nie atakowali już ostrożnie. Miejsce chłodnej kalkulacji zastąpiła ślepa furia. Spadał na niego grad ciosów, których ledwo unikał. Może i on był lepszy, ale ich było więcej. Kiedy w końcu miecz jednego z nich przeciął mu nogawkę, powodując może i niegroźne, ale paskudnie krwawiące rozcięcie stwierdził, że nie ma szans. Odskoczył od nich jak najdalej, złożył palce w dziwaczny gest, przypominający modlitwę i powiedział głośno:

 

- Noctum!

 

Jeśli wcześniej wioskę ogarnęła ciemność, to teraz był to już zwyczajny mrok. Wszystko dookoła nich pociemniało jeszcze bardziej, powodując to, że jeden z morderców nie mógł nawet zauważyć ręki wyciągniętej zaraz przed swoim nosem.

Profitem Jeffa było to, że na niego zaklęcie Nieprzebitej Ciemności nie działało. Miał zamiar uciekać, nie wiadomo, czy przeciwnicy nie potrafią walczyć w oparciu o inne zmysły. Jednak nie mógł oprzeć się pokusie odpłacenia się temu z nich, który nazwał go skurwysynem. Paroma cichymi podskokami doskoczył do niego, po czym zamachnął się, uderzając go płazem miecza prosto w twarz. Usłyszał trzask łamanego nosa, po czym popędził przed siebie. Miał tylko nadzieję, że Element Mroku spełnił swoją rolę, dezorientując przeciwników do tego stopnia, że będzie mógł swobodnie się oddalić.

 

Gdy już dobiegł do gospody pod "Głuchym Wilkiem", barman zrobił bardzo zaskoczoną minę, widząc go. Dopiero po chwili Jeff zdał sobie sprawę, że musi być uwalany krwią, jednak właściciel karczmy po chwili stwierdził, że sam sołtys opłacił dla niego pokój. Skrytobójca zmęczony przytaknął. Każde otwarcie drzwi powodowało napięcie mięśni.

 

Gdy już udał się na piętro, marzył tylko o tym, aby zrzucić z siebie grubą tunikę. Jednak, kiedy przekluczył zamek w drzwiach, osłupiał. Na jego łóżku siedział mężczyzna.

Następne częściSkrytobójca - 7

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania