Słońcem pobłogosławiony - część II - Manekin

Zaparzyłem herbatę, starałem się wypić ją momentalnie, zaraz mieli przyjść goście, zaraz miał dopełnić się obiecany zabieg, wszystko miało przyjąć charakter spełnienia. Zbliżyłem kubek do ust, gorąc poczułem natychmiastowo, odradzając tym samym refleksyjnie samemu sobie pośpiechu związanego z konsumpcją. Piłem zatem wolno, za wolno, każdy łyk reformował się na dłuższy i bardziej wyczerpujący. 18:00 - popatrzyłem na telefon. Wybiła, przełomowa, w założeniu, godzina. Usłyszałem kroki, stonowane, prawie nikłe oraz słowa znajdujące w powietrzu swoją dziuplę i chowające się w niej. Zaraz pukanie, tym razem zdecydowane.

- Idę! - powiedziałem głośno, odchodząc od rutyny, jaką przy dobijaniu się było zmierzanie w ciszy.

W pośpiechu dotarłem do drzwi i otworzyłem je, jednocześnie wykonując już gościnny gest, rozłożenia rąk.

- Dzień dobry - powiedział jeden z gości, ściągając kapelusz kulturalnie.

- Miło mi - odpowiedziałem.

Drugi z nich, pozostał w nakryciu głowy, przechodząc bez słowa. Może odebrał powitanie towarzysza jako wspólne? Przeszliśmy do głównego pomieszczenia, tego, w którym na stole, znajdowała się moja herbata, nawet w połowie nie upita. Obok gotyckiego, wręcz stołu, zwanego przez mnie zabytkiem, rozłożyłem krzesła, równie archaiczne. Widząc je, zrozumieli, że są dla nich przeznaczone. Ja udałem się na chwilę do kuchni, po ciasteczka, których umiejscowienie, nieostrożnie przeoczyłem. Sprawnie zabrałem pudełko i zaraz położyłem je na wspomnianym stole.

- A więc - odezwał się dotychczas niemy - gdzie pan to ma?

Wyczułem w tym pytaniu, srogą i żądającą intonację.

- Za panem - wskazałem palcem.

Oboje obrócili się i poruszyli widokiem. Za nimi usytuowany był manekin, nieskomplikowanie skonstruowany, manekin mojego autorstwa.

- Można się przyjrzeć? - zapytał, określony przeze mnie ułożonym, z wplecioną do głosu od momentu widoku przedmiotu, niepewnością.

- Naturalnie - zezwoliłem, nie powstrzymując, wyłaniającego się na mej twarzy, coraz szerszego uśmiechu spowodowanego rzecz jasna, satysfakcją.

Zbliżył się zatem do mojego tworu, powąchał, dotknął, obszedł, by przekonać się, czy, aby na pewno obserwowana wówczas kukła, nie jest częścią, wirtualnej rzeczywistości. W zeszłym tygodniu, pewne małżeństwo przyszło do mnie, byli w średnim wieku, pragnęli manekina, z prawdziwego zdarzenia, miał być członkiem ich rodziny, zbliżonym choć w jednym calu.

- Czyli tak jak pan zapowiadał, ma ludzkie wnętrzności? - spytał, tym razem drugi z nich, ten mniej taktowny.

- Skoro tak zapowiadałem - uśmiechnąłem się - to tak jest.

Drugi również wstał, powtórzył czynności pierwszego, i podszedł do towarzysza. Stanęli obok siebie, szepcząc sobie coś do ucha. Kwestia powzięcia - domyślałem się. Chwilę potem, oddalili swe oddechy od nosów, i wrócili na krzesła. Wówczas dali mi do zrozumienia, że mam pójść ich śladem.

- Chcielibyśmy tego manekina zakupić - rzekł kulturalny, wprawiając mnie w lepszy nastrój.

- Ile pan chce? - przeszedł do rzeczy drugi.

- Cena tradycyjna, 1100.

Popatrzyli się na siebie wymownie.

- Dobrze, bierzemy - dopiął transakcję pierwszy.

Wstali, wymieniliśmy się spojrzeniami, zobaczyłem wyraźniej jego niebieskie oczy, znacznie ułatwiające interesy, i podaniem dłoni, w obu przypadkach spoconych. Drugi nawet do mnie nie podszedł, skierował się w kierunku rzeczonego manekina. Dołączyliśmy do mężczyzny, oni wyciągnęli kopertę.

- Tu jest tysiąc - oznajmił jeden.

- A tu reszta - podał mi stuzłotowy banknot drugi z klientów.

Następnie chwycili kukłę pod ramiona, i zaczęli wychodzić dość mozolnie, pod wpływem jej ciężaru. Byli wyraźnie zadowoleni, mieli nowego towarzysza, z ich rodzajem wnętrzności. Uprzedziłem ich jednak, żeby manekina nie otwierali, bowiem zaszycie, wiąże się z cudem.

Ja wróciłem do pracowni, było ciemno, zapaliłem światło, zaraz parę smug przeszło przez pomieszczenie. Musiałem się sprężyć, na jutro byłem umówiony z wdową, której zmarło dziecko. Wobec tego otworzyłem szafkę z przyrządami i wyciągnąłem watę. Podszedłem do następnego plastikowego wytworu, rozciąłem go i zacząłem wypełniać " ludzkimi wnętrznościami".

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania