Spotkanie z kandydatem
Spotkanie z kandydatem
Był to dzień, na który czekałem od dawna. Miałem okazję spotkać się z moim idolem, kandydatem na prezydenta kraju, który obiecywał zmiany i sprawiedliwość. Był to człowiek głęboko wierzący w Boga, co budziło szacunek i zaufanie. Wiedziałem, że nie jestem jedyny, który go podziwiał. Wielu ludzi chciało go zobaczyć i posłuchać na żywo. Dlatego też udałem się do ogromnej sali, gdzie miał się odbyć jego wiec wyborczy.
Sala była wypełniona po brzegi. Ludzie trzymali transparenty z hasłami poparcia i okrzykiwali jego nazwisko. Na scenie stało podium z mikrofonem i flagami. Na bokach wisiały plakaty z jego podobizną i sloganami. Atmosfera była gorąca i elektryzująca. Czułem się jak w środku historycznego wydarzenia.
Spojrzałem na zegarek. Była godzina 18:00. Za chwilę miał się pojawić kandydat. Nagle usłyszałem głośny aplauz i wiwaty. Z tyłu sali pojawił się on, otoczony przez ochroniarzy i dziennikarzy. Przedzierał się przez tłum, uśmiechając się i machając ręką. Ludzie próbowali go dotknąć, zrobić mu zdjęcie lub wręczyć mu jakiś prezent. On przyjmował to wszystko z wdzięcznością i uprzejmością.
W końcu dotarł do sceny i wszedł na nią. Ochroniarze ustawili się za nim, a dziennikarze zajęli miejsca na pierwszych rzędach. Kandydat podszedł do mikrofonu i podniósł rękę, prosząc o ciszę. Sala ucichła natychmiast. Wszyscy zwrócili na niego uwagę.
- Drodzy rodacy! - zaczął swoje przemówienie. - Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę być tu z wami i dzielić się z wami moją wizją przyszłości naszego kraju!
Jego głos był mocny i pewny. Mówił o swoim programie wyborczym, o problemach, które chciał rozwiązać, o wartościach, które chciał promować. Mówił o potrzebie reformy systemu politycznego, o walce z korupcją i nepotyzmem, o obronie praw człowieka i wolności słowa. Mówił o swojej wierze w Boga i o tym, jak ważna jest dla niego religia.
Jego słowa trafiały do serc ludzi. Sala reagowała na nie entuzjastycznie, oklaskując i skandując jego nazwisko. Ja również był zachwycony jego wystąpieniem. Czułem, że to jest ten człowiek, którego potrzebujemy na czele państwa.
Nagle usłyszałem strzał.
Był to dźwięk tak głośny i przerażający, że przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Zobaczyłem krew na koszuli kandydata i jego twarz skrzywioną bólem. Zobaczyłem jak upada na ziemię, trzymając się za pierś.
Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyłem nic zrobić. Zobaczyłem jak ludzie wpadali w panikę i krzyczeli. Zobaczyłem jak ochroniarze rzucali się na scenę i próbowali złapać sprawcę zamachu. Zobaczyłem jak dziennikarze wyciągali swoje kamery i mikrofony i relacjonowali to dramatyczne wydarzenie.
Nie mogłem się ruszyć. Byłem w szoku. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś chciał zabić mojego idola. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ktoś chciał zniszczyć nadzieję na lepsze jutro.
Spojrzałem na scenę i zobaczyłem, że kandydat jeszcze żył. Widziałem, jak próbowali go reanimować i zabrać do karetki. Widziałem, jak jego oczy szukały pomocy i wsparcia. Widziałem, jak jego usta szepcą coś, co brzmiało jak modlitwa.
Wtedy poczułem, że muszę coś zrobić. Musiałem się do niego dostać. Musiałem mu powiedzieć, że jestem z nim i że go wspieram. Musiałem mu podziękować za to, co dla nas zrobił.
Przebiłem się przez tłum i pobiegłem do sceny. Ochroniarze próbowali mnie zatrzymać, ale ja się nie poddawałem. Dotarłem do niego i uklęknąłem przy nim. Wziąłem go za rękę i spojrzałem mu w oczy.
- Panie kandydacie! - powiedziałem. - Niech Pan nie umiera! Niech Pan żyje! My Pana kochamy! My Pana potrzebujemy!
On spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.
- Dziękuję Ci... - wyszeptał. - Dziękuję Wam wszystkim... Niech Bóg Was błogosławi...
Potem zamknął oczy i zamilkł.
Nie wiem, czy to były jego ostatnie słowa. Nie wiem, czy przeżył ten zamach. Nie wiem, kto był jego zabójcą i jaki miał motyw.
Więcej nie pamiętam.
Tyle pamiętam z tego spotkania z kandydatem. Spotkania, które zmieniło moje życie na zawsze. Spotkania, które było zarówno najpiękniejszym, jak i najstraszniejszym doświadczeniem w moim życiu.
Koniec.
Komentarze (2)
Sie war in dieser Kolumne vor einiger Zeit schon einmal Thema und geht so: Die USA betreiben in Ländern, die an Russland grenzen (mal ist es Georgien, mal Kasachstan, zuletzt natürlich die Ukraine) geheime Biowaffenlabore .
Sie ist absurd: Warum sollten die USA ausgerechnet etwas so Hochsensibles und Gefährliches wie ein gegen internationale Abkommen verstoßendes Biowaffenprogramm ausgerechnet in Russlands Nachbarschaft aufsetzen?
Spiegel
Artykul o Kennedy
Pozdr
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania