Poprzednie częściSygneczowski chlupot [1/3]

Sygneczowski chlupot [2/3]

Skąpy ponownie mnie opuścił! Domyślam się jednak, że wróci, a wraz z nim poszybuje w górę mój energetyczny poziom, szczególnie iż przed chwilą zjadłem podaną – przez kocie drzwiczki – miskę pomyj. Tym razem bez odmawiania donośnych modlitw udało się uzyskać coś przypominającego zwyczajny, ludzki obiad.

Chciałem podzielić się nim z moim niemym towarzyszem, lecz jest on na tyle zwinny, iż bez problemu unika prób nawiązania bliższej relacji. Ja mam jednak czas. W końcu – gdzie miałbym uciec? Którędy? W jakim celu?

Gdyby nie ta przedziwnie pachnąca świeca, widziałbym jedynie brak światła. Zwięźlejszą formą byłaby po prostu ciemność, lecz zbyt długo przesiadywałem w czarnej pustce, by móc nazywać w ten sposób obszar absencji promieni elektromagnetycznych. Przechodzi po moich zgarbionych plecach orszak szorstkich mrówek, ilekroć słyszę zbliżające się kroki, chlupoczące złowrogo o umazany Bóg jeden wie czym bruk; owady gnębią mnie również natychmiast po wyłączeniu roztaczającego mięsny zapach źródła światła.

Ta specyficzna woń rośnie w siłę podczas obecności ośmiookiego kompana. Gdy on się zjawia, nieraz zdaje mi się, jakby chwilę wcześniej tarzał się w błotnistym podłożu, po którym stąpała zostawiająca ten charakterystycznie znajomy tupot istota.

Nawet nie zdaje mi się. Jestem pewien! Na poparcie mojej tezy dotyczącej ewidentnej korelacji między zapachem Skąpego a jego wędrówką po śladach fatalnego, cuchnącego tuszą mięsną kucharza, mam jedną, istotną obserwacje.

Zawsze – chwilę przed pierwszym chlupotem na korytarzu – złote ciało znika, pojawiając się ponownie, kilka minut po ustaniu tajemniczych korków. Jednak już sam nie wiem, ile w moich niesamowitych stwierdzeniach prawdy. Czy mogłem uroić sobie to wszystko?

Z pewnością tak, lecz wracając do tematów akademickich – w połowie studiów doktoranckich pochłonęła mnie niemal do cna treść utkwiona wiele lat temu w linku zamieszczonym przez tajemniczego użytkownika. Pragnę jednak zakomunikować, iż była ona ściśle powiązana z tematyką mojej pracy.

Dlaczego więc przypomniałem sobie o wpisie TaemLlems dopiero w momencie nagromadzenia odpowiedniej ilości bibliografii? Jeżeli nawet dobry Bóg wie – to nie kwapi się z wyjaśnieniami.

Sama witryna – po obejściu blokady domyślnego antywirusa – wyświetlała się z migoczącą, czarną oprawą, co zapewne stanowiło skutek zignorowania ostrzeżeń Windows Defendera. Nie jednak ciemne ramki są tutaj kluczowe, a to, co widniało pośrodku strony. Bordowy spis treści umiejscowiony był na rewelacyjnie kontrastującym z obramowaniem zdjęciu; nie zdawałem sobie sprawy, że tak nietypowo wyglądać może jakikolwiek obiekt oświatowy – nawet jeśli finansowany był ze środków prywatnych. Z początku nie wiedziałem kompletnie, z czym mam do czynienia; dopiero gdy kliknąłem w najwyżej umiejscowiony napis „O Nas”, dowiedziałem się, iż w okolicy Krakowa istnieje ASS, czyli Akademia Studiów Społecznych. Wygooglowałem w osobnej zakładce nieco więcej o tej nieznanej mi uczelni; ze zdziwieniem uznałem, że jest to naprawdę istniejący – oraz posiadający nienajgorsze opinie – obiekt oświatowy w sąsiedztwie Wieliczki.

Po przewertowaniu kolejnych pozycji informacyjnych na świeżo odkrytej witrynie doszedłem do wniosku, iż bez zmiany oprogramowania chroniącego komputer się nie obejdzie; strona poczęła nabierać coraz to jaśniejszego koloru, przypominającego niekiedy jubilerskie odcienie metalicznej biżuterii.

Przemogłem się jednak i przezwyciężając dojmujący jasnością ekran, wszedłem w ostatnią widniejącą pozycje. Traktowała ona o różnego rodzaju zbiorach książkowych, dostępnych – od ręki – w bibliotece akademii.

Zdziwiłem się rzekomo obfitą ilością pozycji literackich oferowanych w Sygneczowie, gdzie znajdowała się osobliwa uczelnia. Byłem jednak świadom mnogości aktualnie zebranej bibliografii, tak więc sukcesywnie, na przestrzeni kolejnych lat – aż do czasów po rozprawie doktorskiej – nie odwiedziłem ASS osobiście.

Co mogło być ciekawego w miejscu niewidniejącym w jakichkolwiek ogólnopolskich rankingach? Nawet doktor habilitowany Jan Wilusz-Harmoński stwierdził z obojętnością, iż zna niektórych pracowników ASS osobiście, dlatego też nie sugeruje marnotrawienia czasu zapalonego doktoranta na wertowaniu – w jego mniemaniu – przecenianych stosów literatury dostępnych w bibliotece tejże uczelni; przypominał mi, pod jakim warunkiem mogę rozwijać się naukowo w jego grupie seminaryjnej. Napomknął również, iż konsekwencje wyraźnego ekspresjonizmu, bijącego od mojej pracy mogą okazać się brzemienne w skutkach – a sięgniecie po kolejne, ekonomiczne „cegły” dostępne w ASS z pewnością nie nadałoby mojej pracy lżejszego charakteru.

Opowiedział dodatkowo – widząc rosnącą w moich oczach iskierkę awanturniczości – jedną, trwożliwą historię, której był świadkiem jakiś czas temu podczas wykładu inaugurującego zakończenie roku akademickiego, a której tutaj nie przytoczę, bowiem w zatęchłym, mięsistym powietrzu nie sposób opisywać rzeczy, w które się nie wierzy.

Ja nadal nie dawałem wiary w to, co promotor oznajmił, choć wyczułem od niego wtedy specyficzny, poubojowy zapach. Nie stanowiło to dla mnie wówczas niczego podejrzanego; w końcu – po długotrwałym wpatrywaniu się w zablokowaną domyślnie stronę ASS – zacząłem dostrzegać rzeczy niesamowite, które świadczą jedynie o nieuświadomionym charakterze sporej części myśli i obrazów generowanych przez ludzki umysł. Zauważenie przekształcającego się, ciemnego obramowania w nieznośny, złoty kolor a następnie formującego się na podobieństwo włoskiego wyrobu z mąki i jajek, w tamtym momencie było dla mnie doświadczeniem z pogranicza jawy i snu – jak wspomniałem wcześniej, przez lwią część doktoratu stanowiłem gorliwy egzemplarz pracoholika.

Obecnie jedynym moim zajęciem jest pisanie. Poszukuję wzrokiem Skąpego, lecz po nim ani śladu. Fetor topniejącej świecy zaczyna nieprzyjemnie łechtać moje nozdrza, niemniej jednak nie słyszę chlupoczących kroków na korytarzu. Ten zapach naprawdę przypomina woń odczuwaną od promotora lata temu. Dziwne, ponieważ nie tylko od niego dało się wyczuć właśnie tego typu odór, przechadzając się po kampusie Uniwersytetu Ekonomicznego.

Dokończę jednak sam wątek pracy doktorskiej. Ostatnią wersję – poprawioną uprzednio sześć razy – złożyłem do weryfikacji miesiąc przed finalnym terminem. Tak więc czas od trzeciego roku do niemal końca studiów trzeciego stopnia poświęciłem wyłącznie na zamknięcie tematu dysertacji. Nie obawiałem się publicznego charakteru obrony rozprawy doktorskiej, wiedziałem bowiem, że znam niemal na pamięć blisko sto pozycji źródłowych z użytej bibliografii, nie wspominając nawet o bronionej – i pieczołowicie przeze mnie napisanej – pracy. Moją głową nie zaprzątały zbytnio tematy powiązane z treściami opublikowanymi przez TaemLlems, niemniej jednak nie jestem w stanie stwierdzić, jak swoista aura oraz często kontrowersyjnie brzmiące tytuły opracowań naukowych na stronie ASS wpłynęły na odbiór mojej rozprawy po tym, jak nastała wrzawa w mediach krajowych na temat kontrowersyjnych badań i ich interpretacji, przedstawionych w świeżo obronionej, oprawionej bladozłotym materiałem pracy.

Równość wyników jako szkodliwy dysonans poznawczy społeczeństw postępowych po niespełna miesiącu od publikacji uczyniła ze mnie najbardziej kontrowersyjną osobę w sferach naukowych. Dostawałem tak wiele zaproszeń, iż musiałem skrzętnie prowadzić plan dnia, by nie zapomnieć o tak podstawowych, ludzkich czynnościach, jak jedzenie, spanie czy korzystanie z toalety.

Przełomowy jednak moment nastąpił trzy miesiące po pozytywnie rozpatrzonej obronie, podczas wizyty w reżimowym programie telewizyjnym – jego wyjątkowość nie polegała jednak na tym, że uczynił ze mnie personę bardziej kontrowersyjną, niż byłem do tamtej pory. Niemal dwugodzinny występ w TV miał charakter populistyczny i polityczny, z niewielkim, naukowym wydźwiękiem, tak więc z bólem serca musiałem godzić się na pewne skróty myślowe oraz niedopowiedzenia, by streścić ideę dzisiejszego kierunku świata zachodu ku szeroko pojmowanej równości. Nie obeszło się bez głośnej awantury z grupą feministycznych aktywistek oraz stosunkowo głębokiej i merytorycznej dyskusji ze środkiem sceny politycznej i jego prawą stroną.

Pod koniec czasu przewidzianemu mojej osobie – gdy prowadzący zapowiadali kolejną część programu – dostrzegłem znajome, akademickie twarze. Doktor habilitowany Jan Wilusz-Harmoński oraz doktor Katarzyna Woń utkwili we mnie tępo wzrok, co chwila kiwając na boki głową. Stwierdziłem po chwili, że warto będzie podejść do nich po programie i wymienić kilka prawdziwie naukowych opinii na temat społecznej równości – zupełnie jakbyśmy tego wcześniej nie robili.

Jak tylko znaleźliśmy się w holu przed studiem nagrań, obydwoje pogratulowali mi szerokiego rozgłosu, niosącego się za moją osobą w tamtym momencie już poza granice ojczystego kraju. Nie potrafiłem – a może i nie chciałem – ukryć szerokiego uśmiechu i zadowolenia. Postanowiliśmy udać się do pobliskiej restauracji na mały dyskurs przy kawie. Centrum handlowe M1 nie świeciło pustkami, tak więc musieliśmy czekać dobre kilkanaście minut na wolny stolik w Costa Coffee. Jak tylko otrzymaliśmy filiżanki z naparem przygotowanym ze świeżo zmielonych ziaren kakaowca, stałem się świadkiem dziwnego uczynku.

Jan oraz Katarzyna – ominę tytularne stopnie w celu nadania większej smukłości pisanemu tekstowi – wyciągnęli z kieszeni coś, co wyglądało odmiennie, lecz pachniało identycznie. Wilusz-Harmoński trzymał w dłoni przedmiot na wzór młynka, który wykorzystuje się przy mieleniu pieprzu, soli czy cynamonu; co jednak znajdowało się wewnątrz przeźroczystego zbiorniczka z drewniana rączką – nie sposób ocenić. Urządzenie w dłoniach pulchnej kobiety napawało mnie zgoła podobnym, dziwacznym wrażeniem; dodatkowo to, co znajdowało się wewnątrz szklanego, wielościennego urządzenia stanowiło dla mnie istne misterium. Kawiarnia oferowała mnóstwo darmowych przypraw do kawy, dlaczego więc nie skorzystać z nich?

Nie zapytałem, lecz po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że to, co właśnie jest mielone między palcami Katarzyny – pochodzi z istot materialnych i roztacza wokół siebie ledwie wyczuwalny, chodź drażniący nozdrza odór mięsnej tuszy. Możliwe więc, że Jan stał się nieuświadomioną ofiarą poczynań swojej akademickiej koleżanki; nie zdziwiłbym się jednak, gdyby role się odwróciły. Bądź co bądź, ocena przyprawowych gustów jakichkolwiek osób jest niestosowna; jest to bowiem w pełni subiektywna rzecz.

Z nieokazanym zdziwieniem delektowałem się kawą – bez jakichkolwiek upiększaczy – słuchając przeplatanego dyskursu między dwojgiem siedzących naprzeciwko mnie ludzi. W pewnym momencie przeszyło mnie niemałe zdziwienie. Odezwał się makaronowy promotor, sugerując mi dalszy rozwój akademicki w rejonie dotychczas obranym. Stwierdził – zaprzeczając swoich niegdysiejszym słowom – iż jeżeli przystanę na jego zalecenia, czeka mnie wielka przyszłość, szczególnie we wschodnich, niezniszczonych przez nowomodną ideologię zachodu społeczeństwach. Przytakiwała mu Katarzyna, dopowiadając kilka zdań od siebie, a ja – nie mogąc znieść coraz dosadniej gryzącego, mięsnego fetoru – bez większego namysłu, chcąc ulotnić się z tego zaczadzonego przedziwnie generowanym zapachem miejsca – przystałem na ich propozycje.

Tak szybko, jak stałem się – poprzez naukowe prawdy przeinaczone w populistyczną kontrowersję – sławny, tak szybko stoczyłem się na samo dno. A to wszystko w pogoni za nieznaczącym już nic uznaniem. Tydzień później pierwszy i ostatni raz przestąpiłem progi ASS.

Następne częściSygneczowski chlupot [3/3]

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • MKP 8 miesięcy temu
    "Zwięźlejszą formą byłaby po prostu ciemność, lecz zbyt długo przesiadywałem w czarnej pustce, by móc" - tylko ludzie nauki zrozumieją dlaczego brak światla jest bardzie odpowiedni niż ciemność🧐🧐😁
  • MKP 8 miesięcy temu
    "dowiedziałem się, iż w okolicy Krakowa istnieje ASS, czyli Akademia Studiów Społecznyc" - nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że nazwa tej organizacji stanowiłaby fundament wielu memów🤭🤭
  • MKP 8 miesięcy temu
    Eleganckie i jak zwykle intrygujące 👏👏
  • PawelRzeszowiak 8 miesięcy temu
    Dziękuję za komentarz, pozdrawiam! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania