Towarzysze z zaprzęgu- część 1

Ciężkie drzwi otworzyły się. Wraz z chłodnym powietrzem lasu, do wnętrza wśliznął się zapach pobliskiego ogniska. Wszystkie szare łby jak na komendę zwróciły się w stronę tej szpary.

- Piekielny wiatr! - do psiarni wmaszerował traper z ciężkim drewnianym wiadrem

Zamaszystymi ruchami rozrzucał strawę. Psy rzuciły się na nią. Traper pogwizdując patrzył jak łapczywie jedzą. W końcu zatrzymał wzrok na szarym husky.

- Choć tu Minchik – warknął nań

Pies dopiero po drugim zawołaniu zwrócił łeb w kierunku pana.

- No ty wilku – zaczął człowiek – Nie zawiedź mnie. Założyłem się z tym piekielnym McTairesem, do kroćset… Będziesz walczył z tym jego śmiesznym kundlem z południa, do kata. Musiałem – dodał jakoby tłumacząc się pod wpływem ostrego spojrzenia psa, który ignorując pobratymców kotłujących się patrzył w oczy właściciela – Przechwalał się tak, żem myślał… - machnął ręką nie chcąc tracić słów na opisywanie zachowań McTairesa

Gwizdnął i wyszedł szurając butami.

Gdy ciężkie drzwi zamknęły się sfora zbiła się w jedną gromadę na środku psiarni.

- Też sobie wymyślił, ten człowiek – nad ogólnym szczekaniem wybił się głos Arjona – Cicho bądźcie – dodał ostro

Zapadła cisza. Do psich uszu dotarł nocny szum leśnych sosen.

- Przecież to normalne – odezwał się w końcu biały szpic, który dziwnym trafem znalazł się między tą szarą zgrają wilczurów - To stara jak świat ludzka rozrywka, każdy człowiek w mniejszym lub większym stopniu…

- Mógł wybrać mnie – wtrącił husky, którego grzbiet pokryty był szramami po przebytych bójkach – Nic tylko łazimy w tych uprzężach, nuda…

Wkrótce psy zaczęły się rozchodzić po kątach, zwijać w kłębki i chrapać. Minchik, który nie brał zbyt czynnego udziału w tej dyskusji, ziewnął i ułożył się na szorstkiej drewnianej podłodze.

- Co się dzieje ? - spytał naraz swoją sąsiadkę Iries słysząc, że kręci się niespokojnie.

- Powiedz, jak nazywał się ten człowiek, ten, z którego psem masz walczyć?

- Nie pamiętam, wiesz że ta ludzka mowa jest taka dziwna. Ludzie mówią tyle słów,a nie wszystkie są potrzebne. Przez ten bełkot często nic nie rozumiem.

- McTries – nie ustępowała suczka chcąc wyartykułować słowo, które tak ją poruszyło – nie, nie. McTriases?

- To bardziej brzmiało jak McTraisem – wtrącił Arjon drapiąc się za uchem

- Nie – Minchik usiadł i z wysiłkiem próbował przypomnieć sobie słowa trapera – McTaires.

- Właśnie – dodała suczka – wiecie. Tak nazywał się mój dawny pan.

Zapadła cisza, w której zaskoczone psy starały się zrozumieć słowa Iries..

- Ten, od którego uciekłaś? -zaryzykował w końcu Arjon

- Nie uciekłam. Zgubiłam się. Pamiętam to tak dobrze… - głos jej zadrżał – tak dobrze. To był naprawdę dobry człowiek. Nie jak ten tu… Ciągle krzyczy i bije…

- Już nie przesadzaj młoda – warknął szary husky z blizną – Nie znasz ludzi. Są jeszcze gorsi.

- Mój dawny pan był dobrym człowiekiem – ciągnęła Iries – chciałabym go jeszcze raz ujrzeć. Wtedy, gdy byłam mała, siadywaliśmy co dzień przy kominku. Ja leżałam tuż przy nim i patrzyliśmy w płomienie. Towarzyszyłam mu, gdy przemierzał lasy ze strzelbą. On miał tylko mnie… Ludzie omijali go… nikt z nim nie rozmawiał. Przecież wszyscy wiecie jak to jest, gdy człowiek nie traktuje nas jak zwierzę pociągowe, tylko jak członka rodziny…

- Wyobraź sobie, że nie wiem – burknął szary husky

- To ja ci powiem – odparła Iries – Słuchaj, Honkee, są na ciepłym południu ludzie, którzy poświęcają nam czas, traktują na równi ze swoimi dziećmi, bawią się i szanują...

- Wiem o czym mówisz – dodał szpic – Gdyby jednak ten twój dawny pan był taki dobry jak nam opowiadasz, nie wystawiałby swojego psa do walki. Pomyślcie, czy ludzie wystawiają swoje dzieci do walki na śmierć i życie?

Nikt się nie odezwał. Znów słyszeli tylko nocny szum leśnych sosen.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania