Towarzysze z zaprzęgu - część 2
Nastał kolejny dzień. Traper chciał zawieść do faktorii futra. Zima w tym roku była dla niego łaskawa. Prawie za każdym razem, gdy odwiedzał szlak z sidłami, zastawał tam lisy, kuny i gronostaje. Często trafiały się też króliki, uwięzione we wnykach, a pewnego dnia w największych sidłach, znalazł rysicę oplątaną łańcuchem, który przytwierdzał stalową pułapkę do drzewa. Traper załadował na sanie stos czarnych i srebrnych skór, a potem zaprzągł psy. Na czele biegł Honkee. Zanim biały szpic, Iries i Arjon.
Psy biegły przez ośnieżoną równinę, śnieg skrzypiał pod płozami sań. Traper od czasu do czasu poganiał je okrzykami. Wkrótce dotarli do celu. Psy położyły się w uprzęży i czekały, w tym samym czasie człowiek z całym naręczem futer zniknął w budynku. Po chwili zjawił się znów w towarzystwie niższego mężczyzny.
- Jak zawsze dobre skóry, Lasuaire – pochwalił nieznajomy– Teraz otworzę ci skład,w zamian za nie, należy ci się z piętnaście funtów prochu… Może znajdzie się też jakaś whisky.
Lasuaire mógł oczywiście dostać po prostu pieniądze i sam je spożytkować wedle uznania, ale miał zaufanie do handlarza, nawet gdyby nie miał, nie dałby się oszukać.
Lasuaire gwizdnął na psy i ruszył za handlarzem w rakietach śnieżnych.
- Słyszałem – zaczął znów przewodnik – Że w tym roku, ty wystawiasz swojego psa… Który to? - spytał oglądając się przez ramię
- Żaden z nich –
- O ile się zakładacie?
- czy ja wiem, to się jeszcze ustali. Jak na razie postawiłem jednego z psów i skóry – traper zatrzymał zaprzęg
Znajdowali się przed okazałym drewnianym budynkiem. Gdy sanie znów zostały załadowane Lasuaire z zadowoleniem zatarł ręce.
- To ładny pies – odchrząknął znów handlarz przekręcając klucz w zamku i dla pewności sprawdził czy drzwi są zamknięte.
- Ona? - upewnił się Lasuaire wskazując brodą na Iries – Wiem, dlatego stawiam ją w zakład, jeśli McTaires wygra, dostanie ją, do tego dwadzieścia skór srebrnego lisa. Jak myślisz, co ten piekielny McTaires powiedziałby na takiego psa, gdyby wygrał, do kroćset – obaj mężczyźni zatrzęśli się od śmiechu – Nie wygra, mówię, nie wygra. Z tym swoim cielakiem z południa.
- Pewnie – skinął głową handlarz – Ty to się znasz na psach, Lasuaire.
- Do kroćset, żebyś wiedział Scott, żebyś wiedział.
W tej przyjaznej atmosferze obaj mężczyźni rozstali się i Lasuaire ruszył w drogę powrotną.
Wieczorem do psich nozdrzy dotarł zapach pieczonego mięsa, jeszcze silniejszy niż zwykle. Gdy Lasuaire przyjeżdżał z miasta zawsze robił sobie wyżerkę. Tego wieczoru nie oszczędzał sobie mięsa ani tytoniu.
- Zjadłbym coś zaczął Arjon
Honkee odwrócił się w kierunku ściany i zamknął oczy. Znów rozpoczynało się klasyczne przedstawienie z arionem w roli głównej.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania