TW #12 Kohana bapciu
Postać: Dowódca plemienia
Wydarzenie: Upadek Królestwa
Gatunek: horror/list
.
.
Poprosił, by go odebrać, więc wzięła syna i podjechali razem pod biurowiec. Teraz wracali we troje do domu, a cisza w samochodzie była obecna jak czwarty pasażer, męczący i niechciany. Taki, z którym nie można skonfrontować bez nieprzewidzianych konsekwencji.
– Co się stało? – zapytała jednak, zdobywając się na odwagę.
– Wypiłem piwo. Nie chciałem prowadzić.
– Wypiłeś piwo. – Mąż najwyraźniej odmawiał jej tego, czego w tej chwili potrzebowała – wyjaśnienia, zrozumienia, być może ulgi. Będzie musiała zagrać w jego grę, potraktować go jak krnąbrnego dzieciaka. – Dlaczego?
– Bo miałem ochotę.
Na moment odwróciła wzrok od drogi, żeby spojrzeć na znajomy profil. Co się z nim dzisiaj działo?
– Zwykle nie pijesz piwa, wychodząc z pracy – odezwała się z całą cierpliwością, na jaką ją było stać. – Zwykle wsiadasz w samochód i wracasz do domu.
– "Zwykle" się skończyło. – Tylko tyle. Nic więcej nie dodał, ale to wystarczyło, żeby naprawdę ją przerazić. Zjechała w zatoczkę i zatrzymała samochód.
– Teraz mi powiesz, co się tak naprawdę dzieje.
Siedzieli. Cisza oplatała jej palce u rąk jak nitka. Podniosła wzrok, patrzyła, jak jej mąż odwraca się do niej z nagle obcą twarzą:
– Były redukcje i mnie zwolnili. To chciałaś usłyszeć?! Teraz jesteś zadowolona?!
To przecież nic strasznego, pomyślała, dziwiąc się trwodze, która ją ogarnęła. A potem rozpłakała się z nagłego poczucia krzywdy.
***
kohana bapciu
w krainie ciogle pada deszcz fszyscy showali sie i nie wyhodzom
pszyjeć
Kuba
***
Kolejne dni Paweł spędzał przy komputerze. Nie przyjmował do wiadomości, że stan zawieszenia, w którym się znalazł, może nie być jedynie przejściowym epizodem. Odcinał się od rodziny, całkowicie skupiony na szukaniu nowej pracy.
Marta trzymała kciuki, tak do siebie mówiła w myślach: trzymam kciuki, trzymam kciuki, niech to się skończy, niech wróci świat, jaki był. Z trudem znosiła całodniową obecność męża w pokoju obok. Nie mogła włączyć głośniej muzyki, nie mogła nic do niego powiedzieć, bo się wściekał. Zawsze miał porywczy temperament, ale teraz wybuchał wyjątkowo łatwo, aż cała kurczyła się w sobie.
Przede wszystkim jednak nie miała jak spotkać się z Krzyśkiem. Pół roku temu, rozczarowana nudą codziennego życia, umówiła się z mężczyzną, który prosił ją o to od tygodni – ojcem kolegi Kuby. Poznali się w przedszkolnej szatni, a do niedawna spotykali regularnie dwa razy w tygodniu. Był to najlepszy okres, jaki przeżyła od czasu ślubu. Jeden z najlepszych w życiu.
***
kohana bapciu
dowutca plemienia był niedbry kszyczał na swoih ludzi i zamkneli go w lohu
tensknie za tobom
Kuba
***
Nie sądził, że utrata pracy tak bardzo nim wstrząśnie. Co teraz miał do zaoferowania rodzinie? Wiedział, że nowego zajęcia nie znajdzie tak łatwo i tym samym układ, który całkiem sprawnie funkcjonował: on w pracy, ona w domu, dziecko w przedszkolu (za rok już w zerówce), rozsypie się jak zamek z piasku w gorący dzień.
Najbardziej jednak bał się rozczarowania Marty. Zawsze miał poczucie, że jest dla niego za dobra, że ślub wzięła przez pomyłkę. Czuł się jak oszust, żył w ciągłej niepewności, że prawda kiedyś się wyda.
Z dnia na dzień poczuł się tak obezwładniająco zmęczony, że postanowił odpuścić sobie na trochę. Ale choć odpoczywał już kilka dni, nadal nie mógł zabrać się do działania.
Weszła do pokoju.
– Zobacz, znalazłam kilka nowych ogłoszeń. Wyślij CV, co ci szkodzi?
Ta jej cholerna troska, to pilnowanie wszystkiego, dlaczego nie da mu czasu? Dlaczego nie pozwoli mu być mężczyzną? Czy przestała już w niego wierzyć? Tak szybko?
– Powiedziałem, że się tym zajmę, to się zajmę, czy musisz mnie, kurwa, zawsze sprawdzać? – Usłyszał swój podniesiony głos. Cholera. Wcale nie chciał krzyczeć. Patrzył na twarz żony, a poczucie winy rozlewało się w nim po koniuszki palców. Chciał złapać ją za nadgarstki i ściskać z całej siły, aż zrobią się czerwone i odrętwiałe, aż nie będzie miała wyjścia i obieca go kochać do końca życia, chciał złapać ją za nogi i przepraszać w nieskończoność.
– Jedziesz po Kubę? Zrobię obiad – powiedział tylko i zacisnął szczęki z nadzieją, że już żadne nadprogramowe słowo nie wypadnie z jego ust.
– W porządku.
Wstała i wyszła. Nic się nie stało. On tylko szukał pracy. Nic się nie stało. A jednak, jakby coś się skończyło.
***
kohana bapciu
krulowa sama wsiadła na konia i pojehała do drugego krulestfa szukać pszygut
przyjeć ja tesknie
Kuba
***
Kiedy rano wstawała i wchodziła do kuchni, wszystko było na swoim miejscu. Kolorowe kubki stały na białej półce, lodówka cicho buczała, kawa z ekspresu pachniała tak jak zawsze. A jednak w mieszkaniu pojawiła się aura nietrwałości, jakby ich życie za chwilę miało się rozpaść albo zamienić w coś innego.
Cisza, która rozsiadła się w ich samochodzie tamtego dnia, towarzyszyła im nadal, nieustępliwa i coraz bardziej przytłaczająca. Postanowiła od niej uciec. Sama znajdzie pracę. Życie wróci na właściwe tory, jak wykolejony pociąg, podniesiony niewidzialną ręką, uratowany, puszczony dalej. I będzie miała pretekst, by spotykać się z Krzyśkiem. Boże, jak za nim tęskniła, aż ściskało ją w żołądku. A Paweł zajmie się tym, czym ona zajmowała się do tej pory: domem i dzieckiem.
To najlepsze rozwiązanie.
Przynajmniej na razie.
Trudno się żyło z niepokojem, który coraz bardziej rozrastał się w jej duszy. Musi sobie kupić coś łagodnego na uspokojenie. Najlepiej jakieś zioła.
***
kohana bapciu
krulowa znika wraca zawse puzno kubodon weźnie rumaka i wyruszy na nim do drugego krulestfa
kiedy cie zobacze
Kuba
***
Marta znalazła pracę. Paweł patrzył, jak pierwszego dnia zakłada garsonkę, kupioną specjalnie na tę okazję. Przezroczysta halka, granatowa spódnica, biała bluzka, spod której prześwitywał stanik. Nie dla jego wzroku. Dla jakichś innych ludzi. Obróciła się ku niemu i postarał się uśmiechnąć.
– Powodzenia – powiedziały jego usta i pogratulował sobie w duchu.
On też sobie coś znajdzie, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie musi. Czasami miał wrażenie, jakby ktoś go wtrącił do piwnicy, z której sam nie potrafił się wydostać. Na sercu zaciskała się obręcz. Nie czuł się zbyt dobrze. Starał się koncentrować na zwyczajnych zajęciach: zrobić synowi śniadanie, zabrać go na spacer, wymyślić obiad i zrobić zakupy. Coś jednak było nie tak.
Tydzień później postanowił zabrać dziecko wcześniej z przedszkola i pójść na lody w centrum. Obręcz zacisnęła się nieco mocniej, może wystarczy udawać, że jej nie ma i wszystko się wreszcie ułoży.
Szedł z synem ulicą i lizali lody, kiedy zobaczył żonę za szybą jakiejś kawiarni. Naprzeciwko niej siedział mężczyzna. Trzymał ją za rękę. Powiedział coś na ucho. Zaśmiała się. Pogłaskała go po policzku. Paweł stał i patrzył, ludzie popychali go, przechodząc, ale on stał i patrzył. Marta się śmiała. Nie pamiętał, żeby przy nim śmiała się w ten sposób. Żeby tak patrzyła. Jej dłoń powędrowała do włosów faceta. Może jego żona nie była chłodna. Może tylko Pawłowi się tak wydawało.
Poczuł szarpnięcie i spojrzał w dół.
– Tato!
– Słucham?
– Pytałem, kto tam siedzi z mamą!
Milczał. Wreszcie wydusił:
– Nie wiem.
– Idziemy do niej? Chodź. Zapytamy.
– Nie.
Chwycił syna mocniej i pociągnął go ze sobą.
– Ale tatoooo!
– Powiedziałem NIE.
Płakał. Rzewnymi łzami. Niepowstrzymanie. Dziecko podbiegające co chwila przy jego boku było wystarczającym powodem, by przestał, gdyby tylko potrafił.
***
kohana bapciu
inne krulestfa som złe dowutca ozyska siłe bendzie potenżny i da nauczke wszyskim wrogom
hce żebyś do mnie pszyszła
Kuba
***
Chciał jej powiedzieć. Tego samego wieczoru, kiedy przyszła i zobaczył jej zarumienioną twarz. Obracał w sobie słowa, oglądał je z każdej strony, wszystkie były kanciaste, słabe, nieodpowiednie, nieobliczalne.
Nie powiedział. Wściekł się za to, że wracając, nie kupiła mu piwa.
– Nie prosiłeś mnie o to… Robiłeś przecież zakupy – próbowała się bronić.
– Cały dzień zajmuję się tym pierdolonym domem, siedzę z dzieckiem i takim trzeba być, kurwa, geniuszem, żeby wpaść na to, że będę miał ochotę napić się wieczorem piwa?
Kłócili się teraz codziennie. On zaczynał, ona milczała, więc on się rozkręcał, aż pękała i też zaczynała krzyczeć i wrzeszczeli czasami wiele godzin, aż do nocy. Kilka razy ktoś walił do drzwi, zapewne sąsiedzi, ale żadne z nich nie otworzyło. W tym byli wyjątkowo zgodni.
Marta budziła się roztrzęsiona, przerażona tą nową agresją męża skierowaną na siebie.
Paweł czuł się głęboko nieszczęśliwy, tylko dzikie wrzaski przynosiły chwilową ulgę. Nie potrafił dźwigać tajemnicy w ciszy.
Cisza w domu trwała, pozornie tylko porzucona, w rzeczywistości nadal obecna, nadal zapowiadająca wydarzenia, których nie mogli już uniknąć.
***
kohana bapciu
kubodon bardzo sie bał asz pewngo dnia krulestfo upadło znikło nastał spokuj i cisza
bapciu gdzie jesteś
Kuba
***
Po głowie krążyły mu setki powodów, dla których siedziała tam, z tym facetem, taka szczęśliwa i piękna, a im dłużej szukał, tym bardziej realne stawały się wyobrażenia: odnaleziony po latach brat, szef, przed którym musiała udawać, przyjaciel z dzieciństwa, z przedszkola może albo z podstawówki, kochanek, zdejmuje przed nim swoją haleczkę i przezroczystą bluzkę, jego dłoń na jej piersi, jej dłoń na jego pośladku, języki i jęki… Stop. Nie. Musi się zatrzymać, musi wrócić do szefa, przed którym ona udaje, a potem ze wstrętem myje twarz w biurowej umywalce… on wchodzi, sadza ją na tej umywalce, zdziera jej majtki… STOP.
Musi sprawdzić.
– Kochanie, kumpel zaprasza mnie do Warszawy. Wiem, że masz pracę, zabiorę małego, wrócimy w piątek.
Spojrzała na jego rozgorączkowane oczy. Tak – niech wyjedzie, niech znajdzie się jak najdalej, a ona znowu będzie mogła oddychać w domu, zaprosi Krzyśka i zapyta go, czy jeśli się rozwiedzie, on zrobi to samo. Zaczęłaby na nowo. Tym razem tak, jak trzeba.
Widział, że udaje wahanie, oczywiście się zgodziła, kazała mu uważać na małego, bla, bla, bla. Spakował dziecko i siebie i już miał wychodzić, kiedy stanęła w przedpokoju.
– Jeszcze szczoteczki.
– Aha, rzeczywiście, zapomniałem. – Trzęsły mu się ręce, wrzucił szczoteczki do spakowanej bez ładu i składu torby. Czuł, że musi znaleźć się jak najszybciej poza zasięgiem jej wzroku.
– Kubuś. Idziemy.
Złapał syna za rękę i wyszli. Był zły na siebie, że tak mocno trzasnął drzwiami. Lepiej, żeby niczego nie podejrzewała.
Poszli do kina, a potem włóczyli się po mieście, mały był głodny, więc coś zjedli, a w umyśle Pawła wyświetlał się jego prywatny film: facet z kawiarni przychodzi do ich mieszkania, od progu rzuca się na jego żonę, ona ciągnie go do małżeńskiej sypialni…
– Wracamy do domu – zarządził. Zrobiło się już ciemno i nie musiał dłużej czekać.
– Mówiłeś, że jedziemy do Warszawy.
– Zmieniłem zdanie, nie tęsknisz za mamą? – Jeszcze chwila i uderzy to dziecko w głowę. Żeby się tylko zamknęło.
– Nie.
– Trudno. Wracamy do domu.
– Ała, ściskasz mi rękę, to boli. – Musiał nad sobą panować, nie wolno mu zwracać na siebie uwagi. Zaraz pojadą do domu, otworzy drzwi i będzie wiedział.
Cicho wchodzili po schodach. Dzieciak na szczęście już się nie odzywał, chyba zrozumiał, że to nie najlepszy czas na dyskusje. Paweł wyjął klucz, cicho przekręcił w zamku, weszli… I już wiedział.
Z kuchni dochodziły głosy i śmiechy. Kazał dziecku zostać przy drzwiach i ruszył cicho w ich kierunku. Ostrożnie zajrzał do kuchni.
Był z nią. Ten sam, co w kawiarni. Stała całkiem nago i kroiła kurczaka. Facet też był nagi, miał na sobie tylko jej fartuszek. Całował ją w szyję, a ona udawała, że się opędza.
– To w końcu jesteś głodny, czy nie?
Nagle jednak podniosła głowę i krzyknęła na widok białej jak duch twarzy swojego męża stojącego w progu kuchni.
Przerażenie na jej twarzy, zdziwienie na twarzy faceta, natrętny zapach pieczonego kurczaka, kieliszki z winem na stole, Chris de Burgh śpiewający "Lady in Red"…
Paweł rzucił się ku niej, wyrwał jej nóż z dłoni i z całej siły wbił go w ciało śmiesznie zaskoczonego kochanka. Raz, i jeszcze, i jeszcze raz. Facet osunął się na podłogę, nóż stał się śliski od krwi, lecz Paweł uderzał dalej, od wycia za plecami przechodził go dreszcz, więc odwrócił się i dźgnął zawodzącą jak zwierzę kobietę. Również ona poddała się niespodziewanie łatwo, lecz uderzał dalej, bez opamiętania, bez świadomości, co właściwie robi i dlaczego.
Dopiero po chwili odwrócił się i zobaczył dziecko, które stało w progu całkowicie bez ruchu i patrzyło.
***
– O Boże, o Boże, to było potworne, to wycie… jak wilki jakieś, nie wiem…
– Usłyszała pani wycie i poszła do sąsiadów?
– Nie chciałam! Bałam się. Tego wycia i krzyków, o Boże, żeby pan to słyszał… ale tam mieszka dziecko! Więc musiałam iść, musiałam sprawdzić…
– I co pani zobaczyła?
– Oni leżeli dwoje, a ten… przytulał Kubusia. Ściskał go. Cały we krwi i Kubuś też we krwi, wszędzie ta krew.
– Mężczyzna coś mówił?
– Sąsiad nie. A Kubuś spojrzał na mnie… Takiego spojrzenia ja jeszcze nie widziałam… Ani u dziecka, ani w ogóle. Jakby nie było w nim nic. Puste całkiem, jakby lalka patrzyła.
– I co pani zrobiła?
– Nic. Nie wiedziałam, co zrobić… nic nie zrobiłam. Uciekłam i zadzwoniłam do was. Przepraszam, wiem, że ja tak nieskładnie, ale… ja bardzo przepraszam.
– Niech pani płacze, spokojnie. Czy dziecko ma jakichś krewnych, ktoś je odwiedza?
– Miał babcię… Przychodziła tutaj często… Ale umarła kilka miesięcy temu…
– Jacyś wujkowie? Ciotki?
– Nie, nikogo nie mieli. Chyba. Tak mi się wydaje. Co będzie z małym?
– Na razie pogotowie opiekuńcze. A potem – zobaczymy.
– To taki kochany chłopczyk, taki wrażliwy… Zawsze dzień dobry mi mówił, jak się mijaliśmy. I wyobraźnię ma, słyszałam, jak tej babci historyjki opowiadał, szedł i mówił, i mówił… Ostatnio był cichutki... Rodzice zajęci zawsze, wie pan, jak to jest... Biedactwo.
– Co zrobić. Dziękuję. Jest pani na razie wolna.
***
kohana bapciu
zabiesz mie
zabiesz do siebie
pomusz
Kuba
Komentarze (64)
Świetnie napisane aczkolwiek za bardzo to boli szczególnie, że byłam tam i widziałam. Nie daję ocen, ale tu zrobię wyjątek.
Pozdrawiam.
Że już być przestała sobą
I poczułem żal do losu
Że jest miłość, ta prawdziwa
Żal niemądry, że w ten sposób
Nigdy na mnie nie patrzyłaś (...)
Cieszę się, że opowiadanie Ci się podobało!
Co do Brela to nie "sięgnęłam" do niego, ale istotnie widzę podobieństwa. Może mam coś z Brela w sobie ;)))
Pozdrawiam!
Cieszę się, że zrobił wrażenie. Dzięki za 5 :)
Twój najlepszy tekst. I to nie ledwie, ledwie, tylko naj-najlepszy.
Wrażenia jutro (późniejszym dziś)
Ten tekst swoją moc zawdzięcza listom dzieciaka. Choć ja dałbym mu o wiele więcej do powiedzenia, ale niedopowiedzianego, jeśli wiesz, o czym mówię.
Ale mam nieodparte wrażenie, że już gdzieś ten tekst czytałem, a przynajmniej pomysł z bezrobociem i zatrudnieniem żony... Może sobie przypomnę.
Błędy:
Podniosła wzrok, patrzyła, jak jej mąż odwraca się do niej z nagle obcą twarzą:
z nagle obcą twarzą - to mi nie brzmi. Może: ... a twarz mu sie zmieniła. Czy coś.
I mimo, że trwał już kilka dni,
mimo że - bez przecinka
Cisza, która rozsiadła się w ich samochodzie tamtego dnia, towarzyszyła im nadal, nieustępliwa i coraz bardziej przetłaczająca.
literówka, chyba.
Obróciła się ku niemu i postarał się uśmiechnąć.
Ktoś mi powiedział, aby starać się w jednym zdaniu pisać tylko o jednym podmiocie. Tu rozdzieliłbym to na dwa zdania.
Żeby w tej sposób patrzyła.
literówka
Tego samego wieczora, jak przyszła i zobaczył jej zarumienioną twarz.
Wieczora? Ja napisałbym: wieczoru.
Pozdrawiam.
Dzięki za "cholernie dobry" - to cholernie miłe:) Pozdrawiam!
Wygrałaś internety. Gratuluję.
"Spojrzała na jego rozgorączkowane oczy. Tak – niech wyjedzie, niech znajdzie się jak najdalej, a Marta znowu będzie mogła oddychać w domu..." Tutaj mi tylko coś chrupnęło. Chodzi o "Marta".
Co do fabuły. Samo życie.
Nie spodziewałem się mordu. Ale też scena spowodowała konsternację. Jakoś nie podszedł mi ten sposób załatwienia sprawy.
Niemniej każda ocena odbioru jest subiektywna.
W każdym razie gratuluję świetnego tekstu i proszę nie potępiaj zazdrości, którą tekst, oczywiście, wzbudził.
Co do zakończenia - wymusił je niejako gatunek, myślę jednak, że takie rzeczy się zdarzają w tzw prawdziwym życiu.
Pozdrawiam:)
Więc pisownia, jak najbardziej uzasadniona.
I wiesz co, ucieszyłam się, że "Brzydki" Cię bardziej przekonał, bo sama go lubię, a nie był zbyt popularny - więc przynajmniej będę pamiętała, że Jolka go lubi:)
Dzięki za opinię i dobre słowo!
Gdyby bapcia żyła, to jej serce też by pękło.
Największą wątpliwością, dla mnie, jest ostatni wpis chłopca: nie hce pamiętać.
Nie wiem, czy tak małe dzieci wiedzą, co to jest pamięć.
Użyłabym chyba: nie hce widzieć, bo nawet po zamknięciu oczu obraz tego, co się widziało pozostaje głowie.
Bardzo mocne.
Z zakończeniem masz rację.
Dziękuję.
Pozdrawiam serdecznie:)
„Obracał w sobie słowa, oglądał je ze wszystkich stron, wszystkie były kanciaste, słabe, nieodpowiednie, nieobliczalne”
Jest dużo dobrych momentów, takich prawdziwych, np. ten:
„On zaczynał, ona milczała, więc on się rozkręcał, aż pękała i też zaczynała krzyczeć i wrzeszczeli czasami wiele godzin, aż do nocy. Kilka razy ktoś walił do drzwi, zapewne sąsiedzi, ale żadne z nich nie otworzyło. W tym nagle byli wyjątkowo zgodni”
Babcia nie żyje, prawda?
Kurde, suka z niej, mogła go najpierw zostawić, powinna go najpierw zostawić, choć to pewnie tez skomplikowane, kurde, trudne tematy, popieprzone, jak życie.
„Paweł rzucił się ku niej, wyrwał nóż z dłoni i z całej siły wbił w ciało śmiesznie zaskoczonego kochanka” – o kurde, zaskoczonam
„– Sąsiad nie. A Kubuś spojrzał na mnie… takiego spojrzenia ja jeszcze nie widziałam… Ani u dziecka, ani w ogóle. Jakby nie było w nim nic. Puste całkiem, jakby lalka patrzyła” – i to
„– Miał babcię… Przychodziła tutaj często… Ale umarła kilka miesięcy temu…” – tak przypuszczałam, świetnie skonstruowane
Szkoda chłopca :(
Ostatnie wersy są rozpierdalające.
Nie mam pytań, Jesień. Co za sztosy ostatnio czytam. Prześwietny tekst. Brawo!
"Poprosił, by go odebrać, więc wzięła syna, podjechali razem pod biurowiec i teraz " - no mi tu siedzialo by to "i". Oczywiście to moja estetyka. Bo tak naładowane w tym zdaniu wiele na raz.
Fajny początek. Sytuacja, którą każdy zna, podróż w kiepskich nastrojach, milcząca i napięta.
Czytając czuję napięcie, jak się domyślam, matki. WIdzę, ile kosztuje ją zachowanie cierpliwości. Pod tym jednym piwem kryje się coś, czego autor na razie nie zdradza, a do czego dostęp ma prowadząca. W końcu zna swojego męża jak nikt. Fajnie!
"odwraca się do niej z nagle obcą twarzą:" - ten zrozumie to porównanie do 'obcej twarzy', co kiedyś widział ją u bliskiej osoby na żywo. Wspaniale wyciągnęłaś to nieprzyjemne skojarzenie.
"Z trudem znosiła całodniową obecność w pokoju obok." - zaszczuta własnym mężem. Smutne, prawdziwe, zbyt częste w naszej rzeczywistości.
"Nie sądził, że utrata pracy tak bardzo nim wstrząśnie." - od tego fragmentu jakby dziwnie mi było znów zacząć. Ten przerywnik listu Kuby rozumiem, że być może pisany jest całkowicie w trakcie, ale jakby dwa kawały tekstu obok niego mi pasowałyby zlepione razem, zachowałyby większą płynność. To moje widzimisie takie, rzecz jasna :-P
Jesieni - kurczę. Co za przejmująca opowieść... Ale od początku.
Zauważyłam, że nie masz tendencji do 'ukwiecania' swojego języka, nie wplątujesz tam jakichś wyszukanych matefor, ale ten minimalizm bardzo działa, bo doskonale odzwierciedla działanie naszych, ludzkich umysłów, ktore zwykle nie określają czegoś wewnętrznie w taki sposób. Więc tak jak ogólnie lubię się zastanowić nad jakimś porównaniem lub metaforą, tak tutaj ich raczej brak przemawiał bardzo na tak, uwiarygodnił tekst. Kwiatków językowych brak, przecinki super, no od strony technicznej naprawdę fajnie. Listy Kuby również. Mały chlopiec, sadzi byki jak nic, ale swoje imię umie napisać poprawnie.
To, co mnie najbardziej chwyciło za serce, to naturalność tych zdarzeń (zaraz o tym jeszcze powiem) i to, jak wspaniale uchwyciłaś rosnące, ludzkie emocje w stadium rozwoju, od drobnego niepowodzenia, przez depresję, aż wreszcie całkowitą rezygnację i ucieczkę we wszystkie możliwe kąty. Świetne studium charakteru, mimo, iż ten temat pojawia się bardzo często w literaturze, u Ciebie czytałam z prawdziwą ciekawością i ani trochę nie miałam ochoty przewijać niczego do przodu.
Co natomiast mi osobiście nie pasuje, to motyw morderstwa. Rozumiem, że tutaj naprawdę działy się złe rzeczy w tej rodzinie i że nerwy gdzieś tam napięte zostały do granic możliwości, niemniej no jakoś od razu poczułam czytając, że to odstaje od tej cudnej reszty, którą tak pieczołowicie i drobiazgowo składałaś. Nie odebrałam głównego bohatera jako takiego człowieka, nic na to zupełnie nie wskazywało. Wiem, że to mogło być w afekcie, lecz, tak jak mówię, od razu poczułam, że to posunięcie poszło jakoś, no nie wiem, ciut obok tekstu.
Naprawdę świetnie spisana historia. Logicznie i konsekwentnie rozgryzane charaktery (no poza tym, co tam wspomniałam), rosnące emocje, których nic nie może już powstrzymać. Ci ludzie wzajemnie doprowadzili się do ruiny nawet o tym nie wiedząc. Dzialałi zupełnie przeciwko sobie, choć nie otwarcie i mam wrażenie, że nie łączyło ich już nic dobrego.
Smutne, prawdziwe, szczere i takie od serca. Uwielbiam Twoje teksty.
Pozdrawiam,
Kawa.
Odniosę się do tego, co wzbudziło Twoje największe wątpliwości: do zakończenia. Zresztą już Mane wyżej pisał, że mu nie pasuje.
Ok, po pierwsze może macie rację, nie wiem tego, pewnie za kilka tygodni lepiej będę to widziała, bo opowiadanie jest jeszcze świeże, jak chleb wyjęty z pieca, a wiadomo, że taki się trudniej kroi ;)
Ale przyszła mi do głowy taka myśl, że może dlatego zakończenie Ci nie pasuje, że tekst jest taki życiowy? A w życiu, takim, jakie znamy, jakie rozgrywa się blisko, morderstwa się jednak nie zdarzają. Czytamy o nich w wiadomościach ze świadomością, że naszego świata to nie dotyczą... Jak myślisz?
Druga sprawa - starałam się jednak podprowadzać, tworząc bohatera nie - z gruntu złego, ale słabego i impulsywnego. Takiego, który najpierw coś powie/zrobi, a dopiero potem pomyśli. Bohatera, który ma jakąś tam tendencję do przemocy (widać to w relacji z synem). Może czegoś jednak w nim zabrakło.
I ostatnia sprawa, ten tekst ma jednak elementy nieracjonalne, magiczne (w końcu to listy Kuby wywołują to, co się dzieje), może to też jest jakieś usprawiedliwienie?
Może jednak macie rację i bardziej prawdopodobne wydarzenie na koniec uwiarygodniłoby całe opowiadanie. Choć oczywiście, chciałabym wierzyć, że jednak ułożyłam to wszystko w miarę sensownie:)
Pozdrawiam z wdzięcznością!
I tak, to prawda powiem Ci, był agresywny w stosunku do dziecka, ale właściwie głównie w swojej głowie . To smutne, ale idąc po ulicy w swoim mieście widuję, niestety!, mocne przejawy agresji i zaniedbania wobec dzieci, a ten tutaj pan zdołał pohamować właściwie większość agresywnych odruchów wobec niego. Myślę, że to mnie tak zmyliło.
I po trzecie - tak. Jeżeli patrzymy na to w ten sposób, to jak najbardziej. Wtedy jest to w 100% "usprawiedliwione" :-)
Proszę uprzejmie!
na strzępy.
Pozdrawiam.
chyba najlepsze Twoje. widać u Ciebie oczytanie, biegłość w tych podstawach, z którymi wielu z nas tutaj ma problem. czyli w kleceniu zdań. nie stosujesz protez typu piętrowe metafory, senne zawijasy słowne, mowy trawy nie używasz. nie watujesz, nie wypychasz tesktu pustosłowiem. czyli wszystko to co sobie cenię i czego mi tu czasem brakuje. obstawiam , że wygrasz tę (tą? - nigdy nie wiem jak się to pisze) edycję TW. wątpię, aby ktos lepszy tekst zapodał.
fajnie, że wreszcie ktoś coś, a nie tylko gównoburze w piaskownicy.
GRATULEJSZYN!!!!!!
Sorry za taki offtop, ale jakoś tak.
No :D
No i na sto procent nie wygram, bo przecież jestem w zespole. Ale nic to, bo zgodzę się z Jolką, że poziom jest zacny i będzie z czego wybierać.
Pozdrawiam Cięęę :)
PS. Jolka, ale mi komplemencior zapodałaś przy okazji!
„śmiesznie zaskoczonego kochanka. " — tak subiektywnie nie wiem czy "śmiesznie" jest właściwym słowem, ale oglądu z jego strony nie znamy, więc tylko tak mówię.
Hmm te zabójstwo jakbyś przedstawiła z jego strony, co się dzieje w jego umyśle, być może nie wywołałaby takiego zaskoczenia w sensie lekko negatywnym w stylu "ale, że co?". A ona zamiast tylko wycia, rozumiem że szok itd, mogłaby próbować go powstrzymać, wtedy wywiązała by się szamotanina, wskutek której też by zginęła. To tak tylko wiesz przez mój pryzmat. A tragedia do której doszło krok po kroku bardzo dobrze przedstawiona. I oczywiście najbardziej żal dziecka. Snobizm bohaterów doprowadził do ich śmierci. Pozdrawiam serdecznie!
Aaa i jeśli chodzi o zaskoczenie zakończeniem. Być może to jest fragment, nad którym powinnam się jeszcze zastanowić. W sumie wiesz, to jest przedstawione z jego punktu widzenia, tylko że on nie bardzo kontaktuje. Reakcja kobiety - dałaś mi do myślenia, dziękuję.
Śmiesznie zaskoczony kochanek jednak zostaje:)
Pozdrowienia!
Zbieram szczękę z ziemi.
Pozdrawiam
Pozdrawiam też:)
Nawet z łagodniejszym zakończeniem byłby tak samo prawdziwy i tak samo smutny. Dziecko zawsze cierpi najbardziej.
Też idę zbierać szczękę z ziemi.
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – dziś o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Miałem wrażenie – nie wiem czy słuszne – że to Dziecko opisywało, na swój sposób, to co widziało wokół... ale może się mylę.
Tak czy siak, naprawdę dobry dekst. Pozdrawiam→5
Dziecko opisywało... ale też wywoływało wydarzenia przez swoje listy.
Pozdrawiam!
Postać: Zaginiona kobieta w czerwieni
Zdarzenie: Czerwony Kapturek: True Story
Gatunek (do wyboru): Western lub Romans/erotyk lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
Czas na pisanie: 4 sierpnia (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Ok, skoro mówisz, że może o ten tekst chodziło no to przeczytałam. A więc w całym opowiadaniu czuć taki.. niepokój. Początek jeszcze w miarę normalny ale później te listy, jejku. To co pisze w nich ten chłopiec, naprawdę straszne (!) W ogóle postać dziecka, smutna, tragiczna. Oni źle go traktowali, nie powinni byli w ten sposób! Najbardziej byłam zaskoczona ta sceną w kuchni. Nie spodziewałam się, że on tak po prostu wejdzie i zadźga ich nożem. No i ta końcówka, ten list… to straszne. Naprawdę Jesień świetny tekst! Chociaż.. chyba bardziej podobał mi się "Szczeniak" :)
A teraz co do tego podobieństwa. Musiałam przeczytać trzy razy aby w końcu coś dostrzec. Ale no faktycznie coś jest. Wiek dziecka, wspomniane przedszkole, morderstwo, samochód z początku tekstu, o to Ci chodziło, z tym błyśnięcie? :) Ach wiem, że się czepiam, jestem chyba przewrażliwiona jakaś czy coś ale no próbuję zrozumieć. Aj dobra już… zostawiam gwiazdy i idę męczyć sobą gdzieś indziej.
Pozdrawiam! :)
Co do Szczeniaka, to jeśli ktoś chciałby mnie szukać w moich opowiadaniach (co za głupi pomysł;) to w Szczeniaku znalazłby najwięcej... Więc... miło mi:)
Dziękuję i pozdrawiam:)
Pozdrawiam
Genialny tekst, z przyjemnością przeczytałam.
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania