TW 4 Po deszczu rodzą się szkarłatne muchomory cz 2
Ciepłych dni ubywało, uciekały zbyt szybko, zbyt daleko. Słońce coraz słabsze, bledsze, w końcu zgasło. Wraz z pierwszym płatkiem śniegu, świat okrył się mrokiem. Motylice i inne mniejsze stworzenia zamrożone chłodem, padały martwe. Ludzie zamykali się na życie, pozostając w ukryciu, przy tlącej się po cichu świeczce. Nastał czas zimy, okrutnej damy, pozbawionej współczucia piranii, która pożerała resztki dobroci z tego świata.
Ojciec Ambrozji chorował. Od trzech tygodni leżał z rozgrzanym czołem bez szans na wyzdrowienie. To dreszczyca błękitna. Ciężka choroba, która odznaczała się dużymi niebieskimi wybroczynami na całym ciele. Człowiek cierpiał okrutne męki. Ból chwytał każdą cząstkę ciała, gotował krew w żyłach. Nie wiadomo było skąd się bierze i jak szybko rozprzestrzenia w organizmie. Nikt nie wiedział jak ją leczyć, jak zwalczyć. Podczas zimowych nocy dreszczyca błękitna zbierała krwawe żniwo.
— Podobno pomóc mają kwiaty, które rosną w lesie. Pójdę, po nie — ze łzami w oczach szepnęła do ucha, nieprzytomnemu ojcu.
Dziewczyna nie wierzyła w cudowne działanie irysów modrych. To plotka wymyślona tylko po to, aby ulżyć w cierpieniu żywym nieboszczykom. Tak nazywano tych, którzy zostali naznaczeni błękitnym rumieniem. Wyszła z chatki, nie mogła znieść bólu ojca. Wbiegła do lasu, aby chociaż na chwilę uciec od okrutnej prawdy, która miażdżyła jej serce. Wtedy znów usłyszała szelest, w oddali, w zaroślach. Podeszła bliżej, rozejrzała się dookoła.
Teńczorożec stał przy rózżmalinowym krzaku. Pysk miał ubrudzony czerwoną mazią. Zajęty pożeraniem owoców, nie zwrócił uwagi na obserwującą go dziewczynę. Widać od wielu dni głodował. Błąkał się po lesie, szukając pożywienia. Albo uciekał przed innymi wygłodzonymi stworzeniami. Ciklody to potężne niedźwiedzie, które łatwo przystosowały się do panującej zimy. Do perfekcji opanowały sztukę rozszarpywania, tych słabszych, wrażliwych na zimno gardeł.
Nie tylko zwierzęta walczyły o przetrwanie. Ludzie w pogoni za ostatnim okruszkiem chleba, potrafili robić okrutne rzeczy. Głód budził skrywane w najczarniejszej otchłani demony. Przekopywał skutą lodem ziemię z nadzieją, że pod jej warstwą znajdzie kawałek mięsa.
Ambrozja wpatrywała się w zwierzę. W bezruchu, w zupełnej ciszy. Przeszyta lodowatym oddechem zastygła, upodabniając się do panującej pustki. Po jej rumianym policzku spływały kolejne łzy, topiły śnieg pod stopami.
Teńczorożec zbliżył się do dziewczyny. Podszedł na tyle blisko, aby Ambrozja znów mogła poczuć błogie ciepło.
— Nie daj się zwieść oszukanym pięknem tych krwiożerczych bestii — tak mówił ojciec. Ostrzegał mnie przed tobą — zaczęła po cichu.
Zwierzę zrobiło jeszcze jeden krok w jej stronę. Jakby chciało się przytulić, tak jak ostatnio, szukało bliskości.
— To twoja wina, to wszystko twoja wina! Ta klątwa, choroba ojca. To wszystko ty!
Na te słowa teńczorożec oddalił się od Ambrozji.
— Jakim prawem mi go odbierasz. Jak śmiesz decydować o życiu niewinnego człowieka.
Dziewczyna poczuła jak z każdą kolejną chwilą jej ciało przepełnia szaleńcza furia. Jak każde spojrzenie teńczorożca rozdziera jej serce. Ból, jaki czuła był silniejszy niż wszystko, nawet niż ona sama.
Chwyciła za jedną z obłożonych lodem gałęzi. Teraz to ona zbliżyła się do teńczorożca. Nie zawahała się. Wbiła ostrze w jego pierś. Zwierzę poderwało się z ziemi, jakby chciało odlecieć, uciec. Wydało głośny ryk. I padło martwe, na usłaną śniegiem ziemię.
Gęsta krew sączyła się z rany. Jej kolor przypominał wiosenne, poranne niebo.
Komentarze (20)
Wrzuciłaś tekst w nocy, myślę, że przyda się go jeszcze przeczytać w świetle dnia:) bo sporo jest literówek, niepowstawianych przecinków itp. Zmieniłabym też nazwę chorujących, bo "konający nieboszczyk" to w sumie nawet nie jest porządny oksymoron, brzmi jak niezamierzona niezręczność.
I czy gałąź, nawet obłożona lodem, wystarczyłaby, żeby dziewczynka mogła zabić tę istotę? Trzeba by to chyba jakoś usprawiedliwić...
To tyle uwag. Przydadzą Ci się, albo nie, a ja powiem jeszcze tylko, że ładnie to napisałaś, wzbudzasz ciekawość i czekam na dalsze losy Ambrozji i jej taty:)
Zakończę to w tym miejscu. Taki był od początku zamysł dwie części, i koniec bajki. Przyznam, że z żadnej jakoś szczególnie dumna nie jestem. Tą akurat cześć pisałam nieco inaczej. Trochę se eksperymentowałam. Jest wiele niewiadomych bo postanowiłam, że nie będę tutaj wszystkiego pisała w prost. To jest wkońcu baśni, więc niech się człowiek zastanawia co by było gdyby.
Pozatym to bardzo bardzo Ci dziękuję za komentarz i cenne uwagi. Miło, że wpadłaś i do drugiej części, zawsze bardzo cieszę się na Twoje wizyty. Ślę pozdrowionka :)
"Teńczorożce stał przy rózżmalinowym krzaku." - Teńczorożec
"Błąkał się po lesie szukając pożywienia." - Błąkał się po lesie (,) szukając pożywienia. - chyba
"Nie tylko zwierzęta walczył o przetrwanie." - walczyły
Choroba przypomina mi komiks Thorgala - Błękitna zaraza. Bardzo fajna kreacja bajkowego świata. Napisane ładnie, ale kilku błędów można było uniknąć.
5-
Pozrdawiam :)
Pozdrówki
Również pozdrox :)
Pozdrawiam 5
Lubiłam teńczorożca...
Poza tym podtrzymuję moje zdanie spod poprzedniej części.
To wyłapałem. Obadaj po swojemu.
Ludzie zamykali się na życie - ?
Nastał czas zimy, okrutnej damy o współczuciu piranii, która pożerała... tak ja bym napisał.
Pozdrawiam→* * * * *
Baśniowo, kolorowo, koniec krwisty, morderczy, choc utrzymany w baśniowej konwencji
lekko i płynnie się czytało :)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania