Uratuj smoka 1
Uratuj smoka
Rozdział 1 Tajemnicza szafa - część pierwsza
Pewna rodzina wybierała się swym samochodem na wycieczkę,
przemierzając drogę szybkiego ruchu.
– Za czterdzieści minut będziemy u babci. Czy któreś z was
nie chce skorzystać z ubikacji?
– Nie, mamusiu – odpowiedział Piotruś.
– A ty, Paulina? Paulina, Paulina!
– Co?! – odpowiedziała, wyciągając słuchawki z uszu.
– Pytam się, czy nie chcesz skorzystać z ubikacji.
– Nie – burknęła.
– Naprawdę nie powinnaś tak często słuchać muzyki przez
słuchawki, zniszczysz sobie słuch.
– I będziesz głucha – powiedział Piotruś.
– Zamknij się!
– Mamo! Ona brzydko do mnie mówi!
– Jak ty się odzywasz do młodszego brata? – rzekł ojciec.
– Proszę go natychmiast przeprosić – dodała matka.
Paulina złapała oddech i…
– Sorry – rzekła niechętnie i obojętnie.
– Ile razy mam wam powtarzać, że jesteście rodzeństwem?
– powiedział tata.
Wtedy mama dodała:
– Paulina, jeżeli zamierzasz tak zachowywać się u babci, to…
– Dobra, dobra – wcięła się córka, nie pozwalając mamie dokończyć.
Po czym oparła się wygodnie o siedzenie, założyła
słuchawki, zamknęła oczy i oznajmiła: – Obudźcie mnie, jak
dojedziemy.
Paulina i jej rodzina dojechali na miejsce, do babci Zofi i
i dziadka Jerzego. Dziadkowie mieszkali na wsi, w białym
domu z werandą, po której wiły się pnącza winogron, zaś
dach był koloru czarnego. Dom był ogrodzony drewnianym
płotem o nienowoczesnym wyglądzie. W ogródku kwitło
mnóstwo róż, stokrotek, pelargonii, słoneczników i malw.
Oprócz pachnących kwiatów w ogrodzie znajdowało się wiele
drzew owocowych: jabłoni, wiśni i grusz. Nie brakowało też
drzew iglastych.
Za domem była stara wierzba płacząca, a tuż koło niej znajdował
się staw, zaś na jego powierzchni unosiły się lilie wodne.
Nieopodal stawu rosły krzewy agrestu, malin i czarnej porzeczki.
Obok domu znajdowała się grządka, na której rosły
warzywa. Od furtki do werandy prowadziła kręta kamienna
ścieżka. Naprzeciwko domu ciągnął się plac, a na jego końcu
stały wysoka drewniana stajnia, drewutnia i garaż na maszyny
rolnicze. Dziadkowie hodowali krowy, świnie, króliki, kury
i gęsi.
Na gości już czekała babcia. Stała uśmiechnięta na podwórku,
koło niej siedział Reks, energicznie merdając ogonem.
Dziadek tymczasem wychodził z domu.
– Babcia! – krzyknął Piotruś, biegnąc do niej.
– Witaj, kochanie – rzekła, po czym ucałowała wnuka.
Piotrek podbiegł do dziadka i mocno się przytulił.
– A kto tak urósł? – spytał dziadek.
– Witaj, babciu – powiedziała Paulina.
– Witaj, słońce, witaj – odpowiedziała babcia z ciepłym
uśmiechem na twarzy, po czym objęła czternastolatkę.
– Reks! – wrzasnął Piotr, od razu rozpoczynając z nim zabawę.
– Dzieciak – mruknęła Paulina pod nosem, podczas gdy rodzice
witali się z dziadkami.
Gdy już się przywitali, babcia Zofi a zaprosiła wszystkich do
środka. Goście zasiedli do stołu, obiad był już gotowy.
– Dlaczego nie jesz, Paulinko? – spytał dziadek.
– Nie jestem głodna – odparła.
– Ja zjadłem cały obiad – powiedział Piotruś.
– Siedź cicho, grzdylu. Twoja porcja była tak mała, że nawet
mysz by sobie przy tym nie pojadła.
– Mamusiu! Ona mi dokucza!
– Paulina, dałabyś spokój.
– Słuchajcie – dodała babcia – może pójdziecie na dwór się
pobawić?
Było gorące popołudnie, na niebie nie było ani jednej chmury.
Zofi a i Jerzy wraz z córką i jej mężem siedzieli przy drewnianym
stoliku, jedząc ciasto i pijąc kawę. Piotruś był wszędzie.
Gonił, skakał i bawił się z Reksem, Paulina natomiast
chodziła po całym terenie, szukając zasięgu. Po kilkunastu minutach
szukania przeszła z ogródka na plac, by znów szukać.
Piotruś poszedł za nią.
– Kury! – krzyknął i zaczął je gonić, a biedne kury nie wiedziały,
gdzie wskoczyć. Po całym placu unosiły się kurz i pióra.
– Ani nawet jednej kreseczki! Głupia wieś! Zero zasięgu,
zero atrakcji. Jedynie smród i mnóstwo kurzych kup.
ĆRAP!!!!!
Paulina spojrzała w dół i gdy zauważyła swojego uśwajdanego
buta, to wiedziała, co się stało. Kurza kupa – to się stało!
Niestety, na wsi trzeba patrzeć pod nogi.
– Głupia wieś! – wrzała.
I nagle pod jej nogi poturlała się piłka, a po sekundzie do
Pauliny podbiegł chłopiec z młodszą siostrą. Paulina schowała
telefon do kieszeni i podniosła piłkę.
– Przepraszam, podasz nam piłkę? – spytał chłopiec.
Paulina, nic nie mówiąc, podała mu ją.
– Przyjechaliście do pani Zofi i? – spytał chłopiec.
– No.
– My mieszkamy po sąsiedzku. A tak w ogóle to nazywam
się Marek.
Chłopiec wystawił rękę, chcąc się przywitać.
– Łał, po sąsiedzku – no i co z tego?
Marek zabrał rękę speszony.
– Gracie w piłkę? – spytał Piotruś.
– Tak – odpowiedziała dziewczynka.
– Chcecie zagrać? – zaproponował Marek.
– Nie i nie mamy zamiaru się z wiejskimi dzieciakami zadawać.
Chodź, Piotrek, idziemy.
– Ja zostaję. Chcę z nimi zagrać.
– Jak chcesz.
Po czym odwróciła się i zaczęła iść w kierunku domu, mówiąc:
– Zadawaj się z wieśniakami, to zdurniejesz, choć tobie już
niewiele brakuje.
Nadszedł wieczór. W pokoju gościnnym siedzieli dorośli,
rozmawiali, wspominali i śmiali się. Na górnym piętrze, w małym
pokoiku, spały dzieciaki.
– Piotrek, śpisz? – szepnęła Paulina.
Piotrek nie odpowiedział, spał smacznie. Paulina zrzuciła
z siebie kołdrę i ubrała buty. Następnie spięła swe brunatne włosy
w kucyk i poprawiła rozcapierzoną grzywkę. Spod poduszki
wyciągnęła latarkę i powolutku, na palcach, wyszła z pokoju.
Gdy zamknęła za sobą drzwi, Piotrek otworzył oczy. Na niższym
piętrze świeciło się światło, więc schody i większa część
korytarza były słabo oświetlone. Paulina szła cicho przez wąski
korytarz, trzymała się bliżej ściany. W pewnym momencie
ujrzała pięć drewnianych stopni, a na ich końcu drzwi, prowadzące
na strych. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się
w nie. Po chwili położyła prawą stopę na pierwszym stopniu,
drugim stopniu, trzecim, czwartym i piątym. Paulina była już
przy samych drzwiach, gdy powoli zaczęła wyciągać rękę do
przodu. Jej dłoń i klamkę dzieliła niewielka odległość. Już ją
prawie złapała, pociągnęła w dół i weszła na strych… Już czuła,
jak jej palce stykają się z zimną, metalową klamką, już
przyłożyła do klamki kciuk, już zaczęła delikatnie ciągnąć
w dół…
– Co robisz?
Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszam również na mojego bloga: opowiadaniaipasja.blogspot.com
Oraz na mój kanał na YouTube: https://youtu.be/hwunRyLOUiE
Komentarze (12)
Drobne uwagi:
"babci Zofi" - Zofii
"Gdy już się przywitali, babcia Zofi a zaprosiła wszystkich do środka." - zbędna spacja;
"Zofi a i Jerzy wraz z córką i jej mężem siedzieli przy drewnianym stoliku, jedząc ciasto i pijąc kawę." - jak wyżej;
"Przyjechaliście do pani Zofi i?" - jak wyżej.
Czy ten tekst został wydany?
Pozdrawiam i życzę weny. :)
Się wstrzymam.
Tekst z pewnością przypadnie dzieciakom, chociaż nikt nie powiedział, że tylko dzieci muszą to czytać. ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania