W mrok - część 1
Wzięła zamach i cięła uwalniając oddech.
Niewielki obłok pary wykwitły przed ustami znikł w mgnieniu oka, ciepły rozbryzg krwi na twarzy zmieszał się z potem. Mężczyzna w stali głucho jęknął, błysnął białkiem gałek, gdy źrenice uciekały w głąb czaszki i ciężko upadł w gęste, mięsiste błoto.
W odpowiedzi, w dali niebo zawarczało groźnie. W poszukiwaniu żeru z pobliskiego boru zerwała się chmara ogromnych, hałaśliwych stworzeń znacząc czernią szarość wieczornego nieba. Przed nią roztaczało się pole bezkształtnych, nieruchomych ciał.
Ten był ostatni, pomyślała. Koniec.
Przetarła ciężką ręką posokę wymieszaną z błotem z oczu i rozejrzała się po polanie. Odgłosy dobijania ustały. W blasku błyskawicy, na ułamek sekundy ujrzała wyraźnie swoich. Niczym istoty z obcego, mrocznego świata, powoli kierowali się w jej stronę. Chybotliwie na nogach, dysząc niczym wściekłe zwierzęta nieprzytomnym wzrokiem patrzyli po pozostałych. Nie musiała wydawać żadnych komend. Wiedzieli, co robić. Tym razem już bliżej rozległ się kolejny złowrogi grzmot.
Nikt nie może przeżyć - pomyślała - Ani jeden świadek. Nie zniosłaby ich ciężkiego wzroku. Nie zniosłaby, gdyby któryś z nich plunął jej w twarz słowem 'zdrajca'.
Gdy przedzierała się przez polanę usłaną truchłami - pociętymi, powyginanymi, z wytrzeszczonymi makabrycznie oczami - dostrzegła kawałek szmaty. Niegdyś biała, utraciła swą niewinność w kałuży, a mimo to nadal dostrzec można było wyraźnie wyszytego na niej złotego smoka. Patrzył na nią z gniewem, błękitnymi niczym niebo oczami, kolorem, którego nienawidziła ponad wszystko. Wyszarpnęła sztandar z zaciśniętej w pośmiertnym uścisku metalowej ręki, przyjrzała się mu przez chwilę - lekko odrętwiała starła nim krew z broni i rzuciła z powrotem w błoto.
Tam, gdzie jego miejsce, pomyślała i splunęła.
***
- Czego tu?! - krzyknął gniewnie zaspany głos zza potężnej, drewnianej bramy.
Ta noc miała być jak wszystkie inne. Dane miał już sprawione ciepłe wino w dzbanie, naszykowany kosz pełen węgla obok i grube futro na karku. W tle słychać było wycie wilków zagłuszane z lekka pobliskim pochrapywaniem Wici.
Było ich dwóch jak zawsze, ochotników do spokojnej warty w łagodną, zimową noc. Co przecież mogło się wydarzyć - Taacy w zimie nie zapuszczali się poza swoje tereny, wilki do ognia nie podchodziły, inne paskudztwa z borów w tereny ludzkie się nie zapuszczały.
- Przenocować nam trza - odpowiedział spokojnie jeden z przybyszów, podeszłszy najbliżej bramy - konie napoić.
W powietrzu wirowały drobinki śniegu unoszone lekko podmuchem wiatru. Na ich tle odznaczało się pięć wielkich wierzchowców bojowych, jeźdźcy okryci grubo futrami po czubki głów sprawiali wrażenie olbrzymów. Bardzo dobrze uzbrojonych olbrzymów. Konie kręciły się niecierpliwie, strzygły uszami i parskały głośno przystępując z nogi na nogę.
- Po zmroku brama zawarta! Świtu czekajta! - odwarknął strażnik wdając się szeptem w dyskusję z drugim, który się dopiero co zbudził.
- Ano zimno, panie - ugodowo odparł przybyły, z wahaniem, jakby nie przywykły do użycia głosu - tyłki nam do siodeł poprzymarzały.
Nastała cisza.
Nie doczekawszy się odpowiedzi kontynuował niższym tonem, który ledwo skrywał groźbę.
- Złoto mamy, uczciwie za obrok i kwatery zapłacimy. A i winem przednim poczęstujem, w podzięce - dodał przez zaciśnięte zęby - za dobroć - ostatnie słowo zabrzmiało jak szczeknięcie.
Wielka włochata głowa strażnika wyjrzała strachliwie zza palisady. Nieco dalej ręka Wici zamachnęła się rzucając pochodnią między jeźdźców, by choć trochę rozproszyć panujący mrok. Konie zakwiczały i rozstąpiły się lekko spłoszone. Dojrzeli najbliżej stojącego przybysza, który nie skrył pod futrem oczu na czas. Błysnęły jak u kota, odbijając blask ognia. Strażnicy odskoczyli, choć od obcych dzieliła ich wysokość ogrodzenia. Złapali mocniej za broń, popatrzyli po sobie, Wicia krzyknął gniewnym, rozdygotanym głosem:
- Nie wolno! Był rozkaz! Odstąpcie, bo bełtem poczęstuje!
Odpowiedziała mu cisza, którą przeciął cichy syk gasnącej pochodni.
Znów zapadła ciemność.
O brzasku, gdy Dane poszedł za pobliską chałupę za potrzebą, Wicia zabrał się do rozwierania wrót. Coś tłukło mu się z tyłu głowy, jakaś myśl ważna, ale nie mógł przypomnieć sobie co. Dziwny sen nawiedził go w nocy, widać Saszka psikusa mu zrobiła, ziół niezdrowych do winka dosypała. Złośliwa to była baba, bez dwóch zdań, ale ciepłu jej sadełka nie mógł się nikt oprzeć. Uśmiechnięty pod wąsem na wspomnienie tego ciepła Wicia odryglował wielkie wrota. Coś czarnego przykuło jego wzrok, kilka metrów od bramy. Podszedł bliżej i trącił butem leżący przedmiot, zdając sobie sprawę po chwili, że to opalony kawałek drewna. Pochodnia, pomyślał. Nagły strach złapał go za trzewia, wytrzeszczył oczy i począł się rozglądać. Zrozumienie jednak przyszło za późno.
Nim się obejrzał moc niczym metalowa ręka złapała go za gardło i szarpnęła w górę odbierając dech. Poleciał na ogrodzenie rzucony z impetem gruchocącym kości. Przed oczami mu pociemniało, jęknął. Z nosa poleciała krew. Odzyskał wzrok na ułamek sekundy, gdy poczuł jak skryta pod kapturem twarz zbliża się do jego ust. Nie mógł drgnąć, ni wydać z siebie głosu. Wszystko zmieniło się w krzyk, choć język uwiązł bez czucia w gardle. Czerwień przysłoniła świat. Pocałunek śmierci wysysał jego krew, rwał wnętrzności, łamał kości, trzymał niczym w imadle rozedrgane ciało. Trwało to sekundę, dla Wici całą wieczność.
Świadomość odeszła ostatnia - strażnik bez czucia obrócił się jeszcze, nie człowiek, lecz nie duch, by ujrzeć jak jego truchło rozsypuje się niczym pył na wietrze.
I nastała nicość.
- Wicia! - krzyknął Dane wyłażąc zza bramy, pod nosem przeklinając cicho - Gdzie ta cholera znowu polazła?
Rozejrzał się dokładnie w około, nic podejrzanego jednak nie dojrzał - gdzieś pod ogrodzeniem leżała garstka popiołu. Podszedł i lekko go nabrał w palce. Roztarł. Dziwne, pomyślał. Odniósł wrażenie, że był jeszcze ciepły. Chwilę zadumy przerwało donośnie burczenie w brzuchu. Dane po raz kolejny mlasnął z niesmakiem na głupotę Wici i zły jak sam diabeł poszedł śniadać.
- Mam nadzieję, ze Cie wilk w dupę ugryzł, ty psiajucho...- warknął pod nosem na odchodne wycierając niedbale rękę z popiołu w śnieg. W dali zawodził przeciągle wiatr.
Komentarze (25)
Wszyscy odchodzą w mrok
Ślepi od świateł
Na szarej glebie hajsy
Na czarnym niebie gwiazdy
Na białym śniegu krew z twarzy
To byłeś ty, a mógł być każdy
Wykrzywia mi twarz grymas
Gdy przechodzę, ty się zrywasz
Patrzę w tył, tam pożar
Patrzę w sny, walę prozac
Błysk, wali piorun
Spi*rdalać do schronu
Życie to plac boju
Przestań skamleć: Boże, pomóż!
Jutro ma kształt wojny
Wiem, póki jestem przytomny
Metal uderza o metal
Kokaina, potem seta
którą nieznośna Baba Szora↔zaprzestała. No jak tak można :))↔Pozdrawiam:)↔%
- Nie może być!? Na kocie? "
Tak mi się skojarzyło :)
W poszukiwaniu żeru z pobliskiego boru zerwała się chmara ogromnych, hałaśliwych stworzeń znacząc czernią szarość wieczornego nieba.
Narrator nie wie, jak się te stworzenia nazywają? Bohater może nie wiedzieć, ale narrator powinien.
Przesadzasz z przysłówkami, przez co część zdań ma groteskowe brzmienie:
W odpowiedzi, w dali niebo zawarczało groźnie.
To zdanie z powodu błędu jest niezrozumiałe:
Przetarła ciężką ręką posokę wymieszaną z błotem z oczu.
Popatrz, jak utrudniasz sobie życie:
- Czego tu?! - krzyknął gniewnie zaspany głos zza potężnej, drewnianej bramy.
Ta noc miała być jak wszystkie inne. Dane miał już sprawione ciepłe wino w dzbanie, naszykowany kosz pełen węgla obok i grube futro na karku. W tle słychać było wycie wilków zagłuszane z lekka pobliskim pochrapywaniem Wici.
Było ich dwóch jak zawsze, ochotników do spokojnej warty w łagodną, zimową noc. Co przecież mogło się wydarzyć - Taacy w zimie nie zapuszczali się poza swoje tereny, wilki do ognia nie podchodziły, inne paskudztwa z borów w tereny ludzkie się nie zapuszczały.
- Przenocować nam trza - odpowiedział spokojnie jeden z przybyszów, podeszł(w)szy najbliżej bramy - konie napoić.
W powietrzu wirowały drobinki śniegu unoszone lekko podmuchem wiatru. Na ich tle odznaczało się pięć wielkich wierzchowców bojowych, jeźdźcy okryci grubo futrami po czubki głów sprawiali wrażenie olbrzymów. Bardzo dobrze uzbrojonych olbrzymów. Konie kręciły się niecierpliwie, strzygły uszami i parskały głośno przystępując z nogi na nogę.
- Po zmroku brama zawarta! Świtu czekajta! - odwarknął strażnik wdając się szeptem w dyskusję z drugim, który się dopiero co zbudził.
- Ano zimno, panie - ugodowo odparł przybyły, z wahaniem, jakby nie przywykły do użycia głosu - tyłki nam do siodeł poprzymarzały.
Nastała cisza.
Nie doczekawszy się odpowiedzi kontynuował niższym tonem, który ledwo skrywał groźbę.
- Złoto mamy, uczciwie za obrok i kwatery zapłacimy. A i winem przednim poczęstujem, w podzięce - dodał przez zaciśnięte zęby - za dobroć - ostatnie słowo zabrzmiało jak szczeknięcie.
Przede wszystkim brakuje tu płynności, zamiast tego mamy pomieszanie z poplątaniem, jakby narrator nie bardzo wiedział, co chce pokazać. Trochę tu, trochę tam, trochę powtórzeń informacji, kilka niespójności np. wilki do ognia nie podchodziły (zważywszy, że siedzą za zamkniętą bramą, to wilki i bez ognia mogą im naskoczyć), albo prośba, żeby konie napoić, kiedy wokół leży śnieg.
Na każdym kroku musisz pomagać czytelnikowi, zamiast częstować go chaosem, więc:
Najpierw ekspozycja, czyli opis otoczenia (pogoda), potem wprowadzenie postaci (kto, co, jak?), wprowadzenie kolejnych postaci, gdzie dążysz do zawiązania akcji (przybycie jeźdźców), później zawiązanie akcji (dialog z jeźdźcami) itp. itd...
Interpunkcja mocno kuleje. Imiesłowy również oddzielamy przecinkami.
I taki szczegół na koniec, bo dalej szczerze mówiąc, nie doczytałem:
Wielka włochata głowa strażnika wyjrzała strachliwie zza palisady.
Strażnik mógł wystawić swoją wielką, włochatą głowę, no ale sama głowa to wyjrzeć nie mogła.
Reasumując, jest potencjał. Masz pomysł, widzisz okiem wyobraźni, ale z powodu słabego warsztatu nie potrafisz przekazać tego czytelnikowi. Jedyna recepta to czytać, pisać, czytać, pisać i tak do zajebania. :)
Pozdrawiam.
M.
Po drugie - zapewne masz rację, świętą rację i jedyną rację, ale... nie możemy wszyscy pisać tak samo. Tzn zgadzam się, że mój styl (o listosci, nazwalam to stylem) jest koslawy i chaotyczny, ale nie mam ochoty zaczynac od pogody, isc przez wprowadznie, zawiazanie akcji, nastepnie dialog... - bo to juz wszystko bylo. Tak piszą wszyscy, którzy mają własnie 'piękny warsztat' itd. (Nie wiem czy czytales Stevena Eriksona (pewnie tak, bo wszyscy go czytali) - jest niesamowity i wcale nie jest uporządkowany.)
Po trzecie - interpunkcja mocno kuleje i imieslowy również pewnie dlatego, ze byla 2 na maturze z polskiego :-P A czego Jaśka za mlodu się nie nauczyła, tego Janina nie ogarnie umysłem :-D Ale rozumiem, że razi..., choć może niekoniecznie wszystkich.
A po czwarte i juz prawie ostatnie: "Przetarła ciężką ręką posokę wymieszaną z błotem z oczu " - gdzie tu jest błąd ?! :-))) Pokaż paluchem?
A, i stworzenia muszą być stworzeniami a nie np krukami, smokami, jaszczurkami np latajacymi lub inne dlatego ze są to stworzenia blizej nieokreslone w swiecie fantastyki, gdzie wszystko jest mozliwe ;-)
Glowa tez moze się skrecic, pochylic, moze tez i wyciagnac się na szyi, to i zapewne wyjrzeć moze - nie wiem skąd u Ciebie przekonanie, że cos moze byc, a czegoś nie skoro to tylko slowa...? To nie matematyka...
Reasumując, dziękuję za tak dogłębną analizę. Przykro mi, że Twoje nerwy pozwoliły Ci przeczytać jedynie do połowy tekstu. Mimo, że masz tak ogromny potencjał jako krytyk, może nie zmuszaj się do więcej do czytania czegoś co aż tak jest Ci niemiłe, bo po co się narażać na kolejny szok kulturalno-warsztatowy :-D
I PAX między opowijczyków.
Pozdrawiam :-*
D.
Nie kupuje też tłumaczenia, że nie można nauczyć się interpunkcji. Sam na początku miałem z tym większy problem niż Ty obecnie. Zajmowałem się wówczas, głównie wymyślaniem wymówek dla takiego stanu rzeczy, a rozwiązanie okazało się dużo prostsze i mogę zawrzeć je w zdaniu: Kto nie chce, znajdzie wymówkę, kto chce, znajdzie sposób.
A po czwarte i juz prawie ostatnie: "Przetarła ciężką ręką posokę wymieszaną z błotem z oczu " - gdzie tu jest błąd ?! :-))) Pokaż paluchem?
Myślę, że gdy wskażesz paluchem podmiot w owym zdaniu, moje wskazanie okaże się niepotrzebne.
A, i stworzenia muszą być stworzeniami a nie np krukami, smokami, jaszczurkami np latajacymi lub inne dlatego ze są to stworzenia blizej nieokreslone w swiecie fantastyki, gdzie wszystko jest mozliwe ;-)
Więc dlaczego na sztandarze dostrzegła smoka, a nie stworzenie? W końcu nie musiał być smokiem, w świecie fantastyki gdzie wszystko jest możliwe?
Glowa tez moze się skrecic, pochylic, moze tez i wyciagnac się na szyi, to i zapewne wyjrzeć moze - nie wiem skąd u Ciebie przekonanie, że cos moze byc, a czegoś nie skoro to tylko slowa...? To nie matematyka...
Sama nie może, ale faktycznie to nie matematyka, tylko gramatyka.
Reasumując, to nie nerwy sprawiły, że nie doczytałem fragmentu do końca. Po prostu jestem leniwy i w pewnym momencie uznałem, że mój trud i tak będzie jałowy. Mimo wszystko życzę Ci powodzenia na pisarskiej ścieżce. Z pewnością się przyda.
Pozdrawiam.
M.
Wiec nie gas prosze mojego entuzjazmu stwierdzeniem, ze to co pisze to totalna beznadzieja, a ja ze swojej strony moge Ci obiecac, ze nigdy, przenigdy nawet nie bede rozwazac czy pokazac to jakiemus wydawnictwu :-D
Swoja droga, strasznie powaznie podchodzisz do tematu. Cxy obrazisz sie, jak Ci zasugeruje, abys wyluzowal? :-d
CHYBA powinnam zmienic nick na 'do szuflady' albo ' z nudow', ale chyba sa zajete...
JAK ZAWSZE POZDRAWIAM,
D.
PS. A z tym 'podobaniem' to bylo pytaniem do Aqua, bo pytal w komentarzu skad bohater opowiadania wie ze jesr w czyims typie. Sorry, pomylilam nicki.
Piszesz również, że traktuję pisanie poważnie. To prawda. Moim zdaniem, to jedyne wyjście, żeby osiągnąć poziom zadowalający dla siebie. Możesz oczywiście uznać, że poważne podejście do tematu wyklucza zabawę, ale pomimo poznania tych wszystkich zasad i reguł, wciąż bawię się świetnie, gdy tworze bohaterów czy nowe światy. Ba! Śmiało też stwierdzę, że reguły i zasady są jak rusztowanie, dają nowe możliwości, i z góry widać lepiej. No, ale to już moje prywatne zdanie.
BTW Jeśli uznałaś mój poprzedni komentarz za zjadliwy, to przepraszam, nie to było moim zamiarem.
jeżeli dobrze pamiętam, możliwości i charakter, dowolnej postaci stamtąd:))↔No chyba, że się mylłem i jeno się wymądrzam po próżnicy:))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania