W nawiasie trzy kropki Rozdział 1 Część 2

Zofia zamknęła za Marylą drzwi sypialni. Odwróciła się, głośno wzdychając, i zobaczyła, że jej syn siedzi na środku kuchni i nucąc sobie wesoło pod nosem, bawi się szufelką do śmieci. Dobrze, że jest tak beztroski, to przywilej dziecka. Niestety musi wytrzymać jeszcze godzinę, nie wypada, by zostawiła ludzi samych. Potem położy go spać.

Wzięła go na ręce i patrząc mu prosto w oczy, powiedziała:

– Musisz być cierpliwy, kochany, ci wszyscy ludzie przyszli tu pożegnać dziadka, zostawienie ich byłoby niegrzeczne. Za godzinę zrobię ci kąpiel, a potem pójdziesz spać, dobrze?

– Po co pożegnać? Dziadzia śpi! On nie jedzie!

Słodki malec. Nie ma pojęcia, z jak wielkim smutkiem się zetknął, może to i dobrze, może życie jest tak zorganizowane, by dzieci nie miały świadomości, jak bardzo złe chwile trwają naokoło nich.

Postawiła go na podłodze, poprawiła mu kołnierz koszulki i szelki spodni, chwyciła za rękę i poprowadziła w kierunku izby. Znów przechodzili między rozstępującym się, smutnym morzem znajomych postaci. Gdy byli już blisko swoich miejsc, uszu Albinka dobiegł nagły świst wciąganego przez wszystkich powietrza. Odgłos trwogi i zdziwienia, który wszyscy z siebie wydali, był tak dziwnym przerywnikiem ciszy, że Albinek gwałtownie podniósł głowę i spojrzał na trumnę. Z dna trumny wychyliły się obie ręce dziadka, chwyciły mocno jej brzegi i nagle:

– Hej… hop!

Dziadek usiadł! Wszyscy zaczęli wrzeszczeć wniebogłosy, cisnęli się w kierunku wyjścia, nie mogąc się zmieścić, ktoś pierwszy wyskoczył przez zamknięte okno i wybił przy tym szybę. Dzięki temu kolejnym okiennym uciekinierom było już dużo łatwiej. W ciągu trzydziestu sekund wrzaski ucichły, a po sąsiadach nie było już śladu. W izbie zostali tylko Zofia i schowany za jej spódnicą Albinek. Nie wiedział, o co chodzi, ale okropnie przestraszyły go hałas i bieganina!

Dziadek, ciągle siedząc, oddychał głęboko. Miał ciągle zamknięte oczy, jego ręce dość mocno trzymały w uścisku boki trumny. Nagle otworzył oczy i z bardzo zmęczonym wyrazem bladej twarzy popatrzył na synową.

– Zośka… Głodnym – powiedział cicho.

. Zofia nie reagowała, więc Albinek pociągnął kilka razy za materiał jej sukni. Nadal nic. Stała, jakby czas nagle zatrzymał ją tylko. Przestraszył się jeszcze bardziej, postanowił zrobić coś, co nie znalazłoby usprawiedliwienia w innych okolicznościach. Chwycił mamę dwoma palcami za skórę na łydce i uszczypnął z całej siły.

– Dam… dam ci zupy tato… gotowałam… na…aaa stypę.

Mama Albinka uniosła go bardzo szybkim ruchem i pobiegła, trzymając go na rękach do kuchni. Była bardzo zdenerwowana, nic nie mówiła. Postawiła dziecko na ziemi i chwyciła wielką chochlę wiszącą na wieszaku przy ścianie. Zdjęła również z półki ulubioną miskę dziadka i po zaczerpnięciu sporej porcji zupy z garnka wlała ją do naczynia, rozlewając połowę na podłodze. Wróciła do izby. Albinek wychylił się zza futryny i widział, jak powoli niesie miskę w kierunku dziadka. Stanęła na tyle daleko, by wyciągając maksymalnie rękę, ledwo dosięgnąć miską do dziadkowej dłoni. Siedząc w trumnie, oparł naczynie na zamkniętej części wieka i bardzo szybko wiosłując łychą, zjadł ze smakiem całą zupę. Odetchnął z ulgą, oddał miskę synowej, po czym otworzył drugą część trumny i pomału, z dużym wysiłkiem wygramolił się na podłogę.

Matka Albinka nawet nie drgnęła, chyba nawet nie mrugnęła, gdy dziadek zaczął pomału obchodzić trumnę i obstukiwać ją dokładnie z każdej strony. Potem wyciągnął z niej poduszkę, którą miał przez te dwa dni pod głową, kilka razy uderzył w nią otwartą ręką i powiedział:

– Trumna świetna! Dobra robota, solidna. Powinna wytrzymać napór ziemi. Podoba mi się taka skromna. Drzewo olchowe to szlachetna roślina. Tylko ta poduszka, za twarda. Będzie trzeba kupić nową. Trumnę na strych, za cztery lata będzie jak znalazł!

Dopiero teraz Zofia zdradziła jakiekolwiek oznaki życia. Chwyciła dłonią drugą dłoń i uniosła obie do piersi. Zawsze robiła tak, gdy mówiła o czymś z troską bądź gdy była lekko przestraszona.

– Za cztery lata, tato? Czemu cztery lata?

Nie uzyskała odpowiedzi. Dziadek nadal wpatrywał się w poduszkę. Po chwili powiedział tylko:

– No, biegnij zawołać księdza i Marylkę. Jestem zmęczony, będę chciał się położyć.

Albinek nic z tego nie rozumiał. Po co dziadek spał dwa dni, skoro nadal jest zmęczony?

Następne częściW nawiasie trzy kropki Rozdział 2

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ina 06.01.2015
    Interesujące to Twoje opowiadanie :) Wpadnę tu jeszcze :D
  • Andrzej 06.01.2015
    Beiger nieśmiertelny! No,no...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania