Poprzednie częściWrony na śniegu- rozdział 2

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Wrony na śniegu- rozdział 1

Kiedy powolnym krokiem zbliżali się do rozstajów oprószonej lekko śniegiem, górskiej dróżki, nie wiedzieli, co napotkają na swej drodze.

Czterech Nieśmiertelnych idących po bokach niewielkiego oddziału nastawiło już ostrza włóczni. Mięśnie ich ramion były napięte w gotowości do ataku. Pozłacane groty lśniły w świetle wschodniego księżyca. Zdawały się wręcz prosić Ahura Mazdę o to, aby ten wydał boski wyrok i pozwolił im zanurzyć się w ciele potencjalnego wroga. Sześciu ich towarzyszy idących pośrodku nałożyło strzały na cięciwy łuków. Mimo ich pozornej gotowości i pewności siebie dłonie im drżały tak, jakby trawiła ich zaraza.

Jednak ani ona, ani chłodna noc nie powodowały tych drgawek. Co chwila bowiem spoglądali na siebie nerwowo ciemnymi oczyma. Kłęby pary z ich ust stawały się coraz to mniejsze i bardziej urywane, kiedy szczękali zębami. Ich odwaga i rozum, tak bardzo chwalone przez ich oficerów, satrapów i resztę jednostek górujących nad nimi zdawała się ulatywać, powoli zastępowana szokiem i czystym zezwierzęceniem. Tak, jak z palącego się ognia w świątyni ulatuje dym, a po ogniu i drwach pozostaje tylko marny popiół…

Naudar szedł za nimi z pochodnią w ręce. Zasłonił chustą twarz przed tnącym ostro śniegiem. Jemu też udzielał się podły nastrój podwładnych. Już od tygodnia bowiem poszukiwali jednego z nich, kiedy ten wieczorem poszedł w góry zdobyć prowiant. Nie mogli znaleźć nic, nawet czegoś tak ważnego, jak odcisków stóp zaginionego- baktryjskie góry były bowiem niemiłosierne pod względem klimatu, śnieg więc prędko zasypywał wszelkie pozostawione ślady. Oficer zacisnął czerwoną od mrozu, potężną dłoń na źródle światła trzymanym w ręce, chcąc zdobyć choć minimalną ilość ciepła bijącą z rozpalonego łuczywa.

Wszyscy stanęli jak słupy soli, kiedy ich oczom ukazały się ludzkie szczątki. A właściwie to, co z nich pozostało.

Jeden z medyjskich wojowników odsunął się na bok, aby zwymiotować. Wszyscy byli bladzi jak trupy okryte całunami, Ktoś odwrócił wzrok. Światło z pochodni Naudara oblało złotym blaskiem rozszarpane zwłoki. Zwłoki żołnierza...

Nie pozostało z nich zbyt wiele. Musiał tu leżeć od około sześciu dni - jego ciało bowiem było już gdzieniegdzie przymarznięte, a za gnijące mięso zdążyły się już pewnie wziąć dzikie zwierzęta. Na głowie zachowała się tylko połowa włosów, skóry i tkanki, odkryte kości czaszki zionęły trupią bielą. Usta nieboszczyk miał półotwarte, jakby zastygłe w przedśmiertnym krzyku. Spośród poszarzałego od rozkładu i brunatnego od zakrzepłej krwi torsu wyzierały wystające żebra. Ponad połowa z nich była potrzaskana na kawałki. Niegdyś muskularne ramiona były teraz tylko poszarpanymi kikutami, z których sterczały białe kości. Z reszty ciała brakowało zaś organów, miednicy i reszty kończyn- wszystko to stanowiło bowiem bordową miazgę. Mieszaninę odłamków kości i posoki, które zdążyły już zniknąć pod coraz to wyższymi warstwami śniegu.

Naudar podszedł bliżej, wzrok jego ciemnobłękitnych oczu, niecharakterystycznych dla czystej krwi Persa, zauważył coś jeszcze. Za pasem denata, jedynym dobrze zachowanym elementem garderoby, tkwił jego sztylet, z charakterystycznym ostrzem o wykrzywionym, orientalnym kształcie. Uklęknął na prawe kolano, nachylając się nad trupem i brudząc swą błękitną szatę śniegiem brudnym od krwi. Zaklął w myślach, gdzieś w oddali zakrakała ochryple wrona. Palce dowódcy delikatnie rozsupłały węzeł materiałowego pasa i zręcznym ruchem wydobyły sztylet. Stal zalśniła w mroku nocy. Nieśmiertelny przymrużył lekko oczy, nie mogąc zbyt dobrze zauważyć grawerunku na ostrzu. Wstał po chwili.

-To jeden z naszych. Dokładnie ten, którego szukaliśmy przez ponad tydzień- jego głos wręcz zagrzmiał wśród ciszy, która nastała pośród jego ludzi- Każę rozpocząć poszukiwania sprawcy i wyślę posłańca, aby zawiadomił rodzinę. Wy wracajcie do bazy.

*

Młody chłopak siedzący przy skromnym stole podniósł wzrok na wchodzącego mężczyznę, odkładając na bok pióro i listy. Odrobina śniegu wpadła do wnętrza izby, kiedy oficer wchodził do środka, trzaskając drzwiami. Po chwili zaczął chaotycznie wyjmować swą broń, ubrania i inne rzeczy z pokaźnej skrzyni stojącej przy łożu. Młodzieniec podszedł do niego.

- Panie ojcze, przed chwilą doszedł do mnie list od matki… Martwi się o nas.

Naudar milczał, składając purpurową tunikę i zawijając ubrania w tobołek. Nie słuchał syna. Nie miał ochoty słuchać wieści od żony. Gdzieś w głębi swej podświadomości nadal chował swą troskę o nią. Kochał ją, ale… Ale nadal nie mógł jej tego wybaczyć. A ona z pewnością też by mu tego nie wybaczyła. Wręcz przeciwnie, rzuciłaby mu się do gardła jak asyryjski lew, nie słuchając błagań o litość. Była silną kobietą. Nieustępliwą. Szanował to.

Westchnął ciężko.

- Jeden z naszych żołnierzy nie żyje. Znaleźliśmy go godzinę temu- spojrzał na syna- Ja wyjeżdżam do Suzy. Ty, Narsehu, będziesz pełnił moje obowiązki pod moją nieobecność. Masz już szesnaście wiosen, a to najwyższy czas, abyś wziął do serca ojcowskie rady.

Młodzik przełknął ślinę, obserwując przygotowującego się do wojaży ojca. Zacisnął zęby. W głębi serca czuł, że nie da rady. Że prędzej czy później jego nowi podwładni się zbuntują, rzucą na niego i rozniosą na swych włóczniach i chorągwiach z orłem szacha. Nie chciał jednak zawieść ojca. Już od najwcześniejszych lat dzieciństwa, od momentu, kiedy odciągnięto go od niewiast miał już swój cel w życiu: nie zawieść pana ojca.

Stanęli na zewnątrz, drżąc z zimna. Naudar nałożył siodło na grzbiet masywnego, gniadego ogiera. Granat jego oczu napotkał czerń oczu Narseha. Położył przesuszoną od pracy, chłodu i trzymania włóczni dłoń na pokrytym od choroby plamami policzku syna.

Trwali tak przez chwilę. Mimo przeszywającego na wylot chłodu baktryjskiej nocy obaj czuli krzepiące ciepło wylewające się z ich serc. Krzepiące ciepło miłości ojca do syna i syna do ojca…

Oficer Nieśmiertelnych zręcznym, szybkim ruchem wsiadł na konia. Pognał go do galopu. Paręnaście sekund później sylwetka jego syna zaczęła coraz bardziej maleć w oddali, aż w końcu zniknęła.

 

Nieśmiertelni- elitarny oddział perskich wojsk i gwardia królów z dynastii Achemenidów. Według Herodota ich nazwa pochodziła z faktu, że gdy na skutek ran lub chorób ginął jakiś gwardzista, natychmiast kolejny zastępował go w szeregu (miało to mieć efekt psychologiczny – wydawało się, że żaden wojownik nie zginął)

Ahura Mazda - najwyższe bóstwo w starożytnych irańskich religiach- zaratusztrianizmie i mazdaizmie. Był uznawany za Boga-stwórcę, walczącego stale ze złym Duchem Arymanem. Uosobienie ładu i absolutnej mądrości.

Baktria- starożytna, pochodząca z greki nazwa krainy położonej obecnie w północnym Afganistanie, leżącej pomiędzy górami Hindukusz a rzeką Amu-Daria. W VI w. p. n. e. została przyłączona przez Cyrusa Wielkiego do imperium perskiego jako jedna z jego dzielnic.

Medowie- lud indoeuropejski zamieszkujący w starożytności północno-zachodni Iran. Po drugiej poł. XI wieku p. n. e. ich państwo upadło, a oni sami nigdy nie uzyskali z powrotem swojej niezależności i stali się ludem poddanym Persom. W ich państwie jednak stanowili obok rodowitych Persów równouprawniony lud.

Następne częściWrony na śniegu- rozdział 3

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • kigja 13.11.2020
    Trochę zaciekawiło?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania