Wróżki na wierzbie
Autor fanthomas
Zaczął się dzień jak każdy inny, a przynajmniej tak wydawało mi się rano, gdy rozpoczynałem pracę, wykonując te same biurowe czynności niejako mechanicznie, jakbym robił to od dziecka. W pewnym momencie wyszedłem na korytarz, żeby odetchnąć nieświeżym powietrzem i doznałem chwilowego niekontrolowanego wzwodu, bynajmniej nie intelektualnego. Tak na pozór zupełnie bez przyczyny, a jednak... Zauważyłem, że naprzeciw mnie męczy się z kserokopiarką nowa stażystka pupcia dupcia i tak dalej, same walory z każdej strony. Podbiegłem więc szybko by pomóc w potrzebie, a przynajmniej umiarkowanie szybko, gdyż spodnie zrobiły mi się nagle zbyt ciasne, a komenda "Spocznij" nie zadziałała.
- Coś się stało? - zapytałem.
Dziewczyna zerknęła w moim kierunku, potem zlustrowała od góry do dołu i od lewej do prawej.
- Zna się pan na elektronice?
- Jasne. Mam doktorat i... eee... skończyłem bilateralne kursy mechatroniki.
Nie czekając dłużej na niewygodne pytania zacząłem manipulować przyciskami, udając eskperta od klonowania papieru. Dziewczyna patrzyła na mnie z niekłamanym podziwem, aż do momentu, gdy wyświetlił się monochromatyczny napis "Error". Ze środka urządzenia dobiegło bulgotanie, a po chwili na podłogę wylało się trochę płynu przypominającego przetrawioną grochówkę.
- Co to? - zapiszczała dziewczyna.
- Pewnie przepaliły się zwoje na płycie głównej i ten tego... Nic się nie stało - kłamałem jak najęty, a wzrokiem szukałem pokoju informatyka. Tylko on mógł pomóc w tak trudnej sytuacji. Po chwili kopiarka zaczęła dymić i wypuszczać z siebie zapach palonego plastiku. Pobiegłem szybko w kierunku kanciapki speców od techniki, żeby rzucili się na ratunek oszalałemu sprzętowi. W środku zastałem informatyka, ale zdawał się on podróżować myślami po odległych cyfrowych wymiarach.
- Przepraszam - powiedziałem. - Chyba przyda się pańska pomoc.
Informatyk wyrwał się z transu, otworzył oczy i powiedział:
- Stary, ale miałem fazę.
- Nie wątpię. Kserokopiarka chyba się zepsuła.
- Chętnie bym pomógł, ale obecnie nastrajam się na częstotliwość maszyn i wdaję w głeboki dialog połączony z orgazmicznym uniesieniem.
- Tylko rzuć okiem.
- Nie mogę. Gdybym teraz zerwał połączenie rozerwałoby mnir na strzępy.
- Tylko na chwilkę. Sprawa jest poważna.
- No dobra, ale nic nie obiecuję.
Informatyk wstał i został rozerwany na strzępy. Kawałek wątroby spadł mi nawet na głowę. W tym samym momencie wszystkie komputery w pomieszczeniu włączyły się, a na monitorach pojawił się jaskrawoczerwony napis "ERROR". Wyglądało na to, że pod nieobecność informatyka musiałem wziąć sprawy w swoje cztery litery, czyli ręce.
Komentarze (14)
No lekko jak to u Ciebie, całkiem inny styl niż Marok, może i dobrze, grunt nie zatracić własnego ja (czy coś).
Całkiem spoko, ale bez wow.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania