Wspólnik - Rozdział I

Julianne Palmer stała w największej sali Palmer Beach, pogrążona w rozmowie z szefem kuchni Hectorem. Choć przez cały czas, starała się skupić na tym, co do niej mówił, to jednak jej myśli wciąż uciekały gdzie indziej, a dokładniej mówiąc, do ostatniej wizyty w rodzinnym domu, kiedy to podsłuchała rozmowę swych braci. Parker, starszy z nich, bez ogródek mówił o odebraniu jej restauracji, a drugi, Steven w pełni popierał jego pomysł i choć to ich ojciec, tuż przez śmiercią, przekazał córce interes, to od samego początku obaj nie byli zadowoleni z jego decyzji. Zgodnie uważali, że ich młodsza siostrzyczka nie da sobie rady z tak wielkim przedsięwzięciem i po kilku miesiącach restauracja upadnie, a oni z satysfakcją będą mogli wypominać jej wszystkie błędy. Nie pomyśleli jednak, że pod nadzorem jakże mało doświadczonej Julie, interes tak szybko się rozwinie.

Palmer Beach była niewielką, ale atrakcyjną restauracją. Wśród licznych, kolorowych bukietów, stojących na stołach z ciemnego drewna, migotały świece, dodając każdemu z nich lekko melancholijny nastrój. W boksach, zapewniających klientom intymność w trakcie posiłku, stały meble obite białą bawełną w egzotyczne wzory. Obok głównej sali była częściowo zadaszona weranda, z wygodnymi sofami przy stolikach. Choć to wszystko, wytwarzało w tym miejscu wspaniały nastrój, to jednak większość uwagi gości przyciągały, ubrane w barwne stroje kelnerki, krążące po sali z drinkami i tacami świeżo przygotowanych dań. Julianne z sentymentem przyglądała się temu widokowi i zastanawiała się, jak to wspaniałe miejsce mogło stać się zalążkiem tylu kłopotów, których za wszelką cenę chciała się pozbyć.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy jej księgowy zniknął bez śladu z dwoma milionami dolarów. Właściwie od dłuższego czasu dokonywał malwersacji tuż pod jej nosem, a ona nawet nie była tego świadoma. Teraz jej sytuacja z dnia na dzień pogarszała się, długi wciąż rosły i choć restauracja funkcjonowała idealnie, to przychody, które osiągała nie wystarczały na pokrycie strat. Najgorsze jednak było to, że jeśli jej bracia dowiedzą się o wszystkim, Palmer Beach zostanie zmieciona z powierzchni ziemi, a na jej miejscu stanie luksusowe osiedle z widokiem na ocean. Nie mogła do tego dopuścić. Ta restauracja była całym jej życiem. Obiecała sobie, że choćby nawet miała ostatecznie ją stracić, będzie walczyć do końca i poruszy niebo i ziemię, by zdobyć te pieniądze.

Hector przedstawiał właśnie swojej szefowej kolejną propozycję nowego menu, kiedy kobieta zauważyła stojącego w hallu wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę. Jeden rzut oka wystarczył by rozpoznała Erica Radley'a, właściciela Kyriakoss - małej, ekskluzywnej i najbardziej popularnej, włoskiej restauracji na całym wybrzeżu. 

Kelner posadził jej przystojnego konkurenta na jednej z sof, tuż przy oknie z którego rozciągał się piękny widok na plażę i po krótkiej rozmowie odszedł. Po chwili Eric został sam. Wtedy też zaczął rozglądać się po sali, wyciągając wysoko głowę, a kiedy trafił spojrzeniem prosto w jej oczy, zrozumiała kogo tak uważnie wypatrywał. Nagle poczuła się dziwnie, bo choć dzieliła ich spora odległość jego spojrzenie sprawiło, że zabrakło jej tchu. Poznając ją, skinął głową w pozdrowieniu i uśmiechnął się. Julie poczuła się przyszpilona jego spojrzeniem i z trudem zdołała wymusić na sobie uśmiech.

Chwilę później korzystając z okazji, że kelner właśnie podał gościowi posiłek, odwróciła się i zniknęła za drzwiami, prowadzącymi do prywatnej części budynku. Weszła do umieszczonego na końcu korytarza przestronnego biura o drewnianej podłodze i kremowych ścianach. Był tu tekowy stolik otoczony fotelami, obitymi tą samą bawełną jak pozostałe meble w restauracji. Po prawej stronie, wszystkie półki brązowych dębowych mebli, wypełniały segregatory i teczki z dokumentami. W samym końcu pomieszczenia, stało biurko wykonane z tego samego materiału co reszta mebli, a zza szklanej ściany roztaczał się wspaniały widok na zatokę.

Usiadła w dużym, skórzanym fotelu i jeszcze raz przejrzała listę możliwości zdobycia pieniędzy na spłatę długów, choć wiedziała, że nie ma w niej nic sensownego. Zła i bezsilna zgniotła w pięści kawałek papieru i cisnęła nim przez pokój. Jej nowy księgowy wyliczył, że jeśli nie znajdzie jakiegoś rozwiązania do końca tygodnia, restauracja zacznie przynosić straty, a wtedy na pewno może pożegnać się z Palmer Beach, tym bardziej, że jej bracia wciąż chcą mieć ją pod kontrolą. Do tej pory udawało jej się wszystko przed nimi ukryć, ale jeżeli ta sytuacja się nie poprawi, wszystko wyjdzie na jaw.

Długie rozważania niczego nie dały. Jeszcze kilka tygodni temu myślała o zaciągnięciu kredytu, jednak zdała sobie sprawę, że robiąc to, popadnie w jeszcze większe długi. Widząc, że teraz na pewno nic sensownego nie uda jej się wymyślić, wyszła do łazienki i przyjrzała się sobie w lustrze. Radosna czerwień jej bluzki i spódniczki szyderczo kontrastowały z podłym nastrojem byłej restauratorki. Kilka chwil później, mimo wszystko zadowolona ze swego wyglądu, wróciła do głównej sali. Wychodząc, natychmiast spojrzała na Erica, który nadal posilał się samotnie. Mimo ogromnej ciekawości o powód jego pojawienia się w Palmer Beach, nie od razu do niego podeszła. Okrążyła salę witając gości i dopiero po kilku krótkich rozmowach skierowała się do stolika przy którym siedział. Kiedy szła w jego stronę, ani na chwilę nie spuszczał z niej oczu. Nagle wstał witając ją szerokim uśmiechem. 

Moment, kiedy ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy, był niczym w porównaniu z popatrzeniem z bliska w jego głębokie, okolone gęstymi ciemnymi rzęsami, zielone oczy. Dopiero teraz kiedy stała tak blisko, spostrzegła jaki jest wysoki, a otaczająca go niezwykła aura zmysłowości sprawiła, że Julie zadrżała.

- Proszę usiąść. - odezwała się najuprzejmiej jak tylko potrafiła.

- Jeśli pani do mnie dołączy. - odparł Eric. Jego głos był głęboki i seksowny. - Już skończyłem. Może drinka? - zaproponował.

- Nie dziękuję.

Zbliżył się i podsunął jej krzesło.

- Witam w Palmer Beach. - powiedziała sadowiąc się naprzeciwko. - Sprawdza pan co robi konkurencja?

- Tak. A przy okazji mogę zjeść wyśmienity obiad. - odparł, a uśmiech nie znikał z jego twarzy.

- Mam nadzieję, że panu smakowało. - zerknęła, na pusty już talerz.

- O tak. To było jedno z moich ulubionych dań, choć muszę się przyznać, że dopiero teraz wieczór stał się przyjemniejszy.

- Komplementy przychodzą panu tak łatwo jak oddychanie. - odparła Julie z nutką ironii w głosie. Czuła jak między nimi narasta napięcie.

- Jak mógłbym się powstrzymać?

- Był pan już tutaj, prawda?

- Tak. Jedzenie jest tu wyśmienite, więc wpadam od czasu do czasu. A przy okazji, proszę przekazać moje uznanie dla szefa kuchni.

- Dziękuję, na pewno przekażę. - uśmiechnęła się od niechcenia.

- Często odwiedza pan konkurencję?

- Tak. I założę się, że pani również.

- Owszem, byłam w Kyriakoss. Jedzenie jest równie wyśmienite. - przyznała.

- Dziękuję. - skinął głową, po czym ciągnął dalej.

- Właściwie mamy tę samą klientelę, więc jest pani moją bezpośrednią konkurentką. Choć muszę przyznać, że najpiękniejszą ze wszystkich. 

Uśmiechnęła się do niego, czując jak jej puls przyspiesza. Prawił jej komplementy i to było miłe, ale ona wiedziała z jak groźnym przeciwnikiem ma do czynienia. Zdawała sobie sprawę, że gdyby tylko miał okazję, mógłby zlikwidować Palmer Beach w mgnieniu oka.

- Jeszcze raz dziękuję. Myślę jednak, że jest tutaj wystarczająco dużo miejsca dla nas obojga. Poza tym sądzę, że moja restauracja nie stanowi dla pana wcale tak dużej konkurencji.

- Owszem, dopóki nie przejmie pani moich klientów. - zripostował. Na te słowa zaśmiała się lekko.

- O to proszę się nie martwić. Nasze restauracje wystarczająco się różnią.

Eric uniósł brew pytająco.

- Na przykład, u pana jest bardziej zmysłowa atmosfera. - wyjaśniła.

- Nie zgodzę się z panią. Tutaj wszystko jest zmysłowe: wystrój, świetne jedzenie, atrakcyjna obsługa.- Oparł się o stół i pochylił w jej stronę.

- Okazuje się, że nie mam żadnego pojęcia o zmysłowości Julie. - Kiedy wymówił jej imię poczuła, że gorąco uderza jej do głowy, ale mimo tych wszystkich miłych słów była czujna. Zdziwiło ją, że się tu zjawił i wciąż zastanawiała się dlaczego. Czyżby naprawdę stanowiła dla niego aż tak poważną konkurencję?

- Przepraszam, ale mam obowiązki. - powiedziała po chwili ciszy. - Muszę trochę popracować, więc chciałam zapytać czy przyszedłeś tylko po to by zjeść obiad, czy może jest jakiś inny powód, dla którego się tu zjawiłeś?

- Owszem. Liczyłem, że będziemy mogli porozmawiać na osobności, ale skoro jesteś zajęta podziękuję za wieczór i chciałbym umówić się na spotkanie, najlepiej na jutro.

- Oczywiście, ale jeśli to coś pilnego możemy teraz pójść do mojego gabinetu. - zaproponowała. Ciekawiło ją, jakiż to ważny powód przywiódł go w skromne progi Palmer Beach.

- Jeśli masz czas, bardzo chętnie. - Ona skinęła głową i wskazała na korytarz.

- Zapraszam.

Całą drogę do jej biura Eric rozglądał się uważnie wkoło, a kiedy dotarli już na miejsce i Marie włączyła przyćmione światło zatrzymał się na środku pokoju.

- Ładnie tu. - ocenił.

- Dziękuję. Usiądź proszę. Napijesz się czegoś?

- Nie dziękuję. - odmówił, uważnie przyglądając się wnętrzu. Julie była coraz bardziej ciekawa o czym chciał z nią porozmawiać. Usiadła, a on przysunął fotel bliżej biurka, odwracając się do niej twarzą.

- Czyli... - zaczęła. - Nie przyszedłeś tu dziś tylko na obiad?

- Nie. Choć muszę przyznać, że nie spodziewałem się dzisiaj cię tu zastać. Prawdę mówiąc, od dawna staram się z tobą skontaktować.

Szczerze zdziwiła ją ta odpowiedź.

- Skoro więc jednak tutaj jesteśmy, może powiesz mi o co chodzi?

- Wiesz, - zaczął. - w naszej branży plotki rozchodzą się bardzo szybko. - Te słowa zmroziły jej krew w żyłach. Patrzyła na niego ze spokojem, ale w głowie miała tylko jedną myśl: jeżeli Eric Radley wie, to jak szybko dowie się jej rodzina?

- Mów dalej. - rzuciła sztywno, starając się ukryć zdenerwowanie.

- Krótko mówiąc, słyszałem o twoich kłopotach. Czy to prawda?

- Tak, to prawda, ale tobie nic do tego. Po co tu przyszedłeś? - zapytała znów, jednak już nie tak spokojnie jak przedtem.

- Już mówię. Otóż, mam dla ciebie pewną biznesową propozycję. - wyjawił wreszcie.

- Nie sprzedam Palmer Beach, więc nawet nie próbuj mnie namawiać. - rzuciła bez zastanowienia.

- Nie o to mi chodziło. Naprawdę świetnie prowadzisz tę restaurację i wcale nie mam zamiaru ci jej odbierać.

- To czego chcesz? - zdziwiła się. - Jeśli będę potrzebować pożyczki, to zapewniam cię, że mam się do kogo zwrócić.

- Och nie wątpię, ale ja wcale nie zamierzałem udzielać ci pożyczki.

- W takim razie o co chodzi? - teraz naprawdę była ciekawa, co chce jej zaproponować.

- Chcę pokryć straty i nie pozwolić, by twoi bracia odebrali ci restaurację.

Julianne patrzyła na niego ze zdumieniem. Dobrze usłyszała? Eric Radley chce pokryć straty jej restauracji? Czy naprawdę jest aż tak zdesperowana? Zastanowiła się przez chwilę. Nie! Nie przyjmie jego propozycji. Sama musi rozwiązać swoje problemy.

- Dziękuje ci. - odparła uprzejmie. - Twoja oferta jest kusząca, ale muszę odmówić. - Przerażała ją myśl, że o jej kłopotach wie ktoś obcy, ale gdyby rozeszła się wieść, że przyjęła jego pomoc, mogłoby być jeszcze gorzej.

- Nie spiesz się tak. - mężczyzna pochylił się i ujął jej dłoń. Potrząsnęła głową i uwolniła rękę. Jego dotyk sprawił, że poczuła zimny dreszcz na plecach. Z nutką satysfakcji, Eric uśmiechnął się

i ponownie rozsiadł wygodnie w fotelu.

- Z tego co wiem twój brat Parker, będąc zarządcą korporacji Palmerów ma zapewne dość środków, by pokryć twoje wydatki, ale zdążyłem zauważyć, że nie jesteś zbyt chętna, by prosić rodzinę o pomoc. 

    "Strzał w dziesiątkę", pomyślała ze smutkiem.

- Zresztą, z tego co wiem, twój brat się zakochał i chyba ma dość na głowie w związku z przygotowaniami do ślubu. - przypomniał jej.

- Tak wiem. - odparła rozgoryczona. - Dlatego w tej chwili szukam innego rozwiązania i zamierzam poradzić sobie sama.

- Ach tak. - rzucił Eric z błyskiem satysfakcji w oczach. Julianne była wściekła. Powinna była go natychmiast wyprosić, ale zmusiła się do milczenia. Jak w ogóle śmiał tu przychodzić i proponować jej coś takiego? Odkąd przejęła restaurację, świetnie dawała sobie radę sama. Tak będzie i tym razem.

- Dobrze. Przypuśćmy, że się zgodzę. Ty pokryjesz straty i uratujesz moją restaurację. Czego chcesz w zamian?

- Udziałów w Palmer Beach. - odparł. Julie zadrżała.

- Nie ma mowy!

- Zastanów się dobrze. Będziesz mogła spłacić długi nie prosząc braci o pomoc. Ja będę miał udziały, ale poza tym nic się nie zmieni.

    Wiedziała, że przyjęcie tej propozycji rozwiązałoby wszystkie jej problemy, ale z drugiej strony, musiałaby oddać Ericowi część swojej restauracji i choć wiedziała, że pod nadzorem ich obojga Palmer Beach może przynieść dwukrotnie większe zyski, to jednak coś nie dawało jej spokoju. Nagle poczuła dziwny niepokój. Niestety, pokusa była zbyt silna.

- Ile?

Eric uśmiechnął się zadowolony, że tak łatwo dała się namówić.

- To zależy od wielkości mojego wkładu. - odparł i cierpliwie czekał na jej odpowiedź. Julie westchnęła ciężko zbierając w sobie siły by wyjawić mu sumę, której potrzebuje.

- Trochę ponad dwa miliony dolarów. - powiedziała, ale Eric wyglądał tak, jakby ta suma nie zrobiła na nim większego wrażenia.

- Jaką część udziałów w Palmer Beach chciałbyś dostać w zamian za swoją inwestycję? - zapytała i wstrzymując oddech czekała na odpowiedź....

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania