Poprzednie częściWspólnik - Rozdział I

Wspólnik - Rozdział III

Kiedy następnego dnia nadeszła godzina ich spotkania, Julie miała już za sobą naprawdę ciężki poranek i mnóstwo wydanych rozporządzeń w restauracji. Punkt dziewiąta zobaczyła czekającego na nią w hallu Erica. Od razu wrócił jej humor, a serce aż podskoczyło z radości. Wydała kelnerowi ostatnie polecenia i podeszła do swego gościa.

- Dzień dobry. - uśmiechnęła się podając rękę.

- Dzień dobry. - odparł, mierząc ją uważnie wzrokiem. Od niebieskiej bluzki, przez białą spódnicę, po delikatne czółenka na szpilce.

- Pięknie wyglądasz. - uśmiechnął się i uścisnął jej dłoń, a ten dotyk wywołał u niej przyjemny dreszcz.

- Dziękuję. Zapraszam do biura, zamówię dla nas kawę. - wskazała ręką korytarz, a kiedy ją minął przyłożyła dłoń do policzka, zaskoczona, że jego komplement tak na nią podziałał, czuła wręcz jak było gorące.

      Usadowili się przy jej biurku, a zaraz za nimi pojawiła się kelnerka z tacą, na której stały dwie porcelanowe filiżankami na spodeczkach. Po krótkiej rozmowie, Eric sięgnął po brązową skórzaną teczkę, którą ze sobą przyniósł.

- Przyniosłem projekt kontraktu. - powiedział i przysuwając się do niej bliżej, wyciągnął dwa egzemplarze dokumentów. Podał jej jeden, lekko muskając delikatną dłoń wspólniczki. Julie zadrżała i spojrzała na niego zaskoczona, uśmiechnął się, 

a w jego oczach zobaczyła satysfakcję. Sama nie wiedziała dlaczego tak na niego reagowała, ale za nic nie potrafiła się opanować. Jego bliskość sprawiała, że jej serce niebezpiecznie przyspieszało. Odetchnęła głęboko, z całych sił próbując skupić się na treści umowy.

      Powoli, bez pośpiechu, przejrzeli wszystkie punkty. Wreszcie dotarli do akapitu, który dawał Ericowi połowę udziałów w Palmer Beach. Zatrzymała się na chwilę i dokładnie go przeczytała. Okazał się bez zarzutów. Zawierał dokładnie to, o czym rozmawiali podczas ich pierwszego spotkania. Patrzyła na leżącą przed nią umowę i zdała sobie sprawę, że jeśli to podpisze nie będzie już odwrotu.

- Poszło bardziej gładko niż myślałam. - przyznała oddając mu papiery.

- Zgadzam się. - odparł Eric, chowając podpisane dokumenty z powrotem do teczki.

      Lunch podano im na werandzie przed biurem. Rozmawiali i rozkoszowali się smakiem egzotycznych dań, przygotowanych przez szefa kuchni specjalnie na tę okazję. Co jakiś czas, Julie notowała coś w leżącym obok jej talerza notatniku, w końcu Eric pochylił się ku niej i wyciągając z jej dłoni eleganckie pióro, zamknął kalendarzyk.

- Wciąż pracujesz. Odpuść chociaż przy posiłku. - uśmiechnął się kiedy spojrzała na niego zaskoczona. - Zapraszam cię dziś na kolację. Oblejemy kontrakt w Kyriakoss. Przygotowałem coś specjalnego. - zaproponował.

- Zgoda. - odparła bez entuzjazmu.

Eric uniósł brwi zdziwiony.

- Co się dzieje? Wyglądasz jakbyś żałowała, że to podpisałaś.

- Nie, to nie tak. Po prostu... próbuję się do tego wszystkiego przyzwyczaić.

- Jedyne do czego musisz się przyzwyczaić, to ja. - powiedział. - Trochę tu zostanę, ale teraz nie odpowiednia pora, by się tym przejmować. - uśmiechnął się. - Jesteśmy umówieni na wieczór, więc może uda mi się trochę ciebie rozweselić. Będzie dobrze Julie, zobaczysz.

    Spojrzała na niego, a entuzjazm na jego twarzy pozwolił jej się trochę rozluźnić.

- Dobrze. - powiedziała przekornie. - Odłożę na chwilę swoją listę. Jak zjemy, rozejrzymy się za miejscem na twoje biuro.

- Och, to żaden problem. Wystarczy mi coś małego. - "Byle blisko ciebie"; dodał w myślach. Po chwili otrząsnął się, zaskoczony, że w ogóle o tym pomyślał.

- Jeszcze kawy? - zaproponowała, ale Eric odmówił. - A może przekąskę albo drinka?

- Nie, dziękuję. - powtórzył.

- W takim razie, możemy wracać do pracy. - wstała i chwyciła do ręki swój notatnik. - Oprowadzę cię po restauracji i przy okazji pokażę wolne pomieszczenia. Sam zdecydujesz, które najbardziej ci odpowiada.

- To chyba najlepszy interes jaki w życiu zrobiłem. - wstał i ujął ją pod rękę.

- Nie zaczynaj mnie uwodzić. Pamiętaj, że jesteśmy wspólnikami tylko w interesach.

- Ależ oczywiście. - roześmiał się. - Co wcale nie przeszkadza mi w podziwianiu pięknej kobiety. - wyjaśnił, a Julie poczuła że się rumieni.

      Kiedy już zakończyli rozeznanie, przeszli tak przez salę jadalną i wyszli na podjazd. Wskazał ręką swój samochód,

a gdy podeszli bliżej, pochylił się i otworzył jej drzwi. Całe popołudnie, razem z prawnikami ustalali szczegóły kontraktu, aż w końcu nadeszła chwila wypełnienia czeku przez Erica. Z uśmiechem wręczył go Julie. Mimo, iż dobrze wiedziała ile dostanie, serce załomotało jej na widok takiej sumy.

- Teraz, wystarczy tylko przelać pieniądze z mojego konta na twoje.

- Dziękuję. - powiedziała, uścisnęła mu dłoń i schowała czek głęboko do torebki. 

    O szóstej, oboje spotkali się z nowym księgowym. Usiedli w jednej z kawiarni, na głównej ulicy South Beach. Julie uważnie przysłuchiwała się rozmowie obu mężczyzn. Eric dokładnie przedstawił szczegóły ich współpracy, potem podpisali umowę i pożegnali się z uśmiechem na twarzach. Wyglądało na to, że obie strony odeszły zadowolone. Chwilę później wracali już do Palmer Beach. Mężczyzna zatrzymał się tuż przed samym wejściem i zaciągnął hamulec.

- Na pewno nie chcesz żebym po ciebie podjechał? - zagadnął ją, wracając do tematu ich wspólnej kolacji.

- Nie, to niedaleko, ale dziękuję. Poza tym, ja też mam prawo jazdy. - uśmiechnęła się.

- Dobrze. W takim razie, zobaczymy się o wpół do dziesiątej. - przypomniał.

- Już nie mogę się doczekać. - powiedział to tak sobie, jednak w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że naprawdę tak jest. Szczerze cieszył się na ten wieczór.

- Aha i pamiętaj, ani słowa o interesach. Tylko świętowanie. Powinnaś się trochę wyluzować.

- Hej! - zaprotestowała. - Zobaczysz, że potrafię się bawić. - z uśmiechem na ustach pogroziła mu palcem.

- Więc bądź gotowa na świetną zabawę dziś wieczór.

- Dobrze. Do zobaczenia. - odparła i ni z stąd ni zowąd, pochyliła się i delikatnie ucałowała go w policzek na pożegnanie. Potem, nie mówiąc już nic więcej, wysiadła i zarzucając torebkę na ramię ruszyła do drzwi. Z każdą chwilą zdawała sobie sprawę, że lubi go coraz bardziej. Z uśmiechem na twarzy weszła do restauracji.

      Zaskoczony Eric, siedział jeszcze przez chwilę za kierownicą, patrząc jak się oddala. Dotknął dłonią policzka.

Z miejsca, w którym jej usta dotknęły jego skóry biło przyjemne ciepło. Jeszcze raz spojrzał w stronę Palmer Beach, ale Julie zniknęła już w środku. Uśmiechnął się więc tylko, odpalił silnik i ruszył do Kyriakoss.

      Jak zwykle zaparkował tuż przed wejściem. Wysiadając z samochodu zauważył swego brata więc pomachał mu przywołując do siebie.

- Dzwoniłem. - powiedział Nicolas, podchodząc bliżej i ścisnął Ericowi dłoń na powitanie.

- Powiedzieli mi, że masz być lada chwila, więc wpadłem po drodze do domu. Muszę otworzyć nowe konto dla Hotelu Victoria i potrzebny mi twój podpis. - wyjaśnił w drodze do biura.

- Jasne. I tak miałem do ciebie dzwonić. Musimy pogadać. - odparł Eric i kiedy byli już w środku, wskazał bratu wolny fotel po drugiej stronie hebanowego biurka. Kiedy obaj rozsiedli się wygodnie, Eric wyjął plik dokumentów i przejrzał zawartość, podpisał gdzie trzeba po czym odłożył ją na biurko.

- Jak się sprawdza hotel? - zagadnął, opierając głowę o wysokie oparcie skórzanego fotela.

- Dobrze. Niedługo wielkie otwarcie i wreszcie będziemy mogli porządnie zagrozić Palmerom.

- Czyli wszystko idzie dobrze? - uśmiechnął się i sięgnął, po stojącą na biurku butelkę koniaku. Nalał trunku do dwóch szklaneczek i jedną z nich podał bratu.

- Było kilka drobnych wpadek, - przyznał mężczyzna, pociągając łyk. - ale poza tym, wszystko idzie bez zarzutu.

- Na pewno sobie poradzisz. Ważne, żebyś dotrzymywał terminów. - uprzedził Eric i robiąc ręką gest jak do toastu, wypił zawartość swojej szklanki.

- Tak wiem. A właściwie dlaczego chciałeś się ze mną widzieć? - spytał Nicolas.

- Pamiętasz te plotki na temat Palmer Beach? - Eric, odłożył pustą już szklankę na miejsce i znów oparł się wygodnie.

- Tak, a któraś z nich okazała się prawdziwa? - młodszy brat, wyraźnie zainteresowany, przysunął bliżej fotel.

- Sprawdziłem to dokładnie. - ciągnął tamten. - Księgowy przepadł, pieniędzy nie ma.

      Nicolas uniósł brwi zaskoczony.

- A więc to prawda. - uśmiechnął się. - Mogę się założyć, że Palmerowie już szukają tego człowieka żeby wsadzić go za kratki, a straty pokryją z innych źródeł. Stać ich na to.

- Nie do końca. - odparł Eric, ponownie wzbudzając zainteresowanie brata. - Pamiętaj, że Palmer Beach to ukochane dziecko Julianne Palmer, a z tego co wiem, ona nie ma zbyt zażyłych relacji z rodziną.

- To znaczy?

- Palmerowie nie mają pojęcia co się stało, a Julie chce utrzymać ich w tej niewiedzy.

- No tak, inaczej od razu by ją wyrzucili. - mężczyzna zastanowił się przez chwilę, po czym spojrzał na brata podejrzliwie.

- Czy ty wiesz coś, o czym ja nie wiem? - spytał.

- Złożyłem jej ofertę. - wyjawił wreszcie Eric.

- Jaką ofertę?

- Zgodziłem się spłacić jej długi w zamian za połowę udziałów. - oznajmił tryumfalnie.

- Niech to diabli! - wykrzyknął Nicolas podnosząc się z fotela. - Połowa?! To niesamowite! Gratulacje!

      Na potwierdzenie swoich słów, Eric podał bratu teczkę z kontraktem, na którym widniały podpisy jego i Julie.

- Czy ona wie, że walczymy z jej braćmi? - zapytał Nicolas przeglądając dokumenty, jakby wciąż nie wierzył w to, co przed chwilą usłyszał.

- Nie. - odparł tamten spokojnie i przysiadł na brzegu biurka.

- Gdyby wiedziała, zareagowałaby zupełnie inaczej. Widocznie nie powiedzieli jej ani słowa.

- Ale jak to możliwe? Połowa South Beach wie o tej wojnie.

- Wierz mi, ona jest ufna i naiwna jak dziecko. Za wszelką cenę chce utrzymać naszą współpracę w tajemnicy. Przynajmniej, dopóki nie stanie na nogi, a zanim to się stanie... - uśmiechnął się szyderczo.

- Będzie za późno. - dokończył Nicolas z szerokim uśmiechem na ustach.

- Daj mi tylko trochę czasu, a przejmę wszystko.

- Niesamowite! Sprzątniemy Palmerom interes sprzed nosa. Parker i Steven dostaną szału. - skomentował młodszy brat, wyraźnie zadowolony.

- Zobaczymy jak to się wszystko potoczy, ale gwarantuję ci, że restaurację przejmę na pewno.

- Jestem tego pewny Ericu. Informuj mnie o wszystkim. - Nicolas poklepał go po ramieniu, po czym pożegnał się i wyszedł.

      Kiedy tylko drzwi się zamknęły, Eric ponownie usiadł w fotelu i dotknął policzka. Znów, myśli o Julie zaprzątnęły jego głowę, ta seksowna kobieta bardzo go pociągała. Wcześniej tylko słyszał o jej urodzie, ale kiedy spotkali się po raz pierwszy, wszystko to okazało się prawdą. Jest piękna, zabawna i inteligentna, coś między nimi iskrzyło, ona też to czuła, ale starała się skupić wyłącznie na interesach. Chwycił do ręki czerwoną teczkę z niedawno podpisanym kontraktem. Zastanawiał się, czy dobrze robi wykorzystując tę dziewczynę, ale doszedł do wniosku, że przecież nie robi nic złego, to tylko interesy. Silniejszy zawsze wygrywa, a spółka z nim, była jedyną dobrą decyzją jaką Julie mogła podjąć. Teraz, będzie musiała mu się podporządkować, a dzięki połowie udziałów miał nad nią władzę i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Otworzył szufladę i wrzucił do niej dokumenty, po czym sięgnął po telefon i wykręcił znany mu już numer. Odebrała prawie natychmiast. Eric oparł się wygodnie krzyżując nogi na biurku. 

    Dopiero po dwudziestu minutach odłożył słuchawkę, zadowolony, że mógł znów usłyszeć jej głos. Później poszedł do kuchni, by poczynić plany na wieczór. Na samą myśl, że niedługo znów z nią będzie, serce zabiło mu mocniej. Niedługo potem wszystko było już gotowe. Spojrzał na zegarek i zaczął odliczać minuty do spotkania.

 

      Julie dotarła do domu tuż przed dziewiątą, w sam raz, by przygotować się do kolacji ze swoim wspólnikiem. Po odprężającej, gorącej kąpieli, starannie natarła całe ciało migdałowym olejkiem. Owinęła się ręcznikiem i weszła do sypialni, gdzie na łóżku, leżała przygotowana przez nią wcześniej, kreacja. Na ten wyjątkowy wieczór, wybrała czarną, sięgającą kolan, koktajlową sukienkę i srebrne czółenka na wysokim obcasie, do tego oczywiście, srebrna kopertówka. Długie, kasztanowe włosy starannie zaczesała i upięła szpilkami i spinką, delikatnie podkreśliła też oczy i usta. Kilka dodatków w postaci bransoletki i łańcuszka dopełniło całości. Gotowa spojrzała w lustro. Uśmiechnęła się zadowolona z efektu, potem chwyciła do ręki klucze i ruszyła do samochodu.

      Zatrzymała się na podjeździe przed wejściem do Kyriakoss, dokładnie na kwadrans przed umówioną godziną. Wysiadła i oddała kluczyki parkingowemu. Zanim jednak przekroczyła próg restauracji, wyciągnęła z torebki małe okrągłe lusterko i jeszcze raz przeciągnęła błyszczykiem po pełnych ustach. Sama właściwie nie rozumiała, dlaczego tak przejmowała się swoim wyglądem? Przecież to tylko służbowa kolacja, upomniała się kolejny raz. Odetchnęła głęboko i pewnym krokiem ruszyła przed siebie. 

    Wewnątrz rozbrzmiewała muzyka i było dość tłoczno. Z ciekawością rozejrzała się po wnętrzu. Była w Kyriakoss nie raz, jednak dopiero dziś stwierdziła, że po zmroku, to miejsce nabiera zupełnie innego charakteru. Na bladoróżowych ścianach, malowały się czerwone płomienie, rozjaśnione cynobrowymi światłami. Duże, czerwone sofy pod umieszczone były na podwyższeniach, otaczały je półprzejrzyste zasłony, zwykle uniesione, teraz jednak niektóre były całkiem opuszczone, dając znajdującym się w środku gościom odrobinę prywatności. Stoliki, przyozdobione czerwonymi satynowymi obrusami, otoczone krzesłami o metalowych nóżkach i oparciach z cedrowymi obiciami, ustawiono wokół drewnianego parkietu, na którym kilka osób wirowało w szybkim rytmie. Całości dopełniały palmy w glinianych donicach oraz bananowe i tropikalne pnącza, które tworzyły dla tego wszystkiego idealny kontrast.

- Witam. - nagle, tuż za jej plecami, rozległ się głęboki głos. Julie odwróciła się, a widząc Erica, uśmiechnęła się. Ten, zmierzył ją od stóp do głów i odpowiedział tym samym.

- Wyglądasz prześlicznie. - ocenił i ujął ją pod rękę.

- Dziękuję. - wykrztusiła, prawie bez tchu. Zdała sobie sprawę, że z każdym ich spotkaniem, jej reakcja na niego jest coraz silniejsza.

      Wreszcie mogła przyjrzeć mu się dokładnie. Kiedy widziała go pierwszy raz, od razu zauważyła jaki jest przystojny, jednak dziś wyglądał jeszcze lepiej. Miał na sobie grafitowe spodnie, przepasane brązowym skórzanym paskiem, domyśliła się, że były one zapewne częścią garnituru. Czarną jak węgiel koszulę rozpiął tuż pod szyją, a rękawy podwinął do łokci. Wyglądał elegancko, ale za razem swobodnie. 

    Kiedy wsunął jej rękę pod ramię, zapach jego perfum sprawił, że zakręciło jej się w głowie.

- Chodź. - niczego nieświadomy, poprowadził ją przez główną salę, zręcznie omijając krążące między gośćmi kelnerki.

- Pomyślałem, że może chciałabyś zobaczyć całe Kyriakoss.

- Byłam tu już.- poinformowała go, uśmiechając się. - Jedzenie za każdym razem było wyśmienite.

      Eric spojrzał na nią uważnie.

- Mam nadzieję, że były to tylko wizyty w interesach albo przyjęcia. - powiedział, lecz zaraz ugryzł się w język. Sam nie wiedział dlaczego, ale na myśl, że mógłby zobaczyć z nią innego mężczyznę, czuł dziwny niepokój.

- Owszem. - potwierdziła, a on uśmiechnął się.

- Chodź, pokażę ci gdzie dziś będziemy jedli.

      Julie rozejrzała się.

- Nie wiem, czy uda nam się dziś w ogóle coś zjeść. Kyriakoss jest raczej zatłoczona. - zauważyła. - Ludzie czekają.

      Nie mówiąc nic, mężczyzna prowadził ją w głąb sali, aż wreszcie, doszli do ogromnych wahadłowych drzwi. Za nimi, znajdował się długi korytarz. Było to miejsce, do którego wstęp miały tylko osoby wtajemniczone, aż wreszcie, otwierając dębowe drzwi w końcu korytarza, Eric wprowadził ją do przestronnego pokoju urządzonego tak, by stanowił on odpowiednie, uwodzicielskie tło.

- Witaj w mojej prywatnej jadalni.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania