Poprzednie częściWspólnik - Rozdział I

Wspólnik - Rozdział II

- Spora inwestycja. - odparł Eric po chwili zastanowienia. - Chcę pięćdziesiąt procent.

Julie wstała i podeszła do okna. Wiedziała, że musi szybko rozważyć jego propozycję. Zresztą, bardzo dobrą propozycję, bo czymże jest te pięćdziesiąt procent udziałów, za możliwość uratowania restauracji, której poświęciła większą część swego życia. Miała jednak pewne obawy. Czuła, że powinna mu odmówić, musiałaby przecież zrezygnować z pełnej kontroli nad swoim interesem. A co jeśli on w końcu zechce zabrać jej Palmer Beach? Po krótkim namyśle, odwróciła się w jego stronę.

- Czyli, wszystkie decyzje dotyczące mojej restauracji, będę musiała z tobą konsultować?

- Tak, ale dzięki temu postawisz Palmer Beach na nogi i nie będziesz musiała prosić rodziny o ratunek. Poza tym, będziesz mogła śmiało korzystać z mojego doświadczenia. Chętnie pomogę ci w odbudowaniu utraconego budżetu. - uśmiechnął się zachęcająco.

- Więc będziemy musieli codziennie blisko ze sobą współpracować. - dodała.

- Uwierz mi Julie, to nie będzie trudne. - Sposób w jaki to powiedział sprawił, że jej puls nagle przyspieszył. To był flirt, ale jakoś nie potrafiła uśmiechnąć się w odpowiedzi.

Wiedziała kim jest Eric Radley, znała jego reputację playboya. Seksowny, atrakcyjny i bogaty potentat restauracyjny, który złamał niejedno serce. Najgorsze jednak było to, że silnie na nią działał. Siedział teraz przed nią czujny i niewzruszony, wciąż ją obserwował czekając na odpowiedź. Postanowiła więc jeszcze raz rozważyć jego ofertę, wszystkie „za” i „przeciw”. Musiała odwrócić wzrok, by zebrać myśli, ale jedynym i przeważającym jej decyzję „za” było to, że Eric pokryje jej gigantyczne straty, dzięki czemu, nie będzie musiała zaciągać kredytów i popadać w jeszcze większe długi.

- Muszę przyznać, że to naprawdę kusząca oferta. - stwierdziła. - Ale nie jestem do końca pewna czy mogę ci ufać, w końcu jesteśmy konkurentami, a ty przychodzisz tu jak gdyby nigdy nic i proponujesz mi coś takiego. - przyznała ze szczerą obawą.

- Pieniądze to chyba najlepsza oznaka zaufania, nie sądzisz?

- Tak, masz rację. - mruknęła. - Szczególnie, jeśli chodzi o dwa miliony dolarów.

Eric wstał i wkładając obie ręce do kieszeni, podszedł bliżej.

- Posłuchaj Julie, nie musisz podejmować decyzji w tej chwili. Przemyśl ją dobrze. Jeśli chcesz przyjdź do Kyriakoss, sprawdź mnie. Zobaczysz jak działam. Dzięki temu poznasz mnie lepiej i wtedy zadecydujesz.

Ona kiwnęła tylko przecząco głową.

- Nie mogę tak długo czekać. Szczerze mówiąc, jesteś moją ostatnią deską ratunku. - przyznała otwarcie, ale w duchu już zastanawiała się, czy kiedykolwiek uda jej się odkupić od niego te udziały. Teraz, kiedy na niego patrzyła, jakby przez krótką chwilę spostrzegła na jego twarzy wyraz zadowolenia, jednak kiedy się odezwał jego ton był znów poważny.

- Nie chcę, żebyś podjęła tę decyzję pochopnie. Prześpij się z tym, a jutro dasz mi odpowiedź.

Wtedy Julie wyobraziła sobie jak może wyglądać ich współpraca i ta wizja ciągłego, bliskiego kontaktu z Ericiem trochę ją zaniepokoiła. Czy będzie na tyle silna, by utrzymać z nim jedynie biznesowe kontakty? Czy będzie w stanie pracować z nim codziennie i nie poddać się jego czarowi?

- Niestety, nie mam żadnych innych możliwości. Przyjmuję twoją ofertę. - zdecydowała w końcu, wbrew swoim obawom. Naprawdę to powiedziała? Czy właśnie sprzedała duszę za restaurację? Nagle zdała sobie sprawę, że na długo, jeśli nie na zawsze zrezygnowała z pełniej kontroli nad własnymi interesami. Wciąż jednak przekonywała samą siebie, że to co zrobiła, kiedyś wyjdzie jej na dobre. Zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze. Choć od dawna znała reputację Erica, musiała przyznać, że dzisiejszego wieczoru mile ją zaskoczył. Jak na prawdziwego biznesmena przystało, przyszedł do niej, przedstawił rozsądną ofertę, ale nie naciskał na jej przyjęcie. Tak, jego towarzystwo naprawdę sprawiło jej ogromną przyjemność.

Nagle poczuła, jak ogromny kamień spadł jej z serca.

- Znakomicie! - wykrzyknął Eric. Znów zbliżył się i delikatnie położył dłonie na jej ramionach. - Nasza spółka odniesie ogromny sukces, zobaczysz, a ty oczywiście zatrzymasz swoją restaurację.

- Chciałeś powiedzieć, że będę się nią z tobą dzielić. - dogryzła. Spojrzała mu w twarz. Był zaledwie kilka centymetrów od niej. Gładko ogolony, z pełnymi i zmysłowymi ustami. Wyraźnie wyczuwała teraz zapach jego wody kolońskiej, a ciepło jego dłoni na jej ramionach przenikało przez bluzkę tak, jakby palił ją sam ogień. Uświadomiła sobie, że właśnie nawiązała współpracę z najprzystojniejszym mężczyzną jakiego do tej pory poznała.

- Przewiduję, że razem zarobimy więcej niż kiedykolwiek. - powiedział i nagle, jakby wyczuwając jej zdenerwowanie, odsunął się. Julie odetchnęła głęboko chcąc uspokoić rozszalałe myśli.

- To wszystko potoczyło się tak szybko. Potrzebuję czasu, żeby przyzwyczaić się do nadchodzących zmian. - odparła.

- Oczywiście. Więc może spotkamy się jutro rano by podpisać kontrakt?

- Szybko to idzie. Dobrze, niech będzie rano.

- Jeśli, oczywiście tobie to pasuje. Nie chciałbym ci psuć planów. - powiedział, zdając sobie sprawę, że zbytnio się pospieszył.

- Pamiętaj, że to ty decydujesz o terminie i że w każdej chwili możesz się wycofać. - uśmiechnął się.

- W porządku. - odparła bez entuzjazmu. Jeszcze nie do końca dotarło do niej to, na co się zdecydowała. Pomyślała jednak, że Eric jest wobec niej uczciwy dając możliwość zerwania umowy.

- Więc, co powiesz na spotkanie jutro o dziewiątej? Wspólnie przejrzymy kontrakt nim złożymy wizytę prawnikom. - zaproponował. Julie podeszła do biurka i zajrzała do stojącego na nim kalendarza.

- O dziewiątej będzie dobrze.

- W takim razie skontaktuję się z moim prawnikiem i umówię nas na popołudnie.

- Dobrze. a ja skontaktuję się z moim. Zadzwonię do naszego zaufanego doradcy.- Myślała o Nicku Walesie, który pracował dla jej rodziny od lat. Jeśli chodzi o sprawy biznesowe ten człowiek był, według niej, najlepszym specjalistą. Wiedziała, że może powierzyć mu swój sekret.

- Ufam mu w pełni. Dam ci jego wizytówkę. - sięgnęła do jednej z szuflad i wyciągnęła z niej kartonik z numerami telefonów. Chcąc mu ją podać, wyprostowała się i nagle zdała sobie sprawę jak blisko niej stoi. Cofnęła się odruchowo, a on uśmiechnął się szeroko.

- Nie bój się, nie gryzę. Choć może i miałbym ochotę. - rzucił rozbawiony. Julie roześmiała się lekko, choć tak naprawdę czuła się nieswojo kiedy był blisko. Po chwili wyciągnęła drugą wizytówkę. Zaskoczona, że jej dłonie drżą, szybko sięgnęła po długopis i modliła się w duchu, by tego nie zauważył.

- A to moja wizytówka, z numerami komórki i domowego telefonu.

- Dzięki. W takim razie ja dam ci swoje namiary. - Eric sięgnął do portfela. W czasie gdy pisał, Julie przyglądała się jego gęstym, czarnym włosom, a kiedy spojrzał na moment w górę przyłapując ją na tym, zarumieniła się.

Uśmiechnął się i podał jej wizytówkę.

- Chciałabym cię o coś prosić. - wyznała, chowając kartonik do torebki.

- Czy moglibyśmy naszą umowę przez jakiś czas utrzymać w tajemnicy?

- Oczywiście.

- Nie zrozum mnie źle. - dodała chcąc wytłumaczyć. - Nie chodzi o ciebie, tylko o moją rodzinę. Wolałabym, żeby na razie o niczym nie wiedzieli.

- Doskonale cię rozumiem. Czasem po prostu jest jej za dużo. - To było wspaniałe. W tym momencie poczuła, że podjęta przez nią decyzja musi być słuszna. Tak uczciwy i wyrozumiały człowiek jak Eric, nie może mieć przecież złych zamiarów.

- A co powiesz pracownikom? W końcu będą mnie tu codziennie widywać. - zagadnął.

- Coś wymyślę. - westchnęła i spojrzała mu w twarz. - Jesteś zbyt dobry, żeby być prawdziwy. - zażartowała.

- Wcale nie. Dobrze cię rozumiem. Pracujemy w tej samej branży, więc wiem, jakie kłopoty potrafi przynosić taki interes. - wyjaśnił.

- Poza tym, mam pieniądze na inwestycje, a to jest świetna okazja. Myślę, że będzie nam tu razem znakomicie. - dodał tak uwodzicielskim tonem, że wytrącił z jej głowy wszelkie myśli o interesach. Znowu to robił, znów z nią flirtował.

- Przypomnę ci to, kiedy pokłócimy się pierwszy raz. - zagroziła z uśmiechem. Nie miała najmniejszego zamiaru dać się wciągnąć w te jego gierki.

- Kłótnia z tobą? Nigdy w życiu! - wykrzyknął, opuszczając wzrok na jej usta. Patrzył na nią tak, że jej serce zabiło mocniej, a ciało zalała fala gorąca. Nagle wokół zapanowała niezwykle intymna atmosfera a cisza, która między nimi zapadła powodowała, że czuła się niezręcznie.

- Jeżeli oczywiście, będziemy robić wszystko po mojemu. - dodał prawie szeptem, nie spuszczając z niej wzroku. Julie wiedziała, że nie powinna z nim flirtować, ale tym razem nie mogła się powstrzymać.

- Myślisz, że ustąpię każdemu twojemu kaprysowi? - spytała kokieteryjnie i wtedy coś zabłysło w jego oczach, a na twarzy pojawił się uśmiech. Stali tak przez chwilę, bez słów wpatrując się w siebie.

- Czas już na mnie. - zauważył nagle Eric zerkając na zegarek. Odwrócił się do wyjścia i schował jej wizytówkę do kieszeni. Chwila, którą chciała napawać się w nieskończoność, prysła niczym mydlana bańka.

- Odprowadzę cię. - szybko dołączyła do niego przy drzwiach.

- Jutro rano ustalimy szczegóły kontraktu i oczywiście skonsultujemy się z prawnikami. - podsumował, a do jej głowy znów powróciły myśli o zobowiązaniu jakie właśnie podjęła. Zastawiała się, jak długo będzie musiała się do tego przyzwyczajać.

    W milczeniu przeszli przez, pełną gości salę główną i już po chwili znaleźli się na parkingu.

- Do zobaczenia jutro. - Eric uśmiechnął się, wsiadł do samochodu i odjechał. Julie stała jeszcze przez chwilę, patrząc jak jego samochód znika w oddali po czym wróciła do biura. Opadła na miękki fotel i zamyśliła się przez chwilę. Teraz jej największy konkurent jest jej partnerem. Myślała o tym jak będzie układać się ich współpraca. Oczywiście, że chciałaby żeby pozostawił całe zarządzanie w jej rękach, ale rozumiała dlaczego tak zrobił. Gdyby ona inwestowała w coś tak ogromną sumę pieniędzy, nie wiedząc wcale czy zakładane przez nią plany odniosą korzyści, też wolałaby mieć wszystko pod kontrolą. Musiała przyznać, że jest naprawdę świetnym biznesmenem. Na samą myśl o ich codziennej współpracy robiło się jej gorąco. Każdy jego ruch, spojrzenie, ton, były tak uwodzicielskie, że trudno było opanowywać budzące się w niej emocje. Będzie jednak musiała się tego nauczyć by móc czuć się swobodnie w jego towarzystwie.

Po chwili relaksu, wyprostowała się i sięgnęła po telefon. Zadzwoniła pod dobrze jej znany numer rodzinnego prawnika, żeby umówić się na jutrzejsze popołudnie. Im szybciej pieniądze znajdą się na jej koncie, tym szybciej będzie bezpieczna i uchroni się od odkrycia defraudacji przez braci. Na szczęście ze strony Nicka mogła liczyć na pełną dyskrecję. Po kilkunastu minutach odłożyła słuchawkę i po raz kolejny dzisiaj pociągając za mosiężny uchwyt otworzyła szufladę biurka. Popatrzyła na stos rachunków leżących na jej dnie. Pomyślała z ulgą że wreszcie będzie mogła je spłacić i uśmiechnęła się pod nosem. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę! - zawołała.

    Kierownik sali wsunął głowę przez uchylone drzwi.

- Panno Palmer, jeden z aktorów postanowił zorganizować u nas przyjęcie zaręczynowe. Pomyślałem, że może chciałaby pani być na zdjęciach.

- Oczywiście. Już idę. - odparła wstając od biurka. To może być całkiem nowy początek dla Palmer Beach.

 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Do swojego apartamentu, mieszczącego się w ekskluzywnej części South Beach, Julie dotarła dopiero tuż przed pierwszą. Aktor, który postanowił wynająć Palmer Beach na zorganizowanie przyjęcia, chciał omówić dokładnie wszystkie szczegóły, dlatego też spędzili w jej biurze jakieś dwie godziny. Później musiała rozporządzić zadania między personelem i przygotować umowę, ale kiedy wreszcie wróciła do domu mogła odetchnąć.

Cisza panująca wokół sprawiła jej prawdziwą ulgę. Po całym dniu w zatłoczonej restauracji jej organizm potrzebował odpoczynku. Po wzięciu prysznica, ubrana w błękity miękki szlafrok, weszła do salonu z którego roztaczał się widok na ocean. Z kieliszkiem słodkiego czerwonego wina w dłoni, puściła swoją ulubioną płytę i rozkoszując się łagodną muzyką, usadowiła się wygodnie na miękkiej, obitej beżowym materiałem kanapie. Mimo iż pokój był niewielki, lubiła w nim przebywać. Po ciężkim dniu w pracy, stawał się on dla niej prawdziwą oazą spokoju. Jasne kolory nadawały mu przytulnego wyglądu, a półki wypełnione książkami i wiszące na ścianach obrazy, były jej osobistym wkładem w wystrój tego wnętrza. Kiedy siedziała tak, przy ledwo rozpraszającym mrok świetle małej lampki, zdała sobie sprawę, że dopiero teraz od chwili ujawnienia tej afery z pieniędzmi, jest naprawdę zrelaksowana.

Gdy jej kieliszek był już pusty, weszła do sypialni, otwarła dwudrzwiową mahoniową szafę i przez chwilę zastanawiała się co jutro włoży. Po dokładnym przeglądzie swej garderoby, wybrała biały kostium i ciemnoniebieską, jedwabną bluzkę. Stanęła przed lustrem i przyłożyła do siebie strój ale, nie wiadomo dlaczego, zamiast swojego odbicia zobaczyła Erica. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Polubiła go, a ich wczorajsza rozmowa i flirt z jego strony sprawiły jej prawdziwą przyjemność. Uśmiechnęła się na to wspomnienie.

- Lepiej się pilnuj. - ostrzegła samą siebie na głos, grożąc palcem do wiszącego przed nią lustra.

Właśnie wsunęła się pod kołdrę, gdy zadzwonił telefon stojący na jej nocnym stoliku. Szybko odebrała i układając się na puchowych poduszkach, wsłuchała się w głos swojego wspólnika, a kiedy wreszcie odłożyła słuchawkę okazało się, że przegadali dobrą godzinę. Nic dziwnego. Tematy wydawały się nie mieć końca. Była zdziwiona jak wiele ich łączy. Może ta współpraca rzeczywiście będzie układać się tak dobrze jak przewidywał? Wreszcie położyła się wygodnie i zamknęła oczy, ale dłuższy czas nie mogła zasnąć. Nagle poczuła wewnątrz niepokojący lęk, coś nie dawało jej spokoju. Ocknęła się nagle, z szeroko otwartymi oczami, wpatrzonymi w otaczającą ją ciemność. Zerknęła na zegarek. Była prawie piąta rano. Odrzuciła kołdrę i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. Co chwilę ogarniała ją nowa fala wątpliwości. Czy nie za szybko zgodziła się na tę spółkę? Czy kolejny raz okazała się zbyt ufna? Może niezbyt uważnie przemyślała tę decyzję i po prostu uległa jego urokowi? Wszystkie te myśli zaczynały ją przerażać, jednak najbardziej obawiała się czegoś innego. Bała się, że Eric ma jakieś ukryte motywy, a ona nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.

Następne częściWspólnik - Rozdział III

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania