Wyspa

Artur odzyskał przytomność, dookoła widział rannych ludzi, słyszał ich krzyki, wołanie o pomoc. Podniósł się, poczuł silny ból głowy, jednak wiedział, że musi pomóc innym. Adrenalina dodawała mu siły. Chaos ogarnął wszystkich, żaden z pasażerów nie widział, dotychczas tyle śmierci w jednym miejscu.

- Pomocy! Ratunku! - Artur usłyszał wołanie młodego mężczyzny, pochylającego się nad młodą kobietą. Podbiegł do pary, chcąc im pomóc.

Dziewczyna miała wbitą w brzuch część od wózka stewardessy. Owa metalowa część przebiła ją na wylot. Kobieta miała otwarte oczy, a jej zbrudzona krwią twarz, skamieniała na zawsze. Artur domyślił się, że dziewczyna nie żyje. Spojrzał chłopakowi prosto w oczy i ze współczuciem pokręcił głową. Młodzieniec zdawał się nie przyjmować tej informacji do świadomości i wlekł martwe ciało dziewczyny z dala od płonącego wraku, próbując desperacko chronić ją przed płomieniami.

Jak na zawołanie rozpętała się wichura. Zimny deszcz powoli gasił ogień, nie pozwalając pochłonąć mu wszystkiego dookoła. Artur zauważył w oddali dwóch chłopców, wtulonych w siebie, jeden głośno płakał, a drugi starał się go uspokoić.

- Widzieliście gdzieś swoich rodziców? - Zapytał starszego, bardziej opanowanego chłopca.

Przerażone dzieci przyglądały się mężczyźnie w milczeniu, po chwili starszy odpowiedział na zadane pytanie.

- Lecieliśmy sami.

- Sami — powtórzył, dysząc — Nie bójcie się, wszystko będzie dobrze. Jak masz na imię?

- Andy — do oczów chłopca napłynęły łzy — Andy Flower, a to mój brat Joseph — kontynuował zachrypniętym głosem — lecieliśmy do domu. Babcia wsadziła nas w samolot. Powiedziała, że na lotnisku, będzie czekać na nas mama. Co się stało? Proszę mi powiedzieć! - rozhisteryzowany chłopiec zaczął płakać — czy my naprawdę się rozbiliśmy? Gdzie jesteśmy?

- Andy, musisz być dzielny, musisz zająć się braciszkiem — Artur starał się uspokoić chłopca — mogę na Ciebie liczyć?

Nieopodal nich przeszła młoda kobieta, zasłaniająca twarz rękoma. Była to szczupła szatynka, przeciętnego wzrostu. Miała podarte i zakrwawione ubranie, jednak poruszała się o własnych siłach, rozglądając się dookoła. Jak reszta pasażerów nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje.

- Hej! Proszę Pani! - Artur przywołał gestem szatynkę.

Kobieta spojrzała za siebie, nie zauważyła nikogo, kto odpowiedział na gest Artura. Wskazała palcem na siebie, aby upewnić się, że to właśnie ją wzywa.

- Tak ty, podejdź tutaj! - rozkazał, zdezorientowanej pasażerce, ta posłusznie podeszła — Jak się nazywasz? - dodał.

- Mia — kobieta odgarnęła mokre włosy z czoła.

- Andy, Joseph — Artur zwrócił się do chłopców, trzymając ich za szczupłe ramiona — to jest Mia, zajmie się wami do mojego powrotu — podniósł się i spojrzał szatynce w oczy — schowajcie się przed ulewą.

Artur oddał dzieci pod opiekę Mii, a sam ruszył na pomoc pozostałym.

Samolot rozbił się na wielkiej polanie, dookoła był tylko las, który okazał się dobrym schronieniem przed wiatrem i deszczem. Mia i chłopcy schowali się w gęstwinach, wystarczająco daleko, aby nie musieć oglądać katastrofy. Z głębi lasu wyszedł poszarpany mężczyzna, Mia odruchowo ukryła dzieci za plecami. Zmierzył przybysza wzrokiem, był to wysoki, dobrze zbudowany brunet o niebieskich oczach i łobuzerskim spojrzeniu.

- Pomożesz mi? - mężczyzna podszedł do Mii, trzymając się za ramie.

- Z czym?

- Z tym — odsłonił rękę, w której tkwił kawałek szkła — powinienem wyjąć to sam, ale nie lubię widoku krwi.

- Taki duży chłopiec, a boi się krwi? - dziewczyna rozdarła rękaw koszuli przybysza, aby dobrze widzieć ranę — Na trzy?

- Raz... - mężczyzna zaczął odliczać.

- Dwa — Mia pociągnęła za kawałek szkła, a krew z ramienia mężczyzny popłynęła ciurkiem.

- Kurwa! - wrzasnął z bólu, uciskając ranę — miało być na trzy.

- Nie ma za co — kobieta oderwała rękaw koszuli nowego znajomego i zawiązała powyżej rany, odcinając dopływ krwi — trzeba to opatrzyć — dodała.

- Masz plaster? - spytał ironicznie, oddalając się na krok od dziewczyny.

Nagle zza pleców kobiety wychylił się Andy i zasugerował, że mogą znaleźć coś w walizkach. Mia skarciła go wzrokiem i kategorycznie zabroniła zbliżać się do samolotu.

Tymczasem emocje, na miejscu katastrofy, powoli opadały, górę zaczął brać zdrowy rozsądek i chęć przetrwania. Ludzie dzielili się na dwie grupy: martwych i tych, którzy nie odnieśli żadnych, poważnych obrażeń. Tak precyzyjny podział graniczył z cudem, nikt nie potrzebował natychmiastowej hospitalizacji. W końcu ktoś zdecydował się zapanować nad sytuacją i przejąć pozycję lidera. Był to Alvin Scott, czterdziestoletni biznesmen z Los Angeles, wiedział jak zarządzać grupą ludzi i zażegnać zbiorową panikę. Wybrał dobrze widoczne miejsce i zaczął przemowę.

- Ludzie! - wrzasnął w stronę tłumu — posłuchajcie mnie! - duża grupa rozbitków spojrzała na Alvina, który przyciągną ich uwagę — Nazywam się Alvin Scott. Rozbiliśmy się około pół godziny temu. Biorąc pod uwagę długość lotu, powinniśmy pokonać już 3/4 drogi. Uderzyliśmy dziobem w ziemię z niesamowitą prędkością, czy ktoś z załogi samolotu mnie słyszy i może powiedzieć nam, gdzie dokładnie jesteśmy?

Wszyscy spojrzeli po sobie, szukając wzrokiem żywego członka załogi. Nikt się nie odezwał. Scott przełknął nerwowo ślinę, stracił grunt pod nogami. Widział, jak ludzie zaczynają się denerwować, szeptać między sobą. Wiedział, że jeśli chce zapanować nad tłumem i uniknąć kolejnego wybuchu paniki, musi najpierw zapanować nad samym sobą. Wiedział, że najlepszym sposobem na odwrócenie uwagi, jest zlecenie ludziom pracy.

- Wy - Alwin wskazał palcami na grupę dziesięciu osób — sprawdźcie, czy nikt nie został we wraku, a wy — wskazał drugą grupę ludzi — poszukajcie drugiej części samolotu, może spadła gdzieś w pobliżu. Może ktoś jest w dżungli. Przyprowadźcie wszystkich tutaj! - rozkazał, po czym kontynuował zdecydowanym tonem — ja i pozostali sprawdzimy, wszystkie ciała. Może ktoś stracił przytomność i potrzebuje pomocy.

- I co dalej? - spytał jakiś mężczyzna w tłumie.

- Poczekamy tutaj na ratunek. Wszyscy razem — oświadczył władczo Scott.

Rozbitkowie zaakceptowali Alvina w roli lidera i posłusznie zabrali się, za wykonywanie powierzonych im zadań. Artur starał się powstrzymać pierwszą grupę składającą się z samych mężczyzn, jednak Ci sprytnie go ominęli, nie zwracając uwagi na jego słowa.

- Oszalałeś?! - Artur popchnął dowodzącego Scotta, który upadł na ziemie.

- O co Ci chodzi kretynie?! - Alvin podniósł się, odwzajemniając atak. Mężczyźni zwrócili na siebie uwagę gapiów.

- Po co ich tam posłałeś? - wrzeszczał — wrak wciąż się pali. Poczekamy tutaj na ratunek? - Artur machinalnie puknął się w czoło palcem — przecież samolot może w każdej chwili wybuchnąć. Wiesz, że paliwo jest łatwopalne? — kontynuował poirytowany. Powinniśmy się stąd jak najszybciej oddalić!

- Wyluzuj! - biznesmen, zaczął czyścić drogie, dobrze skrojone spodnie — jesteśmy tutaj już pół godziny, gdyby miał wybuchnąć, już dawno... - nagła potężna eksplozja, przerwała kłótnię mężczyzn.

Wszyscy odruchowo padli na ziemię, chowając głowę. Wybuch rozerwał ciała wszystkich tych, którzy znajdowali się zbyt blisko samolotu lub w nim. Grupa przeszukująca wrak zginęła na miejscu, nie mieli szans na przeżycie. Alvin nie mógł uwierzyć własnym oczom, dotarło do niego, że posłał tych ludzi na śmierć. Stał jak wryty, spoglądając to na Artura, to na miejsce wybuchu.

- Wszyscy kryć się! - tym razem tłum posłuchał Artura i biegiem oddalili się od wraku, nie zwracając uwagi na innych.

Alwin wciąż stał jak wryty, inni rozbitkowie trącali go, biegnąc w stronę drzew. Wszyscy obawiali się kolejnego wybuchu. Nagle Artur usłyszał w popłochu wołanie o pomoc. Odwrócił się i zobaczył młodego mężczyznę przygniecionego kawałkiem blachy. Rozpoznał go, to był ten sam człowiek, który tuż po katastrofie wlókł martwe ciało kobiety, przebite na wylot prętem.

- Scott! - zawołał skamieniałego biznesmena, wyrywając go z transu — tam ktoś został, sam go nie uwolnię.

Alvin miał wyrzuty sumienia z powodu mężczyzn, których przez swoją głupotę skazał na śmierć, dlatego bez wahania ruszył na pomoc uwięzionemu młodzieńcowi, aby uratować chociaż jedno istnienie. Mężczyźni chwycili fragment blachy i zapierając się z całych sił, lekko unieśli ją do góry. Młodzieniec wyczołgał się resztkami sił, był załamany, bowiem pod blachą zostało ciało kobiety, którą próbował ratować. Nie chciał jej zostawiać, Artur i Alvin siłą zaciągnęli go w bezpieczne miejsce. Chłopak siedział i płakał, bił pieścami w ziemię.

- Zostań z nim — powiedział Artur, klepiąc Scotta po ramieniu.

Następne częściWyspa 2 Wyspa 3

Średnia ocena: 4.1  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • NataliaO 02.04.2015
    Bardzo realistycznie napisane. Ciekawe opowiadanie. 5:)
  • Linka 02.04.2015
    nie przepadam za historiami katastroficznymi ale ogólnie opowiadanie fajne, nie miałam problemu z wyobrażeniem sobie sytuacji.
  • Nithael 02.04.2015
    Bardzo dobre opowiadanie :) wszystko było takie realne, akcja przebiegała płynnie i zaskakiwała, czuć było, grozę miejsca i katastrofy, oraz powagę sytuacji. Świetnie napisane :) Daję 5 :) Czekam na dalsze części...
  • Tynina 03.04.2015
    Jeśli te opinie są szczere to się bardzo cieszę, zależało mi na tym żeby łatwo się czytało
  • Amy 03.04.2015
    Chaos ogarnął wszystkich, żaden z pasażerów nie widział, dotychczas tyle śmierci w jednym miejscu.
    Chaos ogarnął wszystkich, żaden z pasażerów nie widział dotychczas tyle śmierci w jednym miejscu.

    Przerażone dzieci przyglądały się mężczyźnie w milczeniu, po chwili starszy odpowiedział na zadane pytanie.
    Przerażone dzieci przyglądały się mężczyźnie w milczeniu, po chwili starszy odpowiedział:
    Nie mógł odpowiedzieć na nic innego, jak tylko na zadane pytanie, więc chyba nie trzeba tego pisać.

    Powiedziała, że na lotnisku, będzie czekać na nas mama.
    Powiedziała, że na lotnisku będzie czekać na nas mama.

    - Tak ty, podejdź tutaj! - rozkazał, zdezorientowanej pasażerce,
    - Tak, ty, podejdź tutaj! - rozkazał zdezorientowanej pasażerce,

    Zmierzył przybysza wzrokiem, był to wysoki, dobrze zbudowany brunet o niebieskich oczach i łobuzerskim spojrzeniu.
    Zmierzyła przybysza wzrokiem, był to wysoki, dobrze zbudowany brunet o niebieskich oczach i łobuzerskim spojrzeniu.
    To Mia zmierzyła go wzrokiem. Literówka.

    ja i pozostali sprawdzimy, wszystkie ciała.
    ja i pozostali sprawdzimy wszystkie ciała.

    Rozbitkowie zaakceptowali Alvina w roli lidera i posłusznie zabrali się, za wykonywanie powierzonych im zadań.
    Rozbitkowie zaakceptowali Alvina w roli lidera i posłusznie zabrali się za wykonywanie powierzonych im zadań.

    - O co Ci chodzi kretynie?!
    - O co Ci chodzi, kretynie?!

    - Wyluzuj! - biznesmen, zaczął czyścić drogie, dobrze skrojone spodnie — jesteśmy tutaj już pół godziny, gdyby miał wybuchnąć, już dawno... - nagła potężna eksplozja, przerwała kłótnię mężczyzn.
    - Wyluzuj! - biznesmen zaczął czyścić drogie, dobrze skrojone spodnie. — Jesteśmy tutaj już pół godziny, gdyby miał wybuchnąć, już dawno...
    Nagła potężna eksplozja przerwała kłótnię mężczyzn.

    pieścami - pięściami

    Dlaczego ta dziewczyna miała twarz we krwi, skoro metalowa część wózka wbiła jej się w brzuch?

    Opowiadanie świetne! Bardzo mi się podobało. Dobrze ukazałaś zachowania ludzi, ich panikę, strach i rozpaczliwe pragnienie, by ktoś przejął funkcje lidera. Szkoda tylko, że nikt prócz Artura nie sprzeciwił się Alvinowi.
  • NataliaO 03.04.2015
    Opinie są szczere. naprawdę świetnie Ci to wyszło.
  • Tynina 03.04.2015
    Kurczeee....dzięki Amy, że chciało Ci się tak dokładnie prześledzić tekst :3
    A co do zakrwawionej twarzy. Jak coś wbije się w żołądek, to wtedy pluje się krwią ;)
  • Amy 03.04.2015
    Nie ma za co. :) Twoje opowiadanie jest naprawdę dobre, a tych błędów nie było zbyt dużo, więc dlaczego nie miałabym ich wyłapać? Co do tej uwagi z krwią... chyba muszę się najpierw dziesięć razy zastanowić, nim się do czegoś przyczepię. :D
  • Nithael 25.04.2015
    Tynina czekam, i czekam i nie mogę się już doczekać kontynuacji ,,Wyspy,, :) Będzie kolejna część ?.
  • Tynina 02.05.2015
    @Nithael
    Oh! Dopiero teraz przeczytałam twój komentarz, który jest serio bardzo miły i podbudował moją samo ocenę!
    Dziękuję ślicznie :)
  • Niebieska 25.08.2015
    Zgadzam się z osobami powyżej. Ciekawe opowiadanie, wszystko ładnie ukazane. Idę czytać następną część :)
  • KarolaKorman 26.08.2015
    Mnie trochę brakowało realizmu, o którym piszą poprzednicy, ale ciekawa jestem kolejnej części, więc lecę 4 :)
  • Anonim 01.09.2015
    "Alvin nie mógł uwierzyć własnym oczom", "- Wy - Alwin wskazał palcami na grupę dziesięciu osób" - Alwin n Alvin, niedopatrzenie :)

    Pachnie mi serialem "Lost", a Artur to taki trochę Jack, chłodna głowa i przyłbica spokoju. Opowiadanie dobre, ALE jak zauważyli tam wyżej, mało realistyczne. Brakowało mi paniki, odruchu wymiotnego ze strachu, szalonego płaczu za zmarłymi w samolocie krewnymi, i tak dalej. Poza tym za szybko jeden objął przywództwo, spodziewać się można było większego chaosu i dezorientacji, ale to tam moje bajdurzenia :p Fantasy w twoim wykonaniu podobało mi się bardziej, ale i tak solidne 4. :)
  • Ronja 01.09.2015
    Mi też skojarzyło się od razu z Lostami, chociaż to trochę takie głupie myślenie, bo przecież tu motyw rozbitków, może być bardzo szeroki i zupełnie inaczej rozwinięty :) dalsze części jeszcze przede mną, więc przypuszczam, że tam się dowiem :) Co do treści to mnie zaciekawiła, do tego tekst czyta się naprawdę przyjemnie. Właściwie utknęłam tylko w jednym momencie, chodzi o: "Mia odruchowo ukryła dzieci za plecami. Zmierzył przybysza wzrokiem, był to wysoki, dobrze zbudowany brunet o niebieskich oczach i łobuzerskim spojrzeniu". Wiem, że to tylko literówka, ale w kontekście całego akapitu, spowolniła czytanie. Przez chwilę zastanawiałam się czy to ona, czy któryś z chłopców. Jest to tylko drobnostka, i tak każdy się zorientuje, ale mimo wszystko po poprawce czytałoby się jeszcze lepiej.
    Gdzieś wyczytałam także, że warto nie wprowadzać na raz bohaterów o imieniu/ksywce zaczynającej się na tę samą literę, bo czytelnik może się pogubić. A raczej istnieje większe prawdopodobieństwo, że się pogubi, niż gdyby zaczynały się na różne litery, były różnej długości. Tu co prawda imiona są krótkie i znane, nie jakieś wymyślne, ale panów na A jest aż trzech i przyznam szczerze, że raz musiałam cofnąć by nie pomylić. Może się przyda taka rada :).
    Najbardziej podobał mi się motyw, z chłopakiem ciągnącym ciało swojej kobiety, do którego nie docierało, że luba już nie żyje. Naprawdę mocno to do mnie trafiło, aż poczułam ścisk w brzuchu :). Osoby wyżej, twierdzą, że zachowania ludzi mało realistyczne, a ja myślę, że całkiem nieźle je przedstawiłaś. Ludzie w takich sytuacjach zachowują się zupełnie różnie i ty właśnie takie różne zachowania nam pokazałaś. Mnie to satysfakcjonuje!
    Kończę więc ten przydługi komentarz i zabieram się za kolejne części.
  • Ekler 02.09.2015
    Jeszcze nie otrząsłem się po tym, że skończył się mój serial (LOST) a tutaj mam podobną historię!
    Widzę, że czasem niepotrzebnie piszesz "Ci, Tobie, Cię" z dużej litery (tak jak ja :D) Do poprawy! Też zwróciłem uwagę na tę literówkę co Ronja + kilka zbędnych przecinków. Gdy po "jak" "a" "albo" jest porównanie, nie stawiamy przecinków np. Wysoki jak brzoza. Dajemy je tylko wtedy, gdy po którymś z tych słówek jest kolejne orzeczenie.
  • Vasto Lorde 02.09.2015
    Błędy wymienione i nie są duże więc nie mogę się czepiać :D

    Co tu dodać... Przeczytałem, mam chęć przeczytać więcej (chyba też tak uczynię) no i ogólnie nieźle się wciągnąłem. Serial LOST podobał mi się i lubię tego typu filmy/opowiadania :D Mogę łatwo stwierdzić, iż wszystko jest nieźle przemyślane. Bohaterowie nie wydają się nudni, a dalsza "przygoda" pewnie nieźle się rozwinie :) Podsumowując... pomijam błędy przy takiej fabule i z czystym sumieniem piątka. Zaciekawiła mnie postać mężczyzny, który ciągnął ciało kobiety. :)
  • Ronaldinho 02.09.2015
    To lecim na Szczecin :D Przez komentarze powyżej też widzę tutaj Zagubionych :(! Zrób z tego postapo! Niech cały świat umrze, a oni zostaną jedynymi żywymi, którzy będą musieli przedłużyć gatunek! Albo niech na wyspie będą wściekłe zombiaki!
  • Galthar01 02.09.2015
    Pomysł bardzo fajny (choć z pewnością nieoryginalny :D). Ludzie zostają bez niczego i muszą zacząć budować od nowa własne społeczeństwo, Co nie jest latwe i może prowadzić do wielu zgrzytów między członkami załogi.

    Świetnie oddany dramatyzm. Az można odczuć ten strach, przerażenie i niepewność u samego siebie.
    Choć z drugiej strony akcja gna jak szalona. Ja byłbym za tym,żeby pisać krótsze rozdziały, ale za to bardziej szczegółowe, skupione na jednym.
    Nie podobało mi się też to,że podsuwasz czytelnikom wszystko pod nos, że np alvin wiedział że muszą coś robić żeby nie palnikowac - tego powinniśmy domyślić się sami, wydaje mi się, że nie potrzeba o tym wspominać.
    Na błędy nie patrzę. Zostawiam 4. Mam nadzieję, że, choć spóźniony, coś pomogłem :D
  • Johnny2x4 05.09.2015
    Spóźnione, ale bardzo fajne opowiadanie. Wszystko na miejscu i mało błędów. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania