Złamani lecz żywi: Przypadek Pejro
Mamo ? Mamo ! Obudź się, proszę, nie rób mi tego proszę. Obudź się, wszystko będzie dobrze. Wstań już chodźmy do domu, proszę.
Zapłakany ośmioletni Pejro klęczał przy martwym ciele swej matki. Miała zakrwawione czoło i głębokie rany na brzuchu. Nie było w niej życia, tylko zimne, nieruchome i zakatowane truchło. Młody Pejro nie mógł uwierzyć że jego matka już odeszła, twarz miał zmieszaną z deszczem, łzami i krwią, uderzał lekko w ciało matki by ją obudzić. Lecz nie ważne jak głośne jego krzyki i rozpacz były, nie mogło to przywrócić jej do życia. Leżał obok niej, gdzieś w ciemnej, brudnej alejce gdy nagle poczuł ogromne zawroty głowy.
O nie, mamo, gdzie jesteś ? Pomóż mi. Jest tak ciemno, nic nie widzę. O nie, co to jest ? Dotykam czegoś, śliskiego ? Jakaś maź, lepka i gęsta, co się ze mną dzieje. Ah! Błysk. I...nie, nie, nie , ahh! Ja nie chce tu być , mamo weź mnie stąd. Moja ręka dotknęła kamienia, w którym ujrzałem, czyjeś oczy.
Pomocy...
Zamknął oczy, przestraszony Pejro został znaleziony przez jakiegoś nieznajomego mu człowieka, który przechodził obok. O dziwo Pejro nie został zaszlachtowany, nieznajomy zaprowadził go do sierocińca. Przyjęli go, jednak on nie odezwał się ni razu, od początku siedział w koncie z zasłoniętą głową, trząsł się okropnie.
To się nie dzieje, to musi być jakiś koszmar, obudzę się w moim wygodnym łóżku i ujrzę twarz mojej kochanej mamy. Co ? Nie, błagam odejdź. "Twoja agonia mnie karmi, zniszczę twą młodą dusze" Nie mów tak, czym jesteś ? Daj mi spokój, jestem tylko dzieckiem, ja chce do moich rodziców. Tato...Mamo...
W sierocińcu nadeszła noc, nikt nie próbował pomóc Pejro, wszystkich odstraszał. Miał osobny pokój, leżał w łóżku a światło księżyca świeciło mu po oczach. Nie mógł spać , cały czas przed sobą miał obraz swojej leżącej w brudzie i deszczu martwej matki. Co zamykał oczy , coś nie pozwalało mu spać, słyszał szepty, czuł coś niedopisania, coś czego dziecko w jego wieku nie powinno czuć. Strach, obłęd i rozpacz, jego dusza powoli czerniała, mrok pochłaniał jego dziecięcy byt, umierał od środka. Bezlitosne istnienie było wraz z nim, czuł je.
Mamo, mamo, czy wiesz co to cierpienie ? Jak to jest, odebrać komuś życie ? Nie wiem już co się ze mną dzieje ale, czuje potrzebę zabijania, dziwnie to brzmi, wiem, mam tylko osiem lat. Jednak jestem prowadzony tam, widzę ludzi, rozczłonowanych i zniszczonych, tak ! Mamo ! Będziesz ze mnie dumna !
Następna noc w sierocińcu należała do wyjątkowych. Gdy wszyscy już spali, Pejro wziął do ręki wcześniej skradziony nóż kuchenny. Z opuszczoną głową w dół i czernią w oczach, bezlitośnie wykrwawił wszystkich z sierocińca. Nabijał gardła młodszym od siebie, przebijał czoła opiekunom, wszystko po cichu, tak że nikt nie słyszał żadnych krzyków, jak prawdziwy zabójca, ośmiolatek. Cały budynek opustoszał i gdy śmierć zawładnęła owym miejscem, Pejro wyszedł cały we krwi nadal z nożem w ręku. Gdy policja dotarła na miejsce, winnego już nie było, śledczy byli przerażeni tym jak w brutalny sposób, ktoś wymordował te wszystkie dzieci. Złapanie winnego uznano za priorytet.
Od tamtej nocy, w Daranhallu, dziecko stało się mordercą.
"Człowiek to sterta mięsa i kości, wiek nic nie zmienia"
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania