Poprzednie częściZombie Game

Zombie Game - 1. Plan idealny cz. 3

Za oknem było już ciemno, ale nikt nie myślał o tym, by położyć się spać. Obstawili wszystkie okna w mieszkaniu i, choć żadne z nich nie chciało się do tego przyznać, czekali. Każde z nich, pogrążone we własnych myślach, próbowało dojrzeć cokolwiek w ciemności. Czy zobaczą dzisiaj zombie? A może będą siedzieć do rana i utwierdzą się w przekonaniu, że to wszystko było tylko żartem? Im dłużej nad tym rozmyślali, tym bardziej zaczynali wierzyć, że ta noc nie skończy się za dobrze.

- Myślisz, że Kamil jest bezpieczny? – zapytała nagle Gosia.

Zaskoczona tym nagłym pytaniem Paulina oderwała wzrok od szyby i spojrzała na swoją przyjaciółkę.

- Na pewno – uśmiechnęła się do niej ciepło – Ale lepiej by było, gdybyś go zapytała.

Gosia milczała przez chwilę. Rozważała wszelkie możliwości i zadzwonienie o tej porze do chłopaka mogło przynieść same negatywne skutki. Nie chciała go martwić, ani też bać się o to co może go spotkać. Teraz musiała skupić się na sobie i swojej rodzinie.

- Jutro – zdecydowała w końcu – Jak tylko wszystko się wyjaśni – powiedziała, choć w jej głosie nie było słychać przekonania.

Paulina przez chwilę obserwowała dziewczynę. Znała ją na tyle dobrze, aby wiedzieć co dzieje się teraz w jej głowie, a przynajmniej orientować się na tyle, aby nie próbować jej przekonywać.

- Jutro – zgodziła się i z powrotem zaczęła obserwować ciemność.

 

Tomek siedział na parapecie, grając z Pawłem w karty. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, choć w głębi duszy czuł jedynie niepokój, ale w ciągu tych wszystkich lat w szkole nauczył się uśmiechać nawet wtedy, gdy sytuacja była naprawdę beznadziejna. Nie raz nauczyciele się wkurzali, widząc, że ich reprymendy w ogóle do niego nie docierają. Prawda była zupełnie inna, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. W końcu Tomek nigdy się niczym nie przejmował, więc czemu miało go ruszyć coś takiego? Apokalipsa zombie nie była wyjątkiem.

- Oszukujesz! – krzyknął Paweł i rzucił karty na stół – Tak się nie bawię! – dwunastolatek założył ręce na piersi i spojrzał na niego spod byka.

- Ja? – Tomek udał zdziwionego – Ja nigdy nie oszukuję! – zaśmiał się – Jak śmiesz wątpić w moją uczciwość? - uniósł brwi do góry, próbując ukryć cisnący się na usta uśmiech.

- Jakbym cię nie znał – Paweł zmarszczył brwi.

Łatwo go było wyprowadzić z równowagi. Przeważnie wystarczało jedno słowo, aby zaczął się rzucać do wszystkich. Większość osób to denerwowało, ale Tomek lubił prowokować Pawła, bawiło go jego zachowanie. Na dodatek z czasem zaczął zauważać, że dzieciak uodparnia się na niektóre prowokacje, dzięki czemu w szkole zachowywał się mniej destruktywnie, a to bardzo cieszyło jego mamę. Nie żeby ten efekt był zamierzony, Tomek nie spodziewał się, że jego ulubiona „rozrywka” może w jakikolwiek sposób pomóc w utemperowaniu jego charakteru.

- No, może trochę oszukiwałem… - przyznał niby niechętnie Tomek – Ale liczy się tylko rezultat! – dodał zaraz ze znacznie większym entuzjazmem.

- Wal się – Paweł pokazał mu język.

- Paweł, słownictwo! – zawołała z drugiego pokoju jego mama.

- No właśnie, Paweł, słownictwo! – powtórzył po niej Tomek.

Nawet nie zauważył kiedy Paweł się podniósł.

Chwilę później słychać było głośny śmiech dwunastolatka.

 

Ola siedziała z rodzicami w salonie, kuląc się na fotelu z pluszakiem w ręce. Bała się. W głowie widziała najgorsze scenariusze dzisiejszej nocy. Widziała wystarczająco dużo filmów o zombie, aby wiedzieć, że nie zawsze są one powolnymi i ślepymi istotami, którym bez problemu można uciec. W jej wyobrażeniach to, co miało się dzisiaj pojawić, było duże, szybkie i przerażająco silne. Umysł podsuwał jej obrazy chodzących po suficie szkarad, którym z ust leci żółć. Trzęsła się tak bardzo, że aż zwróciła na siebie uwagę ojca.

- Hej, skarbie, nie bój się – kucnął przed nią i położył jej dłoń na kolanie – Wszystko będzie w porządku, słyszałaś co mówił Tomek i Paulina. To tylko głupi żart – uśmiechnął się do niej czule.

Pani Ewa stanęła za oparciem fotela i pogładziła córkę po głowie.

- Z nami nic ci nie grozi – zapewniła ją i pochyliła się, aby cmoknąć ją w czoło.

Ola nie odpowiedziała.

Może i była mała, ale nie była głupia. Widziała, że oni też się boją. Tak samo jej siostra, Paulina i Tomek. Wszyscy udawali, że jest okej, ale ona wiedziała swoje.

Czuła, że nic tej nocy nie pójdzie dobrze.

 

Wybiła północ. W mieszkaniu zapanowała cisza. O tej godzinie miała rozpocząć się gra, w której stawką było ich życie, jak i przyszłość całego świata.

Całą wioskę spowiła cisza. Wydawało się, że nawet wiatr na chwilę stanął, aby nie przegapić pierwszej oznaki apokalipsy.

Mijały minuty, ale nic się nie działo. Grupa powoli zaczynała się rozluźniać. Brak zagrożenia. Ta myśl zaczynała przedzierać się przez ich myśli, przynosząc ulgę i spokój.

Na twarzy pani Ewy pojawił się uśmiech. Nie było żadnego startu, krzyków czy jęków. Ktoś sobie z nich zażartował.

- Powinniśmy odsunąć meble? – zapytał Paweł.

Wzrok wszystkich skierował się na jego osobę. Posunięcie to wydawało się logiczne – skoro to był tylko żart to mieli szansę udawać, że wcale się nie nabrali. Tomek otworzył usta, aby poprzeć ten pomysł, ale w tej samej chwili coś uderzyło o drzwi.

Wystarczyła dosłownie chwila, aby wszyscy znaleźli się przy oknie.

W ciemności majaczyła się czyjaś sylwetka. Uderzała ona raz po raz w drzwi, warcząc na tyle głośno, że byli w stanie ją usłyszeć.

- Myślicie, że to wynajęty przez zamaskowanego doktorka prankster? – zapytała Gosia szeptem.

Nikt jej nie odpowiedział. Cała ta sytuacja wydawała im się przerażająca, ale i śmieszna zarazem. Czy to aktor? A może jednak prawdziwy zombie? Nie potrafili na to odpowiedzieć.

- Może po prostu to sprawdzimy? – zasugerowała Paulina.

Wszyscy natychmiast na nią spojrzeli.

- Oszalałaś?! – zapytał Tomek, łapiąc siostrę za ramię – Może być niebezpieczny! – przypomniał jej.

- Przestań – Paulina przewróciła oczami – Jest tylko jeden, na dodatek nie musimy do niego podchodzić i wiemy jak go zabić – położyła wolną rękę na dłoni, którą ściskał ją za ramię – Tylko sprawdzimy czy to aktor – obiecała mu.

- Jak? Strzelisz mu w głowę i zrobisz autopsję? – zapytał niezbyt przekonany jej argumentami.

- A mamy pistolet? – zapytała, patrząc na pana Karola.

- Wiatrówkę – odpowiedział pan Karol.

- W takim razie tak, strzelę mu w głowę – Paulina uśmiechnęła się szeroko do brata – Ale najpierw dowiem się czy jest człowiekiem, nie umiem dokonać autopsji – puściła mu oczko i odsunęła jego rękę.

Tomek westchnął głośno.

- Jak? Jak chcesz sprawdzić czy jest człowiekiem? Może być naprawdę dobrym aktorem, a wtedy będziemy mieć go na sumieniu – próbował przemówić jej do rozumu.

- Nie zabijemy, a zabiję – sprostowała i wzruszyła ramionami – I nie, nie zabiję niewinnego człowieka. Nie ważne jak dobry byłby z niego aktor, nie będzie udawał, gdy przystawimy mu lufę do skroni – poklepała brata po ramieniu i odwróciła się w stronę pozostałych.

- To jaki mamy plan? – zapytała uśmiechnięta.

 

Plan był beznadziejny. I głupi. Wiedzieli o tym doskonale i mimo, że to oni go wymyślili, to nie potrafili się do niego przekonać.

- Jesteście pewni, że chcecie to zrobić? – zapytała sceptycznie nastawiona pani Ewa.

- Bardziej niż czegokolwiek wcześniej – zapewnił ją Tomek i załadował wiatrówkę.

Czuli się głupio w tej sytuacji, ale starali się udawać, że wszystko jest w porządku.

- Pamiętajcie żeby nie spanikować – przypomniał pan Karol, ważąc w dłoni kupiony kiedyś dla ozdoby miecz.

- Będą z tego niezłe memy – zaśmiał się Paweł, ale nie rozbawiło to nikogo innego poza nim samym.

Atmosfera ani na chwilę się nie rozluźniła. Paulina spojrzała na Tomka i pana Karola. Widziała, że nie byli gotowi, tak jak i ona, ale zdawała też sobie sprawę, że przedłużanie tej chwili niczego nie zmieni. Odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi i nacisnęła klamkę.

- Pora na show – mruknęła i wyszła na korytarz.

W momencie gdy znaleźli się poza, jak im się wydawało, bezpiecznym mieszkaniem, poczuli dreszcze. Dookoła panował mrok, jedynie oni stali w strudze wręcz żółtego światła, które dawała stara lampa zawieszona w przedpokoju rodziny Rudzińskich. Zza drzwi klatki słychać było miarowe powarkiwanie, które stało się teraz bardziej wyraźne.

- Na trzy – szepnęła Paulina i weszła na blokujący schody stół, po czym wraz z bratem i panem Karolem odsunęła kanapę spod drzwi.

Warczenie przybrało na sile. Gosia, która stała w drzwiach korytarza, zagryzła wargę. Nie tylko ona poczuła niepokój, gdy zdała sobie sprawę, że osobnik czający się po drugiej stronie, usłyszał ich. Nie żeby się tego nie spodziewali. Raczej nie byli zbyt subtelni podczas tego małego przemeblowania.

Wszyscy zajęli ustalone wcześniej miejsca. Paweł i Ola, skuleni z matką w kuchni, nasłuchiwali z nadzieją, że zamiast strzału usłyszą głośne śmiechy.

Niestety nic takiego się nie stało.

Szybkie. ciche odliczanie.

Paulina otworzyła drzwi.

W jednej chwili poczuła jak sofa uderza o stół, na którym kucała, a w kolejnej już czuła jak czyjaś ręka zaciska się jej na nadgarstku. Krzyknęła przestraszona i spróbowała się wyrwać, cofając przy okazji o kilka kroków, ale uścisk był tak silny, że jedynie zjechała jedną nogą na podłogę. Tomek wycelował w głowę napastnika, a ręce drżały mu niemiłosiernie.

- Puszczaj ją! – wrzasnął i zrobił krok do przodu, tracąc w ten sposób dobry widok, więc zaraz cofnął się o stopień w górę.

Nie dostał żadnej odpowiedzi.

Pan Karol rzucił się w stronę światła, mając nadzieję, że w jakiś sposób zdezorientuje to na chwilę ich przeciwnika, ale zamiast tego sprawił, że zapanował między nimi jeszcze większy chaos.

Zombie.

Tylko tyle wytworzyło się w ich myślach, zanim zaczęli panikować. Postać o szarozielonej cerze i żółtych, zamglonych oczach próbowała przyciągnąć do siebie jedną z nich, pochylając się w jej stronę i kłapiąc zębami. Powarkiwanie było nieznośnie głośne, jakby sygnalizowało poziom niebezpieczeństwa stwarzany przez tę kreaturę.

Paulina zamachnęła się trzymanym w ręce nożem kuchennym, przecinając napastnikowi policzek, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Z rany powoli zaczęła wypływać tak ciemna krew, że w tym oświetleniu wyglądała wręcz na czarną. Wśród pozostałych zapadła cisza. Nie wiedzieli co robić. Nieproszony gość nie wyglądał na aktora. A może miał grubą maskę wypełnioną sztuczną krwią? Powinni strzelać? Złapać go?

Paulina, coraz bardziej przerażona, popędzała ich, aby coś zrobili. Ponownie zamachnęła się nożem i wbiła mu go w ramię aż po rękojeść. W tym samym momencie została złapana za drugą rękę. Nie mogła uciec. Szczęki zombie raz po raz zbliżały się do jej twarzy. Spróbowała przesunąć stół nogą, która jeszcze się na nim znajdowała, ale poślizgnęła się i poleciała do tyłu, ciągnąc za sobą zombie. Dzięki temu udało jej się uwolnić jedną rękę. Podniosła się do siadu z zamiarem wyrwania noża z jego ciała i nagle poczuła jak palce zombie zaciskają się na jej włosach. W jednej chwili zdała sobie sprawę, że tego zombie nie interesuje jej mięso, a mózg. Szarpnęła się do tyłu, ale nie osiągnęła dzięki temu nic, poza bolącą skórą głowy.

Usłyszała wystrzał, a po nim czyjeś szybkie kroki.

Uścisk poluzował się, a ona poleciała bezwładnie na schody.

Zapanowała cisza przerywana ciężkim oddechem Pauliny, która wpatrywała się roztrzęsiona w leżącą między jej nogami głowę.

Zombie. To był zombie. Prawdziwy, martwy, chodzący zombie.

- Nie żyje – odezwał się w końcu Tomek.

Nagle wszyscy poczuli ulgę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania