Życie po Wielkim Wybuchu (1)

Od Wielkiego Wybuchu minęły niespełna dwa tygodnie. Przez ten czas Pirmas spotkał zaledwie trzy przejawy życia, nie licząc roślinności, która nadzwyczaj dobrze zniosła fale uderzeniową towarzyszącą eksplozji. Wróbel, motyl i dżdżownica… tyle. POdczas marszu nie wpadł na nawet najmniejszy ślad bardziej rozwiniętych form życia.

Myśl, że jest jedynym człowiekiem jaki przeżył nie dawała mu spokoju. Więcej – z każdym dniem samotnej wędrówki coraz głośniej rozbrzmiewała w jego głowie. Jedynie fakt, że przez cały ten czas nie natknął się na żadne zwłoki działał na swój sposób krzepiąco.

Nigdy nie przypuszczał, że cisza będzie dla niego taka uciążliwa. Dopiero teraz zaczynał doceniać natarczywe cykanie świerszczy wpadające do izby gdy bezskutecznie starał się zasnąć. Od dwóch tygodni nie słyszał, żadnego świerszcza. Nie słyszał też swojej rodziny, ale pierwszy odgłos za jakim zatęsknił to odgłos wydawany przez świerszcze… Czyżby zaczynał wariować?

– Nie. – Wyrzucił z siebie tę myśl zanim do końca wybrzmiała w jego głowie – Nie wyszukuj problemów tam gdzie ich nie ma. – Zacytował w myślach ulubione powiedzenie ojca.

Monolog przerwał ból w prawej nodze. Rana nieprzyjemnie się zaczerwieniła. O ile najgorsze miał już za sobą i udało mu się zatamować krwotok po usunięciu stalowego pręta, który wbił mu się w udo gdy fala uderzeniowa cisnęła nim o ścianę stodoły to najwyraźniej rany nie udało mu się dokładnie oczyścić. Ale co on – prosty drwal – mógł na ten temat wiedzieć. Jedyne co pamiętał to rozmowę matki z Szeptuchą gdy miał sześć lat. Wtedy paskudnie rozciął sobie nogę o skały, Szeptucha poradziła aby matka robiła mu okłady z Mansy – ciemnoniebieskiej rośliny, rosnącej w ciemnych i wilgotnych jaskiniach. Bardzo dobrze pamiętał nieprzyjemny zapach padliny charakterystyczny dla tej paproci.

Dokładnie w momencie kiedy wróciło do niego to wspomnienie, w oczy rzuciła mu się czarna plama przebijająca się przez zarośla na południowym skraju polany na której się znajdował. Zauważył ją dopiero teraz, gdy Duże Słońce – Un’or przestało go oślepiać i skryło się za granatowymi, ciężkimi chmurami zwiastującymi nadchodzącą burzę.

Jaskinia. Nie wierzył we własne szczęście. Nawet jeśli nie znajdzie tam Mansy, to znalazł idealne miejsce na schronienie przed burzą i odpoczynek.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joanna Gebler 03.12.2019
    Bardzo podoba mi się ten tekst i aż żałuję, że jest tak krótki :) Czekam na jakąś kontynuację.
  • Areckis 03.12.2019
    Bardzo mi miło :) Moj pierwszy tekst ale postaram się zeby kolejne byly dłuższe. Przy pisaniu tego nie mialem za duzo czasu, i napisalem bardziej po to aby ktos udzielil mi wskazówek dotyczacych nie tyle treści co formy :) Dziękuję za przeczytanie, kontynuacja niedługo ;)
  • krajew34 06.12.2019
    No to czytamy - tu chyba mała pomyłka POdczas (no chyba, że to ukryta aluzja do czegoś)
    Nigdy nie przypuszczał, że cisza będzie dla niego taka uciążliwa. Dopiero teraz zaczynał doceniać natarczywe cykanie świerszczy wpadające do izby gdy bezskutecznie starał się zasnąć. Od dwóch tygodni nie słyszał, żadnego świerszcza. Nie słyszał też swojej rodziny, ale pierwszy odgłos za jakim zatęsknił to odgłos wydawany przez świerszcze… Czyżby zaczynał wariować? - słyszał, świerszcze - za dużo powtórzeń w tym akapicie. :)
    Kilka zbyt długi zdań i wydaje mi się, choć nie jestem pewien brak paru przecinków. Polecam wrzucić w ortograf.pl
    Co do fabuły, cóż krótka historyja, choć na pewno ciekawa. Można byłoby ją bardziej rozbudować, ale w tej formie też jest dobra. Zobaczymy dwójkę.
  • Areckis 07.12.2019
    Dziękuje bardzo za uwagi. Gdy ktoś zwrócił mi na to uwagę znacznie łatwiej mi będzie walczyć ze złymi nawykami. Widziałem także komentarz pod dwójką wiec podziękuję od razu za oba :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania