A gdy zgaśnie ogień... [1]

U brzegów krainy Nalital, na wysokim, skalistym klifie wnosiła się latarnia morska. Usytuowana ona była tuż przy ujściu rzeki Ardan, która to załamując się na stromej krawędzi przepaści tworzyła malowniczy wodospad. Nad rzeką unosił się niewielki, kamienny, porośnięty mchem most, uginający się w formie łagodnego łuku ponad taflą spokojnie płynącej wody. Latarnia była starym budynkiem, pamiętającym przynajmniej piętnaście pokoleń ludzi go zamieszkujących. Sama wieża zbudowana była z białego kamienia, jednak z racji wieku można było dostrzec na niej ślady erozji, które z powodzeniem wykorzystywał wrastający w nią zielony mech oraz inne pnące się po jej ścianach pędy roślin. Na jej szczyt prowadziło około stu stromych, spiralnych schodów wijących się w górę przypominając kolejne ogniwa sprężyny.

 

Do głównych zadań latarnika należało przede wszystkim codzienne, wieczorne rozpalanie dwóch lamp olejnych znajdujących się na szczycie latarni. Specjalny olej zasilający lampy, tłoczony był z korzeni drzewa Miradis i musiał być sprowadzany aż z kontynentu Har, oddalonego dziesiątki dni żeglugi na południe od granic Nalital. Jasnozielony płomień lamp należało bezwzględnie utrzymać aż do bladego świtu, bo tylko to gwarantowało nocną ochronę przed Złem, które od wieków próbowało przebić się z północnego królestwa zwanego Gaddoria.

 

Raz w tygodniu latarnik polerował też zwierciadła wykonane z wypolerowanego na lustrzany połysk brązu, które to umiejscowione były tuż za lampami olejnymi, w taki sposób, żeby odbijały jak najwięcej światła w stronę morza, zwanego Morzem Bursztynowym.

 

Na parterze budynku, z którego wyrastała wieża latarni były trzy izby. W większym z pokoi znajdował się murowany kominek, średniej wielkości stół z ciemnobrązowego drewna oraz parę różniących się od siebie wykończeniem krzeseł. Po przeciwległych ścianach pokoju umiejscowione zostały dwa łóżka, które w tym momencie nieposłane zdradzały wczesną porę dnia. Zarówno na ścianach jaki podłodze porozkładane były skóry dzikich zwierząt. Drugie pomieszczenie służyło latarnikowi za spiżarnię. Zza uchylonych drzwi można było poczuć zapach wędzonego mięsa, suszonych owoców oraz ujrzeć beczki pełne piwa.

W trzecim, najmniejszym z pokoi, na ustawionym na środku izby krześle siedział starzec. Do starej i pomarszczonej skóry gardła miał przystawiony ostry jak brzytwa nóż. Młody, długowłosy mężczyzna stojący za jego plecami,szybkim ruchem dłoni przesunął ostrze po szyi. Na białej koszuli, w którą ubrany był starzec pojawiły się małe czerwone plamy, które po chwili zwiększyły kilkukrotnie swoją średnice, a ich krawędzie zaczęły się rozmywać. Zraniony latarnik jęknął z bólu, jednak nie otworzył ust, widząc ciągle nóż przed swoim nosem i bojąc się przed nadzianiem na niego.

 

- Zamyśliłem się - odezwał się syn. - To tylko niewielka ranka. Chłopak opłukał nóż w zimnej wodzie po czym kontynuował golenie twarzy ojca, a gdy skończył z zawahaniem w głosie zapytał - Czy wierzysz w murwiny?

 

Starzec spiął krzaczaste, siwe brwi w stronę miejsca, skąd wyrastał mu nos.

 

- Codziennie morze zabiera dziesiątki istnień i chociażby zwróciłoby jedną duszę na tysiąc jak to mówią legendy to na naszych plażach roiłoby się od tych zjaw. Ja w swoim życiu jeszcze żadnej nie widziałem - powiedział latarnik po chwili namysłu i patrząc w drewnianą podłogę dodał - Nie wykluczam ich istnienia. Jednak jedno jest pewne: pojawienie się murwiny nie może nikomu wróżyć niczego dobrego, bo w końcu to dusze kobiet, a jak wiadomo źródłem większości, a już na pewno tych największych problemów mężczyzn są właśnie kobiety.

 

Kończąc to ostatnie zdanie starzec roześmiał się tak bardzo, że portret jego zmarłej przed laty żony wiszący na jednej ze ścian pokoju zaczął lekko bujać się na boki. Adin opłukał twarz ojca w wodzie i wytarł ją w płócienny ręcznik, który to od razu zaczerwienił się od ciągle jeszcze cieknącej po szyi starca krwi. Ucieszony odpowiedzią ojca na zadanemu pytanie chłopak nabrał odwagi.

 

- Spotkałem dzisiaj jedną - powiedział dumnym głosem.

 

Starzec obrócił się w jego stronę z twarzą wykrzywioną w grymasie wskazującym na to, że mu nie wierzy. Chłopak wyciągnął z kieszeni pewien przedmiot i pokazał go ojcu, któremu to od razu zaświeciły się oczy. Był to niewielkiej wielkości, srebrno-złoty medalion w kształcie siedmioboku zawieszony na złotym łańcuszku. W centrum wisiorka znajdował się wypolerowany na duży połysk bursztyn. Nie był to jednak zwykły kawał żywicy, który po tysiącach lat przyjmuje postać brunatno-brązowego lub żółtego kamienia, lecz bursztyn pochodzący z soków legendarnego drzewa Enien, a przynajmniej takie pochodzenie przypisywali mu ludzie. Bursztyny Enien mienią się we wszystkich kolorach tęczy w zależności od kąta patrzenia na nie, jednak przy kontakcie z wodą pozostają one czarne jak węgiel, a wtedy są twardsze od diamentów. Kamienie te znane były w tych stronach tylko z legend, które większość z ludzi uważało za całkowite brednie bądź też bajki dla dzieci. Mimo tego, że Adin nie znał tych kamieni, nawet z opowieści to od razu poznał, że jest to bursztyn, ponieważ w samym środku klejnotu znajdowała się inkrustacja z małego, zielonego listka. Chłopak wiedział, że jest to bardzo cenne znalezisko, ale nie wiedział jak bardzo.

- Opowiedz mi wszystko - odparł jakby w zwolnionym tempie zdumiony znaleziskiem latarnik, po czym wstał z krzesła, położył synowi rękę na ramieniu i zaprowadził go do izby z kominkiem.

 

- Dzisiaj w nocy straszliwie wiało i wzmógł się sztorm - zaczął opowiadać Adin - wybrałem się,więc rano na plażę po muszle i bursztyny. Kiedy przeszedłem parę kilometrów wzdłuż brzegu usłyszałem piękny, kobiecy śpiew. Obejrzałem się przez ramie i zobaczyłem ją. Stała parę metrów ode mnie.

 

- Jak wyglądała, no mów! Jak ona wyglądała? - szybko zapytał starzec nie mogąc doczekać się dalszych szczegółów opowieści.

 

- Nie przyjrzałem się jej dokładnie- odparł z niepewnością w głosie Adin i podrapał się po głowie,porośniętej długimi, kasztanowymi włosami. - Pamiętam tylko jasną, półprzezroczystą postać w sukni aż do ziemi, z długimi włosami i jasną twarzą - wytłumaczył Adin. - Kiedy ją zobaczyłem to pomyślałem, że mi się przewidziała. Obróciłem wzrok w inną stronę, a gdy znowu się obejrzałem to jej już nie było. Chwilę później jakieś czterdzieści metrów dalej znowu się pokazała i znowu zaśpiewała. Zacząłem biec w stronę mgły, ale ona znowu znikła kiedy podbiegłem. Leżał tam jakiś rozbitek. Martwy chyba. Miał to na szyi, więc zabrałem medalion.

 

-Chyba martwy? - odparł z oburzeniem latarnik, który to zawsze cenił sobie życie ludzkie ponad wszystkie kosztowności świata. - Co to znaczy chyba martwy? Chcesz mi powiedzieć, że okradłeś trupa i zostawiłeś ciało? A co jeśli jeszcze żył? Jak mogłeś tego nie sprawdzić?! Zbieraj się gamoniu. Pokażesz mi, gdzie on leży- po czym wstał, założył wysokie, znoszone skórzane buty oraz płaszcz z ciemnej tkaniny -Zbieraj się!

 

Adin wstał i założył na białą koszulę kamizelkę uszytą ze skóry rekina, zarzucił strzelbę na ramie, po czym został wywleczony przez ojca na zewnątrz latarni. Oboje przeszli przez kamienny most i udali się w stronę starych, drewnianych schodów prowadzących w dół, na plażę.

 

Lekki poranny wiatr smagał delikatnie twarze obu mężczyzn. Całkowicie bezchmurne niebo oplatało swoją wspaniałością Słońce, które to dopiero co wspięło się ponad horyzont. Mewy kończyły już swój poranny żer i zbierały się stadami na skałach klifu. Obaj mężczyźni zeszli w końcu na plażę. Na piasku leżały setki obłych kamieni, ukształtowanych przez morskie fale. Latarnik chociaż stary wiekiem, nadal silny był w nogach poganiał zatem syna do szybszego marszu popychając go co chwilę w ramię. W końcu doszli do miejsca, gdzie kamieni było już mało, a klif był o połowę niższy.

 

- To tutaj - powiedział Adin wskazując na ubity piasek.

 

Ciała rozbitka nie było, jednak od miejsca, gdzie rzekomo leżał jeszcze parę godzin wcześniej odchodziły najpierw ślady odcisków dwóch stóp i dwóch dłoni, a potem już tylko samych stóp. Latarnik spojrzał wymownym wzrokiem na syna, po czym udali się za tropem.

 

Po godzinnym marszu doszli do olbrzymiego, ciemnoczerwonego głazu, zapewne wyrzuconego przed wiekami przez morskie fale. Tutaj urywały się ślady. Latarnik zaczął się rozgladać w koło skały. Nie było nikogo.

 

- Tato, patrz na górę! - krzyknął Adin wskazując palcem na głaz.

 

Latarnik podniósł głowę, został jednak oślepiony przez Słońce, które wznosiło się już całkiem wysoko na bezchmurnym niebie. W tym momencie z bloku skalnego zeskoczył mężczyzna oderzając starca w głowę. Latarnik stracił przytomność i przewrócił się bezwładnie. Dziko wyglądający rozbitek ujrzał medalion na szyi Adina i rzucił się na przestraszonego chłopaka, który to upuścił strzelbę od impetu natarcia silniejszego przeciwnika. Nie był w stanie użyć broni. Mężczyzna zaczął szarpał się na piasku z Adinem, zaczął go dusić. Chłopak opadł z sił, przestał się bronić, zaczął odpływać. Nagle rozbitek puścił szyję Adina. To była sprawka latarnika, który odzyskał już przytomność i przyszedł na pomoc synowi. Starzec podniósł strzelbę i jej kolbą uderzył w głowę rozbitka rozbrajając go. Widząc, że Adin zaczyna z powrotem łapać powietrze, zdjął swój pas i związał nim rozbitka. Nie chciał go dobijać. Zamiast tego opatrzył ranę powstałą przez uderzenie drewnianym końcem strzelby tamując krwawienie własną koszulą. Starzec położył spętanego mężczyznę na swoim płaszczu.

 

- Pomóż mi - odchrząknął latarnik. Chwycił za jeden rękaw płaszcza, Adin za drugi i zaczęli ciągnąć rannego wzdłóż brzegu, w stronę latarni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • motomrówka 13.01.2017
    Bardzo interesująco zacząłeś (a może zaczęłaś). Trochę baśniowo, trochę awanturniczo. Czyta się dobrze. W zdaniach nic mnie nie razi i nie przeszkadza. Jest kilka drobiazgów do poprawki, np.
    ... latarnia morska. Usytuowana ona była - usuń ona, bo leci trochę szkolnym wypracowaniem; z poprzedniego zdania będzie wynikać, że piszesz nadal o latarni.
    Latarnia była starym budynkiem, pamiętającym przynajmniej piętnaście pokoleń ludzi go zamieszkujących. - nie przesadzaj z imiesłowami, wprowadzają sztuczność w narracji zwłaszcza, że potem masz kolejny imiesłów - zamieszkujących. Sugeruję napisać to tak - ... starym budynkiem, który pamiętał przynajmniej piętnaście pokoleń zamieszkujących w nim ludzi. Albo inaczej - ... była starym budynkiem; pamiętała przynajmniej... itd.
    .. schodów wijących się w górę przypominając kolejne ogniwa sprężyny - schodów, wijących się w górę niczym kolejne ogniwa sprężyny ( za znów imiesłowów).
    ... rozpalanie dwóch lamp olejnych znajdujących się na szczycie latarni. - usuń znajdujących się, na szczycie latarni określa już ich położenie, poza tym znów masz imiesłów.
    ...latarnik polerował też zwierciadła wykonane z wypolerowanego na lustrzany połysk ... - masło maślane, polerował - wypolerowanego.
    Świetnie umiejscowiłeś miejsce akcji, dobrze opisałeś budynek, bohaterów, fajnie ich zaprezentowałeś, przewrotnie, z humorem. Atak rozbitka dynamiczny. Nie chcę pisać komentarza dłuższego niż opowiadanie, więc kończę. Czekam na ciąg dalszy. Dziś 5.
  • kickalion 13.01.2017
    Dziękuję za komentarz. Kolejna część na początku przyszłego tygodnia. Pozdrawiam :)
  • zaciekawiony 21.01.2017
    " Usytuowana ona była" - nie musisz dodawać tutaj zaimków osobowych.

    "na stromej krawędzi przepaści" - pomieszanie z poplątaniem. Stroma nie może być ani krawędź ani przepaść, bo "strony" oznacza "mocno pochylony w dół" i zwykle dotyczy jakiejś płaszczyzny, stoku. Krawędź klifu to linia więc nie ma co w niej być stromego. Podobnie jest z przepaścią jako taką. Czyli tutaj strome mogło być zbocze morskiego brzegu.

    "most, uginający się w formie łagodnego łuku" - uginanie się sugeruje zgięcie w dół a chyba nie o to chodziło.

    Przy opisach nadużywasz formy "było", w wielu miejscach nie jest zupełnie potrzebna. Jeśli akapit zaczyna się od opisu wieży która "była" (czyli stosujemy czas przeszły) to potem pozostaje to w domyśle. Czyli zamiast " Latarnia była starym budynkiem, pamiętającym przynajmniej piętnaście pokoleń ludzi go zamieszkujących. Sama wieża zbudowana była z białego kamienia" wystarczy: "Latarnia była starym budynkiem, pamiętającym przynajmniej piętnaście pokoleń ludzi go zamieszkujących. Wieża zbudowana z białego kamienia..."
    Podobne określenia z "było" które można przyciąć pojawiają się w całym tekście.

    "Na jej szczyt prowadziło około stu stromych, spiralnych schodów" - określenie spiralne schody to wszystkie stopnie tworzące spiralny ciąg. Więc "sto spiralnych schodów" brzmi jakby w środku była bardzo wiele ciągów schodów poupychanych jeden obok drugiego. Więc aby było jednoznacznie lepiej mówić o "stu stopniach stromych spiralnych schodów" (jaka ładna aliteracja!).

    Analogicznie za często powtarzasz określenia dotyczące umiejscowienia. Zaczynasz opisywać rzeczy które "były" następnie opisujesz inne rzeczy w tym samym miejscu co poprzednio, ale tym razem "umiejscowione" by na koniec dodać kolejne rzeczy które "znajdują się". W tym pierwszym rozdziale, gdy musisz opisać przestrzeń akcji, robi się tego po prostu za gęsto.

    "w samym środku klejnotu znajdowała się inkrustacja z małego, zielonego listka" - chyba chodziło o inkluzję. Inkrustacja to sposób ozdoby biżuterii polegający na pokryciu fragmentu powierzchni złotem lub kością słoniową, ale wówczas kształt wykonanej przez człowieka ozdoby nie wskazuje na rodzaj kamienia.

    "Latarnik podniósł głowę, został jednak oślepiony przez Słońce, które wznosiło się już całkiem wysoko na bezchmurnym niebie" - dni muszą być tam bardzo krótkie. Jeszcze godzinę temu mowa było o słońcu które niedawno wzeszło, a teraz już jest wysoko w górze.

    "jej kolbą uderzył w głowę rozbitka rozbrajając go" - a to rozbitek był w coś uzbrojony?

    Generalnie opowiadanie zaczyna się ciekawie, jednak różne drobne wpadki stylistyczne sprawiają, że brak mu potoczystości.
  • kickalion 22.01.2017
    dziękuję, uwzględnię Twoje uwagi w poprawkach :) pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania