Droga Wojownika-Rozdział 2

Nowy dzień przyniósł ze sobą niepewność o nasz dalszy los. Klonerzy są perfekcjonistami, nie lubią porażek. Po codziennej treningu fizycznym wezwano nas przed oblicze kapitana Ravena, w oddali można było dostrzec rycerza Jedi i mieszkankę Kamino, czyżby rozmawiali o nas? Był to pierwszy raz, gdy mogłem zobaczyć jednego z tych sławnych wojowników, kontrolujących tą dziwną i tajemniczą energię zwaną mocą.

— Nie jest dobrze oddziale Echo, nie jest dobrze. W czasie treningu praktycznego nie wykazaliście nawet minimum umiejętności, godnych żołnierza. Zwykłe strzelanie i parcie naprzód nic nie da, oprócz bezsensownej śmierci. Jak już ginąć, to po wykonaniu zadania. Mimo to wasza utylizacja nie przyniosłaby nic dobrego. Kadecie CCC-3310, jako że wy pokazaliście chociaż trochę zdrowego rozsądku, zostaniecie dowódcą tej drużyny, dojdzie do was również piątka kolejnych szeregowców, którzy również do niczego się nie nadają. Powystrzelali siebie nawzajem, cud, że skończyło się tylko na rannych. Zmieniam również nazwę z Echo na Omega, będziecie drużyną końca. Dostaliśmy również informacje, że mistrz Yoda niebawem przybędzie, musimy przyspieszyć wasze szkolenie. Macie pecha, takie życie. Sierżancie, zgłosicie się do oficera zaopatrzeniowego, by pobrać nowe wyposażenie, od teraz odpowiadacie za ów niesforną dziewiątkę. Już na was czekają w koszarach. Chciałbym życzyć powodzenia, ale wiem, że to niemożliwe. Odmaszerować. — Odwrócił się plecami i odszedł w kierunku pozostałej dwójki. Niedawny awans wcale mnie nie cieszył, odtąd wszelkie szkolenie znajdowało się na moich barkach, dowództwo umyło ręce, stawiając na nas krzyżyk. Rozkazałem, by udali się na miejsce, a sam skierowałem swe kroki w stronę magazynu.

Tam po odebraniu zbroi z oliwko-zielonymi oznaczeniami i nowej broni DC-15S ruszyłem do wyjścia.

— Jesteś klonem CCC-3310? Wasza walka była dość specyficzna — rzekł Jedi, oglądając hologram z ćwiczeń.

— Jeśli specyficzną, masz na myśli przegraną... — odpowiedziałem, nawet na niego nie spoglądając.

— A jednak nie poddałeś się i uratowałeś rannego kolegę.

— W końcu jest moim bratem, towarzyszem. — Ten zielony gostek zaczął mnie irytować.

— Nie boicie się śmierci, więc co szkodzi, by umarł.

Nie wytrzymałem tej prowadzącej donikąd rozmowy.

— Czego ty chcesz rycerzyku? Zrobiłem to, co należało.

Mój rozmówca uśmiechnął się i położył mi rękę na ramieniu.

— Spokojnie klonie, złość przyciąga ciemną stronę. Po prostu chciałem zobaczyć, dlaczego u ciebie wyczuwam wahania mocy. Wydajesz się inny od swoich braci, choć to tylko przeczucie.

— Wydaje ci się Jedi. — Skąd ta niecheć? Być może jego ton, albo to przez aktualną sytuację? Nie ważne. Ruszyłem jak najdalej od denerwującego mistrza. Wahania mocy też mi coś, poleganie na niewidzialnej sile, co za głupota. Blaster to jest coś. Wreszcie stanąłem naprzeciw drzwi, prowadzących do koszar. W środku żołnierze podzieli się na parę grupek, każda robiła coś innego. Jedni grali w karty, drudzy polerowali miotacze, na mój widok stanęli na baczność. Spojrzałem na swych ludzi, nie wiedząc, co powiedzieć. Suche informacje, wpajane na pamięć, przygotowują wprawdzie do teoretycznego dowodzenia, ale jak poprowadzić ludzi do ataku, mając wiedzę, że w każdej chwili mogą zginąć? Uczą nas bezwarunkowego wypełniania rozkazów, ja nie potrafię pozbyć się swobodnego myślenia. Jednak czas, bym wykonał swe obowiązki.

— Wasze numery i imiona? — Zwróciłem się w stronę nowych.

— CTC- 2931 Logy

— CTC- 2930 Exo

— CTC- 2929 Lex

— CTC- 2928 Nero

— CTC- 2927 Ryde

— Jak sami wiecie, od dziś będę waszym dowódcą, mój numer CCC-3310 Cody. Jesteśmy drużyną Omega, nie będę was okłamywał, ci na górze nie uznają nas za siłę bojową, jesteśmy niemal od razu wpisani w straty.

Ich twarze nie zdradzały żadnych emocji. Patrząc na nich, zastanawiałem się w myślach, kim jest klon, kim my jesteśmy. Czy w ogóle można nazwać nas istotami żywymi, czy raczej morderczymi narzędziami, którym przeznaczone jest ginąć za sprawy Republiki.

— Ja jednak wierzę, że możemy pokazać, jak bardzo się mylą. Od teraz będziemy mieli tylko pod górkę, musimy sami organizować sobie ćwiczenia. — Przyszłość nie wyglądała obiecująco, jednak jako ich przełożony musiałem dawać im bezustanną nadzieję. Żołnierz bez morale, staję się martwym żołnierzem.

— Ależ sir, bez pola treningowego i jego wyposażenia, nie przygotowujemy się w pełni do walki. To nie możliwe. — rzekł Logy, w jego słowach brzmiała nie kpina, lecz rzeczowa bezbarwna odpowiedź.

— Więc zapiszemy się do jego czyszczenia, wtedy bez przeszkód możemy go używać.

— Sierżancie, będziemy mieli tylko godzinę. Co przez ten czas zdążymy się nauczyć? A według słów kapitana Ravena, Yoda przylatuje za kilka dni, wtedy właśnie zostajemy zabierani na wojnę. — rzucił Lex, nie patrząc mi w oczy.

— Dlatego zignorujemy czas spania, samo pomieszczenie jest dźwiękoszczelne, jedyny problem to taki, by przekraść się pomiędzy strażnikami. Czyżbyście się bali, szeregowi?

— Nie sir! — odkrzyknęli jak jeden mąż.

— I to mi się podoba. Dostaliśmy pierwszy kopniak od życia, musicie go zapamiętać. O to plan ćwiczeń. Ćwiczenia fizyczne, obsługa broni, sprzątanie pola ćwiczebnego i trening ze skradania, aż do koszar. Nawet jeśli was złapią, to jedyne, co mogą zrobić, to wtrącić was do karceru. Pomimo chwilowego uwiezienia, nie możecie zaniedbywać pracy nad sobą. Róbcie pompki, przysiady, a w myślach składajcie broń. Każdy, kto będzie się obijał, dostanie z pałki w łeb. Pytania? — Kto, by przypuszczał, że te wspaniałe pomysły, przyjdą mi do głowy właśnie teraz. Przynajmniej tyle dobrego.

— Ja mam jedno sir. — powiedział szeregowy Duke. — Co z przeciwnikami? Nowe blaszaki zawsze przyjeżdżają na następny dzień. Dla nas pozostanie tylko złom.

— Z bronią dacie sobie radę to i droida złożycie. Zawsze możemy podglądać ćwiczenia lub po prostu „wypożyczyć” technicznego. Jeśli chcemy przeżyć i służyć Republice, musimy odpowiednio się przygotować. Chyba nie sądziliście, że będzie to takie proste?

— Nie sir!

— Bardzo dobrze. Teraz macie czas dla siebie, jednakże już teraz zbierajcie potrzebne informacje. Odmaszerować. — W teorii plan wyglądał wyśmienicie, jednakże w praktyce miałem dziewięciu żółtodziobów, potrafiący trzymać karabin we właściwą stronę. By uspokoić myśli, zabrałem się za czyszczenie nowego miotacza, przynajmniej jak ja to zrobię, nie będę miał na kogo zganić. Przetrwaliśmy kolejny dzień, pytanie ile ich jeszcze nam zostało?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania