Poprzednie częściDziennik Toma Riddle'a (1)

Dziennik Toma Riddle'a (4)

Jeśli dałoby się podliczyć czas, jaki Terencia spędziła, pisząc w dzienniku, to z pewnością wynik przekroczyłby dobę. Ślizgonka rozmawiała z Tomem przed, między i po zajęciach. Spała ledwie kilka godzin, a oznaki niedoboru snu ukrywała pod makijażem. Co ciekawe, cieszyła się, że dzięki wiedzy, którą pozyskiwała od Riddle'a, lepiej jej szło podczas lekcji. Potrafiła odpowiadać na pytania często wykraczające poza obowiązujący zakres materiału, a na eliksirach profesor Snape przyznawał Slytherinowi jeszcze więcej punktów.

 

Oczywiście Terencia nie rezygnowała z codziennych obowiązków i przyjemności na rzecz Toma. Jednak nie zwracała uwagi na to, że z dnia na dzień robiła się coraz bardziej zmęczona. Dotarło to do niej, dopiero gdy podczas lekcji ONMS wyłączyła się i nie słuchała wykładu profesora Kettleburna na temat chorób, na które mogą zapaść abraksany. Postanowiła zwierzyć się z tego Tomowi na najbliższej przerwie.

 

Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi kabiny, usiadła na toalecie, wyciągnęła dziennik i pióro, a następnie zaczęła pisać.

 

Tom, nie wiem co się ze mną dzieje. Ostatnio jestem okropnie zmęczona, a już szczególnie, kiedy miałam trudne dni (rozumiesz, co mam na myśli). Boję się, że sobie nie poradzę z testami. Wiem, że to dopiero przedsmak, ale to zmęczenie mnie przeraża. Bo skoro teraz nie daję rady, to co będzie potem?

 

Tekst zniknął, ale blondynka była już do tego przyzwyczajona i nawet się nie bała. To było tak zwyczajne, jak znikanie zaczarowanych przedmiotów.

 

Och, Terencio, to całkiem naturalne, że jesteś zmęczona. Taka wspaniała. Tyle się uczysz, tak bardzo się starasz spełniać oczekiwania innych... Ale mógłbym Ci pomóc.

 

Jak? Jak, Tom? Przecież Ty jesteś w dzienniku.

 

Tu nastąpiła krótka przerwa, nim Ślizgonka otrzymała odpowiedź. Nie musiała się martwić, że Tom jej nie odpowie. Zawsze odpowiadał, po prostu niekiedy potrzebował więcej czasu.

 

To bardzo proste. Jeszcze dzisiaj pokażę Ci, jak to działa. Tylko proszę, nie wpadaj w panikę.

 

***

 

— Na brodę Merlina — pomyślała Terencia, gdy McGonagall przyznała Slytherinowi dziesięć punktów.

 

— Spokojnie Terencio, jestem tu — usłyszała w odpowiedzi głos, który musiał należeć do Toma. Właściwie dziewczyna nie była pewna, dlaczego przypisała go jemu, ale w tamtej chwili nawet się nad tym nie zastanawiała.

 

— Tom? To ty? Tom, ja podniosłam rękę wbrew własnej woli i odpowiedziałam na pytanie, na które nie znałam odpowiedzi!

 

— Uspokój się. Przed tym właśnie cię przestrzegałem. A teraz pomyśl logicznie. W gruncie rzeczy nic złego ci się nie stało. Jeśli sobie nie życzysz takiej ingerencji, usunę się — mówił spokojnie i rzeczowo, jakby chcąc dodać jej otuchy w tej trudnej chwili. — Pamiętaj Terencio, że jestem twoim przyjacielem i nie zrobiłbym nic, aby sprawić ci zawód.

 

— Wszystko w porządku? — zapytała nagle Elizabeth, przerywając wewnętrzną rozmowę swojej koleżanki. — Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.

 

Blondynka spojrzała na nią swoimi błękitnymi oczyma i zamrugała. Ciężko jej szło przypomnienie sobie, o czym mówiła Rowle.

 

— W porządku — odszepnęła Terencia, uśmiechając się przy tym delikatnie. Chciała przynajmniej sprawiać pozory normalnej uczennicy. Gdyby się przyznała, że słyszy głos...

 

— Tom, ale czy to nie będzie oszustwo? I czy ty czytasz w moich myślach?

 

W głowie usłyszała jego pogodny śmiech.

 

— Słyszę tylko to, co chcesz mi przekazać. I nie, to nie jest oszustwo. Ja tylko pomagam ci przypomnieć sobie rzeczy, o których już wiesz. Odpowiedź na pytanie McGonagall znałaś z opowieści, którą usłyszałaś na jednym z przyjęć wiele lat temu. Terencio, przecież oboje wiemy, że jesteś oczytaną i inteligentną czarownicą. Nie ma powodu do obaw — zapewniał Tom.

 

Ślizgonka cały czas wpatrywała się w śpiącego ptaka za biurkiem nauczycielki transmutacji, jednak myślami była całkowicie gdzie indziej. Tom nigdy się nie mylił, świetnie analizował sytuacje, które mu opowiadała, zawsze znał jej myśli i uczucia. Wpuszczenie go do głowy nie wiązało się z żadnym niebezpieczeństwem. Musiał mieć rację mówiąc, że ona zna odpowiedź i tylko pomógł jej ją odnaleźć. W takiej sytuacji nie mogła się sprzeciwić. Mimo to wiedziała jacy są ludzie.

 

— Czego chcesz w zamian? — spytała i poczuła, jak chłopak sadowi się wygodnie w jej umyśle. Nie uznała tego jednak za podejrzane. W tamtej chwili czuła, że Tom ma tam swoje specjalne miejsce.

 

— Tego, co ty. Jesteś prawdziwą Ślizgonką i wiesz, że ja byłem w Slytherinie. Oboje nienawidzimy szlam i zdrajców krwi. Chcę, żebyś pomogła mi oczyścić Hogwart z brudnej krwi.

 

— Jak?

 

— Porozmawiamy o tym podczas obiadu. Teraz zapisz temat wypracowania.

 

Terencia wykonała jego polecenie. Cieszyło ją, że jest ktoś, kto poza nienawiścią do mugolaków, ma również jakiś pomysł na pozbycie się ich ze szkoły. Wszyscy inni Ślizgoni zwykle ograniczali się do jawnej niechęci wobec szlam, ale to przecież w niczym nie pomagało. Jeśli ktoś miałby to zrobić, to Terencia postawiłaby na Toma. Wydawał jej się ideałem wręcz stworzonym do bycia bohaterem, a uwięzionym w dzienniku.

 

***

 

Wielka Sala była przepełniona uczniami. Stoły zapełniały się jedzeniem, które i tak szybko znikało w ustach wygłodniałych nastolatków. Podczas obiadu każdy siedział tam, gdzie miał ochotę. Najbardziej zróżnicowane towarzystwo znalazło się przy stole Puchonów i Krukonów.

 

Terencia miała za towarzystwo nie tylko Toma, ale również zgraję swoich nowych fanów. Wszyscy tak ją podziwiali za tę wiedzę, którą przecież pozyskała od najlepszego przyjaciela. Przez to wszystko nie mogła nawet z nim porozmawiać.

 

— Przyznaj się, w wakacje przeczytałaś wszystkie podręczniki. — To brzmiało bardziej jak oskarżenie, choć Queenie nigdy nie zrobiłaby czegoś podobnego. Mimo że dziewczęta były dość blisko, Queenie znała swoje miejsce jako pół-krwi czarownica.

 

Terencia odgarnęła kosmyk falowanych włosów, uśmiechnęła się szelmowsko i obdarzyła koleżankę jak najdumniejszym spojrzeniem.

 

— Wszystkie podręczniki kupiłam dopiero tydzień przed rozpoczęciem roku — skłamała. Te po Marcusie zawsze wyglądały, jakby dopiero co zdjęto je z taśmy produkcyjnej, więc mogła śmiało mówić, że są nowe. Przecież oprócz niego nikt o tym nie wiedział.

 

Queenie mruknęła coś tylko pod nosem i wróciła do swojej kanapki z kremem czekoladowym.

 

— Jak tak dalej pójdzie, to Puchar Domów będzie nasz — zagadnął Adrian Pucey, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi.

 

— Rozumiem, że ratujesz dobre imię swojej rodziny, które zbrukał twój brat głupotą — zaśmiał się Terence siedzący naprzeciw dziewczyny.

 

Terencia przestała na moment grzebać w galaretce przed sobą. Uniosła błękitne oczy na szóstoklasistę i posłała mu lodowate spojrzenie.

 

— Nie waż się obrażać mojego brata, Higgs — syknęła. Potem utkwiła wzrok ponad ramieniem chłopaka.

 

Gdy Terence odwrócił głowę, aby zobaczyć, na co patrzyła blondynka, zamarł. Tuż za nim stał Marcus Flint i najwyraźniej słyszał tę uwagę na temat swojej inteligencji. Wymiana zdań, która nastąpiła później, kompletnie nie interesowała Terencię. Ona wróciła do rozgrzebywania galaretki i pogrążania się we własnych myślach. Myślach, które dzieliła z Tomem.

 

— Na czym skończyliśmy?

 

— Groza, która kryje się w podziemiach szkoły, musi zostać obudzona. Zrobimy to razem, dziś w nocy. Nie bój się Terencio, ja będę z tobą.

 

— Terencia! — Usłyszała nagle blondynka tuż obok siebie i aż podskoczyła. — Terencia, gratuluję. Słyszałam, że zdobyłaś dzisiaj łącznie sześćdziesiąt punktów dla Slytherinu! — Jakaś Ślizgonka z plakietką prefekta podbiegła do niej i uścisnęła ją.

 

Jednak panna Flint odepchnęła dziewczynę, spiorunowała wzrokiem i poprawiła szatę. Jak ta dzikuska śmiała naruszać jej przestrzeń osobistą? Świat stanął na głowie. Pojawienie się prefekta przypomniało Terencii o czymś jeszcze.

 

— Tom, w nocy korytarze są patrolowane — zwróciła się do chłopaka w myślach.

 

— Kochana, oboje dobrze wiemy, że to nie jest problem. Nie dla takiej świetnej czarownicy. Nie dla nas.

 

***

 

Zaklęcie kameleona nie należało ani do łatwych, ani do przyjemnych. Oczywiście Tom nieco pomógł dziewczynie się skupić przy rzucaniu czaru, ale dzięki temu wyszło nawet lepiej. Przy pierwszej, samodzielnej próbie, Terencia zniknęła na tyle, że była po prostu mniej widoczna od ducha.

 

— To łazienka Jęczącej Marty. Nie powinniśmy tu być — wystraszyła się.

 

— Wiem, ale nie mamy innego wyjścia. Rozluźnij się, Terencio. Ona i tak cię nie zobaczy. I nie bój się ciemności. Ze mną jesteś bezpieczna.

 

Ślizgonka odetchnęła cichutko. Hogwart nocą był bardziej przerażający. Nie tak zapamiętała swoje nocne wycieczki z poprzednich lat.

 

Nagle z jej ust wydobyły się dziwne, niezrozumiałe słowa, przypominające syk węża. Natychmiast zasłoniła buzię dłonią, ale było już za późno. Kran przed nią rozjarzył się białym blaskiem i zaczął obracać. Następnie ruszyła się cała umywalka i zniknęła, ukazując tym samym wylot olbrzymiej rury szerokiej na tyle, że mógłby się do niej wcisnąć dorosły człowiek. Stojąc metr od tego wejścia, Terencia mogła stwierdzić, iż po dwóch krokach rura załamywała się i spadała w dół. W ciemność.

 

Ciało blondynki zadygotało ze strachu, a bicie serca przyspieszyło.

 

— Tom — załkała na głos. — Zabierz mnie stąd.

 

Przez chwilę wokół niej i w jej umyśle panowała cisza. Oczami wyobraźni dziewczyna widziała, jak Tom zastanawia się nad czymś, choć nie wiedziała dokładnie, jak wyglądał.

 

— Następnym razem, obiecuję ci. Ale teraz chcę, żebyś była ze mną, tak jak ja jestem z tobą. Gwarantuję, że tam na dole jest bezpieczniej niż tutaj. Zaufaj mi.

 

Nogi zaczęły się poruszać wbrew jej woli. Weszła do rury i skoczyła w ciemność. Ciemność ogarniała ją z każdej strony. Nieprzenikniony mrok. Czuła tylko, że spada i spada bez końca. Wreszcie jednak znalazła się na ziemi. Ciało zadrżało, ale nie ze strachu, tylko z zimna. Wychodząc z dormitorium, Terencia nie zastanawiała się, czy wycieczka w koszuli nocnej to dobry pomysł. Będąc w podziemiach zamku, natychmiast tego pożałowała.

 

Patrzyła, jak jej dłoń unosi różdżkę, na której końcu błyszczało światełko. A potem Terencia zamknęła oczy.

 

— Poprowadzę cię — dodał kojąco Tom.

 

Później szła. Szła i szła, nie otwierając oczu. Znów powiedziała coś tym dziwnym syczeniem, weszła chyba po drabince i szła. Droga wydawała jej się ciągnąć w nieskończoność, ale czuła obecność Toma. On dawał o sobie znać na każdym kroku. Powtarzał jej, aby się nie bała, aby mu zaufała i że jest całkowicie bezpieczna. Wszystko dobiegło końca, gdy wreszcie poprosił ją o otworzenie oczu. Spełniła tę prośbę.

 

Najpierw uwagę dziewczyny przykuł posąg wyrzeźbiony w ścianie. Wielka głowa, z której odchodziło wiele kamiennych włosów. Pomnik Salazara Slytherina, tak przynajmniej podpowiedział jej głos w głowie.

 

Komnata trwała skąpana w zielonkawej poświacie, choć poza końcem różdżki Ślizgonki, nie było żadnego źródła światła. Ogromne kolumny ginęły w mroku, a wokół nich oplatały się kamienne węże. Wszystko pogrążone w ciemności.

 

Kątem oka Terencia zarejestrowała ruch po swojej lewej stronie. Skierowała różdżkę w tamtą stronę, jednocześnie przełykając głośno ślinę. Postać stojąca obok przewyższała ją prawie o głowę. Postać, którą niewątpliwie był Tom Riddle. Dziewczyna odskoczyła gwałtownie w tył.

 

Do tamtego czasu Terencia nie zastanawiała się, jak wygląda Tom. W swoich myślach widziała chłopca takiego samego jak wszyscy inni. W tamtym momencie mogła zobaczyć go na żywo, jako osobę tak prawdziwą i tak wyraźną, jak ona sama. Twarz miał podłużną, okalaną czarnymi, gęstymi włosami. Blade usta ściągnięte zostały w wąską linię, którą zazwyczaj arystokracja wyrażała dezaprobatę. Tylko że jego oczy mówiły coś innego.

 

— Świetnie się spisałaś, Terencio — pochwalił ją, a w jego ciemnobrązowych oczach zalśniły iskierki. Potem chłopak uśmiechnął się niemal tak przebiegle, jak gdyby był lisem. — Resztę zostaw mnie.

 

Po tych słowach skierował się w stronę posągu i wypowiedział coś tym sykiem, którego blondynka używała do otworzenia wejścia. Ona opuściła różdżkę i zamknęła oczy. Miała poczucie, że nie chce być częścią tego, co się właśnie działo. Usłyszała tarcie o siebie ciężkich kamieni, plusk wody i dźwięk, który mógł wydać tylko wąż. Syczenie. Potem coś ogromnego prześlizgnęło się obok niej i oddaliło, jednak Terencia jeszcze długo słyszała poruszanie stwora.

 

— Tom — jęknęła i poczuła, że opada z sił. Nogi ugięły się pod nią, ale nim upadła na posadzkę, chłopak zdążył ją przytrzymać. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła jego twarz tak blisko, że poczuła dreszcze.

 

— Spokojnie. Wszystko ci wyjaśnię.

 

Ślizgonka z trudem łapała oddech. Serce o mało nie wyskakiwało z jej piersi. W dodatku ten przenikliwy chłód. Objęła Toma za szyję i pozwoliła postawić się do pionu.

 

— To miejsce, to Komnata Tajemnic. To tu Slytherin ukrył potwora, którym jest bazyliszek. To on oczyści szkołę z brudnej krwi. To, w jaki sposób się do niego zwracam, to mowa węży. To tutaj mogę być tak, jak jestem teraz, ale kiedy przekroczysz próg Komnaty, znów będę tylko w twojej głowie. Terencio, jeśli nie chcesz, nie musisz tu wracać.

 

— Tom — próbowała wejść mu w słowo, lecz nie udało się jej.

 

— Jesteś najodważniejszą i najdzielniejszą czarownicą, jaką dotąd poznałem. Przyczyniłaś się do udoskonalenia świata czarodziejów.

 

— Tom.

 

— Chcę cię prosić o coś jeszcze. — To powiedziawszy, złapał ją za ramiona i spojrzał w zaspane oczy. — Jest sposób, abym towarzyszył ci nie tylko tutaj. Jesteś dojrzałą...

 

— Tom — szepnęła po raz ostatni, a potem osunęła się w jego ramiona.

 

Wszystko pojaśniało jej w oczach, świat wokół zawirował, różdżka wypadła z ręki, a podbrzusze ścisnął niewyobrażalny ból.

 

Tom spojrzał na posadzkę, gdzie widniała plama krwi i uśmiechnął się do siebie.

 

***

 

Najpierw się obudziła. Zanim otworzyła oczy, wszystko sobie przypomniała. A potem spostrzegła, że leży w łóżku. To było dziwne. Przecież wydarzenia ostatniej nocy nie były snem. Dziewczyna przetarła oczy i odkryła kołdrę. Ręką wymacała na nocnej szafce różdżkę.

 

— Tergeo — szepnęła, a cała krew z pościeli zniknęła jak... zaczarowana.

 

Poczuła burczenie w brzuchu i ogromny głód, jakby nie jadła co najmniej cały dzień. Na dodatek czuła silny ból, który wzmagał się przy poruszaniu. Jednak musiała się przemóc i zajrzeć do kufra. Tam znalazła to, czego szukała. Balsam z płonącej lewizji działał kojąco już po paru minutach, więc Terencia mogła wreszcie zacząć poranną toaletę.

 

— Tom, jesteś tam jeszcze? — zapytała w myślach swojego towarzysza.

 

— Jestem.

 

— Tom... Co się stało?

 

W duchu blondynka miała nadzieję, że jej przyjaciel zapomni o wydarzeniach ostatniej nocy. To było takie upokarzające.

 

— Zasłabłaś z nadmiaru emocji i braku energii. Zaprowadziłem twoje ciało do dormitorium.— Tom brzmiał, jakby nie powiedział dziewczynie wszystkiego, ale może to tylko jej się tak wydawało.

 

— A przejście? Zostało przecież otwarte! — Ślizgonka starała się odwieść swoje myśli od zakrwawionej pościeli. Jeśli ona to widziała, on również. Pomijanie tego tematu świadczyło o takcie Riddle'a i o tym, że dobrze ją znał.

 

— Spokojnie. Wszystkim się zająłem. Niepotrzebnie się denerwujesz.

 

Dziewczyna zaczarowała szczotkę do włosów i kosmetyki, a w tym czasie zajęła się myciem zębów. Wszystko jednak robiła automatycznie, nawet nie zastanawiając się nad tym, że nałożyła za dużo pasty na szczoteczkę. Jej myśli były pochłonięte przez wydarzenia minionej nocy.

 

— Tom, próbowałeś mi wczoraj coś powiedzieć.

 

— Tak. Chciałbym, abyś poszła na śniadanie. Musisz być silna, Terencio. Powinnaś dużo jeść i pić, żeby nie powtórzyła się tamta sytuacja. Zrozumiałaś?

 

Terencia odruchowo pokiwała głową, ale przypomniała sobie, że powinna mu odpowiedzieć. Nie było jednak takiej potrzeby. Tom wiedział, iż wykona jego polecenie.

 

***

 

Nim panna Flint opuściła Wielką Salę, spakowała jeszcze do torby trochę jedzenia. Nikt nie uznał tego za coś dziwnego, w końcu wielu uczniów lubiło zjeść między kolacją a śniadaniem. Ale nie Terencia.

 

— Tom, nie powinnam...

 

— Owszem, powinnaś. Twój organizm słabnie — zrugał ją, ale po chwili znów powrócił do łagodniejszego tonu. — Wybacz.

 

— Czy ty się o mnie martwisz? — zdziwiła się Terencia. Nie uzyskała odpowiedzi.

 

Wyszła z Wielkiej Sali i zaczęła iść w stronę lochów w towarzystwie milczącej Elizabeth. Coś jednak kazało Terencii przyjrzeć się koleżance. Elizabeth miała zaróżowione policzki. Czyżby przed chwilą minęły Kasjusza Warringtona?

 

— Terencio, chciałem cię o coś prosić — zaczął chłopak ostrożnie. — Zauważyłaś już pewnie, że cokolwiek nie napiszesz w dzienniku, znika.

 

Blondynka o mało nie parsknęła ironicznym śmiechem.

 

— Wiesz, trudno się nie zorientować.

 

— Więc rozumiesz, że energia, którą wlewasz w niego, przelewa się na mnie — dodał poważnie, ignorując jej rozbawienie.

 

Dziewczyna zdziwiła się trochę. Nie rozumiała, o co tak naprawdę mu chodziło. Zachowywał się dziwnie, wręcz podejrzanie. Najwidoczniej miał w tym jakiś cel.

 

— Do czego zmierzasz, Tom? Myślałam, że możemy być wobec siebie szczerzy — mówiąc to, wręcz poczuła, że jej przyjaciel na chwilę się zawahał.

 

— A więc będę szczery. Chciałabyś, abym na co dzień towarzyszył ci tak, jak w Komnacie Tajemnic? — zapytał z nadzieją w głosie.

 

Nagle na korytarzu zapanowało poruszenie. Uczniowie zaczęli coś krzyczeć i jak stado owiec ruszyli w jedną stronę. Terencia wybita z rozmyślań, poszła za tłumem. Zastanawiało ją, co też mogło tak wszystkich nagle zainteresować. Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Przedarła się pomiędzy kilkoma uczniami i podniosła wzrok.

 

Na ścianie widniał krwisty napis. „Komnata Tajemnic została otwarta, strzeżcie się wrogowie dziedzica". Tuż obok do pochodni przywiązana i nieruchoma wisiała Pani Norris, kotka woźnego Filcha. Serce Terencii ścisnęło się na ten widok i na moment zamarła.

 

Wokół panowało poruszenie. Zjawił się woźny, zjawili się prefekci i nauczyciele. Rozgorzała dyskusja, w której Argus oskarżał Pottera o zamordowanie swojego zwierzątka. Dyrektor oświadczył, że kotka jak najbardziej żyje, lecz jest spetryfikowana. Potem kazał się rozejść do dormitoriów. Jednak dopiero plusk wody pod nogami przywrócił Terencię do rzeczywistości.

 

— Tom — zwróciła się do chłopaka oskarżycielskim tonem.

 

— Bazyliszek nie polował na kota charłaka. Ten brudny zwierzak musiał się mu napatoczyć na drogę — wyjaśnił, jakby był absolutnie pewien swojej wersji wydarzeń. — Poza tym jest tylko spetryfikowana. Nie martw się, nie będziemy wybijać zwierząt. Obiecuję ci, Terencio. Przecież wiesz, że moje obietnice to nie puste słowa.

 

Ślizgonka była zbyt zmęczona i zestresowana, by myśleć o tym w tamtej chwili. Nie mogła wymazać z pamięci widoku spetryfikowanego kota. To dla niej zbyt wiele. Marzyła o gorącej kąpieli i ciepłym, przytulnym łóżku odgrodzonym od reszty pokoju kotarami. Tom nie ciągnął rozmowy dalej. Mogło się wydawać, że zniknął i Terencia znów jest sama. Ale ona nigdy nie była sama.

Następne częściDziennik Toma Riddle'a (5)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania