Poprzednie częściDziennik Toma Riddle'a (1)

Dziennik Toma Riddle'a (5)

Na meczach Quidditcha nierzadko zjawiali się czarodzieje spoza szkoły. Naturalnie większość widowni stanowili uczniowie, ale trybuny zajmowali także nauczyciele i rodzice. Sport jednoczył zarówno młodszych, jak i starszych, chłopców i dziewczęta.

 

W powietrzu czuło się nadchodzącą burzę. Pierwszy mecz rozgrywali Ślizgoni i Gryfoni. Terencia nie mogła przegapić tego wydarzenia, chociaż Tom nie był taki chętny. Uważał, że Quidditch to rozrywka dla takich jak Marcus. Wielkich, tępych osiłków, którym przeczytanie jednego zdania sprawia trudność, a co dopiero zrozumienie tekstu. Oczywiście nie powiedział tego Terencii wprost. Dał jej tylko do zrozumienia, że nie bawi go oglądanie czternaściorga uczniów latających za czterema piłkami.

 

Do pytania, które zadał Ślizgonce poprzedniego wieczoru, nie wracali. Przynajmniej ona miała takie wrażenie. Z jednej strony lubiła jego towarzystwo, a kiedy przypominała sobie postać z Komnaty, czuła przyjemne mrowienie w okolicach żołądka. Tom był niezastąpiony, inteligentny, szarmancki i potrafił poprawić jej humor. Od dłuższego czasu jako jedyny wpływał na samopoczucie dziewczyny. Z drugiej strony wiedział o każdym sekrecie, o najskrytszych pragnieniach i jak każdy człowiek, mógłby pewnego dnia wykorzystać to przeciw niej. 

 

Terencii udało się zająć dobre miejsce. Tuż obok niej usiadła Elizabeth z różdżką w pogotowiu. Zapytana, twierdziła, że będzie dopingować Slytherin, wystrzeliwując zielone iskry w powietrze. Dalej znalazła się naburmuszona Queenie. Była zła, ponieważ nie zdołała namówić współlokatorek do wypowiedzenia się na temat ataku.

 

Poprzedniego wieczora Queenie próbowała namówić którąś z koleżanek do rozmowy. Elizabeth nie wydała się zbytnio zaangażowana w tę wymianę zdań, natomiast Terencia odpowiadała tak, by zbyć natrętną brunetkę. Bo jej słowa przerażały. Komnata Tajemnic już kiedyś została otwarta, a wtedy szlama zginęła. Przez lata przeszukiwano zamek, ale wejścia nie odnaleziono. Nikt nie wiedział, co kryło się w podziemiach Hogwartu. Prawie zamknięto przez to szkołę. I teraz znów to się działo. Terencia odgrodziła się od Queenie kotarami i zapłakała w poduszkę, nie potrafiąc pozbyć się z głowy widoku sztywnej Pani Norris.

 

Po prawej stronie Terencii usiedli kolejni Ślizgoni, w tym Kasjusz Warrington, który nie dostał się do drużyny, a także Peregrine Derrick. Dziewczyna szukała jeszcze Higgs'a, ale nie widziała go nigdzie. Czyżby czuł upokorzenie, widząc na pozycji szukającego młodego Malfoya?

 

Nie zjawili się też Angus i Samantha Flintowie. To wzbudziło podejrzenia ich córki. Przecież wiedzieli o meczu, matka przyrzekła zobaczyć swojego synusia w stroju kapitana drużyny. To było całkiem niepodobne do rodziców. Terencia postanowiła zapytać o to Marcusa, a ostatecznie wysłać do domu list.

 

Błękitne oczy Terencii zwróciły się wreszcie ku murawie, gdzie jej brat i Oliver Wood miażdżyli sobie dłonie. To takie typowe dla Marcusa, pokazywać komuś swoją siłę, zamiast wykorzystać element zaskoczenia. Pani Hooch dała znak i gracze poszybowali w górę. Widzowie zaczęli krzyczeć, piszczeć, gwizdać i buczeć na przemian. Piłki śmigały od jednego końca boiska do drugiego. Lee Jordan komentował starcie tak, jakby chciał rozdrażnić drużynę Domu Węża oraz kibicujących im.

 

— Patrzcie! — krzyknął ktoś za blondynką i wskazał na Pottera uciekającego od tłuczka. 

 

Każdy zwrócił uwagę na nienaturalne zachowanie tłuczka. Nie każdy zastanawiał się, co było powodem tego zachowania.

 

Terencia spoglądała na trybuny w poszukiwaniu tego, kto czarował. Przez chwilę jej wzrok przylgnął do Lucjusza Malfoya, jednak mężczyzna nie wyglądał, jakby używał czarów w tamtej chwili. Chyba denerwował go fakt, że tłuczek zaczął ścigać Harry'ego i Draco. Mały Ślizgon znalazł się w fatalnym położeniu. Nie minęła chwila, a wylądował na murawie, obejmując rękami brzuch. Nie minęła kolejna chwila, a Harry Potter złapał znicz, o czym poinformował Terencię krzyk Lee Jordana i niezadowolone pomrukiwania wokół niej. Gryffindor wygrał.

 

Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Terencia poszła wraz z drużyną do Skrzydła Szpitalnego. Przynieśli Draco. Przynieśli Harry'ego. Lucjusz rozmawiał przez chwilę z Poppy, potem kobieta pospieszyła do Pottera z lekarstwem.

 

— Marcus. — Dziewczyna szarpnęła brata za pelerynę, odciągając go na bok. — Wiem, że to nie najlepsza chwila, ale nie wiesz, dlaczego rodzice nie byli na meczu?

 

— Nie wiem — wzruszył ramionami. — Myślałem, że tobie przyślą sowę.

 

Jednak ona tylko pokręciła głową. Rodzeństwo stało przez chwilę, spoglądając na siebie w milczeniu. Gdyby ktoś ich wtedy zobaczył, nie mógłby uwierzyć, że są spokrewnieni. Różnili się niemal pod każdym względem. Chłopak miał ciemne włosy i oczy, a przy tym końskie zęby, które zniekształcały mu nieco zgryz. Należał do wysokich i dobrze zbudowanych, co zdeterminowała gra w Quidditcha. Marcus bardzo przypominał matkę, za to Terencia wdała się w matkę ojca. Kobiety w rodzie Flintów zwykle dziedziczyły błękitne oczy i blond włosy, przez co wielu twierdziło, że są spokrewnieni ze Skandynawami.

 

Terencia zerknęła na drugoklasistę zwijającego się w konwulsjach na łóżku, odgarnęła kosmyk z czoła i ruszyła w stronę Lucjusza Malfoya. Czarodziej o platynowych włosach najwyraźniej czekał na powrót pielęgniarki, bo wpatrywał się w panią Pomfrey nieco zdenerwowany. Przy jego szacie kulił się domowy skrzat, którego Ślizgonka widziała kilkukrotnie na przyjęciach w Dworze Malfoyów. Zegarek? Zgrzytek? Jakoś tak się nazywał. Nie był dobrze traktowany przez swoją rodzinę, jednak Angus wielokrotnie przypominał córce, że to nie jej sprawa, co państwo Malfoyowie robią ze swoim skrzatem.

 

— Dzień dobry, panie Malfoy — przywitała się i ukłoniła delikatnie.

 

— Panno Flint — odpowiedział Lucjusz, również zachowując dobre maniery.

 

— Chciałam zapytać, czy nie wie pan, co zatrzymało moich rodziców? Nie pojawili się na meczu.

 

Mężczyzna uniósł brew. Chyba nie tego się spodziewał. Jeszcze chwilę wcześniej wyglądał, jakby spotkał bogina.

 

— Nie mam pojęcia. Ostatnio odwiedziłem ich... w pierwszym tygodniu szkoły — dodał pospiesznie, chcąc ukryć, że musiał przeliczyć czas na bardziej przystępny uczniom Hogwartu.

 

— Rozumiem, dziękuję. A przy okazji, Marcus pragnął przekazać podziękowania za nowe Nimbusy — skłamała, chociaż nie chciała. Miała zamiar powiedzieć coś innego, jednak z jej ust wydobyły się te słowa.

 

Chciała zapytać o dziennik. Od dłuższego czasu wzrastało w niej podejrzenie, że to Lucjuszowi przez przypadek go zabrała. I właśnie kiedy zamierzała o tym pomówić, powiedziała coś całkiem innego.

 

Potem pożegnała się i wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Wbrew swojej woli.

 

— Tom, na brodę Merlina! Co się dzieje? Co ty wyprawiasz?! Jak śmiałeś to zrobić?! — oburzyła się blondynka, ale nie otrzymała odpowiedzi. — Tom, wiem, że tam jesteś!

 

Odpowiedziała jej cisza. Coś musiało się stać. Coś złego. 

 

Dziewczyna pobiegła do lochów. Kiedy weszła do dormitorium, Elizabeth i Queenie już tam były. W takiej sytuacji nie mogła pisać w dzienniku. Zasłonięcie kotar wyglądałoby podejrzanie. Blondynka podeszła do łóżka i wysunęła spod niego kufer. Udała, że czegoś szuka, a w rzeczywistości schowała samopiszące pióro do rękawa i dziennik do wewnętrznej kieszeni szaty. Potem opuściła pokój, dziękując Merlinowi, że Queenie nadal była obrażona, a Elizabeth niechętna do podjęcia rozmowy.

 

Pisanie w łazience przynależącej do dormitoriów dziewcząt byłoby zbyt niebezpieczne. Tam w każdej chwili mogła wejść jakaś uczennica. Co innego toaleta chłopców na parterze, gdzie straszył Irytek, wstrętny duch uprzykrzający wszystkim życie swoimi docinkami. Mało kto odwiedzał tamtą łazienkę.

 

Gdy Terencia upewniła się, że pomieszczenie jest puste, zamknęła za sobą drzwi kabiny.

 

Tom, wyjaśnij mi to.

 

Nie powinnaś z kimkolwiek rozmawiać o tym dzienniku, nawet jeśli miałabyś go przypadkiem zabrać tamtemu mężczyźnie. Nie rozumiesz, że to niebezpieczne? Mógłby coś podejrzewać.

 

Co nie usprawiedliwia tego, jak mnie potraktowałeś. Trzeba było się odezwać, powstrzymać mnie, ale nie tak!

 

Uważasz, że Lucjusz Malfoy nie zdziwiłby się, gdybyś nagle przestała z nim rozmawiać i rozmawiała ze mną, gapiąc się na niego idiotycznie? Nawet jeśli rozmawiałabyś ze mną i z nim, w końcu pomyliłabyś się i powiedziała na głos to, co miałabyś powiedzieć mi. 

 

Terencia przygryzła wargę. Była wściekła nie tylko na zachowanie Toma, ale także na to, że miał rację. Nie powinna rozmawiać z nikim o dzienniku. W tamtej chwili wizja prawdziwego, żywego Riddle'a wydała się dziewczynie śmieszna. Nie mógł taki być, skoro nie chciał, aby ktoś o nim wiedział. 

 

Chyba na razie powinieneś zostać w swoim dzienniku, Tom.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania