Poprzednie częściEksperyment cz. 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Eksperyment cz. 3

DZIEŃ 1

 

Przekroczywszy próg budynku poczułem się dziwnie, jakbym do tego miejsca nie przynależał i w ogóle znaleźć się tam nie powinienem. Atmosfera wydawała się jakaś napięta i jakbym nóż miał ze sobą to mógłbym ją ciąć na kawałki. Ozdób na ścianach nie zauważyłem żadnych, co nie spodobało mi się, bo mimo mojego słabego gustu dziwnie tak było bez żadnego obrazka na ścianie czy tabliczki. Szarość ścian była na tyle dobijająca, że momentalnie posmutniałem i nawet rozmawiać mi się odechciało. Podszedłem do, wydaje się, sekretarki, podając swoje imię i nazwisko i dowiedziałem się, że rzeczy osobiste mam zostawić przy jej biurku i udać się do sali pierwszej. Posłusznie skierowałem się w tę właśnie stronę, nadal przybity szarością i jakby nicością gołych ścian.

Salę pierwszą znalazłem praktycznie od razu, bowiem była to jedyna sala na tym piętrze. Odnosiłem wrażenie, że im bardziej zmierzam w głąb budynku tym korytarz staje się węższy. Zapukałem delikatnie, a drzwi otworzył mi sympatycznie wyglądający, starszy mężczyzna. Siwy pan przedstawił mi się jako Jan i poprosił mnie, o wykonanie krótkiego testu. Powiedział, że mam być szczery najbardziej jak mogę i gdy skończę mam po prostu wyjść z pokoju i wrócić po swoje rzeczy.

Pomieszczenie wydawało się jaśniejsze niż korytarz, ale nie był to biały kolor. Było ciasne, mieściło się tam krzesło, stół, pan Jan i ja. Usiadłem przy biurku rozglądając się nieco, ale nic mojego wzroku nie przykuło, a nawet przeszył mnie dreszcz, gdy pomyślałem o sterylności tego miejsca i powodach, dla których ono takie może być.

Spojrzałem na kartkę na stole przede mną. Westchnąwszy chwyciłem długopis, rozejrzałem się raz jeszcze i zabrałem się do testu.

Pytanie pierwsze. “Dlaczego zgłosiłeś się do testu?”

Zastanowiłem się chwilę co napisać, jako, że nigdy nie byłem dobry w doborze słów. Było mi też głupio przyznać, że byłem biedny. W skupieniu spojrzałem na swoje dłonie. Może powinienem pracować ciężej? Brać więcej godzin w soboty i niedziele? Czy za dużo wydawałem? Czy naprawdę to co kupowałem, było mi potrzebne? Nie musiałem kupować sobie nowego paska do spodni, stary przecież był dobry jeszcze. A nowe kubki? Przecież nie wszystkie były wytłuczone. Wydawało mi się, że stałem się jakby rozrzutny, nie szanowałem tego, co miałem.

Stół.

Jak mogłem pozwolić, aby takie coś się w ogóle wydarzyło? Zniszczyłem jedną z miłości mojej matki, akt oddania mojego ojca, kawałek mojego dzieciństwa. Ręce zaczęły mi się trząść. A może zawsze się trzęsły w ten sam sposób, który ignorowałem, tak samo jak moją rozrzutność. Czy ta wystająca żyła zawsze taka była? Jej niebieski kolor bardzo wyróżniał się na tle mojej skóry, nie tak jasnej jak Asieńki, ale lekko ciemniejszej. Asia…

Uderzyła we mnie tęsknota. Nie było mnie w domu może półtorej godziny, może dwie, ale poranne uczucia wróciły ze zdwojoną siłą. Odrzuciłem od siebie wszystkie dziwne myśli, które naszły mnie w tak krótkiej chwili i napisałem:

“Przez kłopoty finansowe.”

Pytanie drugie. “Jak według ciebie winien wyglądać test?”

Nie wiedziałem. Jak cokolwiek winno wyglądać tak właściwie? Czy moje życie wygląda jakbym chciał? Niby tak… Ale jednak czegoś w mym życiu zabrakło, albo może straciłem. Może matki mi brakło? A może dzieciństwa zwykłego? Czego ja chciałem? Chciałem… bawić się. Mieć przyjaciół. Chciałem beztroskich chwil, które bym dobrze wspominał. Co miałem? Szramy na rękach. Znów uderzyły we mnie wszelkie emocje, które chowałem. Zacząłem jeszcze bardziej dygotać, tak, że ledwo naskrobałem:

“Odbyty w przyjaznych warunkach, polegający na pytaniach i odpowiedziach.”

Pytanie trzecie. “W razie złego przebiegu badań kogo należy poinformować?”

Kto tak właściwie jest przy mnie, oprócz Asieńki? Właściwie czy Asia w ogóle mnie kocha? Dlaczego miałaby? Czy ja wiem co to miłość? Nikt mnie tego nie nauczył nigdy, jak wyglądać powinna. Te poranne emocje jednak chyba były dowodem, że uczucie, którym darzyłem Asię były prawdziwe. Choć skądbym miał wiedzieć, czy ona również też tak myśli, co prawda mówiła mi, że mnie kocha, ale jak taka piękna kobieta miałaby pokochać mnie? Dwadzieścia parę lat i już siwiejące włosy, już zmęczenie na twarzy, wiecznie podkrążone oczy. Ja - starzec i na zewnątrz i wewnątrz, ona - młodziutka ale zarazem w środku dojrzała, inteligentna. Spotkaliśmy się przypadkiem, ja byłem jej pierwszą miłością, ona moją którąś z kolei, ale nigdy wcześniej nie czułem się w ten sposób wobec kobiety. W moim życiu nie miałem nikogo więcej, matka nie żyła, ojciec… Babcia też już zaniemogła dawno temu. Wpisałem:

“Joanna Wierzbińska”

Pytanie czwarte. “Czy kiedykolwiek kogoś zabiłeś?”

Popatrzyłem i jeszcze raz przeczytałem. Dziwny ten test.

“Nie”, muchy przecież to nikt, a i zwierząt w domu nie miałem, cobym mógł im krzywdę wyrządzić.

Pytanie piąte i ostatnie. “Czego się boisz?”

“Pająków”.

Od razu ze strachem skojarzyłem te potworne istoty, których bałem się od zawsze. Reszta zwierząt była mi bowiem obojętna, jako, że krzywdy mi żadnej nie wyrządzili. Czy bałem się czegoś jeszcze? Nie wydawało mi się, żeby tak było. Biedy doświadczyłem, samotności też, a i śmierć straszna mi nie była, bo przecież każdego to spotka. Zostawiłem więc tę jedną odpowiedź i test ukończony odłożyłem na brzeg stołu, kładąc obok długopis.

Wstałem i zasunąwszy za sobą porządnie krzesło, pokój opuściłem. Poszedłem odebrać moje rzeczy i nawet słowa zamienić nie musiałem z sekretarką, Basią jak się okazało, bo torbę moją od razu podała gdy mnie zobaczyła i numer pokoju cztery wskazała jako mój. Udałem się więc do pechowej czwórki i rzeczy swoje rozłożywszy padłem jakoś dziwnie zmęczony i od razu usnąłem.

O tym, jaka jest godzina nie miałem absolutnie pojęcia, a nawet rozejrzawszy się po pokoju nie dostrzegłem żadnego zegarka. Nie wiedziałem, czy mam wyjść z pokoju, czy też czekać aż ktoś po mnie przyjdzie. Siedziałem w pokoju, w którym za wiele zresztą nie było. Ot, łóżko na którym siedziałem, mały stolik drewniany obok niego i wielka szafa z lustrem, w której odwiesiłem swoje rzeczy, naprzeciw mnie. Pokój cały ściany i podłogę miał niezwykle białe, do tego prześcieradło i kołdra, co prawda odznaczone już moją obecnością, były także tego koloru. Obejrzałem się i rama była dokładnie z tego samego, jasnego drewna co stolik i szafa. Gdyby nie moje ubrania w pomieszczeniu byłoby tylko biało i jasnobrązowo.

Jak się okazało, toaleta z prysznicem była również w pokoju, znaczy miała wejście w nim, jednak drzwi były tak niesamowicie jasne, iż mój wzrok uznał, że to dalej ściana. Klamka, również biała, ukazała mi się dopiero po spojrzeniu pod kątem na owe drzwi, co zatrwożyło mnie niesamowicie i zastanawiać się zacząłem czemu to miało służyć.

Gdy tak oglądałem tę łazienkę dostrzegłem, że nie ma w niej lustra wcale, więc jedyne, jakie miałem dostępne, było w głównym pokoju. Zaintrygował mnie ten minimalizm we wszystkim właściwie i głowa aż mnie rozbolała od ilości emocji i wściekłej, wszechobecnej bieli w tym dniu. Zostawiłem więc drzwi uchylone, żeby następnym razem klamki nie szukać. Usiadłem ciężko na łóżku, żałując, że nie mam ze sobą zegarka ani nie zapytałem co mam robić.

Akurat podczas tych moich rozważań usłyszałem pukanie do drzwi, które szybko otworzyłem. W progu stał pan Jan, ten sympatyczny człowiek, który dał mi test przedziwny do rozwiązania. Przywitaliśmy się, ja poproszony o opowiedzenie o pierwszych wrażeniach z pobytu odparłem, że zadziwia mnie wystrój a także doskwiera brak poczucia czasu. Pan Jan ze zrozumieniem pokiwał głową i z ręki swojej zdjął zegarek i mi go oddał. Będąc w szoku, tym gestem wzruszony także, podziękowałem i spojrzałem od razu na czas. Dzień dobiegał końca. Dowiedziawszy się, że jutro po śniadaniu, które dostanę, jak się obudzę, za drzwiami na końcu korytarza żadnym numerem nieoznaczonymi, mam udać się ponownie do sali pierwszej na omówienie i kolejny test. Pożegnawszy się wróciłem na łóżko, i uderzywszy w czoło, bo zapomniałem zapytać, czy mogę gdzieś dostać kawy i zapalić, jako, że bardzo obie czynności chciałem wykonać, popadłem w pewnego rodzaju smutek. Głupio mi było wybiec i krzyknąć, żeby pan Jan się zatrzymał, a i pewnie już zdążył gdzieś odejść, dlatego wody z kranu w łazience się napiłem zamiast tego, a z głodem tytoniowym się wstrzymałem z myślą, że może to i nawet dobrze i że rzucę ten nałóg.

Wziąłem szybki prysznic, zęby wyszorowałem, uczesałem włosy, jak Asieńka prosiła, żebym jak człowiek wyglądał i przebrany w czystą piżamę ułożyłem się wygodnie w łóżku. Ucieszyłem się, że wziąłem ze sobą książkę i zacząłem ją czytać, aż znów usnąłem.

Następne częściEksperyment cz. 4 Eksperyment cz. 5

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania