Gdy nie wiesz, co robić, czyli jak pozbyć się Mieszkańca Szafy - 5 - Spotkanie z Szefem (ostatnia)
Występują;
- ci sami: Autorka, Mieszkaniec Szafy, Strażnik Sensu, Gnom, Kot, Patyczak, Kulawe Szczęście
- Głos z Zewnątrz
- Szef
Rzecz dzieje się w salonie (jeszcze), chwilę po opisanych wcześniej wydarzeniach. Panuje ogólny chaos, dookoła leżą szczątki wcześniejszych zmagań, pod sufitem latają zdezorientowani, wyzwoleni z transu Mieszkańcy Szafy, część z nich ukrywa się po kredensach i szafkach.
MIESZKANIEC SZAFY: *wstając z podłogi* Ałaaaa… Wyobraźnia boli.
AUTORKA: Mnie też. Nie cierpię jednorożców. Dalej latają mi przed oczami.
*rozgląda się* Czy coś z niego zostało?
PATYCZAK: Kawałek różowych spodenek i trochę brokatu… Załatwiliście go.
MIESZKANIEC SZAFY: No ja myślę! Takiej lawiny różu, słodyczy i rogatych koni nikt by nie wytrzymał. Ledwo żyję, moi bracia wariują... *przerywa na widok białych drobin spadających z góry* Hej, czy w tym pokoju pada śnieg?
AUTORKA: *panika* Sufit się sypie?!
STRAŻNIK SENSU: *zrezygnowanym tonem, patrząc tępo przed siebie* To nie śnieg. To wiórki kokosowe.
GNOM: Siostra, patrz!
/Otoczenie zaczyna coraz mocniej falować. Wiatr zrywa się nie wiadomo skąd./
AUTORKA: *ogląda się za papierowymi samolocikami, motylami i ptakami (co najmniej dwadzieścia sztuk), które same złożyły się z powyrywanych stronic książek i teraz krążą dookoła jej głowy* Niedobrze!
MIESZKANIEC SZAFY: Czemu? Ładne są.
KOT: *próbuje je złapać*
AUTORKA: *ogania się* Przeholowaliśmy. Rzeczywistość się deformuje!
/Kawałki ścian odpadają i zginają się jak parawany z papieru, przez szczeliny wlewa się jakaś kolorowa ciecz./
MIESZKANIEC SZAFY: Zaczynam tęsknić za tym wara…
/Podłoga pęka na kawałki dryfujące w kolorowej cieczy. Wszystko obraca się, miesza i nagle gwałtownie spada w dół./
GNOM: Siostra…!
KULAWE SZCZĘŚCIE: Chodźcie!
MIESZKANIEC SZAFY: Kto to powiedział?
/Wszystko spada w ciemność./
***
AUTORKA: Gdzie… my jesteśmy?
MIESZKANIEC SZAFY: I co braliśmy? Bo daje niezły odlot.
/Autorka, Mieszkaniec Szafy i Strażnik Sensu budzą się pośrodku nieskończonej przestrzeni. Nie ma w niej żadnych punktów orientacyjnych, nawet horyzontu. Wypełniają ją jedynie poruszające się i przenikające barwy./
STRAŻNIK SENSU: *siedzi w tej samej pozycji, co w chwili wylądowania pod murem, co jakiś czas wodzi zrezygnowanym wzrokiem dookoła*
AUTORKA: Już wolałabym klasyczną ciemność… Od tych kolorów można zwariować.
MIESZKANIEC SZAFY: Może wyobraź sobie okulary przeciwsłoneczne? Ja też poproszę.
AUTORKA: *nagłe przerażenie* Gdzie jest reszta?!
MIESZKANIEC SZAFY: *wskazując na punkt w oddali* Hej, co to za światło?
STRAŻNIK SENSU: *powoli podnosi się, patrząc jak zahipnotyzowany* Moja latarenka…?!
*rusza pędem do przodu, co jest dość dziwne, bo podłoża też tu nie ma*
AUTORKA, MIESZKANIEC SZAFY: Zaczekaj!
*jakimś sposobem przemieszczają się za nim*
MIESZKANIEC SZAFY: *biegnąc* To światło jakoś tak… uspokaja te szalone barwy. Prawdziwe światełko w tunelu…
AUTORKA: Myślę, że wszyscy stęskniliśmy się za odrobiną sensu. /serdeczny uśmiech/ Ale nikt bardziej od niego.
STRAŻNIK SENSU: *dobiega do latarenki pierwszy, po czym przytula ją i obsypuje pocałunkami, parząc sobie usta* Kochana! Tęskniłaś za tatusiem…?
MIESZKANIEC SZAFY: /uśmiech/
*podchodzi* Co za wzruszająca scena…
STRAŻNIK SENSU: *chowa latarenkę za siebie* NIE ZBLIŻAĆ SIĘ! Jeśli znowu ona przez kogoś ucierpi, to przysięgam, że jej resztki roztrzaskam mu na łbie!!!
KULAWE SZCZĘŚCIE: Spokojnie. Szybki są z diamentu.
STRAŻNIK SENSU: Wolę uważać. Jeśli się czegoś nauczyłem, to tego, że nie istnieje coś takiego, jak granice bezsensu. *rozgląda się* Hej, a kto mówi?
KULAWE SZCZĘŚCIE: Nie możecie mnie zobaczyć; nie mam postaci. Jestem siłą. Jestem Kulawe Szczęście.
AUTORKA: Wiedziałam, że istniejesz! Pomagałeś nam, prawda?
KULAWE SZCZĘŚCIE: Ano. To ja ci przysłałem tego patyczaka. Nawiasem mówiąc, nie musisz się martwić, wszyscy, prawdziwi czy wyobrażeni, są zdrowi i bezpieczni.
AUTORKA: *ulga* No tak – pomagać mi przez coś, czego nie cierpię… tak potrafisz tylko ty. I za to cię kocham.
KULAWE SZCZĘŚCIE: No i szturchnąłem lekko naszego Mieszkańca Szafy, żeby wyszedł z transu i uratował Strażnika. Ale nie udałoby mi się, gdyby sam tego nie chciał.
STRAŻNIK SENSU: *zawstydzony* /do Mieszkańca Szafy/ Ten… tego… dzięki. Niezbyt fajnie się wtedy zachowałem, skupiłem się na latarence…
MIESZKANIEC SZAFY: *speszony* Dajże spokój. Przecież widać, że jesteście dla siebie stworzeni. Ale nadal uważam, że jesteś dwieście razy więcej wart niż ona… z niej nie mogę się ponabijać.
KULAWE SZCZĘŚCIE: *z pewną dumą* I gdyby nie ja, pochłonęłaby was zawalająca się rzeczywistość. Przeniosłem was w porę.
AUTORKA: Z całego serca dzięki…
KULAWE SZCZĘŚCIE: *przerywa jej* Jeszcze nie dziękuj, poczekaj, aż będzie po spotkaniu z Szefem.
STRAŻNIK SENSU: Jakim Szefem?
SZEF (na razie słychać tylko jego głos): Szefem tego burdelu na kół… to znaczy, tego miejsca, z którego pochodzi siła wyobraźni, z której czerpią wyobraziciele, tworząc nowe istoty. Wy dwaj
/do Mieszkańca Szafy i Strażnika/ byliście tu pierwotnie pod postacią rozproszonej energii, dopóki wasza Autorka was nie wymyśliła i nie wywołała. *ostro* Szkoda, że na tym nie poprzestała…
KULAWE SZCZĘŚCIE: *po cichu* Jest wściekły – nieźle się naharował z naprawianiem rzeczywistości.
MIESZKANIEC SZAFY: Ej, zaraz! Skoro mógł naprawić ten bajzel, kiedy wszystko już się sypało, to nie potrafił przyjść nam z pomocą wcześniej?
STRAŻNIK SENSU: Wyjątkowo się z nim zgadzam. *latarenka rozjaśnia się*
KULAWE SZCZĘŚCIE: *po cichu* Jak musi osobiście interweniować, to potem ma na głowie gości z Góry, więc unika tego, jak może. A poza tym oglądał wasze starcie jak najlepszy film akcji. Dawno go takim nie widziałem. Jak mnie do was posyłał, prawie się udławił popcornem. Ale – nic nie wiecie, nic nie powiedziałem.
AUTORKA: On cię przysłał? Nie jesteś moim…?
KULAWE SZCZĘŚCIE: Jestem jego adiutantem.
/Pojawia się Szef. Wyglądałby jak typowy korpoludek, gdyby nie wielka, kolorowa mucha./
SZEF: *do autorki* Skaranie boskie z takimi jak ty! Poziom energii wyobraźni kilkudziesięciokrotnie wyższy od normy, w takim zagęszczeniu, rzeczywistość rozchodząca się w szwach, człowiek musi przerywać sobie zaba… khem, khem, oderwać się od obowiązków i wypijać, co ktoś nawarzył...
AUTORKA: …
SZEF: *surowo* A miałem cię za mądrzejszą. Zostaniesz ukarana za nieodpowiedzialne wyobrazicielstwo…
MIESZKANIEC SZAFY: *wpychając się między Szefa, a Autorkę* Chwila… pan chyba zaczął od trzeciej części i ma błędne informacje. To moja wina, ja wymyśliłem tego warana, od którego wszystko się zaczęło, a i potem niezbyt się wykazałem, byłem bezmyślnym durniem…
AUTORKA: *szok*
STRAŻNIK SENSU: Czy ja śnię, czy on to naprawdę… AŁA!
*latarenka wysyła światło jak supernowa*
Nie po oczach! Już uwierzyłem! I poświadczam, mój sensomierz zresztą jest najlepszym dowodem.
SZEF: Wytwór wyobraźni, który sam zostaje wyobrazicielem? To precedens… Z drugiej strony, nikt nigdy nie myślał o zabezpieczeniach i scenariuszu postępowania na taką sytuację…
*po cichu, z zadowoleniem* Już mam wymówkę dla tych z Góry… *zaciera ręce*
MIESZKANIEC SZAFY: Przyjmuję na siebie pełną odpowiedzialność i jestem gotów na karę.
*pada na kolana* Tylko b ł a g a m, żadnych więcej jednorożców! Ja tego nie przeżyję…
STRAŻNIK SENSU: Tak tak, tego już miał w nadmiarze… To byłoby przesadne okrucieństwo.
SZEF: *speszony* No, to zmienia sytuację… Zamierzałem skazać autorkę na dożywotni brak weny twórczej, ale w takim razie będę wspaniałomyślny - wystarczy tydzień, żeby się zastanowiła nad swoim zachowaniem. Możesz wracać do rzeczywistości, tam wszystko już naprawione.
AUTORKA: *patrząc na Mieszkańca Szafy i Strażnika* A moi przyjaciele?
SZEF: Zostaną tutaj. Równowaga została z t r u d e m przywrócona, ale rozpadnie się, jeżeli oni tam powrócą. Poza tym, *patrząc znacząco na Mieszkańca Szafy* co po niektórzy stanowią zagrożenie dla otoczenia…
MIESZKANIEC SZAFY: A moi bracia?
SZEF: Oni też. Ale spokojnie. W końcu nie ty jedyna /do autorki/ wyobrazicielka na tym świecie. Kiedyś pewnie do niego wrócicie, w innej historii, w trochę innej formie…
KULAWE SZCZĘŚCIE: Taka reinkarnacja.
SZEF: *otwiera portal i zaczyna się rozpływać w kolorach* Dobra, Kulawe Szczęście, przypilnuj tego do końca… /do autorki/ Pożegnaj się z nimi i przełaź, byle szybko, bo za parę minut się zamknie i zostaniesz tu na zawsze. *mamrocze* I weź tu jeszcze Górę udobruchaj… *znika*
STRAŻNIK SENSU: No cóż, czas się pożegnać.
AUTORKA: I jak ja sobie bez ciebie poradzę? I z pisaniem sensownych tekstów? Sam wiesz, jak to ze mną jest...
STRAŻNIK SENSU: /uśmiech/ Poradzisz sobie. Wierzę w ciebie.
AUTORKA: Strażniku… *namyśla się* Dziękuję za wszystko. I niech twa latarenka nigdy nie gaśnie.
MIESZKANIEC SZAFY: Nie martw się, już ja o niego zadbam.
STRAŻNIK SENSU: *po cichu* I właśnie tego się obawiam.
AUTORKA: /do Mieszkańca Szafy/ I tobie też dziękuję…
MIESZKANIEC SZAFY: *przemądrzałym tonem* No ja myślę. Tylko teraz zachowuj się i wyciągnij wnioski z tej lekcji. Teraz uratowało cię moje wstawiennictwo, ale drugi raz to nie przejdzie, więc uważaj, co sobie wyobrażasz…
AUTORKA: ???
STRAŻNIK SENSU: *ściskając mocniej kij* Mam mu przyłożyć?
MIESZKANIEC SZAFY: *uśmiech, ręce na biodrach* Spokojnie, żartowałem. Chciałem się w ten sposób upewnić, że nas tak szybko nie zapomnisz… *zdradza go niespokojny wyraz oczu*
AUTORKA: Nigdy was nie zapomnę. Obiecuję.
/do Kulawego Szczęścia/ A ciebie jeszcze spotkam?
KULAWE SZCZĘŚCIE: Pewnie. Bywam to tu, to tam. A takich jak ty to spotykam zaskakująco często.
AUTORKA: *staje przy portalu* Pozdrówcie ode mnie Mieszkańców Szafy!
*przechodzi*
***
/Autorka stoi ponownie w swoim pokoju. Jest tak spokojnie, jak na początku pierwszej części, spokojniej nawet, bo w szafie nie ma lokatorów. Wszystkie przedmioty są nienaruszone, a Kot leży spokojnie na parapecie. Autorce zdawało się, że mrugnął./
AUTORKA: Jedno mogę powiedzieć, jakkolwiek brutalnie to zabrzmi - wypełniłam założenie z tytułu... pozbyłam się Mieszkańca Szafy.
*wpada Gnom*
GNOM: Siostra! *rozgląda się* A gdzie są wszyscy?
AUTORKA: *błądzi myślami gdzieś daleko* Myślę, że…
GNOM: *otwiera szafę* Zobacz!
AUTORKA: *śmieje się* Tego się nie spodziewałam... miotacz jednorożców...
*czyta dołączoną kartkę* ,,Zostawiam ci na wszelki wypadek. Skuteczność potwierdzona. MS" Nie, jego nie tak łatwo się pozbyć.
GŁOS Z ZEWNĄTRZ: Wiecie coś może o tym zielonym brokacie na dywanie?
KONIEC
Komentarze (2)
Takie subiektywne odczucia me:)↔Pozdrawiam?:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania