Ghule - Rozdział 1 Amon Avila

Chciałabym podzielić się z wami swoją książką, która cały czas piszę. Będzie zawierać sporo rozdziałów i każdy z punktu widzenia kogoś innego. Będzie tu kilku głównych bohaterów, a akcja stanie się logiczna pewnie dopiero po kilku rozdziałach, dlatego proszę o cierpliwość :) Będą tutaj poruszane punkty miłosne, ale trochę inne niż zazwyczaj jak miłość do : swojej rasy, rodzeństwa, rodziny, ojczyzny. Oczywiście zwykła miłość między bohaterami także będzie więc spokojnie ;) Mam nadzieję, że wam się spodoba i jeśli rozdział uznacie za za długi to proszę o informację. Postaram się podzielić jeden na dwa rozdziały, żeby lepiej się czytało. Wstawiam to, ponieważ chętnie poznam opinię no i może komuś się spodoba :) Między rozdziałami będą czasami pod rozdziały np. Rozdział 1.5 które będą krótkie i po to by wytłumaczyć coś czego nie mogę w rozdziale. Miłego czytania :)

 

ROZDZIAŁ 1 - AMON AVILA

 

- Blado wyglądasz, wszystko dobrze ? - zauważyła Amy.

W czasie tego pytania byłem w trakcie pakowania swojego laptopa do czarnej skórzanej torby. Dobrze wiedziałem, że wyglądam blado, ale nie mogłem jej tego powiedzieć.

- Nie czuję się najlepiej.- Odparłem z lekkim uśmiechem- To chyba przez wf na dworze, słońce dało mi popalić.

Amy przyglądała mi się nie do końca przekonana moją odpowiedzią, jednak niepewność szybko zniknęła z jej twarzy.

- W takim razie chodźmy na lody do sonso - zaproponowała podekscytowana.- Już skończyłeś zajęcia klubowe, prawda ?

Spojrzałem na nią z lekkim politowaniem, ale chyba nie załapała aluzji, ponieważ wciąż z błyskiem w oczach czekała na moją odpowiedź. Westchnąłem. Fakt, właśnie pakowałem się do domu, jednak miałem coś bardzo ważnego do zrobienia, tak czy inaczej ważniejszego niż pójście do sonso, jednak nie byłem w stanie jej odmówić. Może przez to, że byłem w niej lekko zauroczony. Kto wie ? Spojrzałem na nią jeszcze raz. Jej zielone oczy i falowane rude włosy sprawiały, że czułem się niepewnie. Tak chyba mają ludzie, kiedy ktoś im się podoba, prawda ?

- Cóż...- wymamrotałem- właściwie to już wszystko skończyłem.

Dalej już nic nie mówiłem, ponieważ Amy krzyknęła z radości i zaczęła mnie ciągnąć za sobą. Na szczęście sonso było niedaleko, więc nie opierałem się zbytnio. Szliśmy mocno zatłoczoną drogą do galerii, w której znajdowała się lodziarnia. Amy trzymała mnie za lewą rękę, dzięki czemu czułem jej ciepło. Nie zapytałem się, dlaczego to robi, ponieważ nie miałem nic przeciwko. Razem z Amy znamy się już od dobrych sześciu lat. Pierwszy raz poznaliśmy się na pierwszym stopniu nauki, kiedy mieliśmy po dziesięć lat. Teraz mieliśmy po szesnaście i wiedzieliśmy, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń. Nagle Amy wyszeptała moje imię, przez co automatycznie spojrzałem w jej stronę.

- Ostatnio - urwała.

Nastąpiła długa cisza, a Amy wyglądała, jakby ze sobą walczyła.

- Ostatnio ? - powtórzyłem starając się wyciągnąć z niej dalsze słowa.

- Zamknąłeś się w sobie jeszcze bardziej.- Jej głos był niepewny i cichy, jakby bała się mnie urazić.

Przemilczałem jednak odpowiedź. Wiem, że miała racje ale co miałem jej powiedzieć... Moja tajemnica nie mogła zostać wyjawiona żadnemu człowiekowi. Doszliśmy do wielkiej galerii i w milczeniu udaliśmy się do sonso. Amy już nie trzymała mojej ręki przez co czułem lekki chłód. Wybraliśmy sobie po dwie gałki i poszliśmy usiąść na ławce znajdującej się na przeciwko "mad" czyli maszyny do zmiany koloru oczu. Była to śmieszna rzecz, ponieważ za pięć monet można było zmienić sobie kolor tęczówki, który utrzymywał się przez około dwa tygodnie. Był to wielki hit wśród młodych, ale także starszych ludzi.

- Nie powiesz mi co się dzieję ? - wyrzuciła nagle przerywając dłuższą ciszę.

Spojrzałem na ostatnią gałkę lodów.

- Nic się nie dzieje.- Starałem się wymówić te słowa jak najbardziej przekonująco.

Amy skrzywiła się jednak i tym razem na jej twarzy pojawiło się zdenerwowanie. Wiedziałem, że muszę coś wymyślić, żeby dała mi spokój i przestała podejrzewać. Westchnąłem ciężko.

- Chcesz wiedzieć, dlaczego ostatnio tak się zachowuję ?

Amy kiwnęła energicznie głową widząc, ze mówię szczerze. Cóż najwyżej ta część mogła być szczera.

- Martwię się o dziadka. Ostatnio nie wygląda najlepiej i wydaje mi się, że to moja wina.

- Co masz na myśli ? -zapytała zaskoczona.

- No wiesz... Egzaminy wstępne do wyższej szkoły zaczynają się w przyszłym roku, a ja teraz ledwo daję radę. Jestem pewien, że nieźle się zamartwia i mam przez to wyrzuty sumienia.

Po wzroku Amy wywnioskowałem, że uwierzyła w tą historię, która była po części prawdą. Najwyżej część o mojej nauce i ocenach.

- Hmm... Racja Twoje oceny są tragiczne- stwierdziła z lekkim uśmiechem.

Nawet jeśli... nie musiała tego tak od razu potwierdzać, ale cóż zrobić. Była to jak najszczersza prawda.

- Amon mogłeś mi powiedzieć, jeśli chodziło tylko o coś takiego. Przecież bym ci pomogła.

Amy poklepała mnie po plecach starając się dodać otuchy i dodała, ale nie szczególnie z tego powodu, z którego myślała. Ulżyło mi, ponieważ uwierzyła w moją historię i chociaż na pewien czas powinna przestać podejrzewać niepotrzebnych rzeczy.

- Cóż jesteś wyjątkowo ciężkim przypadkiem, ale damy radę. - Stwierdziła zadowolona.

- Damy ?

Byłem świadom, że będzie chciała mi pomóc, ale nie sądzę, żeby marnowanie sobie na mnie czasu było dobrą opcją. Amy jednak kiwnęła głową na znak potwierdzenia i wstała wyrzucić chusteczkę po lodach do kosza. Kosz znajdował się obok mad, więc nie musiała iść daleko. Kiedy wróciła stanęła przede mną i wyciągnęła rękę. Spojrzałem na nią pytająco.

- Od jutra włącznie, będę do Ciebie przychodzić koło osiemnastej na korki, więc lepiej się przygotuj.

- Eh ? Korki ?- mruknąłem niezadowolony.

Amy obdarzyła mnie tylko zadziornym uśmiechem, przez który wiedziałem, że nie mam wyjścia. Przyjąłem jej rękę i wstałem z ławki.

- Już wracamy ?- odparła zawiedziona.

Zerknąłem na nią z ukosa. Była niepocieszona i naburmuszona.

- Niestety mam coś ważnego do załatwienia- przerwałem- A co, liczyłaś na randkę ?

Lubiłem się z nią droczyć i mogę przysiądź, że usłyszałem znikome "tak". Udałem jednak, że nic do mnie nie dotarło i dalej szedłem w stronę wyjścia. Odprowadziłem Amy na przystanek i sam udałem się w stronę metra. Cieszyłem się, że mieszkam w drugim sektorze, ponoć tylko on i pierwszy mają tak wysoko rozwiniętą technologię. Lubiłem maszyny, które jeździły po ulicach i sprzątały śmieci, albo używanie laptopów jako książek. Tak zwane podniebne metro , także dodawało uroku sektorowi, chodź jedyne czym się różniło od podziemnego to to, iż jeździło po torach zbudowanych nad drogami i ulicami. Najbardziej chyba jednak lubiłem świadomość wysokiej technologii, którą mieli ludzie. Podziwiałem to. W końcu to ludzie stworzyli to wszystko. Opaski, które służyły jako identyfikator, każdego mieszkańca, oraz telefon, internet i o wiele więcej były dumą pierwszego i drugiego sektora. Jako uczeń za darmo mogłem podróżować wszystkimi środkami transportu, dlatego przyłożyłem jedynie moją czarną opaskę do czytnika i poszedłem na drugą platformę. Nie musiałem długo czekać, ponieważ podziemne metra w kierunku mojego domu jeździły częściej niż podniebne, dlatego nawet nie zauważyłem, kiedy siedziałem już w metrze. Nie było tłoku chodź była już godzina siedemnasta, czyli ta o której większość kończyła pracę. Pewnie dwadzieścia minut różnicy i nie miałbym już gdzie usiąść. Do domu dzieliło mnie około czterdzieści minut metrem, więc zawsze lepiej było w ty czasie posiedzieć. Spojrzałem na bilbordy z wiadomościami. Szczególnie zainteresowała mnie jedna " Uwaga ! Coraz częstsze ataki guli. Prosimy o pozostanie w domach po godzinie dwudziestej trzeciej." taki nagłówek pojawiał się na dolnym pasku w wiadomościach. Skrzywiłem się automatycznie. -Ghule huh ?- pomyślałem. Fakt. Ostatnio coraz więcej przybywało brutalnych morderstw, lub niewyjaśnionych zaginięć. Myślę jednak, że to wszystko zaczęło się jakiś rok temu, jakby powstała jakaś grupa ghuli, które ze sobą działają. Wcześniej także się zdarzały , ale raczej rzadko, a w większości przypadków nie odnaleziono nawet ciał. My ghule musimy dostarczać do naszego organizmu krew, ponieważ działała ona inaczej niż u ludzi. Zależnie od naszej wagi ciała, oraz tego jak często używamy swoich mocy, musimy dostarczać krew do organizmu. Nie chodzi też o to by ją wypijać jak jakieś wampiry, wręcz przeciwnie. Najczęściej wstrzykujemy ją sobie prosto do żył, za pomocą strzykawek. Jak ludzie po wypiciu krwi będziemy raczej wymiotować niż ją przyswajać, dlatego najlepiej jest ją sobie wstrzyknąć. Nasze ciała mają moce, dzięki którym możemy kontrolować krew, która znacznie różni się od ludzkiej. Jeśli uformujemy ją w miecz, to będzie on w stanie przeciąć skałę. Jeśli okryjemy nią swoje ciało, to będziemy mogli rozwalić takową skałę własnym ciałem. Krew jest naszą bronią, ale także przekleństwem, ponieważ nawet jeśli nie będziemy używać mocy to i tak musimy dostarczyć nowe zasoby do naszego ciała. Dzieje się tak, dlatego iż spalamy krew w naszym ciele i kiedy zaczyna jej brakować po około trzech tygodniach robimy się słabi i umieramy. Dlatego właśnie zdesperowane ghule zabijają ludzi by móc pobrać ich krew, lub w najgorszym wypadku wypić. Oczywiście, ja tego nie robię. Co miesiąc w mojej okolicy pojawia się sprzedawca, który za porządną opłatą wstrzykuje mi około litra krwi, co spokojnie starcza do jego następnego przyjazdu. Rzadko kiedy używam swoich mocy, dlatego litr krwi spokojnie mi starcza. Właśnie dzisiaj wybija termin dostarczenia krwi i co za tym idzie, byłem całkowicie wyczerpany i balansowałem na granicy życia i śmierci. Dosłownie. Jeśli w ciągu trzech dni nie dostanę kropli krwi to po prostu zdechnę... Nim się obejrzałem byłem już na moim przystanku. Szybko zerwałem się z miejsca i udałem w stronę mieszkania. Było przed osiemnastą, więc drogi były jeszcze zatłoczone. Przeciskałem się przez tłum pieszych i nagle poczułem ból w lewej ręce. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że krwawi. Najwidoczniej ktoś miał jakąś ostrą przywieszkę przy torbie czy coś w tym rodzaju. Zasłoniłem ranę prawą ręką i poczekałem około minuty. Odkryłem miejsce z raną i z ulgą zauważyłem, że już nie było. Cóż, nie szczególnie mnie to zaskoczyło, ponieważ jedyne co mogło wywołać u nas długotrwałe i ciężkie rany to krew innych ghuli. Musiałem jednak zasłonić rękę, by nikt nie zobaczył jak się goi. Takie rany chodź znikome to często zdradzają naszą tożsamość, przez co ludzie donoszą na nas władzom, co kończy się raczej śmiercią. Niestety życie ghula wśród ludzi było trudniejsze niż można by przypuszczać. Najmniejsza rana mogła wywołać podejrzenia, a nawet najbliższym nam osobom nie można było wyjawić prawdy. Ghule są, były i będą skazane na samotność, najwyżej taka jest moja opinia na ten temat. Skręciłem w ciaśniejszą uliczkę i zacząłem manewrować między blokami i podwórkami. Wreszcie po kilku minutach ujrzałem swój trzypiętrowy blok. Spojrzałem na okno od strony pokoju by zobaczyć czy pali się światło - Nie pali się, pewnie dziadek śpi. - Pomyślałem.

- Oh Amon ! - Donośny głos doszedł do mnie z naprzeciwka.

Była to Barbara właścicielka małej restauracji znajdującej się na parterze bloku obok. Podszedłem bliżej, ponieważ wyraźnie dawała mi ku temu znaki.

- Witam. - Odparłem pozytywnie.

Bardzo lubiłem tą kobietę, była bardzo miła i od czasu do czasu dawała mi obiad dla mnie i dziadka. Jej uśmiech i dobre serce sprawiały, że gdy pomyślałem iż mógłbym zabić ją tylko dla krwi robiło mi się niedobrze. Gdyby jakiś ghul coś jej zrobił, pragnąłbym ją pomścić za wszelką cenę. Może nie była moją rodziną i możliwe, że gdyby dowiedziała się, że jestem ghulem to od razu by mnie wydała, jednak nie przeszkadzało mi to. Miała dobre serce i to mi stanowczo wystarczyło.

- Jak Ci minął dzień w szkole ? - Zapytała spoglądając na mnie ciepło.

- Jak zawsze, bez rewelacji ! - Odpowiedziałem z uśmiechem.

Barbara przyglądała mi się dość intensywnie. Chyba zauważyła, że jestem nieco blady.

- Strasznie dziś gorąco, prawda ? - ciągnąłem - przez to słońce i wf nie czuję się najlepiej.

Zmieniła mimikę twarzy jakby mówiła " A to dlatego ! ". W ten sposób sprawnie bez jej interwencji oddaliłem wszelkie wątpliwości.

- Biedaczek ! - wyrzuciła zmartwiona.

Nagle odwróciła się i podniosła dwie reklamówki.

- Proszę. - Odparła.- To obiad dla Ciebie i dziadka. Mam nadzieję, że będzie smakować.

Odebrałem reklamówki i spojrzałem na straszą kobietę. Nie było w niej ani odrobiny sztuczności, czy chociażby złośliwości. Ciekawe czy gdyby wiedziała, że jestem ghulem to też by była taka opiekuńcza. - Niemożliwe - pomyślałem - ludzie nas nienawidzą... Prawda ?

- Nie trzeba było...- urwałem niepewnie - może chociaż coś zapłacę !

- Nie wygłupiaj się - kobieta poklepała mnie po ramieniu - i tak miałam iść to zanieść Twojemu dziadkowi, więc tylko mnie wyręczysz.

Zerknąłem na reklamówki nie do końca przekonany. Było mi głupio, że dawała nam jedzenie za darmo. Fakt. Było nam ciężko... Dziadek zawsze pracował na nocne zmiany, ponieważ wtedy więcej płacili, a ja nie mogłem nawet dorabiać by mu pomóc dopóki nie ukończę osiemnastu lat.

- Amon - Barbara wyrwała mnie z zamyślenia- nalegam. Wystarczająco się rewanżujesz pomagając mi w wolne dni, zresztą byłabym wdzięczna, gdybyś w te wakacje nie przychodził.

Spojrzałem na nią zaskoczony. Jak to nie przychodził ? Czyżby dowiedziała się, że jestem ghulem ? Zawsze w wolne dni pomagałem jej w restauracji, a teraz nagle kazała mi przestać ? Ona jednak zaśmiała się lekko widząc moje zmieszanie.

- W przyszłym roku masz egzaminy wstępne, prawda ? Będę mieć wyrzuty, jeśli przeze mnie nie zdasz. Dziadek pewnie też, dlatego skup się teraz na nauce, tak mi pomożesz, dobrze ?

Ah... znowu te egzaminy. Ludzkie, życie jest takie oklepane i ograniczone. Szkoła, praca, śmierć. Zawsze mnie to denerwowało. Chciałbym żyć inaczej, zrobić coś z tym całym zamieszaniem związanym z ghulami i ludźmi. Zrobić coś pożytecznego, w końcu miałem moce, dzięki którym mógłbym coś zrobić... A jednak żyłem wśród ludzi przejmując się jakimś egzaminem.

- Oczywiście ! - starałem się brzmieć jak najbardziej przekonująco.- Dziękuję Pani bardzo !

Ukłoniłem się nieznacznie i chciałem już iść do mieszkania, kiedy Barbara krzyknęła jeszcze ze mną " Pozdrów dziadka ! ". Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem " oczywiście " po czym udałem się do drzwi od klatki schodowej. Wpisałem kod i wszedłem do środka. Był to tylko trzypiętrowy blok, więc nie było tu windy, jednak schody były ruchome. Wystarczyło jedynie kliknąć guzik na barierce żeby zaczęły się poruszać, chociaż ja wolałem normalnie po nich wejść, ponieważ tak było szybciej ( najwyżej dla mnie) , dlatego nie kliknąłem guzika tylko szybko wbiegłem na trzecie piętro. Przez moment naszła mnie myśl by zapukać, jednak szybko się powstrzymałem i zacząłem szukać klucza w torbie. Otworzyłem drzwi i ściągnąłem buty po czym postawiłem jedzenie w kuchni i wciąż z torbą na ramieniu zerknąłem do dużego pokoju, gdzie na kanapie spał dziadek. - Dobrze, że nie zapukałem- pomyślałem z ulgą. Musiał być bardzo zmęczony, a została mu już tylko jakaś godzina snu, ponieważ o dwudziestej pierwszej musiał być już w pracy. Postanowiłem go jeszcze nie budzić i udałem się do swojego pokoju. Ściągnąłem torbę i uchyliłem okno. Skrzywiłem się na widok bałaganu i faktu, iż będę musiał go posprzątać, przed jutrzejszym przyjściem Amy. Nagle usłyszałem szelest reklamówki, więc udałem się do kuchni.

- Obudziłem Cie ? - Zapytałem dziadka rozpakowującego jedzenie.

- Oh Amon.- Wyszeptał- Nie, nie już późno i tak musiałem wstać.

- Czyli Cie obudziłem...

Dziadek spojrzał na mnie krzywo. Zawsze łapałem go za słowa.

- Tak czy inaczej, będę musiał podziękować Barbarze. Dała nam same nasze ulubione dania ! - W jego głosie można było wyczuć entuzjazm i smutek jednocześnie.

Czuł się tak samo jak ja. Nie lubił brać czego za darmo nie mogąc się jeszcze jak za to odwdzięczyć. Nie ukrywał jednak, że była to wielka pomoc, ponieważ ledwo zarabiał tysiąc monet na miesiąc co tak naprawdę na jedną osobę byłoby mało. Usiedliśmy przy stole w dużym pokoju i zaczęliśmy jeść. Barbara przygotowała dla mnie mój ulubiony prosty stek, a dla dziadka makaron z mięsem. Jedliśmy w ciszy, którą nagle przerwał dziadek.

- Blado wyglądasz.- Wymamrotał niepewnie.

Spojrzałem na niego przenikliwym wzrokiem.

- Kiedy ...- urwał, ponieważ mu przerwałem.

-Dzisiaj. Spokojnie sam się tym zajmę to już nie jest Twoje zmartwienie dziadku.

-Może jestem zbyt ostry- pomyślałem. Dziadek był jedynym, który wiedział, że jestem ghulem. Nigdy nie poznałem rodziców, a on wychowywał mnie od małego. Cóż gdyby nie wiedział, że jestem ghulem to już dawno byłbym martwy, ponieważ to on był tym, który dostarczał mi krew kiedy byłem mały. Dużo go wypytywałem o moich rodziców, ale on zawsze milczał. Kiedy miałem dwanaście lat powiedział, że już nigdy mam o to nie pytać. .Powiedział mi " Nie pytaj o rodziców i nigdy nie rozmawiajmy o tym kim jesteś. Daje Ci wybór, byś mógł żyć normalnie, kiedyś podejmiesz decyzje. Wtedy porozmawiamy, ale na razie... nic na ten temat nie chce słyszeć.". Po tamtych słowach zgodziłem się na te warunki. Nigdy nie rozmawialiśmy o moich mocach, czy życiu ghula. Byłem zwykłym nastolatkiem, chodzącym do szkoły i spotykającym się ze znajomymi. Do czternastego roku życia dziadek załatwiał mi krew, sam szczerze mówiąc nie wiem skąd. Postanowiłem więc z tym skończyć i sam sobie radzić. Nie chciałem już sprawiać mu więcej problemów. Od tamtej pory sam sobie radzę.

- Jak w szkole ? - Zapytał przerywając dłuższą ciszę.

Zakasłałem automatycznie.

- Aż tak źle ? - dodał z rozbawieniem.

- Nie ! - zaprzeczyłem, ale mój głos wszystko zdradził.

Dziadek spojrzał na mnie z lekkim politowaniem. Chyba miałem to po nim.

- Amy będzie od jutra przychodzić wieczorami i mi pomagać...

- Oh Amy tak ? Zrobiłeś już jakiś postęp ?

Upuściłem sztućce. Co miał na myśli przez "postęp" ?

- Nie wiem o co Ci chodzi.- Mruknąłem niezadowolony.

- Czyli nie.

- Dziadku ! - Zwróciłem mu uwagę.

On kiwnął tylko rękoma na znak, że już skończył i zaniósł talerze do umywalki.

- Ja pozmywam !

- Dziękuję. Która to już godzina ?

- Osiemnasta dwadzieścia - Odparłem po sprawdzeniu godziny w opasce.

- W takim wypadku położę się jeszcze na godzinkę- Odparł i poszedł na kanapę.

Tymczasem ja udałem się do swojego pokoju. Ściągnąłem mundurek szkolny i wyciągnąłem moje ulubione szare spodnie do kolan, oraz czarną koszulkę na ramiączkach.

- Od razu lepiej - Odetchnąłem z ulgą.

Poszedłem do kuchni pozmywać talerze po obiedzie. Na szczęście nie było tego dużo, więc szybko się z tym uwinąłem. Torebki i opakowania po jedzeniu wyrzuciłem do kosza, po czym sprawnie przetarłem stół ścierką. - Szkoda, że mój pokój nie mógł być w tak dobrym stanie jak kuchnia. -Pomyślałem zdołowany wchodząc do niego.

- Od czego by tu zacząć - Mruknąłem sam do siebie.

Pokój może nie wyglądał tragicznie, ale wymagał pomocy... Zacząłem od składania ciuchów, które były porozrzucane właściwie wszędzie. Zajęło mi to dłuższą chwile, ponieważ nawet ubrania w szafie potrzebowały nieznacznych poprawek. Następnie zabrałem się za wytarcie kurzu z półek i poukładania stojących na nich rzeczy w logiczny sposób. W czasie sprzątania słyszałem jak dziadek szykował się do pracy. Po kilkunastu minutach zajrzał do mnie z zadziornym uśmieszkiem mówiącym " Czyżbyś sprzątał dla Amy " i pożegnał się. Zostałem sam, spojrzałem na godzinę.

- Dwudziesta. - Oznajmiłem - Mam jeszcze sporo czasu.

Sprzedawać krew zaczynali zawsze koło pierwszej w nocy jakiś dwadzieścia minut drogi z mojego bloku, dlatego uznałem, ze nadszedł czas na poczytanie swoich komiksów. Owszem jest to trochę dziecinne i do tego już prawie nikt nie czytał z papieru, tylko z opaski albo komputera, jednak ja zawsze wolałem trzymać książkę, niż laptopa. Całe półki miałem zawalone komiksami i książkami o super bohaterach, które zdobyłem w czwartym sektorze, ponieważ tylko tam można było jeszcze kupić takie rzeczy. Otworzyłem swój ulubiony komiks, który czytałem już niezliczoną ilość razy i położyłem się na łóżku. - Super bohaterowie huh...- pomyślałem kładąc komiks na brzuchu. Dziwne uczucie cisnęło moje serce. Czułem, że tu nie pasuje, chciałem czegoś innego. Innego życia, takiego jak bohaterowie z tych komiksów, albo filmów. Chciałbym robić coś pożytecznego, a nie zamartwiać się szkołą, lub innymi głupotami. Pragnąłem działać w słusznej sprawie, pomóc ludziom i ghulom się zrozumieć. Wytłumaczyć, że gdyby powstały jakieś placówki, gdzie można by dostarczać ghulom krew to skończyłyby się te niepotrzebne morderstwa. Oczywiście są złe ghule, tak samo jak źli ludzie...Tylko czemu nikt tego nie rozumiał, skoro było to takie proste ? Może było zbyt proste. Ustawiłem budzik w opasce i postanowiłem się przespać. Na początku ciężko mi było zasnąć. Uczucie odrębności i pragnienie uczynienia czegoś pożytecznego niszczyło mnie od środka. Jednak wreszcie usnąłem wraz z tymi zmartwieniami. Obudził mnie budzik, więc wiedziałem, że było pół godziny po północy. Założyłem bluzę z kapturem i podszedłem do biurka, z którego wyciągnąłem pieniądze. Były to moje oszczędności, które zbierałem cały miesiąc właśnie na tą okazje. Wyszedłem z pokoju i założyłem buty, po czym opuściłem mieszkanie. Na dworze było już pusto i ciemno. Ludzie mocno wzięli do siebie nie wychodzenie po dwudziestej trzeciej, może nawet i lepiej. Szedłem ciasnymi uliczkami między niskimi blokami, które po kilkunastu minutach miały już ponad dziesięć pięter. Wreszcie doszedłem do opuszczonej fabryki, gdzie zawsze ghule sprzedawały krew. Owszem, pewnie była to krew zamordowanych ludzi, ale co miałem robić, w końcu nie ja ich zabijałem, a krwi potrzebowałem. Im bliżej byłem fabryki tym bardziej zacząłem wyczuwać ghule i zagrożenie. Każdy ghul umiał odróżnić ghule od ludzi. Było to coś jak intuicja, która miały zwierzęta. Zwierzęta potrafią ocenić zagrożenie, oraz fakt kiedy trzeba uciekać, a kiedy walczyć. Potrafią także rozpoznać swoją rasę, tak samo jak my, ghule. W tym momencie czułem zagrożenie ze strony innych ghuli znajdujących się już w fabryce, ale i tak musiałem tam iść. Dla nas krew ghula była o wiele cenniejsza niż człowieka, jednak wdając się w walkę z drugim ghulem groziła nam nawet śmierć, ponieważ po oberwaniu krwią nie regenerowaliśmy się już tak szybko. Mieliśmy instynkt, który mówił nam kiedy nasz przeciwnik jest silniejszy i kiedy trzeba uciekać, dlatego ghulom łatwiej jest zdobyć krew człowieka niż ryzykować dla krwi ghula. Jednak teraz było inaczej. Wiele ghuli było wyczerpanych i były łatwym celem dla tych o pełni sił. Intuicja mówiła mi by uciekać, właściwie jak zawsze kiedy szedłem do tego miejsca, jednak nie mogłem tego zrobić. Założyłem na głowę kaptur i wszedłem do środka. Kiedy już byłem w środku hali ujrzałem spora grupkę ghuli czekających w kolejce po krew. Uczyniłem to samo starając się nie wyróżniać. Minęło jakieś dziesięć minut, a kolejka nawet się nie ruszyła. - Co się dzieje ? - pomyślałem podenerwowany.

- Witam wszystkich zebranych ! - Obcy głos rozbrzmiał w hali.

Starałem się namierzyć jego właściciela, ale na darmo. Dopiero kiedy spojrzałem tam gdzie wszyscy ujrzałem ghula, który zawsze sprzedawał krew.

- Niestety, jednak nie mam dla was krwi ! - Krzyknął.

Jego słowa wzbudziły mocne poruszenie. Jak to nie ma krwi ? Jeśli nie dostanę jej w ciągu dwóch dni to umrę i pewnie nie tylko ja byłem w takiej sytuacji. Zaczęły się krzyki i spory, które przerwał sprzedawca.

- Przykro mi nie udało się nic zdobyć, a do tego ludzie zaczynają coś podejrzewać, dlatego przenoszę się do trzeciego sektora.

- I co mamy niby teraz zrobić - Krzyknął obcy głos.

Sprzedawca tylko skrzywił brwi.

- Jak to co - odparł - pozabijajcie siebie na wzajem.

Po tych słowach wyskoczył przez ramę, w której powinno znajdować się okno i zniknął.

- Jest źle - pomyślałem zakłopotany. Wszyscy zaczęli panikować i w ciągu kilku minut wszystko się zaczęło. Jakiś ghul wyciągnął z siebie krew i utworzył z niej miecz po czym zaczął atakować. Inne ghule uczyniły to samo i opuszczona hala fabryczna stała się centrum walki. Odskoczyłem szybko na bok i uciekłem.

- Cholera ! - Krzyknąłem.

Około drugiej byłem już w domu i leżałem zrezygnowany na łóżku.

- Bohater co ? - odparłem sam do siebie - jaki bohater. Nie potrafię nawet zająć się samym sobą, a co dopiero wszystkimi ludźmi i ghulami. Jestem beznadziejny.

Po tych słowach zasnąłem i obudziłem się koło siódmej rano. Szybko zerwałem się z łóżka, ogarnąłem i wybiegłem do szkoły. Byłem wykończony, ledwo miałem siłę się ruszać, a co dopiero siedzieć w szkole do szesnastej. Nie mogłem jednak wzbudzać podejrzeń. Musiałem szybko wykombinować skąd wziąć krew.

- Halo. Ziemia do Amona.

Głos Harrego wyciągnął mnie z zamyślenia.

- Sorki - odparłem - myślałem o dziadku.

Skłamałem.

- Coś się stało ? - zapytał zmartwiony.

- Ah... - ciągnąłem - nic takiego po prostu zamartwia się o moje oceny.

- Nic dziwnego - odpowiedział automatycznie.

- Dzięki. - Odpowiedziałem z ironią - Czemu wszyscy od razu to rozumieją.

Harry zaśmiał się.

- Dziwne gdyby ktoś nie zrozumiał - Głos doszedł do nas zza pleców Harrego.

Była to Amy, która przyszła do naszej klasy zjeść, jak zawsze w czasie przerwy obiadowej.

- Jeszcze ciebie mi brakowało - wybąkałem.

- Nie bądź taki - zaczął Harry - słyszałem, że przyjdzie Ci pomóc w lekcjach.

- Powiedziałaś mu ?!

- Owszem - odparła - spytałam nawet czy nie chce dołączyć. W Twoim przypadku może być niestety ciężko...

- Spoko, odmówiłem - Szepnął mi do ucha i puścił oczko.

Skrzywiłem się i westchnąłem.

- Obraziłeś się ? - wtrąciła Amy kiedy bez komentarza zacząłem jeść kanapkę ze sklepiku.

- Nie. Dajmy już spokój i zjedzmy zanim skończy się przerwa.

O dziwo posłuchali się mnie i zaczęli jeść. Nagle doszły do nas rozmowy reszty klasy na temat jakiejś "masakry"

- O czym oni mówią ? - Zapytałem Harrego.

Harry był bardzo popularny i zawsze o wszystkim wiedział, dlatego zawsze byliśmy dzięki niemu na czasie.

- Nie słyszałeś ?! - Odparł głośno - przecież to w Twojej okolicy.

- Ja też nic nie wiem - Zaznaczyła Amy.

Harry spojrzał na nas zaskoczony i szybko dokończył kanapkę.

- Wczoraj w nocy znaleziono dużo martwych ghuli - odparł - ponoć pozabijały siebie na wzajem.

- Może jakaś spór między grupami czy coś - Oznajmiła Amy.

Harry tylko przytaknął. Ja za to milczałem. Dobrze wiedziałem co tam się stało i właściwie to cud, że nie leżałem tam wraz z tymi ghulami.

- Amon ?

Tym razem to Amy wyrwała mnie z bujania w obłokach.

- Dalej martwisz się o dziadka ? - Zapytał Harry.

- Spokojnie dzisiaj nad tym popracujemy ! - ciągnęła - damy radę.

- Może lepiej, żebyś nie przychodziła - odparłem - w końcu jest trochę niebezpiecznie w mojej okolicy wolałbym, żebyś się tam nie zbliżała.

Amy lekko zaskoczona spojrzała mi w oczy. Widziała, że na prawdę się martwiłem.

- Spokojnie nic mi się nie stanie ! - odpowiedziała z uśmiechem - Za to Ty powinieneś już iść do domu.

- Słucham ?

- Wyglądasz strasznie - wytłumaczył Harry - nie sądziłem, że poczucie winny może komuś tak zaszkodzić.

- Dokładnie. - Potwierdziła Amy - Leć do domu przyjadę od razu po lekcjach, żeby nie chodzić po ciemku okej ?

Cóż właściwie była to lepsza opcja. Wolałem, żeby nie znajdowała się w mojej okolicy po dwudziestej - Na pewno kilka ghuli uciekło i będzie polować na ludzi tego wieczora - pomyślałem. Postanowiłem przystać na ta propozycje i wrócić do domu. Dziadek był trochę zaskoczony, kiedy zobaczył mnie o trzynastej w domu ( przez chwile myślał, że mnie wyrzucili) jednak szybko mu wytłumaczyłem, że po prostu się gorzej czuję.

- Czy... - zaczął niepewnie - wszystko się wczoraj udało ?

Kurde. Co miałem mu powiedzieć. Całe życie sprawiam mu kłopoty, jeśli zobaczy, że sobie nie radze to znowu będzie chciał mi pomóc.

- Tak, tak wszystko okej - odparłem - po prostu czekałem zbyt długo i muszę odpocząć.

Dziadek tylko kiwnął głową i wrócił do spania. Postanowiłem zrobić to samo. Nastawiłem budzik na szesnastą i położyłem się do łóżka. Amy kończyła o piętnastej więc powinna tu być mniej więcej wtedy kiedy się obudzę. Zasnąłem dość szybko, pewnie dlatego iż nie miałem już sił. Kiedy się obudziłem przygotowałem laptopa i kupiłem coś do picia, jednak Amy nadal nie było.

- Już siedemnasta. - Szepnąłem do siebie.

Wybrałem jej numer na opasce i zadzwoniłem do niej. O dziwo nie odbierała, a przecież miała opaskę na ręce. Zacząłem się martwić dzwoniłem jeszcze kilka razy, ale wciąż bez skutku, aż w końcu wybiegłem z mieszkania i zacząłem jej szukać. Czułem to. Coś było nie tak. Po kilku minutach biegu wyczułem ghula, który rósł w siłę prawdopodobnie był w trakcie dostarczania krwi.

- Cholera ! - Krzyknąłem.

Jaka była szansa, że to była właśnie Amy ? Biorąc pod uwagę fakt, że było to niedaleko wejścia do metra to dość spora. Biegłem zdyszany między ciasnymi uliczkami. Nawet jeśli tam dobiegnę to co zrobię ? Ledwo miałem siłę stać... Przestałem jednak o tym rozmyślać kiedy ujrzałem plecy ghula.

- Hej - Zwróciłem mu uwagę.

On odwrócił się szybko dzięki czemu ujrzałem jego twarz.

- Oh to Ty ! - odparł nagle.

Zmarszczyłem czoło. - Znał mnie ? - pomyślałem zakłopotany. Starałem się dojrzeć jak wyglądała ofiara, jednak całą ją zasłaniał swoim wielkim ciałem.

- Zawsze przychodziłeś kupować krew ! - ciągnął - widzisz ja... ja musiałem.

Jego głos zaczął drżeć. Widziałem smutek w jego oczach kiedy patrzył na swoje zakrwawione ręce.

- Ty też musisz - odparł - umrzesz.

Wtedy jednak dojrzałem kawałek mundurka, który należał do mojej szkoły. Szybko odepchnąłem ghula i ujrzałem nikogo innego jak Amy.

- Amy !- Krzyknąłem we łzach - Amy ! Proszę powiedz coś...

- Amon ? - Jej głos był pozbawiony energii, która zawsze emanowała.

- Amy wszystko dobrze - przyciągnąłem jej głowę do mojego torsu - już dobrze.

Wtedy jednak zauważyłem, że nie było dobrze. Amy leżała w moich ramionach bez jednej ręki i nogi. Wpadłem w szał, czułem jak zalewa mnie krew.

- T..Ty ! -Krzyknąłem w furii do ghula znajdującego się na przeciwko mnie.

- Kurde. Nie wiedziałem, że ją znasz. Słuchaj to się zdarza - ciągnął, ale zauważył, że tylko pogarsza sprawę - Nie masz ze mną szans ! Nie zaczynaj.

Miał racje nie miałem z nim szans. Nie w tym stanie. Jednak ogarnęłam mnie wściekłość i nie mogłem myśleć racjonalnie. Rzuciłem się na niego w gniewie.

- Jak chcesz w sumie krew ghula może być dobrym bonusem - Odparł z uśmiechem.

Odepchnął mnie i upadłem nieopodal Amy.

- Amon...- Usłyszałem cichy szept.

Amy wołała mnie cicho, choć jej się chyba zdawało, że krzyczała. Uklęknąłem koło niej.

- Uciekaj... - mówiła łamiącym się głosem - To g..ghul.

- Spokojnie - szepnąłem jej do ucha - już nic nie mów.

Wtedy Amy otworzyła oczy i spojrzała w moje.

- Amon.

Zaskoczony zmianą tonacji jej głosu przybliżyłem ucho do jej ust.

- Twoje oczy - odparła - twoje białka są czerwone... Jesteś ghulem ?

Całkiem zapomniałem, że zacząłem szykować się do ataku i co za tym idzie moje białka zmieniły kolor na krwisty.

- J..ja - wyjąkałem.

Ona jednak mimo braku sił podniosła jedyną rękę i pogłaskała mnie po policzku. Ujrzałem jej znikomy uśmiech.

- To dlatego byłeś taki blady - odparła - mogłeś mi powiedzieć. Poradzilibyśmy sobie razem.

Łzy ciekły mi po policzkach i spadały na jej twarz. Chciałem przeprosić, ale nie mogłem nic powiedzieć. Zapomniałem o wszystkim, liczyło się tylko to, ze Amy umierała w moich ramionach. Widziała, że nie mogłem nic z siebie wykrztusić.

- Amon. Nie zrobiłeś nic złego - wyszeptała - proszę wypij moją krew.

Patrzyłem na nią z niedowierzaniem w to co właśnie usłyszałem.

- O czym Ty gadasz ! - krzyknąłem - Zwariowałaś ! Zaraz zabiorę Cie do lekarza !

Ona jednak pokiwała tylko głową. Tak samo jak ja wiedziała, że już na to za późno.

- Proszę... Już dłużej nie dam rady - szeptała - pozwól mi chociaż raz na prawdę sobie pomóc. Póki jeszcze żyję...

Widziałem, że była coraz bliżej śmierci, jednak nie mogłem...

- Zwymiotuję...- wyszlochałem - nie dam rady.

- Dasz radę Amon. Jestem tu z Tobą. Dasz sobie radę.

Jej głos był ciepły i kojący jakby mną manipulował. Automatycznie uniosłem ją lekko i wyciągnąłem jej rękę. Spod paznokcia wysunąłem pasek krwi i przeciąłem jej żyły. Przywarłem do jej nadgarstka i zacząłem pić. Było mi niedobrze chciałem zwymiotować, pierwszy raz piłem ludzką krew. Gdyby nie szepcząca ciepłe słowa Amy nie wiem czy bym dał radę. Kiedy skończyłem spojrzałem na jej twarz, która uśmiechała się z ulgą. Znowu zacząłem płakać. Odeszła.

- Przepraszam - wyszlochałem tuląc jej ciało.

Nie wiem ile czasu minęło od kiedy tak z nią siedziałem. Jednak wystarczająco bym poczuł się lepiej i przestał płakać. Odwróciłem się by zobaczyć, gdzie podział się tamten ghul, jednak moim oczom ukazała się jedynie dziwna dziewczyna. Dziwna, ponieważ nie mogłem ocenić, czy była ghulem, czy człowiekiem. Nic od niej nie czułem. Prawdopodobnie zauważyła moje zmieszanie i podeszła bliżej.

- Kim jesteś ? - warknąłem zdenerwowany - gdzie tamten koleś.

- Wystraszył się i uciekł - Odparła stonowanym głosem.

- O czym ona gada - pomyślałem zakłopotany.

- Kogo się wystraszył ? - zapytałem niepewnie.

Dziewczyna lekko pochyliła głowę.

- A jak myślisz ? - Zapytała z poważną miną.

- Ciebie ?

- Brawo - odparła - a kogo innego.

- Nic od Ciebie nie czuję - odpowiedziałem sfrustrowany - jesteś ghulem ?

W tym momencie poczułem jak ziemia przyciąga mnie do siebie z niesamowitą siłą. Wiedziałem, że to nie za sprawa ziemi tylko mojej intuicji. Siła tej dziewczyny była tak przerażająca, że strach pozbawił mnie ruchu, a powietrze stało się cięższe. Zwymiotowałem. W jednej chwili wszystko ustało, a tajemnicza dziewczyna znowu nie emanowała niczym szczególnym.

- Przepraszam - odparła bez większych emocji - przesadziłam.

- Co ty nie powiesz - odpowiedziałem przecierając usta ręką.

- Czego chcesz ? - Zapytałem.

Bez odpowiedzi dziewczyna ominęła mnie i wzięła Amy na ręce.

- Hej co robisz ! - warknąłem.

- Sam sobie poradzisz z tym ciałem ? - zapytała - Oddasz je policji i co ? Zbadają Cie i dowiedzą się, że jesteś ghulem.

- Nawet jeśli ! muszę zwrócić ciało jej rodzinie !

- Twoja rola już się skończyła - ciągnęła - idź do domu i odpocznij. Przykro mi.

Przy wypowiedzeniu ostatnich słów zobaczyłem, że jej twarz jednak mogła przedstawiać emocje. Była smutna, ale także zła. Nie do końca umiałem określić co czuła, jednak szczerze mi współczuła. Chciałem coś powiedzieć, jednak dziewczyna odskoczyła od ściany do okna i zniknęła razem z ciałem Amy. Jej ręki i nogi, także już nie było, pewnie tamten ghul je zabrał. Zszokowany tym co się właśnie stało zrobiłem to co kazała mi tajemnicza dziewczyna. Poszedłem do domu i zasnąłem.

...

Obudziłem się skołowany. Na ogół czułem się lepiej, jednak w środku byłem rozbity na kawałki. Spojrzałem na godzinę - Trzecia w nocy...- pomyślałem. To znaczy, że dziadek jest jeszcze w pracy.

- Może nawet lepiej - szepnąłem sam do siebie.

- Hej !

Odwróciłem się szybko i ujrzałem tą samą dziewczynę co wcześniej siedząca na parapecie od okna.

- Co Ty tu robisz ! - Krzyknąłem zdezorientowany - złaź z parapetu ludzie zobaczą.

- Jest trzecia w nocy spokojnie - odparła stonowanym tonem.

Po tych słowach jednak wstała i wskoczyła do mojego pokoju. Automatycznie się cofnąłem.

- Co zrobiłaś z Amy ?

Czułem jak dziewczyna przemierza mnie wzrokiem.

- Pochowałam ją w spokojnym miejscu - odpowiedziała - jeśli chcesz później Cię tam zabiorę.

Zaskoczony zrozumiałem, że chyba nie miała złych zamiarów. Już chciałem zapytać się o jej imię kiedy nagle zaczęła mówić.

- Nie pasujesz tu - odparła - nie tego chcesz.

- Co masz na myśli ? - wtrąciłem zdezorientowany.

Wchodzi do mojego pokoju i nagle zaczyna jakiś dziwny wykład. Może jest gorzej niż wrogiem... - to wariatka - pomyślałem.

- To życie cię męczy. Monotonia. Ludzie i ghule. Chcesz coś zrobić, nie urodziłeś się po to by przeżyć swoje życie niewinnie wśród ludzi - ciągnęła - Amon chodź ze mną. Pomóż mi w moim planie, a w zamian dam Ci życie którego pragniesz.

- Życie, którego pragnę ?

- Będziesz królem, który połączy ludzi i ghule. Królem mojego planu- odparła całkowicie poważnie.

Wyciągnęła prawą rękę czekając, aż ją przyjmę.

- Nie mogłem obronić jednego człowieka, ani nawet siebie, a Ty uważasz, że mam być królem ?! Przepraszam, ale jeśli taka jest Twoja opinia to raczej słaby ten Twój plan.

Wtedy jednak znowu poczułem jej siłę. Czy jakikolwiek ghul mógł w ogóle być tak silny?!

- Jestem potworem Amon to jest klucz do Twojej części planu- odparła - nigdy tego nie zapominaj.

- Już powiedziałem, że- urwałem.

Przestała przytłaczać mnie swoją mocą i ściągnęła kaptur z głowy. Myślałem, że wreszcie ujrzę jej twarz, jednak tak nie było, ponieważ krwista maska wciąż ją zasłaniała. W kilka sekund schowała maskę przywracając krew do ciała. Teraz widziałem, jasna cera, złote oczy oraz długie kręcone brąz włosy sprawiały, że nigdy nie widziałem nikogo tak pięknego.

- Nazywam się Blair Blanc i szukam ludzi, którzy będą mi wierni.

Skrzywiłem się.

- Więc poszukaj gdzie indziej - oznajmiłem - nie jestem pachołkiem.

- Oh... Źle mnie zrozumiałeś. Nie szukam pachołków. Nie mam zamiaru mieć pod sobą kilkunastu słabych ghuli. Wystarczy mi dwójka silniejsza, niż przeciętny ghul- ciągnęła - ktoś, kto wykona mój rozkaz, ale będzie myśleć po swojemu. Nie chce nic nie mówiących pachołków. Do tego planu wybrałam Ciebie, ponieważ jesteś silniejszy niż przeciętny ghul, oraz Twoja wola i wiara w ludzi i ghule jest większa od wszystkich osób, które spotkałam.

- Moja wiara ? - wybąkałem zakłopotany.

- Amon. Mów co chcesz, ale jesteś prawdziwym bohaterem, ponieważ nie ma bohatera bez wiary i miłość do społeczeństwa - odparła - dlatego pomóż mi pogodzić te dwie rasy i zmienić przyszłość może nie naszą, ale przyszłych pokoleń.

Blair znowu wyciągnęła do mnie rękę. Tym razem się zawahałem.

- Skąd wiesz jaki jestem ? - Zapytałem cicho.

- Myślisz, ze poszłam do byle kogo. Obserwuję Cię od dłuższego czasu. Wiem o Tobie wystarczająco wiele by stwierdzić, że nie tego chcesz. Zostań królem mojego planu.

- A gdzie ta druga osoba ?

- Pójdę po nią, kiedy załatwię sprawę z Tobą.

- Co musiałbym robić ?

Blair uśmiechnęła się nieznacznie. Ten uśmiech nic nie przypominał uśmiechu Amy pełnego ciepła i pozytywnej energii. Za tym uśmiechem, kryła się ciemność. Wtedy jednak zrozumiałem, że Amy już nie żyje i nigdy nie zobaczę jej uśmiechu ponownie, dlatego przyjąłem rękę Blair i ty samym wybrałem życie, przed którym dziadek tak bardzo chciał mnie obronić.

- Rozumiem, że mam stąd odejść wraz z Tobą - odparłem.

Blair kiwnęła jednak głową.

- Nie, jeszcze nie. Chcę, żebyś chodził do szkoły do czasu egzaminów.

- Serio ? - mruknąłem niezadowolony - przecież to miało być inne życie.

Blair zaśmiała się pogodnie.

- Do tego czasu odbędziesz trening, który sprawi, że będziesz potrafił chować swoją obecność tak samo jak ja i robić ze swoją krwią co tylko Ci się podoba- tłumaczyła - jak na przykład maska na twarzy, którą akurat musisz opanować.

Ghule mogły korzystać z krwi jako broni, jednak nie było to takie proste. Kontrola krwi wymagała praktyki i czasu, dlatego większość po prostu opanowała jakieś dwie techniki dzięki, którym walczyła. Ja miałem opanowaną tylko jedną konkretną technikę, a było to wysunięcie dwóch długich macek z mojego odcinka lędźwiowego. Dlatego myśl, że miałbym stworzyć maskę z krwi na twarzy sprawiała iż będzie to raczej bardzo ciężki trening.

- Amon. Zdradzę Ci dalsze szczegóły mojego planu jeśli przeżyjesz ten trening.

- Przeżyje ?! - Krzyknąłem.

- Cóż w jego trakcie na pewno połamię Ci kilka kości, ale bez niego w niczym mi się nie przydasz. - Oznajmiła.

- Już nie mogę się wycofać, prawda ?

- Nie. Za dużo wiesz. Musiałabym Cie zabić - odpowiedziała z uśmiechem.

- Super -wyszeptałem - no to zaczynajmy...

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Klementynek 16.02.2015
    Wow... Dopiero założyłem tu konto i już trafiłem na coś co trafiło w moje gusta ! Będę czytać na pewno, więc czekam na więcej. Faktycznie mogłabyś to podzielić na 2 rozdziały lepiej by się czytało :P O błędach się nie wypowiadam bo sam robię pełno, a Twoją historię czyta się bardzo dobrze i płynnie najwyżej dla mnie, więc pisz dalej !
  • Sarusia 16.02.2015
    Dziękuję bardzo :) Cieszę się, że Cie zainteresowało po prostu uznałam, że lepiej jest się dzielić opowiadaniami niż je chować. Co do rozdziałów to tak następny podzielę na 2 części :)
  • Jack Ripper 16.02.2015
    Nieeee! Dlaczego ghule? Ja mam ksywkę ghul... ;__;
    Ale tak na serio, to to jest dzieło sztuki. Najlepsze opowiadanie jakie tu czytałem. Serio, genialny pomysł, trzyma w napięciu i ma swój klimat. Troszkę błędów było. Ale to nie jest złe. Każdy robi błędy. Mogłabyś dawać krótsze teksty, łatwiej się czyta :)
    Co do błędów to nie dajemy spacji po znakach interpunkcyjnych, czyli nie będzie: "Zrobiłeś już jakiś postęp ?" tylko "Zrobiłeś już jakiś postęp?" Rozumiesz? Poprawiam, żeby następnym razem było lepiej ;)
    Jeszcze raz gratuluję pomysłu! Będę śledzić twoje opowiadania, pisz dalej, bo jesteś w tym dobra! :D
  • Sarusia 17.02.2015
    Jejku, dziękuję Ci bardzo ! I tak spokojnie poprawiaj moje błędy, ponieważ staram się je brać na poważnie i już ich nie popełniać by czytało się jeszcze lepiej :) Jak już napisałam wcześniej podzielę też rozdziały, żeby nie były zbyt męczące. Chciałam to zrobić już z tym tylko nie wiedziałam jak go logicznie podzielić, więc już zostawiłam jak było. Myślę, że uda mi się napisać następny rozdział do końca tygodnia :) Nie lubię pisać w pośpiechu, bo wtedy historia nie jest dobrze dopracowana. Jeszcze raz dziękuję Ci za dobre słowa :) Ps. Masz bardzo fajna ksywkę :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania