Poprzednie częściGhule - Rozdział 1 Amon Avila

Ghule - Rozdział 3 Inga Torres

Rozdział 3 - Inga Torres

 

- Stresujesz się? - gruby głos Heatha wybudził mnie z lekkiego snu.

Przetarłam oczy i spojrzałam na roztrzepane blond włosy kierowcy. Heath był jednym z kierowców beta i o dziwo zawsze kiedy gdzieś jechałam to trafiałam na niego.

- Niby czym -zakpiłam.

Heath nieznacznie uniósł brwi.

- Zadziwiasz mnie - odparł - skąd u Ciebie ta pewność... Nie boisz się, że możesz przegrać?

- Cóż za naiwne słowa - pomyślałam. Strach, niepewność, obawa oraz wszelkiego rodzaju inne szczere uczucia. Wszystko przepadło po śmierci Siwona. Przez pierwsze lata była nienawiść chęć zemsty, jednak kiedy zrozumiałam, że nie mam tak naprawdę na kim się mścić wszystko się ulotniło. Od tego momentu minęło już jakieś pięć lat, a ja zamiast żyć zaczęłam egzystować. Prawda była taka, że bałam się tylko egzystowania jak warzywo do końca mojego życia, łapania i zabijania ghuli na rozkaz oraz tego, że już nigdy nie uda mi się zaśmiać i płakać z głębi serca.

- Nie sądzę, żebym spotkała tam kogoś kto miałby ze mną jakieś szanse - odpowiedziałam po dłuższej ciszy - jednak nie szczególnie interesuje mnie granie roli ochroniarza, dlatego myślę, że dam komuś wygrać by mieć to z głowy.

- No wiesz co! - Heath podniósł głos - przecież ten turniej rozstrzygnie kto będzie ochraniał panienkę Weiss córkę doradcy pierwszego prezydenta! Doradcy pierwszego! Wiesz jaki to zaszczyt?!

- Wciąż nie zainteresowana - dodałam bez wahania starając się uspokoić jego emocje.

Prawda była taka, że jechałam tam tylko z prośby... rozkazu prezesa. Bycie ochroniarzem jakiegoś rozpieszczonego dzieciaka, albo super ułożonej damy jakoś nie specjalnie mi odpowiadało.

- Taka strata - jęknął przyśpieszając samochód - może jeszcze to przemyślisz... Na razie to tylko turniej dopiero za kilka miesięcy będziesz ochroniarzem, a co jak będziesz wtedy żałować?

- Tak się nie stanie - powtórzyłam machając ręką - nie stanie.

- A może tak naprawdę się boisz, że przegrasz - dodał zawadiackim głosem - słyszałem, że zabrali Ci Twoją broń na czas tego zadania.

Poirytowana spojrzałam na dwa pistolety przypięte do mojego czarnego pasa prawie niewidocznego na tle czarnych skórzanych spodni.

- Fakt zabrali mi moją broń i dali jakieś dwa gówniane pistolety wypełnione amunicją z krwi ghuli - odparłam niewzruszona - jednak tylko dlatego, że bali się bym kogoś nie zabiła. Zapamiętaj to sobie. Kiedy mam moją kosę w rękach to robię czasami dziwne rzeczy.

Mogę przysiądź, że widziałam jak Heath przełyka ślinę. Te słowa sprawiły, że siedział już cicho, aż do końca naszej podróży. Kiedy dotarliśmy na miejsce usłyszałam tylko ciche " powodzenia", na które nic nie odpowiedziałam. Stanęłam przed wielkim budynkiem, w którym ponoć znajdowała się hala, na której miał rozstrzygnąć się turniej. Bez wahania weszłam do środka i udałam się w stronę stolika przy którym miałam zgłosić swoje przybycie, jednak kiedy dzieliło mnie od niego niecałe dwa metry mój wzrok skierował się w stronę tajemniczych oczu. Były to jasno niebieskie oczy należące do dziewczyny o długim blond falowanych włosach. Wygląd jednak nie miał znaczenia. Tylko oczy, albowiem na osiemdziesiąt procent były to oczy ghula, którego spotkałam kilka tygodni temu na nocnej warcie. Tamtej nocy spotkałam dwóch walczących ze sobą ghuli. Jednego udało mi się złapać, jednak drugi uciekł, a jedyne przez co mogłam go rozpoznać to oczy, ponieważ nawiązałam z nim dość długi kontakt wzrokowy. I tu, w miejscu pełnym beta spotkałam tego ghula. Intuicja podpowiadała mi, że to na pewno ona, jednak fakty nie do końca się zgadzały, no bo co robiłby ghul w takim miejscu? Ona pierwsza odwróciła wzrok, jednak dopiero po kilku sekundach. Zmieszana udałam się do stolika i podałam swoje dane.

- Beta, Inga Torres z pierwszego sektora - odparłam wciąż rozmyślając o tajemniczej dziewczynie.

W końcu tamtej nocy ghul także mnie widział, a ponieważ w przeciwieństwie do niego nie byłam zakapturzona, to pewnie wiedział też jak wyglądam. A ta dziewczyna przed chwilą dość długo wpatrywała mi się w oczy jakby chciała ujrzeć moją reakcje...

- Inga Torres - Piskliwy głos rozległ się w korytarzu.

Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego mężczyznę w średnim wieku w dość głupkowatej fryzurze.

- Dużo o Tobie słyszałem - odparł ściskając moją rękę - Twoja walka rozpocznie się za kilka minut chodź za mną.

Nie dając mi dojść do słowa zrobiłam to co kazał.

- Aktualnie trwa przerwa, ale jesteś pierwsza zaraz po niej - ciągnął prowadząc mnie na hale - już się bałem, że nie zdążysz.

- A... tak - wyjąkałam - było kilka problemów w czasie drogi, ale na szczęście zdążyłam.

Prawda była taka, ze nie chciało mi się wstać, ale nie wypadało tego powiedzieć.

- Tak czy inaczej - odparł otwierając drzwi do wielkiej hali - Będziesz mieć cztery walki. Oczywiście to też zależny od tego czy zwyciężysz. Walczymy do momentu, aż któraś osoba znajdzie się w sytuacji bez wyjścia. Przede wszystkim, nie zabijamy.

- Oczywiście - mruknęłam - to dość oczywiste.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było na tyle obszerne, że z trzech stron znajdowało się miejsce na wielkie trybuny, które były wypełnione po brzegi. - Cóż, dla ludzi to musi być całkiem niezła rozrywka - pomyślałam przygryzając wargę.

- Cieszę się, że wszystko jasne, ponieważ niestety nie mamy czasu na tłumaczenia - dodał tak samo irytującym głosem - Jeszcze jedno.

Spojrzałam w stronę gdzie kierował palec.

- To Samuel Fisher, oraz Weiss Fisher, którą będzie ochraniał zwycięzca. Niestety nie było Cię na uroczystym otwarciu turnieju, jednak to bardzo ważne, by nie tylko wygrać na punkty, ale także się im przypodobać. To tak ode mnie.

Zaparło mi dech w piersiach. Dziewczyna, która siedziała obok wysokiego blond mężczyzny była tą samą osobą, którą spotkałam kilka chwil wcześniej, oraz kilka tygodni temu walczącą z ghulem. - To nie możliwe... prawda? - zapytałam sama siebie w głowie, która teraz analizowała, jakie były na to szanse. Moja intuicja nigdy mnie nie zawiodła, jednak przecież widziałam tylko oczy, a to niemożliwe, by córka doradcy pierwszego prezydenta była ghulem...

- Dzięki - odparłam do grającego mi na nerwach mężczyzny i udałam się na środek hali po tym jak wywołali moje imię.

Jeszcze raz spojrzałam w stronę blond dziewczyny, która także odwzajemniała ten przenikliwy wyraz twarzy.

- Cholera - wyszeptałam.

Niestety chyba jedyne by dowiedzieć się prawdy to wygrać... Cóż za utrapienie. Skierowałam wzrok na mojego przeciwnika. Była to dziewczyna może w moim wieku z dwoma małymi krwistymi ostrzami. Nie walczyliśmy treningowymi narzędziami, ponieważ chodziło o przetestowanie naszych umiejętności z bronią którą walczymy na co dzień, a w przeciwieństwie do ghuli krwista broń, czy zwykła nie miało to zbyt dużej różnicy, ponieważ obie wyrządzały te same rany.

- Rozpocząć walkę!

Po tych słowach dziewczyna rzuciła się biegiem w moją stronę. Westchnęłam zrezygnowana. Gdzieś w głębi serca miałam nadzieję, że może będzie tu ktoś kto mnie pokona i odeśle dziwne podejrzenia, jednak niestety na nic takiego się nie zapowiadało. Nie wyciągając nawet pistoletów robiłam małe szybkie uniki. Po kilku minutach dostrzegłam zwątpienie w oczach przeciwniczki i to właśnie wtedy jednym ruchem ręki ściągnęłam ją na ziemię i przyłożyłam pistolet do głowy.

- Koniec walki! - Krzyknął męski głos - Zwycięzca Inga Torres.

Następne walki wyglądały tak samo. Kiedy doszło do ostatniej zawahałam się, czy na pewno chcę wygrać i pakować w jakieś granie ochroniarza, jednak wtedy znowu nawiązałam kontakt wzrokowy z takową Weiss i widząc jej strach i zakłopotanie, które widziałam także tamtej nocy nie miałam wątpliwości, że to ona była tym ghulem. Po chwili szybkim ruchem podcięłam nogi przeciwnikowi tak, że klęknął przede mną i wymierzyłam pistoletem prosto w czoło, po czym znowu spojrzałam w stronę dziewczyny, której jednak już nie było. Po wynikach, które potwierdziły moja wygraną wszyscy zaczęli się rozchodzić. Ochroniarzem miałam zostać dopiero za kilka miesięcy, dlatego dokładniejsze informacje będą przesłane do prezesa dopiero za jakiś czas. Po zakończeniu turniej wybiegłam szybko w poszukiwaniu Weiss. Intuicja kazała mi iść na górę, co właśnie uczyniłam. Wbiegłam na drugie piętro i wąskim korytarzem skręciłam w prawo. W tym momencie poczułam jak ostrze przylega do mojej szyi.

- To jednak Ty - wyszeptałam w stronę Weiss.

Stała kilka centymetrów ode mnie przyciskając krwiste ostrze do mojej szyi. Ostrze rozciągało się wzdłuż jej prawego przedramienia.

- Czego chcesz?! - warknęła - jak mnie znalazłaś?

Widząc, że była skłonna do rozmowy szybkim ruchem nogi odepchnęłam ją na kilka metrów. Pogłaskałam się w szyje, gdzie zapewne widniał mały ślad.

- To nie tak, że Cię szukałam - odparłam - sama się zdziwiłam. Ghul w takim miejscu? Do tego córka doradcy? Cóż teraz jednak nie mam już wątpliwości.

Spojrzałam na jej jasnoniebieskie tęczówki i krwiste białka i nie wiedząc czemu przez myśl przeszło mi słowo " piękne ".

- Co teraz zrobisz? - zapytała ukrywając swoje moce - kiedy mnie wydasz?

- Nie przemyślałam tego... To trochę kłopotliwe wolałabym wrócić do bazy i dalej wykonywać codzienne czynności, ale niestety wygrałam ten irytujący turniej, więc cóż - przerwałam - wychodzi na to, że za kilka miesięcy będę musiała Cię bronić.

Dziewczyna zmieniła wyraz twarzy z zakłopotania na poirytowanie.

- Jesteś idiotką?! - Krzyknęła nieświadomie - jestem ghulem, nie możesz mnie bronić!

- Kto tu jest idiotką - odparłam - jak będziesz tak krzyczeć to zaraz sama się wydasz.

- Czego chcesz? Pieniędzy? - Zapytała starając się odczytać moje intencje.

- Jestem beta... Po co mi pieniądze i tak nie mogę sobie nic kupić. Takie zasady.

- Więc? - naciskała.

- Czy zabiłaś kiedyś człowieka dla krwi? - Zapytałam nagle zmieniając temat.

Przez chwilę na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie, jednak później wróciła pewność siebie.

- Nie. Moja matka dostarczała mi krew ze szpitali do moich dziesiątych urodzin, jednak później została zabita przez jakąś mafie ludzi. Od tamtego momentu sama wykradam krew ze szpitali, co nie jest trudne, kiedy jest się kimś z moja pozycją.

Poczułam ukłucie w sercu. Było mi jej żal?

- Przykro mi - mruknęłam zakłopotana nie wiedząc jak zareagować na to wyznanie.

- Jesteś beta prawda?

- Oczywiście, że tak to chyba oczywiste - zauważyłam zakłopotana.

- Beta współczuje ghulowi? Chyba faktycznie jesteś idiotką.

- Ile masz lat ? - Zapytałam znów zmieniając temat.

Dziewczyna wzdrygnęła się lekko wiedząc, że nie jest starsza ode mnie.

- Piętnaście - szeptała naburmuszona.

- Więc okaż szacunek starszym- odparłam trochę poważniejszym tonem. - Tak czy inaczej nazywam się Inga Torres mam siedemnaście lat i za kilka miesięcy będę Cie ochraniać, jednak nie znam jeszcze szczegółów dotyczących tej misji.

- Weiss Fisher - odpowiedziała automatycznie - dlaczego mnie nie wydasz?

- Nie zrozum mnie źle, jednak od kiedy pamiętam uczono mnie bym zabijała ghule. Nigdy nie dano mi wyboru jak chcę żyć związku z czym od zawsze wykonuję rozkazy. Aktualnym rozkazem nie jest zabicie Twojej osoby tylko ochrona, dlatego nawet gdybym chciała nie mogę się temu sprzeciwić. Zresztą, gdyby ktoś się dowiedział, że jesteś ghulem to uwierz mi w Twoim przypadku śmierć była by czymś przyjemnym. Pewnie by Cie torturowali i wykorzystali do różnych kampanii przeciw ghulom, a to wszystko przez Twoją pozycje. O ironio.

Weiss wydała się zakłopotana, jakby nie wiedziała jak zareagować na te słowa. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili.

- Gdybyś dostała rozkaz zabicia mnie - zawahała się - zrobiłabyś to?

- Tak - odpowiedziałam pewnie.

Ku mojemu zdziwieniu na jej twarzy pojawiła się pewność i lekki uśmiech.

- Jeszcze jedno pytanie. Dlaczego nie było Cie na ceremonii otwarcia? To dość uroczyste wydarzenie wszyscy byli przed czasem.

Spojrzałam na nią starając się dowiedzieć o co jej chodzi, jednak uznałam to za zwykłą ciekawość.

- Spałam. Kierowca musiał wyciągać mnie z łóżka. Po prostu w ogóle nie chciałam tu przyjeżdżać, jednak rozkaz to rozkaz...

- Ty naprawdę jesteś idiotką prawda? - wtrąciła wywyższającym tonem.

Przygryzłam wargę.

- Bycie ghulem to nie Twoja największa tajemnica - zauważyłam.

- Słucham? - wyrzuciła szybko.

- Masz okropny charakter - dokończyłam udając się w stronę wyjścia.

Będąc już na schodach uśmiechnęłam się nieświadomie słysząc lekki śmiech Weiss.

- Co ja w ogóle wyprawiam? - Zapytałam sama siebie wciąż rozmyślając o tym co właśnie tu zaszło.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Klementynek 21.02.2015
    Super! Czekałem na następny rozdział :D Jak zwykle wszystko bez zarzutów, a opis postaci i ich dialogi bardzo przypadły mi do gustu :) Historia się rozkręca i z każdym rozdziałam coraz więcej rozumiem :P Chociaż czuję, że wciąż dużo tu do wytłumaczenia ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania