Poprzednie częściIncest - Rozdział 1 - Pokręcone

Incest - Rozdział 2 - Wypadek

Krzyki.

 

One były wszędzie. Otaczały mnie, mąciły w głowie. Szpital. Tak niewiele z tego pamiętam.

 

Wypadek. Samochód z tirem ma nikłe szanse na wyjście z tego cało.

 

Moi rodzice nie żyli. To do mnie nie docierało.

Przecież rozmawiałam z nimi, kłóciłam się..tak niedawno.

Wystarczył zbieg zdarzeń, pijany kierowca, wadliwy refleks mojego taty. I koniec.

 

Peter żył. Został poważnie zraniony w głowę, miał złamaną lewą rękę, ale oddychał.

A ja byłam cała i zdrowa.

 

To do mnie nie docierało.

 

Brat został moim prawnym opiekunem; miał 19 lat.

Odwiedzałam go regularnie w szpitalu, musiał odpocząć, dojść do siebie, jego stan jeszcze nie do końca był stabilny... przynajmniej tak mówili lekarze.

Peter przerażał mnie. Był zupełnie inny. Jego wzrok błądził, ślizgał się po mojej sylwetce, drążył oczy. Czy mnie teraz nienawidzi? Też bym tak czuła na jego miejscu. Kapryśna nastolatka, której przez bunt udało się uniknąć wypadku. Boże, gdybyśmy tylko wtedy zamienili się miejscami...

Ale on nic nie mówił. Nie odzywał się. Tylko patrzył.

 

Ze szpitala przyszedł do domu sam; wyjechałam wtedy na cały dzień do pobliskiego lasu. Nie mogłam poradzić sobie z depresją, szok nie chciał minąć. Ulgę znajdywałam wtedy w biegu, potrafiłam godzinami wypluwać sobie płuca tylko po to, aby poczuć ten ból nóg, to kręcenie w głowie, ten palący oddech. Jedyne, co mnie uwalniało.

 

W domu byłam około dwudziestej drugiej, wpadłam po drodze do "GabBurgers" po kolację dla nas. Nie wiedziałam, jak to dalej będzie. Czy on kiedykolwiek się do mnie odezwie?

 

Zamknęłam drzwi wejściowe, zrzuciłam sportowe buty obok szafy i ruszyłam w stronę kuchni.

Siedział przy stole, patrząc tęsknie na nasze rodzinne zdjęcie. Łzy zakręciły mi się w oczach. Czy od teraz tak ma to wyglądać?

 

- P-Peter...

 

Spojrzał na mnie. Jego wzrok był twardy, uważny. Usta zaciśnięte. Z hukiem odłożył zdjęcie, poderwał się z krzesła i rzucił się na mnie.

 

Nikt nigdy mnie tak mocno nie przytulił. Objął mnie, zamknął całkowicie w swoich ramionach. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Poczułam, jak gładzi mnie po głowie, przeczesuje palcami moje włosy.

 

- Tylko ty mi zostałaś - powiedział czule i jeszcze mocniej uścisnął. Odezwał się? Czy to sen? Zdecydowanie nie, taki ból jest odczuwalny tylko w rzeczywistości.

 

- Bracie...dusisz...!

 

- Ach, przepraszam! - puścił mnie lekko. Jego spojrzenie zupełnie się zmieniło. Było miękkie, widać było w nim uczucie.

 

I własnie tego uczucia bałam się najbardziej.

 

Złapał mnie za rękę, wplatając swoje palce w moje.

- Od teraz już zawsze będę cię chronił - uśmiechnął się - Będę zawsze przy tobie.

 

- A-a, to super... - wymamrotałam wysuwając dłoń z uścisku. Jaki niezręczny moment....

 

- Lucy, co to jest za paczka którą postawiłaś na ziemi?

 

No tak, jedzenie!

 

- Przyniosłam kolację, pomyślałam że zjemy razem...

 

- Jesteś cudowna! Umieram z głodu! - wykrzyknął wesoło i popędził po talerze.

 

Ech, chyba niepotrzebnie się zamartwiam. Przecież to mój brat! Jak miałby się nie odezwać do mnie? Spędzimy fajnie wieczór, może później coś obejrzymy w...

 

Wazon z kwiatami zleciał z trzaskiem z półki, rozbijając się na tysiące małych kawałeczków. Z mojej dłoni wypłynęło kilka strużek krwi.

 

- Lucy?! - Peter wybiegł z kuchni i podtrzymał mnie.

 

- To nic, tylko się zachwiałam...- ledwo widziałam na oczy. Jednak bieganie aż do utraty tchu po tak długiej przerwie w aktywności fizycznej nie było dobrym pomysłem.

 

- Tylko zachwiałam?! Ty krwawisz! - krzyknął. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek podniósł na mnie głos. Wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju, kładąc delikatnie na łóżku.

 

- Przecież dałabym sobie sama radę iść!

 

- Jasne, i co byłoby następne? Porcelanowe figurki mamy?

 

Na wspomnienie jej zadrżałam. Peter najwyraźniej zauważył to i okrył mnie puchowym kocem.

 

- Zaraz przyniosę bandaż.

 

Nie czekałam długo; pojawił się z całą apteczką. Kiedy opatrzył mi rękę, pocałował mnie w czółko i uśmiechnął się.

 

Odwzajemniłam uśmiech, mruknęłam jego imię i zemdlałam.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 25.08.2016
    Co do długości różnie to bywa, ale czasem krótkie początki są najlepsze, aby przekazać początki dramatu, jaki się rozgrywa... Fajnie piszesz, nie przesadnie dramatycznie przekazujesz smutne początki tej rodziny. ładnie, płynnie się czyta historię; Spodobało mi się opowiadanie, za 1 rozdział dałam 4, tu 5 - dobrze przekazujesz emocje bohaterów;

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania