Poprzednie częściIncest - Rozdział 1 - Pokręcone

Incest - Rozdział 3 - Poranek

Otworzyłam z trudem powieki. Ałć...boli jak diabli...

 

Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej i podparłam drżącymi rękoma. Zdarzenia z wczoraj zaczęły do mnie wracać, a ja z każdą chwilą czułam się coraz gorzej.

Mój wzrok powędrował po pokoju w poszukiwaniu zegarka. Nie miałam bladego pojęcia, która jest godzina; zasłony były zasunięte i w pomieszczeniu panował półmrok. Musiało być jeszcze bardzo wcześnie.

Wstałam i nieznacznie się chwiejąc podeszłam do okna; odchyliłam gruby materiał. Łąki, tak dobrze mi znane, wyglądały jak nie z tej ziemi. Cienka wstęga spowijająca granatowo - szare niebo nadawała różową poświatę każdej łodyżce, każdemu listku, łagodząc kontury rzeczywistości. Westchnęłam w zdumieniu. Jakie to było piękne.

 

Zupełnie inny widok, nieznajomy, dziwny - tak jak nasza obecna sytuacja. Niby patrzysz na coś dzień w dzień i nie robi to na tobie wrażenia, dopóki coś się nie zmieni i drastycznie zmieni twój punkt widzenia.

 

Peter.

On się zmienił. Nie podoba mi się to. Czemu jest taki opiekuńczy? Wcześniej byliśmy tylko kumplami, przyjaciółmi powiązanymi krwią. Teraz jest inaczej.

Przetarłam moje zaspane oczy i włożyłam niedbale swoje puchate kapcie. Eh tam, za dużo myślę, kłopoty sama sobie robię. Lepiej po prostu zejdę na parter, zrobię kawę i przejdę się. Bardzo dobrze mi to zrobi.

Złapałam za klamkę i pociągnęłam ją w dół. Drzwi zaprotestowały i nie ruszyły się na milimetr. Spróbowałam jeszcze raz, na próżno.

 

- Oj, no co jest..? - mruknęłam. Musiałam jeszcze śnić na jawie.

Klank, klank, klank. Zamknięte.

Teraz się poważnie zdenerwowałam. To jakiś żart? Zacięły się? Nie, przecież nigdy ich nie zamykam na klucz...

No właśnie. Ja.

 

- Peter?! - krzyknęłam. Zero odzewu. Och weź, koleś! - Peter! Pomóż! Jestem zamknięta, nie mogę wyjść!

Czyżby on mnie tu zamknął? Ale dlaczego? Gdzieś tutaj musi być mój zapasowy klucz...

 

Przeszukałam pokój; sprawdziłam pod łóżkiem, obok biurka, pod ubraniami, w szafie, nigdzie go nie było. Nagle zdałam sobie sprawę, że jest jeszcze jedno miejsce, gdzie nie zaglądałam.

 

- Bielizna! - rzuciłam się w stronę szuflady i wyciągnęłam ze skarpetki klucz. Schowałam go tak z rok temu, jak rodzice chcieli mnie zamknąć u siebie z powodu ucieczki z domu. Przecież ta impreza u Wendy była taka fajna...

 

Zamek szczęknął i drzwi w końcu poddały się. Wzburzona zeszłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę.

Nagle poczułam dłoń na moim biodrze.

 

- Lucy.

Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w swoim życiu tak głośnio wrzasnęła. Odskoczyłam, uderzając swój łokieć o kuchenny blat.

 

- PETER?! POGRZAŁO CIĘ? - ledwo mogłam złapać oddech. Za szybko się denerwowałam; miał na to wpływ stres związany z wypadkiem i obecną sytuacją.

Mój brat patrzył na mnie, jakby dopiero dzisiaj mnie zobaczył. Studiował mnie z taką dokładnością, że jeszcze chwila a rumieniec oblałby całą moją twarz.

 

- Uspokój się, nie rzucaj się tak.

 

- Nie rzucaj?! Czemu mnie zamknąłeś w pokoju?

Jego twarz w ułamku sekundy zmieniła się, pokryła mrokiem. Oczy były ciemne, jakby żaden bodziec do nich nie dochodził. Usta zacisnęły się w ledwo widoczną linię.

 

- Peter...? - powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Najwyraźniej musiał zauważyć mój strach, bo od razu rozpogodził się, przełamując uśmiechem moją niepewność.

 

- Nie pamiętasz wczorajszego wieczoru? Przecież zemdlałaś! Dobrze, że zdążyłem na czas zanieść cię do łóżka i opatrzyć - powiedział, wskazując na moją rękę. Nawet zapomniałam o tym bandażu... - Pomyślałem, że jak będziesz chciała wyjść z pokoju w nocy, to możesz się znowu skrzywdzić, to wszystko!

 

Spojrzałam na niego. Pomimo pewności siebie tryskającej z niego jak fontanna, nie dałam się oszukać. Był inny powód.

 

- No dobrze...tylko nie rób czegoś takiego na następny raz. Poważnie się zdenerwowałam.

 

- Och, przepraszam siostrzyczko! - powiedział i mocno przytulił. Mocno. - Nie chciałem, żeby ci się coś stało.

 

- Taak, okey... - wymamrotałam i z trudnością wyswobodziłam się z jego uścisku - Daj mi zrobić kawę.

 

- Wychodzisz gdzieś?

 

- Przejść się. Muszę zaczerpnąć powietrza.

 

- Sama?

 

Zmarszczyłam brwi. Co to za pytanie?

 

- Tak, sama. Czemu pytasz?

 

- Po prostu...chcę to wiedzieć - wyczułam nutkę irytacji w jego głosie - Nie bądź za długo. Jeszcze przed południem wychodzę na cztery godzinki.

 

- Jasne - kiwnęłam głową, zostawiłam niedopitą kawę i ruszyłam w stronę wyjściowych drzwi.

 

Muszę jak najszybciej się stąd wydostać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 26.08.2016
    Ciekawy, intrygujący rozdział. Nadopiekuńczy, chyba jednak nie, coś za tym chyba się kryje, z może nie, doczekam do następnego rozdziału; 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania