Jaja w barszczu - część 6 i ostatnia
- A, jeszcze sobie golnę przed zabiegiem – powiedział doktorek. Z kieszonki fartucha wyjął niewielką butelkę, wypił do dna, czknął i umarł. Padł jak długi, wprost w królicze bobki. Jim zaczął szarpać się w więzach, lecz za silno go trzymały.
- Pieprzony złamas. I co? Teraz już nie podskakujesz?
Pewnie jeszcze długo rzucałby epitetami, ale zauważył, że w kącie stoją dwie postaci i mu się badawczo przyglądają. Byli to faceci w czarnych garniturach.
- Dobrze, że jesteście. Ratujcie!
- Załatwiłeś tego człowieka?
- Co? Nie, to wariat, chciał mnie wrzucić do szatkownicy. Pragnę tylko wrócić do domu.
- To będzie cię kosztowało mnóstwo forsy. Mamy nadzieję, że dostałeś nauczkę i więcej nie próbuj zmieniać historii. Inaczej przyjdziemy i utniemy… sobie pogawędkę.
- Jasne, tylko zabierzcie mnie stąd.
- Zaraz trafisz w dużo lepsze miejsce.
Jeden z facetów wyciągnął spluwę. Jim wrzasnął i zamknął oczy. To nie tak miało wyglądać. Padł strzał, ale nie poczuł niczego. Po chwili usłyszał obok siebie głos Freda.
- Stary długo cię nie było. Ogłuszyli cię i wsadzili do takiej dziwnej maszyny. Pamiętasz coś?
Jim rozejrzał się. Znów był w sklepie Freda, leżał na podłodze. Wstał i spróbował sobie przypomnieć, ale akurat wszystko gdzieś uciekło. Wiedział, że coś przeżył i było to bardzo niemiłe uczucie. Może to lepiej, że o wszystkim zapomniałem - pomyślał.
- Wygląda na to, że w przyszłości jesteś poszukiwanym przestępcą – usłyszał za sobą czyjś szept. Odwrócił się ale nikogo nie było.
Pół roku później Fredowi urodziła się córka. Nazwał ją Minzie.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania