Jestem Ronnie - Tajemniczy gość (cz.1)

-00:01, wszystkiego najlepszego Ronnie... - wyszeptałam utkwiona wzrokiem w biały zegarek na przegubie ręki.

 

Mimo spełniania jak najlepiej potrafię wszelkich próśb (czytaj nakazów...) rodziców, nie mogę ubierać się tak jak chcę, ani rozmawiać z ludźmi których lubię. Czym to skutkuje? Nienawiścią i wyśmiewaniem ze strony rówieśników. Naprawdę, wiem, że byliby inni, gdybym stała się sobą. Nienawidzą mnie za maskę którą uszyli mi rodzice. Nie mogę pyskować, mam być miła dla nauczycieli. Oceny nie mogą być niższe niż bardzo dobre, a na zajęcia poza lekcyjne mam uczęszczać. Czasem moja psychika jest w gorszym stanie, niż nie jednego samobójcy.

 

"Idzie nasz kujonek! Gdzie kupiłaś ten sweterek? W second-hand'zie? - cała klasa wybucha śmiechem, a ja walczę z łzami, zaciskając jak najbardziej usta. Po kilku chwilach poczułam metaliczny posmak krwi. Dotknęłam ust z których leciała krew. Naprawdę? - Nie gryź złotko! Już uciekam! - Mateusz podniósł ręce do góry w geście obronnym po czym zaczął się uginać od śmiechu. Podeszłam do niego, kiedy stał tyłem i klepnęłam w ramię. Gdy próbował się odwrócić z zamachu dostał moją pięścią w twarz. Leżał trzymając się za szczękę, gdy reszta ustawiona w kółku, cofnęła się o krok. - Na zdrowie! - szepnęłam mu do ucha, gdy wypluł krew"

 

Dzisiaj skończyłam 18 lat. Pewnie jak większość z was już się domyśla – uciekam. To życie mnie przytłacza. Przez ostatnie dwa lata odkładam całość kieszonkowego, które jest strasznie skąpe. Jednak nie narzekam, dzięki temu moja figura stała się przystępniejsza, a codziennym biegom, które nie przeszkadzały zapracowanym rodzicom, wzmocniłam swoją formę. Nie wykluczone, że będą mnie szukać, a ja będę musiała znaleźć energię na ucieczkę. Ojciec prawnik wszystko załatwi. Siłą znajdzie jakąś lukę w prawie, przez którą będę musiała zostać w domu rodzinnym i słuchać ich nakazów, przez które płakałam wiele razy. Może uznają mnie za osobę niespełną rozumu? Przecież kto ucieka z rodzinnego domu, kiedy jest tak podporządkowaną osobą?

 

W dniu 10-tych urodzin obiecałam sobie, że gdy osiągnę pełnoletność ucieknę... Daleko. Czy Londyn wystarczy? - Sprawdzam jeszcze raz godzinę na zegarku i przerzucam linę przez barierkę balkonu, jednocześnie pamiętając, aby ją mocno przywiązać. Nie miałoby sensu zejście do drzwi, gdyż mamy alarm antywłamaniowy, a ja kodu do drzwi nie posiadam. Czyżby rodzice wyczuwali moje zamiary? Nie, nie mogę tak myśleć. Bądź optymistką! Spojrzałam na lustro naprzeciwko mojego okna. Podeszłam i zwinnym ruchem przewinęłam dłonią po włosach... Hm. Przydałoby się je skrócić i zmienić kolor. Ale jaki wybrać?

 

„-Mamo! Proszęęę! Mogę mieć różowy kolor?

-Nie, Veronico. To kolor dla rozpieszczonych dziewczynek. Nie widzę w tym nic ładnego. Pokój pomalujemy na zielono i nie masz nic do gadania.”

 

- uśmiechnęłam się łobuzersko na to wspomnienie. „Nie lubisz różowego mamusiu? Więc zrobimy Ci niespodziankę” - szepnęłam w lustro. Podeszłam do szafy z której wyciągnęłam akcesoria fryzjerskie matki. Zdjęłam buty i wolnym krokiem, aby nie narobić hałasu wyszłam na korytarz, rozglądając się w obie strony.

Pusto, więc w zaskakującej ciszy, przerywanej przez tykanie zegarka na moje ręce, przeszłam do łazienki. Samo przejście przez nasz długi korytarz zajęło mi 3 minuty.

„Szybciej Ronnie!” - poganiałam się, gdy zauważyłam, że prysznic zajął mi 15 minut. Usiadłam na skraju wanny i powoli wyciągnęłam farby koloru różowego i czerwonego z torby foliowej. Niestety, chyba mam dziś niezdarny dzień, a jedna z buteleczek upadła na ziemię rozbryzgując się pod całej powierzchni płytek. Na szczęście to kolor czerwony, bo nie zrobienie mamusi na złość miałabym na sumieniu. Chciałabym zobaczyć jej minę na mój widok... Ale nie jest mi to dane. O godzinie 03:07 mam pociąg do Warszawy, a dwie godziny później samolot do Londynu.

 

Usiadłam na wysokim, metalowym krześle, przed wielkim lustrem, które rozciągało się na całej powierzchni ściany. Matka kocha to lustro... Hm... A więc kolejna rzecz którą zrobię, będzie go rozbicie... Wyjęłam gumowe rękawiczki z szafki pod zlewem i zakładając strzeliłam nimi, dzięki czemu poprawił mi się humor. Wzięłam buteleczkę z farbą i wesołym ruchem wycisnęłam jej sobie wielką ilość na rękę.

„Raz się żyje!” - przymknęłam powieki i przyłożyłam rękę do odrostów moich włosów. „Spokojnie... To tak jak z szamponem. Rozprowadź i zmyj...” - uspokajałam się swoimi myślami. Nie potrafiłam się skupić, bo co chwilę lustrowałam moją dłoń, gdzie pod przezroczystą rękawiczką, znajdywał się zegarek. Po skończonym zabiegu usiadłam na krawędzi wanny i z założonym czepkiem fryzjerskim na głowie, schowałam ją w dłoniach. Chce mi się płakać i śmiać na raz. Komiczna sytuacja! Wiedząc, że mam jeszcze kilkanaście minut, aż farba wyschnie, wybiegłam na palcach z łazienki, ówcześnie gasząc światło i powoli przeszłam schodami i dwoma korytarzami, aż dochodząc do kuchni. Usiadłam na krześle barowym i wyciągając torebkę z szuflady, zastanawiałam się nad tym, co ze sobą spakować.

 

„-Najpierw obiad Veronico! Jeśli teraz zjesz chipsy, nie będziesz miała apetytu na obiad! Tak nie można dziecko! Nie szanujesz pracy swojej matki?!”

 

A więc postanowione. Przyciągnęłam najwyższe według mnie krzesło i ustając na nie, otworzyłam szafkę ze słodyczami. Większość z nich to żelki, paluszki i batony... Pff... Wszystko zdrowe! - Jak oni mogą tak żyć? Złapałam się za głowę, wiedząc, że nikt nie odpowie mi na to pytanie. Wszystko z szafki wyrzuciłam, wcześniej podkładając pod nią duży karton. Powoli, uważając co mijam, weszłam do łazienki. Usiadłam na skraju wanny już po raz trzeci i zdjęłam z siebie denerwujący czepek. Złapałam w dłoń słuchawkę od prysznica i włączyłam płynącą wolnym strumieniem – aby nie obudzić rodziców – wodę. Po całym rytuale wyjęłam prostownicę, aby wysuszyć nią włosy. Chcę je jeszcze zakręcić, ale znacie jakieś sposoby na szybkie i bardzo ciche wysuszenie włosów? Ja nie. Więc nawet jeśli prostownica nie jest wodoszczelna, to przynajmniej w piękny i oryginalny sposób zakończę swój żywot. Obie opcje mi pasują.

 

Przeczesałam po raz ostatni swoje włosy, po czym złapałam nagrzaną już mocno lokówkę. Chcąc zrobić sobie niespodziankę, cały czas siedziałam tyłem do lustra. Po skończeniu mojej nowej i świeżej fryzury, usiadłam przodem. Mówi się, że człowiek może zaniemówić z wrażania, ale ja zaniemyśliłam. Moje usta były lekko rozchylone, a twarz przybrała wyrazu zaskoczenia. Pierwszy raz się sobie podobam. Potrząsnęłam głową, aby nie zmieniać swojego humoru i nie odrywając wzroku na dłuższy czas wyciągnęłam kosmetyczkę matki z szafek łazienkowych.

„Kurcze... Nawet nie wiem od czego zacząć...” - postawiłam na korektor pod oczy, trochę pudru, aby zmienić karnację o tusz do rzęs. Nawet jeśli pojadą na lotnisko, aby mnie zatrzymać, nie poznają mnie. Nie, nie, nie... - pokiwałam głową energicznie. Złapałam za jakiś dziwny przyrząd i obracając w dłoniach zastanawiałam się do czego to służy... Wygląda jak mini gilotyna. Aż zaśmiałam się z głupoty własnych myśli. Co ty kobieto robisz po nocach... Znów pokiwałam głową na boki i wyjęłam z kosmetyczki tusz do rzęs. Hmm... Moja matka nienawidzi koloru różu, a ma tego koloru tusz? Tego się szczerze nie spodziewałam...

Po skończonym, oczywiście bardzo ostrym makijażu zabrałam swój naszyjnik po babci którego nienawidzą rodzice. Zawsze argumentują to tym, że nie należy żyć przeszłością. Nie mam się czego dziwić, to tylko babcia była dla mnie opieką i obojgiem rodziców przez większość czas. Tylko ona okazywała mi czułość i pozwalała na więcej. Po babci zostały mi jedynie wspomnienia i biżuteria. Dzięki zakładaniu jej, czuję się jakby była przy mnie. Ocieram opuszkami palców łzy, bo nie mogę się teraz rozmazać. Godzina 02:23. Czas się zbierać. Wzięłam pędzelek od makijażu i maczając w resztkach czerwonej farby, zaczęłam wypisywać ich wszystkie wypowiedzi które mnie raniły. Obok każdego cytatu znajdywał się rok w którym słowa zostały wypowiedziane. Jeśli wymienią lustro, nie czytając tego - zrozumiem. Oni już tacy są. Liczy się dla nich praca i reputacja.

 

Zabrałam karton z prowiantem i kosmetyczkę, i nie odwracając się za siebie wyszłam z łazienki kierując swoją sylwetkę do "mojego" pokoju. Jak mogę go nazywać swoim, gdy nie mogę nawet ozdabiać według swojego uznania? Prychnęłam naciskając na klamkę. Odstawiłam swoje rzeczy pod drzwi i podeszłam do biurka, aby wybrać rzeczy do zabrania ze sobą. Dwa zdjęcia - jedno całą rodziną, a drugie z babcią. Uśmiechnęłam się na ten widok. Cała szkatułka z biżuterią po babci i kosmetyczka matki. Z ubrań, wybrałam te które kupiłam będąc na wagarach. Tak, grzeczna dziewczynka a chodzi na wagary. Przynajmniej dzięki mojemu wyglądowi, nikt mnie nie podejrzewa o to w szkole. Wyjęłam kurtkę koloru białego, oczywiście ze skóry i wpakowałam do niej portfel z pieniędzmi. Na drogę wyjęłam poprzecierane dżinsy i różowo-fioletową tunikę, która wyglądała jak pofarbowana na dziewczęce kolory podkoszulek chłopaka. Miałam to szczerze w poważaniu. Byleby mi było wygodnie.

 

Obejrzałam jeszcze raz swój zestaw, po czym łapiąc kilka par butów, wpakowałam je do swojej torby, przeznaczonej do dnia dzisiejszego na treningi boksu. No tak... Dziewczynka w różowych włosach, a umie się bić. To po prostu moje kłamstewko wobec matki i ojca. Wiedziałam, że bardziej mi się to przyda, niż ten cały pieprzony balet.

 

Zabrałam ubrania które miałam zamiar dzisiaj włożyć i wyszłam po raz kolejny do łazienki, aby doprowadzić swoje ciało do pełnej używalności. Farba na szyi i rękach by nie przeszła.. - założyłam na siebie ubrania po czym włożyłam na nóżki białe balerinki z diamencikami na czubkach. Ostatnie spojrzenie w lustro przeciągnęłam na kilka minut, gdy bawiłam się swoimi włosami z uśmiechem na ustach. Dobra, koniec. Westchnęłam i na palcach przeszłam przez korytarz. Możecie mieć podejrzenia że podałam swoim rodzicom jakieś środki usypiające. Nie, nic takiego. Po prostu nasz dom jest na tyle duży, że nic nie usłyszą będąc 100 metrów od mojego pokoju i łazienki. Szczerze, tą całą fortuną mi pomogli w ucieczce. - prychnęłam po cichu łapiąc za klamkę. Wzięłam w dłonie karton i zaskoczona podeszłam do łóżka, gdzie zauważyłam długonogą postać, z ciemnymi włosami... Kiedy światło zostało włączone, myślałam, że wypuszczę karton z jedzeniem z rąk. Tego się nie spodziewałam...

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Neli 07.05.2015
    Czy ta dziewczyna nie przesadza? Rozumiem ją, ale chyba mogła się wygadać rodzicom co i jak i jakby to nie poskutkowało to wtedy uciec? Moim zdaniem podjęła decyzje bez walki. Ogólnie lekko, dobrze napisane. Ciekawe opowiadanie. Na pewno zajrze do kolejnych rozdziałow. Ode mnie 4 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania