Poprzednie częściJezioro cz.1

Jezioro cz.2

W tym czasie Amelia weszła do pokoju. Zaświeciła światło. Pokój był niewielki, umeblowany skromnie: biurko z półkami pełnymi książek i zeszytów, niska szafa, na której stały jakieś figurki, pamiątki z wycieczek i ramka ze zdjęciem przedstawiającym jej rodziców, w kącie akustyczna gitara, dalej dwuosobowe, wygodne łóżko i lustro na sąsiedniej ścianie. Zamknęła drzwi i przekręciła w nich klucz. Przebrała się w piżamę i położyła się spać. Coś jednak nie pozwalało jej zasnąć. Nie, to nie było zauroczenia, choć trzeba przyznać, że Wojtek wpadł jej w oko. Dziwnie czuła się z myślą, że dwóch, obcych mężczyzn śpi w salonie. Każdy szmer wydawał jej się podejrzany. Momentami bała się, że któryś z chłopaków wtargnie do pokoju i będzie chciał ją skrzywdzić. Wstała i przekręciła klucz jeszcze raz dla pewności, że nikt do niej nie wejdzie. Zasnęła dopiero nad ranem, lecz jej niespokojny sen nie trwał długo.

Chłopaka obudził ładny zapach dobiegający z kuchni. Wstał i udał się w tamtą stronę.

- Dzień dobry. Jak noc? - przywitała go nastolatka, ubrana w kraciastą, czerwoną koszulę, jeansy, długie, wiszące kolczyki i niewielki wisiorek w kształcie skrzydeł.

- Całkiem dobrze – odparł jeszcze zaspanym głosem Wojtek.

- Siadaj, chcesz kawy? - zapytała.

- Pewnie. Dzień bez kawy jest dniem straconym – zaśmiał się.

W tym czasie doszedł do nich Eryk.

- Cześć - zaczął niepewnie.

- Eryk, poznaj Ami. To ona wyciągnęła cię z jeziora – wyjaśnił Wojtek.

- Eryk jestem. Miło poznać.

- Amelia, ale mów mi Ami.

- Dzięki, że mi pomogłaś – podziękował Eryk.

- Nie ma za co – zakończyła temat nastolatka. - Lubicie jajecznicę na boczku, prawda? - szybko zmieniła temat.

- Jasne - odparł równie szybko Wojtek.

- Proszę bardzo - powiedziała stawiając na stoliku trzy talerze ze śniadaniem.

- Twoi rodzice pewnie się ucieszą , jak nas tu zobaczą - zauważył Eryk.

- Nie zobaczą. Wyjechali do Stanów sześć lat temu. Od tej pory byli tutaj tylko raz - mówiła ze spuszczoną głową. Dopiero po chwili zrozumiała, że to mógł być dla niej strzał w kolano.

- I mieszkasz tu sama?

- Tak - zawahała się - ale ciocia mnie często odwiedza - wymyśliła szybko, jakby chciała ich uświadomić, że w każdej chwili mogą spodziewać się odwiedzin.

- Nikt nie robi ci problemów, że mieszkasz bez opieki? - zdziwił się Wojtek.

- Nie, niby dlaczego? - zapytała Ami pijąc herbatę.

- Chyba nie jesteś jeszcze pełnoletnia - stwierdził Eryk.

- Aż tak to widać? - zaśmiała się dziewczyna. - Mam siedemnaście lat, niewiele osób wie, że mieszkam sama, a poza tym, to już mówiłam, że ciocia mnie kontroluje – wyjaśniła.

- Ja bym samemu padł tu z nudów, z dala od miasta i ludzi - stwierdził Wojtek.

- A ja mam ciocię, Odyna - zauważyła - kilka instrumentów w piwnicy i siłownię na piętrze.

- To zmienia postać rzeczy.

Po śniadaniu Amelia zaprowadziła gości do piwnicy urządzonej na mini studio muzyczne, gdzie młodzi muzycy poczuli się, jak u siebie i spędzili z radością cały dzień. Przy kolacji chłopaki stwierdzili, że muszą znaleźć samochód.

- Wiecie mniej, więcej, gdzie go zostawiliście? - próbowała się czegoś dowiedzieć nastolatka.

- Daleko – stwierdził Wojtek.

- Bardzo daleko – zaakcentował Eryk.

- Jak nie będzie mocno sypać, to pójdziemy.

Dochodziła godzina dziewiąta, gdy Amelia pakowała plecak.

- My na wojnę idziemy, czy auta szukać? Po co się tak pakujesz? - Dziwił się Eryk.

- Wiesz, gdzie idziemy, kiedy wrócimy i jaka będzie pogoda? - pytała spokojnie.

- Nie.

- No, właśnie – skwitowała go z poważną miną.

-A można wiedzieć, co zabierasz? - zaciekawiony Eryk zerknął do plecaka.

- Koc, gorącą herbatę, latarkę, baterie, kanapki i kilka drobiazgów – wyliczała.

- Czyli jesteśmy przygotowania na każdą sytuację.

- Owszem – zakończyła.

Godzinę później cała trójka razem z psem wyruszyła na poszukiwania samochodu. Szli przed siebie już długi czas, lecz po samochodzie nie było śladu. Muzycy próbowali skojarzyć, którędy trafili nad jezioro kilka dni wcześniej. Z nieba zaczęły spadać drobne płatki śniegu. Z każdą minutą coraz większe i bardziej gęste.

- Wracajmy już. Nie podoba mi się ta pogoda i za chwilę będzie się ściemniać – zauważyła Amelia.

W tym momencie Odyn pobiegł w kierunku drzew, za którymi chłopaki zobaczyli swój pojazd.

- Ma nosa ta twoja psina - ucieszył się Wojtek.

- Teraz trzeba go tylko odpalić - Eryk pociągnął za klamkę. - Zamarzły.

- Dajcie mi chwilę - Amelia zaczęła szukać czegoś w plecaku. Po chwili wyciągnęła suszarkę do włosów na baterię.

- To miałaś na myśli mówiąc „drobiazgi”? - uśmiechnął się Eryk.

- Między innymi – powiedziała z przymrużeniem oka.

Po rozmrożeniu klamek, okazało się, że samochód nie zapali.

- Akumulator się rozładował – stwierdził Wojtek. - Możemy go u ciebie naładować? - zwrócił się do koleżanki.

- Jasne, nie ma problemu. Tylko teraz nie wrócimy. Jest już późno i za bardzo sypie. Musimy przenocować w aucie – powiedziała niezadowolona. Znacznie pewniej czułaby się w swoim pokoju, niż z nimi w jednym samochodzie.

Wszyscy weszli do środka, usiedli na tylnym siedzeniu i przykryli się kocem. Ami poczęstowała chłopaków kanapkami i herbatą. Nawet Odyn dostał trochę suchej karmy. Nastała noc. Amelia oparła się o drzwi samochodu. Otuchy dodawała jej obecność pupila. Wiedziała, że był szkolony do ratowania i obrony ludzi, lecz przez kontuzję trafił do schroniska, skąd go przygarnęła. Zasnęła. Eryk lepiej okrył kocem nową koleżankę.

- Stary, w coś my się wpakowali? - rozmyślał Eryk. - Siedzimy w aucie, w środku zimy, bez kontaktu z cywilizacją. Ciągniemy ze sobą nastoletnią dziewczynę, której w ogóle nie znamy i nie wiemy, co robić.

- Ale przynajmniej dziewczyna jest ładna, mądra, ładna, rozgarnięta i – zawahał się w swoim wyliczaniu Wojtek – ładna. I powiem ci – ciągnął dalej – że ja się cieszę ze spotkania z Ami.

- Podoba ci się? - zapytał nonszalancko.

- No, może trochę.

Rankiem wszystkich obudziło szczekania psa. Na zewnątrz świeciło słońce. Muzycy i Ami ruszyli w drogę powrotną. Po południu byli z powrotem w domu. Nastolatka podłączyła akumulator do prostownika. Wieczorem Eryk już spał, a Wojtek siedział z Ami w studiu. Grali na gitarze i keyboardzie. Nowa, powierzchowna znajomość zaczęła przeradzać się w coraz luźniejsze i osobiste rozmowy. Dziewczyna powoli nabierała zaufania do swoich gości. Przez cały czas swojego pobytu, byli uprzejmi i nie dali jej odczuć, że chcą ją skrzywdzić.

- Mogę wiedzieć, dlaczego twoi rodzice wyjechali? - zapytał.

- Pojechali na „wycieczkę”. Wiesz – zawahała się – to miał być tydzień, czy dwa i mieli wrócić. Minęło sześc lat i jakoś nie śpieszy im się do powrotu.

- Od sześciu lat siedzisz sama?

- Nie. Przedtem mieszkałam z babcią, ale ona zmarła rok temu i teraz mam tylko ciocię - tłumaczyła spokojnie, patrząc na gryf gitary.

- Kurcze, ja jak byłem w twoim wieku ledwo potrafiłem jakieś przyzwoite zakupy zrobić, a i tak nie zawsze mi to wychodziło – zaśmiał się Wojtek.

- Mi też nie zawsze wszystko wychodzi.

- Granie ci wychodzi.

- Babcia mnie nauczyła grać na pianinie, a dziadek na akordeonie – uśmiechnęła się na to wspomnienie.

- Multiinstrumentalistka - stwierdził. - Chodzisz do jakiejś szkoły muzycznej?

- Nie. Umiem tyle, co mnie dziadkowie nauczyli i co sama się nauczyłam.

- Podziwiam, naprawdę - chłopak spojrzał na zmieszaną dziewczynę.

- Dzięki – odparła ze spuszczoną głową.

- Zagraj coś ciekawego - zachęcał ją.

Nastolatka zagrała refren jednej z piosenek chłopaków z zespołu. Wojtek uważnie przyglądał się sposobie jej gry.

- Zaczynam bać się konkurencji - zaśmiał się. - Tylko, wiesz co? Jak przeskakujesz z B na Dis, musisz mocniej dociskać struny, bo dźwięk ci ucieka. Daj pokarzę ci.

Chłopak usiadł tuż koło Amelii i pokazał, jak poprawnie trzymać na gryfie ten chwyt. Ami uważnie obserwowała ruchy Wojtka, a następnie je powtórzyła. Zadowolona, że jej się udało, popatrzyła na muzyka wesołymi oczami. Wojtek odwzajemnił uśmiech dziewczyny.

- Czekaj, coś tu masz - młody człowiek delikatnie odgarnął włosy z policzka Amelii, tak jakby chciał ściągnąć z nich jakiś pyłek.

Nastolatka lekko się zarumieniła i spuściła wzrok. Wojtek dotknął jej podbródka, tak by ta podniosła wzrok. Gdy popatrzyła na niego, przysunął się do niej. Powoli zbliżył swoje usta do jej ust. Amelia czuła jakby serce chciało wyskoczyć z jej młodej piersi. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co będzie dalej. Sama nie wiedziała, co ma zrobić: pozwolić się pocałować, czy uciec. Z jednej strony czuła do niego coś więcej, a z drugiej strony nie ufała mu na tyle, by to zrobić. Kilka myśli szybko przemknęło jej przez głowę. A jeśli, nie skończy się na pocałunku? A co jeśli, ja zrezygnuję, a on się zdenerwuje? Rozwiązanie przyszło samo, znacznie szybciej niż się tego spodziewała. Muzyk już miał ją pocałować, gdy ta odsunęła się na znaczą odległość. To był odruch. To rozsądek podjął za nią tę decyzję. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Wojtek:

- Przepraszam. Wiem, za szybko to wszytko - tłumaczył się.

- Ja już lepiej pójdę do pokoju - powiedziała szybko wychodząc ze studia.

Ta sytuacja nie dawała jej spać aż do rana, a po głowie chodziła jej tylko jedna myśl. Czy na pewno dobrze zrobiłam?

Nazajutrz chłopcy zabrali swoje rzeczy i po podłączeniu akumulatora ruszyli w drogę do domu. Amelia często wspominała niespodziewaną wizytę muzyków, a także ten nieudany pocałunek. Szybko zaczęła pisać z Wojtkiem, który z każdą wiadomością utwierdzał ją w przekonaniu, że naprawdę czują do siebie coś więcej.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Felicjanna 03.01.2018
    Posłuchałaś z tym wpuszczaniem obcych do domu?
    - Nie ma za co – zakończyła temat nastolatka. - Lubicie jajecznicę na boczku, prawda? - szybko zmieniła temat. - prawda? i koniec, to doobjaśnienie jest zbędne.
    Trochę mnie rażą te opisy dotyczące ubioru. Jeżeli chcesz już to ilustrować, to powinno to wyglądać od strony chłopców, którzy ją sobie oglądają:
    - Dzień dobry. Jak noc? - przywitała go nastolatka.
    - Całkiem dobrze – odparł jeszcze zaspanym głosem Wojtek.
    - Siadaj, chcesz kawy? - zapytała.
    - Pewnie. Dzień bez kawy jest dniem straconym – zaśmiał się, oglądając ją sobie dyskretnie. I tutaj, co tam chcesz.
    Dalej
    - Nie ma za co – ucięła nastolatka. - Lubicie jajecznicę na boczku, prawda?
    i nic więcej, ona już zakończyła tamten temat.
    >- Twoi rodzice pewnie się ucieszą , jak nas tu zobaczą - zauważył Eryk.< chyba chodziło Ci o - nie ucieszą.
    Spróbuję sugerować Ci, jak ja bym to widziała, bez zmiany treści i wymowy zdań:
    >- Aż tak to widać? - zaśmiała się dziewczyna. - Mam siedemnaście lat, niewiele osób wie, że mieszkam sama, a poza tym, jak już mówiłam, ciocia mnie kontroluje – dodała.
    > - Ale ja mam ciocię i Odyna - nie zgodziła się. - A poza tym, kilka instrumentów w piwnicy i siłownię na piętrze.
    >- To zmienia postać rzeczy. - a to bym wywaliła i napisała coś, co byłoby milczącą niby zgodą chłopców, z grzeczności nie wyprowadzających jej, w ich mniemaniu, z błędu. Jakiś porozumiewawczy uśmiech? No i powinni okazać zainteresowanie instrumentami.
    Po tym jakieś >>><><<<< albo ------------ i nowe otwarcie, kolejna wszak idzie scena.
    I tu ważne. Musisz odwrócić kolejność. Najpierw samochód, później przyjemności. Znów robisz coś niedorzecznego. Kolacja zimą to noc.
    Godzinę później cała trójka razem z psem wyruszyła na poszukiwania samochodu. Szli przed siebie już długi czas, lecz po samochodzie nie było śladu. Muzycy próbowali skojarzyć, którędy trafili nad jezioro kilka dni wcześniej. Z nieba zaczęły spadać drobne płatki śniegu. Z każdą minutą coraz większe i bardziej gęste.
    Kilka dni? Skąd to?
    Nie pani, nie dam rady więcej. Raz, że późno, a dwa, cóż, za naiwne to wszystko i nie dam rady.
    Ale życzę samozaparcia. Wygląda na to, że jesteś młodziutką marzycielką, tak trwaj i pisz.
    Pozdrówka
  • Nysia 03.01.2018
    Dziękuję bardzo. A co do tego, że jej rodzice ucieszą się z obecności muzyków, to miało być powiedziane z ironią. Pozdrawiam.
  • Felicjanna 03.01.2018
    Nysia nie dało się jej wyczuć, czasami trzeba to zaznaczyć, jakimś: - No! - zawołał. To rodzice...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania