Kiedyś zaświeci Słońce cz.1

Opowiem Wam historię mojego krótkiego życia. Życia, które nie należało do łatwych. Niewiele miałam w nim okazji do radości i śmiechu. Bo o ile dzieciństwo miałam udane, tak w okresie dorastania i wchodzenia w dorosłe życie częściej towarzyszyły mi łzy, strach i samotność, pomimo że codziennie spotykałam wielu ludzi. Czy ta historia coś zmieni? Wątpię. Niemniej jednak chcę się z Wami podzielić tymi kilkoma chwilami, które sprawiły, że naprawdę chciało mi się żyć, a moje życie miało sens... Ale od początku...

 

24.12.1995r

 

W małej, szarej, niczym niewyróżniającej się miejscowości na porodówkę przyjęto kobietę. Kobietę wysoką, szczupłą z krótkimi, kasztanowymi włosami. Wiła się z bólu. Na oddziale był jeden opryskliwy lekarz, przecież to wigilia, i trzy rodzące kobiety. Zamieszanie, nerwy i w końcu płacz pierwszego urodzonego dziecka: lekko ponad trzy kilo i pięćdziesiąt dwa centymetry długości. Ocenili je: osiem na dziesięć. Całkiem nie źle.

Tak, to ja wybrałam sobie tak wspaniały termin na przywitanie się z moimi rodzicami. No cóż... Takiego dziecka nie przekonasz, że skoro siedziało w brzuchu dziewięć miesięcy, to te kilka dni może poczekać i przyjść na świat w bardziej dogodnym momencie. Dostałam imię po świętej pamięci babci: Karolina. Może być... Nigdy na nie nie narzekałam.

 

05.03.2002r

 

Nasza rodzina powiększyła się o dodatkowego członka. Na świat przyszedł mój malutki braciszek - Michał. Oczko w głowie mamusi i duma tatusia. Szybko pogodziłam się z faktem, że musiałam zejść nieco na drugi plan. Mama mówiła, że jestem już dużą dziewczynką i nie potrzebuję już tyle opieki, co on. W późniejszym okresie przypadła mi za to zaszczytna rola zabawiania go, gdy mama chciała zrobić coś w domu. Podawałam mu zabawki, łaskotałam po brzuszku i robiłam głupie miny, żeby nie płakał. Myślę, że byłam starszą siostrą na medal.

 

14.07.2003r

 

Mieliśmy duże podwórko i piękny, piętrowy dom. Tata był właścicielem dobrze prosperującej firmy i mogliśmy pozwolić sobie na wiele.

W ciepłe popołudnie grałam z tatą w piłkę. Między krzaczkami była bramka, do której strzelałam gole. Było oczywiste, że tata mógł je wszystkie obronić, jednak moja radość z każdej zdobytej brami skutecznie go do tego zniechęcała. W pewnym momencie moja piłka przeleciała na podwórko naszych nowych sąsiadów. Wprowadzili się dopiero kilka dni wcześniej. Wiedziałam o nich tylko tyle, że mieli syna starszego ode mnie o pięć lat. Ale nie miałam jeszcze okazji go poznać. To właśnie on kręcił się wówczas po podwórku. Podbiegłam do ogrodzenia.

- Podasz piłkę? - zawołałam radośnie.

- Jasne – uśmiechnął się przyjaźnie.

Podał mi piłkę ponad siatką ogrodzenia.

- Mam na imię Łukasz – powiedział.

- Karolina – odparłam, uważnie mu się przyglądając.

Blondyn, jasne oczy i miły uśmiech. Moja dziecinna ufność do ludzi sprawiła, że momentalnie go polubiłam. Nie wiedziałam jeszcze, że pewnego dnia nasze serca będą biły jednym rytmem.

 

2006 – 2009r

 

Czas dorastania przeżyłam dość spokojnie. Zawsze byłam grzecznym dzieckiem i burza hormonów tego nie zmieniła. Za to znajomość z moim ulubionym sąsiadem rozkwitała. Moi rodzice szybko zaprzyjaźnili się z jego rodzicami. Wspólne ogniska, grille, imieniny i urodziny sprawiły, że spędzaliśmy razem naprawdę dużo czasu. Niby nigdy nic znaczącego się nie działo, jednak przy nim czułam się inaczej niż przy innych kolegach. On był inny. Zawsze uśmiechnięty, zabawny, zaradny i obrotny... Od początku coś mnie do niego ciągnęło...

 

27.02.2010r

 

Był to dzień, który zmienił moje życie z sielanki w piekło. Firma taty ogłosiła bankructwo. Tata szybko się załamał i zaczął sięgać po czterdziestoprocentowe odprężenie. Nie potrafił sobie poradzić. Jednak alkohol nie był jego największym problemem. Coraz częściej włączał mu się agresor. Gdy wracał do domu od kolegów z baru, nie patrzył czym, gdzie i kogo bije. Pas, kabel, w ostateczności ręka... Wszystko miałam „przyjemność” poczuć na swojej skórze. Ja, mama i Michał też. Mama nie dała się namówić na rozwód, bo przecież: „Tata nas kocha. On tylko ma teraz takie drobne kłopoty. Przejdzie mu. Nie możemy go teraz denerwować.” Taaa... Jasne... Bujać to my, a nie nas. Ileż razy ja to słyszałam? Wszystkie siniaki, rany i zadrapania, jakie mieliśmy z Michałem, to też wynik jego miłości do nas? Chciałam uciec, schować się gdzieś, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Ale nie mogłam zostawić Michała. Był za mały by sobie samemu poradzić. Rodziny nie mieliśmy, sąsiedzi też jakoś nie reagowali, choć doskonale wiedzieli, co się u nas dzieje. Tylko Łukasz czasami potajemnie pozwalał mi i Michałowi nocować w piwnicy jego domu, ale tak żeby jego rodzice nic nie zauważyli.

Zostaliśmy sami. Ojciec mógł bić mnie, ale żadne jego uderzenie nie bolało mnie tak, jak widok pobitego Michała. Mama była tak uzależniona od taty, że nawet nie protestowała, gdy ojciec wymierzał mu kolejne pasy. To ja, jako ta starsza siostra, musiałam go bronić. Nie raz nawet własnym ciałem. Został mi tylko Michał. Nie chciałam, żeby cierpiał.

 

15.09.2012r

 

Musieliśmy sprzedać dom. Przeprowadziliśmy się do jakiejś starej kamienicy na drugim końcu miasta. Dziura zabita dechami, podejrzana okolica, podejrzani ludzie. Nic przyjemnego. Rodzice spali w salonie, a ja z Michałem gnieździliśmy się w małym pokoiku. Jedynym plusem tego mieszkania były klucze w drzwiach do naszego pokoju. Mogliśmy się w nim zamknąć i choć przez chwilę czuć się w miarę bezpiecznie. Mogliśmy w spokoju przeczekać największe napady złości ojca. Nie raz patrzyłam ze łzami w oczach na Michała, gdy spał. Zastanawiałam się, kiedy to wszystko się skończy, kiedy zaczniemy żyć normalnie? Obiecałam sobie, że gdy tylko dorosnę, pójdę do pracy, zarobię trochę pieniędzy i razem z bratem wyprowadzimy się z tego piekła.

 

28.10.2013r

 

Rodzice bardzo się pokłócili. Tata zdenerwowany wyszedł z domu. Zataczał się na środku ulicy. To była kwestia czasu...

Wieczorem do drzwi mieszkania zapukała policja. Ojca potrącił samochód. Czy ja jestem bez serca? Dlaczego w ogóle mnie to nie poruszyło, a w ręcz ucieszyło? Może od teraz znowu wszystko wróci do normy? Może w końcu przestanę się bać? Może zaczniemy wszystko od nowa?

Michał też szybko się otrząsnął. Jeszcze tego samego wieczoru powiedział mi, że będzie mógł spać spokojnie. Bałam się tylko o mamę. Ona nie przestawała płakać.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Anonim 21.04.2019
    No proszę. Tekst zupełnie inny niż poprzedni. I to się chwali, różnorodność.
    Bardzo dobrze napisany. Znalazłem tylko jeden błąd:
    Całkiem nie źle. -- powinno być razem.
    Jeśli chodzi o akcję, to jak na razie jest bardzo dobrze. Nie za szybko, nie za wolno prowadzisz ją. W sam raz.
    I nawet to, przepraszam za wyrażenie, wyżalanie się brzmi literacko, a nie, że to chęć autoterapii. (Druga sprawa, że zawsze piszemy dla siebie w celach zbliżonych do autoterapii).

    Z dat, o ile są prawdziwe, wnioskuję, że jesteś młodą osóbką. To dobrze, że już w tym wieku starasz się pisać i wychodzi Ci to nieźle. Ja zacząłem bardzo późno i czasem przez kilka dni nie chce mi się nic pisać, mimo iż temat gryzie od środka.

    Także czekam na kolejne części.

    Pozdrawiam.

    ps.
    Nawet znam jedna Karolinę, która, nie wiedzieć czemu, od razu przyszła mi do głowy, gdy czytałem ten tekst. To cholernie dobra dziewczyna. Ognista, ale cholernie dobra.
  • Anonim 21.04.2019
    Aha. Jedyne, co bym zmienił, to wyrzuciłbym pierwszy akapit. Przecież wszystko w nim zawarte wyjdzie "w praniu". A tak niepotrzebnie nakierowujesz czytelników. Jakbyś sama nie wierzyła, że jesteś w stanie to wszystko przekazać w treści.
  • Nysia 21.04.2019
    Antoni Grycuk Dzięki za komentarz. Od razu chcę sprostować, że to nie moja historia, ale fakt, pierwsze historie zaczęłam pisać w wieku 11-12 lat.
  • Bogumił 21.04.2019
    Całkiem interesująco się rozwija, choć trochę trudno przyzwyczaić się do innego stylu narracji.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania