Krew Anioła *ROZDZIAŁ 2*
Gdy powiedziałam Magdalenie o moim dzisiejszym spotkaniu, była w niebo wzięta.
- A nie mówiłam, że spotkasz jakiegoś chłopaka? – powiedziała z szerokim uśmiechem odsłaniając drobne, białe zęby.
- Magdaleno, ja tylko przegrałam zakład, a Daniel się zlitował – powiedziałam po raz setny.
- By się nie litował gdybyś mu nie wpadła w oko – powiedziała, a ja się zarumieniłam. Mnie od razu zauroczył jego uśmiech i te niebieskie oczy. Cały czas odtwarzałam jego śmiech. Z Magdaleną przygotowałyśmy mnie w godzinę. Punktualnie o ósmej przyjechał Daniel. Wyszłyśmy z Magdaleną na podwórko.
- O mój Boże czy to motor?! - wykrzyknęła Magdalena.
- Spokojnie Magdaleno, nic się nie stanie, to tylko motor - powiedziałam spokojnie.
- Dobrze, już dobrze - oznajmiła po chwili i otworzyła drzwi, żeby wejść do domu, jednak zanim weszła, dodała:
- Uważaj na nią, bo jak jej się coś stanie kłaki ci powyrywam - i weszła do domu.
- O matko, bardzo cię za nią przepraszam ona po prostu boi się motorów - zaczęłam tłumaczyć się przed Danielem.
- Ależ nic się nie stało, a tak w ogóle czemu się boi motorów? - zapytał po sekundzie.
- Kiedyś, jak miała siedemnaście lat jechała ze swoim chłopakiem na motorze i mieli wypadek. Chłopak zginął na miejscu, a Magdalena była w śpiączce przez dwa tygodnie - odpowiedziałam.
- Czemu mówisz o swojej mamie po imieniu? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem.
- Bo to nie jest moja mama. Moi rodzice zginęli rok temu w wypadku samochodowym, a ona jest moim opiekunem prawnym – powiedziałam, próbując powstrzymać łzy, które próbowały spłynąć mi po twarzy. Nie płakałam odkąd skończyłam dziesięć lat. Chłopcy z klasy dokuczali mi tak bardzo, że pobiegłam do mamy z płaczem. Powiedziała mi, że jedno słowo to jeden pech, jedno zdanie - jeden grzech. Jedna łza - jedna śmierć odtąd nie zapłakałam już nigdy, nawet na ich pogrzebie. Sześć lat później zapytałam co znaczy to, co powiedziała mi sześć lat temu, a ona odpowiedziała że jedno słowo zrodzone z rozpaczy przynosi pecha, jedno zdanie spłodzone z rozpaczy sprawia że zaczynasz grzeszyć, choć wiesz że nie powinnaś, jedna łza powoduje że bliska ci osoba umiera. Powiedziałam jej wtedy, że ja w przesądy nie wierzę i poszłam na imprezę do Łukasza. Jednego z najprzystojniejszych pływaków w szkole. Dzięki niemu moja stara szkoła zdobyła złoty medal na zawodach, bo ja się poślizgnęłam i złamałam rękę.
- Przykro mi - powiedział z nieudawaną szczerością na twarzy jak i w błękitnych oczach.
- Mi też - odpowiedziałam, a on szybko mnie przytulił i powiedział, żebym za wszelką cenę nie płakała.
- Dlaczego? - zapytałam zdziwiona.
- Bo nie potrafię sobie poradzić z płaczącymi dziewczynami - oznajmił, a na jego piękną twarz wkradł się rumieniec i oboje zaczęliśmy się śmiać. Po minucie pełnej śmiechu wsiedliśmy na motor. Daniel dwa razy próbował ruszyć, ale mimo zapalonego silnika nie mogliśmy odjechać.
- Nie mogę ruszyć, skoro trzymasz mnie za kurtkę - powiedział z uśmiechem i włożył moje ręce pod swoją kurtkę. Pod czarną koszulką czułam twarde mięśnie brzucha.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam po pięciu minutach.
- Do mojego ulubionego baru - odpowiedział bez namysłu. Nadal nie ufam facetom, ale on jest taki piękny, taki inny. On mnie nie skrzywdzi jak Alec - myślałam cały czas, choć trochę mu nie ufałam. Muszę lepiej go poznać – pomyślałam
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił po piętnastu minutach.
- Nigdy nie byłam w tej części miasta - powiedziałam i zeszliśmy z motoru.
- To teraz już jesteś – oznajmił. Niewielki parking znajduje się przed małym budynkiem z szarej cegły i niemal że płaskim dachem. Dwuskrzydłowe drzwi z ciemnego drewna mieszczą się pośrodku przedniej ściany budynku z wielkim, świetlistym napisem bar, sterczącym ze szczytu czarnego dachu. Boczne dwie ściany, łącznie z tylną są w całym przezroczystym szkle, przez które widać było scenę, na której występował jakiś zespół amatorów. Bar jest w połowie pełny. Kelnerki chodzą od stołu do stołu z tacami pełnymi jedzenia. Zgrabnie i szybko wymijały stoliki w wysokich szpilkach i złotych sukienkach, które sięgały im za kolano. Większość ludzi gra przy stołach do bilarda z minami jakby od wyniku gry zależało ich życie. Niektórzy zaś są dziwnie spokojni. Czekają na swoją kolej popijając tanie piwo, na swój ruch.
- To co, wchodzimy? - zapytał z uśmiechem Daniel.
- Jasne, umieram z głodu – odparłam.
- To niedobrze, trzeba jak najszybciej wejść do środka, bo z mojego doświadczenia z dziewczynami wynika, że głodna potrafi wydrapać oko i wdawać się w bójki z byle powodu - powiedział i dodał - przypominam o zakładzie, który wygrałem. A ja szybko pocałowałam go w miękkie usta. Pachniał drzewem sandałowym.
- Co tak krótko? - zapytał jak dziecko, któremu za krótko pozwolono pobawić się ukochaną zabawką.
- Zasłuż na więcej - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A więc wchodźmy, żebym mógł zasłużyć na całusy od ciebie - powiedział i zaciągnął mnie do środka. Usiedliśmy przy metalowym stoliku. Wnętrze baru wypełniają jaskrawe kolory. Żółte i pomarańczowe ściany oraz różowa podłoga, która raziła po oczach. Wzięliśmy karty dań. Wybrałam rybę z frytkami. Po chwili przyszła wysoka brunetka z notesem i długopisem w rękach.
- Co mogę podać? - odezwał się piskliwy głos.
- Dla mnie to co zawsze - powiedział i zwrócił się do mnie - a ty co wybierasz?
- Rybę z frytkami – odpowiedziałam.
- Coś do picia? - zapytała dziewczyna.
- Ty wybierz - powiedziałam szybko widząc, że Daniel próbuje zadać pytanie.
- Dwie cole - odpowiedział. Kelnerka szybko zapisała w notesie nasze zamówienie i poszła do kuchni.
- To jak, zasłużyłem na całusa? – zapytał, robiąc szczenięce oczy.
- Jak przyniosą jedzenie to pogadamy - odparłam, a Daniel wydał zduszone jęknięcie. Po piętnastu minutach ta sama dziewczyna przyniosła nasze zamówienie.
- Dobra, to co teraz? - zapytał zniecierpliwiony.
- Zamknij oczy - poleciłam i nabrałam widelcem frytki. Z uśmiechem cisnęłam nimi mu w usta.
- Ej, zapłacisz mi za to! - krzyknął cicho i rzucił we mnie frytką. Zaczęliśmy jeść. Gdy skończyliśmy zapytał czy umiem grać w bilarda.
- Nie – odpowiedziałam.
- Wstawaj, nauczę cię – polecił.
- Ale ja naprawdę jestem beznadziejna - żaliłam się po drodze do stołu bilardowego.
- No to naprawimy beznadziejność twojej gry w bilarda - powiedział z szerokim uśmiechem - co do cholery on tutaj robi? - dodał ze wściekłą miną.
- O co ci cho... - nie dokończyłam, bo zobaczyłam że do baru wchodzi Damian i zrozumiałam, że to o niego chodzi. Damian zauważył nas i zrobił jeszcze bardziej wściekła minę, niż jego brat. Dotarło do niego, że mu się przyglądam i szybko ruszył w kierunku stolika, przy którym siedziała Barbie i jej przyjaciółeczka. Gdy się do nich dosiadł, wszyscy troje zaczęli się śmiać na cały bar, a ja poczułam ukłucie zazdrości.
- Chodźmy stąd, ciężko wytrzymać z moim bratem w jednym pomieszczeniu. – powiedział i poszliśmy zapłacić rachunek. Wyszliśmy na zewnątrz i zapytałam, gdzie teraz jedziemy.
- Do mojego domu. myślę, że ci się spodoba – powiedział bez cienia wściekłości na brata.
Komentarze (2)
Czekam na cd.
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania