Poprzednie częściKrew Anioła *PROLOG*

Krew Anioła *ROZDZIAŁ 3*

Jechaliśmy dwadzieścia minut przez miasto, pod ciemnogranatowym niebem, na którym zaczęły wyłaniać się błyszczące gwiazdy. Gdy wjechaliśmy w głąb ciemnego lasu, przed którym stała szkoła, zaczęłam się trochę denerwować. Nigdy nie wchodziłam do lasu bez kogoś dorosłego. Gdyby nie to, że jest ze mną Daniel, już by mnie tu nie było.

 

- Daleko jeszcze? – zapytałam, gdy minęliśmy powalone drzewo, którego długie konary tworzyły coś w rodzaju krzywej kopuły.

 

- Jakieś pięć minut – odparł po chwili. Wielki zamek z dwoma wieżami stoi otoczony przez ogromy ogród pełen róż, otaczających niewielką altankę z drewna pomalowaną białą farbą. Pomiędzy drzewami dostrzegłam mały staw i róg basenu. W naszą stronę szedł wolnym, jednak zdecydowanym krokiem wysoki mężczyzna, na pewno po pięćdziesiątce. Na twarzy pełnej zmarszczek widniała ponura mina, a wśród czarnych, przystrzyżonych włosów można było dostrzec siwe kosmyki.

 

- W czym mogę pomóc? – zapytał chrapliwym głosem, patrząc przy tym niebieskimi oczyma na Daniela.

 

- Umieść motor w garażu i zrób coś z silnikiem, bo strasznie trzeszczy. Jak nigdy. - poinformował Daniel. Gdy lokaj odszedł jakieś pięć metrów od nas, Daniel krzyknął: - Alfredzie, powiedz Katii, żeby przyniosła nad staw coś do picia!

 

- Już się robi! – odkrzyknął Alfred.

 

- Źle ująłeś, że jest to dom. To zamek, czemu mi nie powiedziałeś? – zapiszczałam.

 

- Chciałem zobaczyć twoją reakcję – powiedział.

 

- Twoi rodzice musza być bogaci – powiedziałam.

 

- Nie mam rodziców, razem z Damianem mieszkamy sami z lokajami i starymi przyjaciółkami mamy. Alfredem, Katią i Katariną. Nasi rodzice utonęli na morzu. Ktoś wypchnął ich za burtę statku - powiedział na jednym wydechu, wzdrygając się, gdy wspomniał o bracie. Nie chciałam wnikać w sprawy jego i Damiana, ale to było ode mnie silniejsze. Głupia ludzka ciekawość.

 

- Przykro mi. Wybacz, że pytam, ale czemu nie lubicie się z Damianem? – wypaliłam, pewnie mnie teraz znienawidzi. Nie powinnam była pytać, ale było już za późno. Jakoś to przeżyję.

 

- To długa historia, może kiedyś ci ją opowiem. W każdym razie Damian zrobił coś, czego nie powinien i jeszcze mu tego nie wybaczyłem – odpowiedział i pogrążył się we wspomnieniach. Nagle zorientował się, że stanęliśmy w miejscu pod rozłożystą jabłonką.

 

- Jezu, przepraszam cię. Zamyśliłem się, chodź – powiedział i szybko pociągnął mnie w krzaki czerwonych róż otaczających jabłonkę . Jak się po chwili okazało, wśród nich kryło się ukryte przejście nad staw. Na małym podeście stoi drewniana ławka, a obok niej metalowy stolik, na którym stał dzbanek herbaty, dwie filiżanki i … o mój Boże, ciasteczka! Wielbię ciasteczka jak muzykę, sport i książki. Ale ciasteczka z czekoladą są już obrzydliwe. Nie rozumiem, jak można się nią tak zajadać, przecież jest niedobra. Jak widać natura obdarzyła mnie innymi kubkami smakowymi. Daniel zaprowadził mnie w ciszy do ławki i nalał herbaty do białych filiżanek. Czułam się jak księżniczka z bajki w swoim ogrodzie, siedząc tak na ławce i popijając małymi łyczkami herbatę. I prawie tak było - siedziałam na ławce w zamkowych ogrodach i popijałam herbatkę. Tyle że zamek nie należał do mnie i nie jestem księżniczką. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego

.

- To z kim wy mieszkacie, skoro wasi rodzice nie żyją? To znaczy kto jest waszym opiekunem prawnym? – zapytałam, karcąc się w myślach.

 

- Uzyskaliśmy samodzielność prawną. Oczywiście trzeba mieć odpowiednie środki finansowe i ukończony odpowiedni wiek, żebyś nie siedziała ludziom cały czas na głowie. Ale sądzę, że nawet dwunastolatkowi daliby samodzielność, gdyby miał kasę.

 

- A co trzeba zrobić, aby uzyskać samodzielność? – zapytałam z ciekawości.

 

- Idziesz do urzędu wypełniasz jakieś świstki, sprawdzają twój stan konta bankowego i kiedy masz wystarczającą ilość pieniędzy, według jakichś ich kryteriów, dają ci kartkę z informacją o uzyskaniu samodzielności – odpowiedział.

 

- Nie sądziłam że to jest takie… - przystopowałam, szukając odpowiedniego słowa.

 

- Łatwe? – zapytał Daniel.

 

- Tak – potwierdziłam.

 

- Widzisz, jestem lepszy niż wróżbita Maciej! – wykrzyknął i zaczęliśmy się śmiać.

 

- O której musisz być w domu? – zapytał po chwili.

 

- O dwunastej – odparłam szybko.

 

- A więc powinniśmy się już zbierać – powiedział, a ja spojrzałam na godzinę w telefonie - 11:30.

 

- O boże?! – pomyślałam.

 

– Jakim cudem tak szybko minęło trzy i pół godziny? – zapytałam Daniela.

 

- No… jak dobrze się bawisz, to czas szybko leci – odpowiedział. Pomógł mi wstać z ławki i poszliśmy w przeciwnym kierunku niż ten, z którego przyszliśmy.

 

- Dokąd idziemy? – zapytałam, przedzierając się przez krzaki róż.

 

- Do garażu, chyba że chcesz iść na piechotę – powiedział, patrząc na mnie i śmiejąc się jednocześnie.

 

- Oj… nie pomyślałam – powiedziałam z uśmiechem.

 

- Najwyraźniej tak, bo zajęłaś się próbą przeniesienia drzewa – odparł i wybuchł głośnym śmiechem.

 

- Że co? – powiedziałam, a Daniel wskazał głową drzewo, które bezsilnie próbowałam przesunąć bez udziału własnej woli.

 

- To przez ciebie! – zaczęłam go oskarżać.

- Przeze mnie? A to jakim cudem? – zaczął pytać z niedowierzaniem.

 

- No a kto odwraca moją uwagę? – zapytałam z kpiną w głosie.

 

- Ooo… czyli to moja wina, że ci się podobam? – zapytał ze śmiechem.

 

- Tak!... co?... nie! – wykrzyknęłam, a on złapał się za głowę i zaczął jeszcze głośniej śmiać.

 

- Cholera, przy tobie zaczynam się dziwnie zachowywać, chyba musimy zerwać znajomość – oznajmiłam.

Powiedziałam to tylko dlatego, że chciałam zobaczyć jego reakcję. Miałabym poświęcić taką znajomość? Nawet w śnie bym tego nie zrobiła.

 

- O nie, nie, ja się na to nie zgadzam! – wykrzyknął i nagle znalazłam się na jego ramieniu głową w dół.

 

- Zostaw mnie… natychmiast! –zaczęłam piszczeć i walić pięściami w jego plecy. Niestety na nic nie zdały się moje ciosy. Daniel nawet nie drgnął.

 

- Puść mnie! – zaczęłam piszczeć jeszcze głośniej.

 

- Cholera!... nie wiedziałem że istota ludzka może wydać z siebie taki dźwięk. – krzyknął i jednocześnie mnie puścił.

 

- Aua!.. Bo z takim talentem trzeba się urodzić – powiedziałam leżąc na ziemi. Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam, że siedzę na żwirowej drodze, a raczej podjeździe otoczonym krzakami różnokolorowych róż. Sam garaż został zrobiony na oko pięćdziesiąt lat temu i nie pasował za bardzo do reszty konstrukcji, która zapewne była dużo starsza. Zamek, zwany przez Daniela domem, z czym się zupełnie nie zgadzam, zbudowany został ze starego kamienia, który w kilku miejscach zaczął się wykruszać. Natomiast garaż był z szarej cegły. Z rozmyślań wyciągnęły mnie dwa głosy. Jeden należał do Daniela, a drugi nie był mi znajomy, ale domyślałam się kto to mógł być. Kłócili się, prawdopodobnie o mnie. Szybko wstałam i odwróciłam się w stronę osoby, do której należał drugi głos. Nie myliłam się. Był to Damian Karnikov.

 

- I co? Zrobisz z niej swoją kolejną dziwkę?! Wybacz, ale ona chyba nie da się nabrać na twoje gierki. Przynajmniej według mnie nie wygląda na łatwą! – odezwał się Damian, stojąc przy garażu.

 

- A co ci do tego co z nią zrobię?! Na przykład teraz zamierzałem odwieźć ją do domu! – odkrzyknął Daniel.

 

- Tak?... To co robiła jeszcze przed chwilą na ziemi? – zapytał z drwiną Damian.

 

- Dobra, idź i nie zawracaj mi glowy! – krzyknął Daniel, a Damian odwrócił się i ruszył w stronę zamku. - To co, idziemy do auta?- zapytał Daniel, tłumiąc resztki wściekłości. Umiał z zaskakującą szybkością tłumić emocje. Zwłaszcza te złe.

 

- Auta? – zapytałam.

 

-No wiesz, nie chcę sobie narobić minusów u twojej opiekunki. Na twardą wygląda – powiedział. Otworzył garaż i wsiedliśmy do czarnego mercedesa. Po dwóch kwadransach podjechaliśmy pod mój dom.

 

- Do zobaczenia jutro w szkole – powiedział i odjechał. Patrzałam na jego lśniący samochód, dopóki nie zniknął w ciemności, a następnie weszłam do domu. Byłam spóźniona, więc starałam się wejść jak najciszej, żeby nie obudzić Magdaleny, ale zdawało mi się, że każdy mój krok jest głośny jak diabli. Gdy spojrzałam na kanapę, ujrzałam drobną postać, która spała ściskając poduszkę. To była Magdalena, wzięłam więc koc i ją przykryłam. Pobiegłam do pokoju i walnęłam się do łóżka w ubraniu.

Następne częściKrew Anioła *ROZDZIAŁ 4*

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Paradise 18.08.2017
    Zamek? No tego to się nie spodziewałam :D no i tych róż w ogrodzie :) kurde myślałam, że się pocałują nad jeziorem albo w tym aucie, a tu nic... no trudno może w następnej części :D zostawiam 5 i czekam na więcej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania