Kroniki Łowców: U Piekieł Bram: Rozdział 6. Zero

ZERO

 

-Chcesz coś zjeść?

Damien wpatrywał się w dziewczynę, szukając oznak czegoś niecodziennego. Przeczuwał że niedługo nadejdzie dzień kiedy zrealizuję ona swój plan, którego myślała że on nie zna. Jednakże przez ten miesiąc Łowca poznał kilka wcieleń Sammie, jej smutek, żal, czy radość.

-Nie, dziękuję- odpowiedziała mu dziewczyna, swym delikatnym głosem. Od kiedy usłyszała głos Luka przebudziła się. Nagle zaczęła się posilać, a nawet ćwiczyć. Gdy kiedyś zapytał ją skąd ta zmiana, ona odrzekła że nie chcę by brat zobaczył ją w takim stanie. Niestety, po kilku dniach dowiedziała się straszliwej prawdy. Nie zostanie podjęta operacja, która miała by na celu uratować tych którzy zostali w tunelach pod Moonwood.

-Chcesz dziś iść ze mną na trening?- zapytała, wkładając stopę w oficerki.

-Oczywiście- rzekł Damien, podziwiając urodę dziewczyny,jej porcelanowa cera, duże oczy, słodki ryjek mieszajacy się z surowym wojskowym mundurem Łowcy.

Dziewczyna spięła swe rude włosy w kitkę i wyszła pierwsza z pokoju, w którym nadal mieszkali. Chłopak miał nadzieję że pozostanie tak jeszcze przez pewien czas, nie chciał zmiany kwatery. Nie chciał oddalać się od Sammie.

Coraz bardziej zaczynał się do niej przywiązywać, wbrew samemu sobie.

-Mam dziś ochotę postrzelać z łuku, a ty?- zagadała, gdy przemierzali długie białe korytarze. Cały ośrodek wojskowy miał surowy wygląd, każde pomieszczenie było sterylnie białe i kafelkowane, nawet kwatery dowództwa.

-Nie jestem jeszcze pewien.

-Założę się że trafię same dziesiątki, nie to co ty- dała mu kuksańca w bok i zachichotała.

-Chyba dzisiaj też postrzelam- odpowiedział Damien, spoglądając na dziewczynę z uśmiechem na twarzy.

*

Łowca przebudził się ze snu, w którym walczył z wampami. Nawet we śnie nie znajdował ukojenia, wciąż myślał o tym co ma niedługo nadejść. Chciał by wszystko się udało, nie było odwrotu, a to była ich jedyna szansa na przetrwanie, a było możliwe tylko jedno podejście. Rany powoli się goiły i wracał do zdrowia, nie był tak bardzo poparzony, jak reszta. Aiko wciąż do siebie dochodziła, choć twierdziła że jest z nią już wszystko dobrze, Mike nie ukrywał bólu, wciąż narzekał. Spodobało mu się to że wszyscy się nim opiekują, a nikt nie chciał mu tego odbierać iż za kilka dni wyruszą na misję, możliwe że ostatnią. Stawka jest ogromna, wóz albo przewóz. Życie, albo śmierć.

*

To co wydarzyło się wieczorem było nagłe, ale tego właśnie spodziewał się Damien. Gdy poszedł spać, Sammie wymknęła się z ich kwatery. Niestety, Łowca nie zdołał jej zatrzymać, iż przebudził się już gdy ta została schwytana. Wybiegł z pokoju na długi korytarz oświetlany przez słabe białe światło, ujrzał prowadzoną, nieprzytomną dziewczynę. Od razu podbiegł do Łowców i zapytał:

-Dokąd ją prowadzicie?

-Do Dowództwa, omal nie zabiła jednego z naszych, zaś kilku jest poważnie rannych- odburknął mu znajomy Łowca. Damien czuł się bezradny.

Co tej dziewczynie strzeliło do głowy?

*

Gdy Sammie otworzyła oczy ujrzała że jej współlokator jest pogrążony w głębokim śnie. Czuła że to jej ostatnia szansa, ze więcej się już może nie powtórzyć, tym bardziej iż Prezydent na dniach ma ogłosić iż opuszczenie Stolicy będzie zabronione, zważywszy na rosnące niebiespieczeństwo.

Dziewczyna wyszła z kwatery, rozejrzała się w okół, nikogo nie spostrzegła. Wiedziała że kamer nie ma w sektorze mieszalnym, więc mogła się swobodnie poruszać. Przyległa jednak do ściany i zmierzała do frontowych drzwi. Uzbrojona była w kilka pistoletów, które skradła podczas treningu. Pchnęła białe drzwi i stwierdziła że jest czysto. Ruszyła przed siebie jeszcze pewniej. Zbliżała się do windy, wcisnęła guzik, weszła do niej i zjechała na pierwsze piętro. Nie było innego wyjścia, wiedziała ze czeka ja konfrontacja z kilkoma stróżującymi Łowcami.

Drzwi winy otworzyły się, a Sammie nie czekając na pierwszy ruch przeciwników wystrzeliła kilka pocisków w ich stronę, biegnąc przed siebie, jak najbliżej wyjścia. Nie spodziewała się jednak że jest ich tak wielu. Otoczyli ją i wtedy zrozumiała że nie da rady zrobić nic więcej. Zalała ją fala wściekłości, kilkoro z nich chciało ja trzymać, lecz ta się szamotała i rzucała jak dzikie zwierzę, poczuła jak ktoś wstrzykuję jej coś w plecy i odpłynęła.

Obudziwszy się ujrzała wysokiego mężczyznę w szarym garniturze. Był odwrócony do niej tyłem. Rozejrzała się wokół i spostrzegła że jest w jakimś centrum dowodzenia, świadczył o tym długi szklany stół i ze dwa telewizory, przez które prowadzone były rozmowy i tym podobne.

-Yhm, a więc... Chciałaś?- zapytał mężczyzna, który nagle się odwrócił i spojrzał na Łowczynie gniewnym wzorkiem. Jego oczy miały srebrny kolor, a Sammie je znała. Właśnie rozmawiała z samym Prezydentem Stolicy, Haruki Hayashi. Mężczyzna ten liczył sobie z pięćdziesiąt lat, lecz wyglądał na czterdzieści, był wysportowany, a charakteryzowały go jego niezwykłe oczy. Hayashi był pół niewidomy, jego niezwykłe oczy pozwalały mu widzieć ciepło ludzkiego ciała i otaczającego go świata. Tak przynajmniej twierdził.

-Uratować brata- odrzekła Sammie. Teraz zdała sobie sprawę jakie to było głupie, ale nie miała innego wyjścia, nie mogła pozwolić by jej brat został tam, sam. Musiała się chociaż postarać, spróbować.

-Zabiłaś jednego z Łowców, trzech leży na stołach operacyjnych. Co mam z tobą zrobić?-zapytał Prezydent.

Sammie spostrzegła że obok niej stoi dwóch mężczyzn. Jeden z nich był czarnoskóry, zaś drugi nie pasował jej na żołnierza. Był łysy, a na głowie znalazło się kilka tatuaży, które rozgałęziały się aż do placów i znikały za kołnierzem munduru.

-Jestem gotowa przyjąć zasłużoną mi karę- odpowiedziała ze zrezygnowaniem

-Dobrze, tak więc zostajesz zdegradowana. Masz opuścić Ośrodek. Zero, proszę dopilnuj by opuściła Ośrodek w ciągu najbliższych piętnastu minut.

-Tak jest- odpowiedział chłopak z tatuażami na głowie i chwycił mocno Sammie pod ramię, wyprowadzając ja z dowództwa.

Gdy tak ją ciągnął przez korytarz, Sammie czuła że już wszystko stracone. Liczyła że wsadzą ją do więzienia, a ci jednak każą jej opuścić Ośrodek.

-Co ty sobie myślałaś? Dziewczyno, zastanów się. Sądzisz że tylko twoi bliscy są w Moonwood?- zapytał chłopak, przyjmując oskarżycielski ton. Sammie spojrzała na niego z ukosa, oczekiwał odpowiedzi, ale ta nie była w stanie mu jej udzielić.

-Idź dziś do "Ostatniej Odysei".

*

W pokoju spotkała się z Damienem, który wpatrywał się w nią wzrokiem pełnym zawodu. Był nad wyraz pogrążony w zadumie. Sammie wyczuła że był smutny, rozpoznawała już uczucia na jego twarzy. Jego zielone oczy przyglądały się jej ruchom, gdy ta pakowała ubrania do plecaka w milczeniu i tak też opuściła ich wspólny niegdyś pokój.

Bez pożegnania.

*

Wieczorem stała przed wejściem do "Ostatniej Odysei", nie wiedziała tylko po co tu jest, jaki jest ku temu cel, ale przybyła. Cały dzień spędziła na spacerze po Stolicy.

Stolica była jedynym miastem, który udało się odbić ludziom. W centrum znajdowało się kilka wieżowców, prawdziwych drapaczy chmur, w nienagannym stanie. Ludzie mieszkali w starych kamienicach, gdzie był podział na biednych i bogatych. Ci z wyższej klasy albo mieszkali w centrum albo na zachodzie, reszta zajmowała wschódnie i południowe rejony miasta.

Przed wejściem do klubu rozciągała się długa kolejka, Łowczyni ustała w niej, mając nadzieje że uda się jej dostać do środka przed świtem. Słyszała durniejąca muzykę wydobywając się z wnętrza klubu.

"Ostatnia Odyseja" mieściła się w pozostałościach, wręcz ruinach starego dworca. W klubie tym spotykali się dilerzy i inne męty społeczne. Sotlica nie mogła zamknąć klubu, iż właściciele mają tak zwane "gorące zdjęcia" i inne haki na polityków. Po jakieś godzinie Sammie weszła do klubu. Miała na sobie ubrania które dostała na wyjściu z Ośrodka, zostawiwszy swój mundur, czyli jeansy, wojskowe podniszczone buty, biały T-shirt i kurtkę w kolorze khaki, a włosy spięła w niedbały kok. Pozbawiono ja również plecaka, a na odchodne dano jej kilka dolarów. O to jak odpłacili jej wszystkie zasługi, ale zabiła jednego z...

Nagle to do niej dotarło. Zabiła jednego ze swoich. Zabiła go bo chciała ruszyć na samobójczą misję. Naprawdę, co ona sobie myślała?

Gdy weszła do środka od razu wyczuła że to nie jej miejsce. Muzyka była za głośna, a Sammie nie była nawet pewna czy nie są to tylko same basy, wnętrze było słabo oświetlone przez migawki różnokolorowego światła, wszędzie unosił się dym, zapach spoconych ciał, wilgoci i alkoholu. Przepychała się między wirującymi ciałami tańczących ludzi.

Usiadła przy barze i rozglądała się szukając jakiegokolwiek znaku, szukając jego.

Nagle przy niej zjawiła się różowo-włosa dziewczyna z kilkoma tatuażami na rękach i małą gwiazdką pod prawym, błękitnym okiem.

-Sky, chodź ze mną.

Sammie wstała z krzesła i zaczęła przeciskać się między ludźmi, zmierzając za dziewczyną, gdy ta nagle zatrzymała się w samym środku i zaczęła tańczyć.

Sammie wparowywała się w nią głupim wyrazem twarzy, lecz ta nie zwracała na to uwagi, wykonując kilka zgrabnych ruchów bioder, unosząc przy tym ręce do góry. Sammie zaczęła trochę pogrywać swym ciałem, kołysząc się na boki. Stwierdziła po czasie że muzyka jest trochę agresywna, ale ciekawa. Wyzwalała w niej nowe emocje, których ta wcześniej nie znała. Po chwili ruszała się razem z innymi na parkiecie, oddając się dzikiej muzyce wydobywającej się z głośników.

Nagle ktoś chwycił ją za ramie, odwróciła się i ujrzała wytatuowanego łysola.

-Dobrze że przyszłaś!- krzyknął jej do ucha. Sammie dalej poruszała się w rytm muzyki, spoglądała na swego kompana.

-Tylko dalej nie wiem po co!- ona również krzyczła, muzyka była zbyt głośna.

-Ruszamy do Moonwood.

-Kiedy?!- zapytała zszokowana, aż przestała tańczyć i patrzyła na Łysego.

-Teraz.

Chwycił ją za ramie, Sammie obejrzała się i zobaczyła że różowo-włosa podąża za nimi, przepychając się między ludźmi. Wyszli tylnym wyjściem z klubu.

Łowca podszedł do śmietników, podniósł klapę, wyciągnął dwa plecaki i zaczął rozdawać broń.

Sammie dostała dwa pistolety, które przyczepiła do paska od spodni i kołczan z łukiem. Strzały niestety nie były wybuchowe, ale zawierały truciznę na wampy.

-Jestem Zero- powiedział chłopak- Idziemy odbić twojego i mojego brata.

-A ja jestem Sky. Trzymaj się blisko, czekają przy bramie.

-Musimy zabrać ze dwa ścigacze- powiedział Zero, spoglądając na rózowo-włosą dziewczynę, gdy ta zaczęła przypinać noże do swego paska.

 

*

-Czy wszystko już spakowane?- zapytał Luke Mike, który miał za to odpowiadać.

-Tak- odpowiedział mu, poganiając innych i pomagając im zapinać plecaki.

Ruszyli na bitwę, wszyscy byli uzbrojeni, ale to w Luku, Aiko, Mike i Fujio pokładano nadzieję, tylko oni mogli ich ocalić. Celem był główny zawór. Jeśli ten zostanie zniszczony, to rury wybuchną, co doprowadzi do tego że gaz zacznie unosić się nad całym miastem.

Tylko wtedy wampiry będą pokonane.

*

Sammie schowała się za ścianą, po drugiej stronie był Zero, a Sky weszła do jednego z lokali mieszkalnych. Przed nimi była jedna z bram do Stolicy, przez którą można było albo wejść, albo wyjść, co właśnie było ich celem, ale musieli najpierw ominąć grupę stróżujących Łowców i ukraść ze dwa ścigacze, które na ich szczęście stacjonowały zaraz przy bramie.

Plan był prosty, Sammie odwraca uwagę, Zero pozbywa się Łowców, Sky zajmuję się ścigaczami. W teorii plan był banalny w praktyce było inaczej... Zważywszy na przewagę liczebną strażników. Musieli czekać na dobry moment, na zmianę strażników, wtedy będzie ich mniej i będą oni zajęci czymś innym.

Sammie nie mogła czekać ani chwili dłużej, wystrzeliła kilka pocisków z pistoletu, trafiając dwóch strażników w łyki, reszta od razu wyciągnęła broń i zaczęła strzelać w jej kierunku. Zestrzeliła jeszcze kilku, zaś Zero zaczął rzucać granaty, tak by wybuch nie dosięgnął pojazdów.

Wybuch był olbrzymi, ogień prawie liznął Łowczynię, jednakże ta w ostatniej chwili przyległa do ściany.

Sammie patrzyła tylko jak po jej prawej stronie pojawia się olbrzymia kula ognia, która momentalnie znika. Wyskoczyła za ściany i wystrzeliła kilka następnych pocisków, trafiając w Łowców.

Znalazła się przy Zero, którego ktoś trafił w nogę, rana wyglądała na groźną, ale nie było czasu by ją opatrzyć. Dym utrudniał widoczność i celowanie, dlatego Sammie kucnęła i zaczęła strzelać przed siebie, iż dym unosił się ku górze.

Usłyszeli warknięcia zapalanych ściągaczy, to był sygnał, który nadał im Sky. Pobiegli w stronę z której wydobywał się owy dźwięk, chwilę później Zero dosiadł jeden z pojazdów, Sammie usiadła za nim i objęła go w pasie. Mieli już gnać przed siebie, gdy nagle przeleciał przed nim grad pocisków, który trafił w ich pojazd, a ten zaczął płonąć.

Zeskoczyli z niego. Łowczyni od razu zaczęła strzelać w swych przeciwników i główkowała co dalej.

Wtem przed nimi pojawił się inny ścigacz, który prowadził Damien.

-Wskakuj!- krzyknął do niej chłopak. Sammie spojrzała na Zero, ten pobiegł do Sky i siadł za nią na jej ścigaczu, Sammie objęła w pasie Damiena. Poczuła jego mięśnie, słyszała jego nierówny oddech. Pojazd przyspieszył, odwróciwszy się ujrzała że są już po drugiej stronie bramy.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Galthar01 31.05.2015
    Nie wiem, czy akcja nie rozwija się zbyt szybko. Ale podobają mi się opisy i jestem ciekawy co będzie dalej. Relacja między Damienem i Sammie jest interesująca. Tak trzymaj :D
  • Shika 01.06.2015
    Kilka nieskładnych zdań, ale za to świetnie się czyta. Dobrze, że rozdziały są długie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania